Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych LXXXI

18 443  
2   7  
Klikaj po więcej!Kredka. Zwyczajna kredka, a taka groźna. Normalne czyszczenie motorynki też kończy się nieprzyjemnie. Naprawa roweru także. Najlepiej to chyba położyć się i spać, z ewentualnymi przerwami na posiłki...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

KÓŁKO

Miałem może z 10 lat, kiedy to sam naprawiałem sobie swój rower. Naprawa polegała na tym, że trzeba odkręcić przednie koło (bo coś z nim było nie tak, chyba było trochę skrzywione) i przykręcić drugie takie samo z innego roweru, nic trudnego. Odkręciłem złe przykręciłem dobre i po robocie. Zadowolony z wykonanego zadania postanowiłem pojechać zakupić loda swoim wyremontowanym rowerkiem. Wyjechałem na ulicą i jadę, rozpędziłem się już dość dobrze i mknę w kierunku sklepu. Ale taka monotonna jazda to żadne wyzwanie dla 10 latka postanowiłem więc poderwać przód roweru i pojechać na tylnym kółku, tak też zrobiłem szarpnąłem kierownicą i co widzę?
Przednie kółko zostało na drodze i jedzie własnym, torem. Oczywiście na tylnym kółku za dobrze ja jeździć nie umiałem, to też po kilku sekundach widełki roweru zaryły w asfalt ja przez kierownicę uderzyłem centralnie twarzą o ulicę. Podniosłem się złapałem za twarz poczułem od razu, że powiększa się z każdą sekundą rozpłakałem się, wziąłem w jedna rękę resztę roweru w drugą kółko, które było za słabo przykręcone i zatrzymało się kilkadziesiąt metrów dalej na chodniku i wracam do domu. Po drodze mijam kilka osób, które jak na mnie patrzyły to nie były w stanie słowa powiedzieć. Efekt, wstrząs mózgu, twarz jak u boksera po wyniszczającym 12 rundowym pojedynku i cudem uratowane przednie zęby, które to po tym wyczynie ruszały mi się do przodu i do tyłu. Najgorsze było to, że następnego dnia było wesele mojego sąsiada, na które nie poszedłem żeby gości nie straszyć.

by Cypis82

* * * * *

PRZYCZEPKA

Gdy miałem lat 12 ojciec pożyczył od swojego kolegi przyczepkę. Wykorzystywałem każdą okazję aby pojeździć na przyczepce i by poczuć wiatr we włosach. Razu pewnego, gdy zatrzymaliśmy się koło domu, chciałem udowodnić swoją odwagę skokiem z przyczepki na beton. Otóż mądry 12-sto latek wyskakując z tego wspaniałego pojazdu zapomniał, że owa przyczepa ma podniesioną burtę. W akrobatyczny i spektakularny sposób zahaczyłem jeszcze o błotnik, poczym w piękny sposób wylądowałem twarzą na betonie. Na szczęście nie odbiło się o ani na psychice, ani na wyglądzie.

by Sensey999

* * * * *

DRĄG

Działo się to gdy miałem około 12 lat (jakies 6 lat temu). Było już ciepło, więc cała nasza zgraja z osiedla domków jednorodzinnych wpadła na pomysł zbudowania tzw. "bazy" (czyli czegoś gdzie można było się schować). Niedaleko naszego osiedla był "lasek" (czyli dwa drzewa na pustym polu). Pech chciał że jedno drzewo było idealnie rozgałęzione tak aby umieścić tam jakaś platformę. Tak więc skombinowaliśmy potrzebne nam materiały z pobliskiej budowy, deski, jakieś drągi, gwoździe itp. Żwawo wzięliśmy się za budowę, jednak powstał jeden problem. Jak przetransportować drągi na górę? Dodam, że były one dość ciężkie, a baza miała być na wysokości około 3m. Mój kumpel wpadł na pomysł wrzucenia ich tam (jeden z nas musiał wejść na drzewo, a kumpel miał wrzucić to na rozgałęzienie). Odradzałem mu to stanowczo, gdyż z nami byli wszędobylscy młodsi bracia (lat około 2) jednego z nas i któryś z nich mógłby dostać w głowę. Jednak kumpel nie posłuchał się mnie i próbował swojego sposobu. Niestety rzut mu się nie udał, drąg odbił się od gałęzi i z całym impetem gruchnął mnie w tył głowy. Na chwile zrobiło mi się ciemno przed oczami jednak nie straciłem przytomności. O dziwo pomimo wagi drąga i wysokości z jakiej spadł nie rozciął mi głowy nie miałem także wstrząsu mózgu. Skończyło się tylko na ogromnym guzie (wielkosci polowy jajka), oraz że do tej pory mam jedną część głowy bardziej wrażliwą na bodźce.

by Niezarejestrowany

* * * * *

TELEMARK

Historia zdarzyła się dobrych parę lat temu, kiedy mój wiek można był jeszcze zapisać w postaci jednej cyfry, a w głowie aż huczało od niezbyt mądrych pomysłów. W tamtym czasie mieszkałem jeszcze w Gdańsku - Oruni. Niedaleko mego domostwa znajdował się całkiem spory plac budowy z 20 metrową stertą żwiru. Pewnego niezbyt pięknego dnia postanowiłem wdrapać się na ową górkę. Będąc na owym szczycie postanowiłem zrobić coś jeszcze. Nie tracąc zbyt wiele czasu, wybrałem najgłupszy pomysł jaki wepchał się do mej głowy. Będąc zafascynowanym wyczynami naszych skoczków, wyobraziłem sobie siebie w kombinezonie i nartach. Jednak na tym nie poprzestałem. Zapragnąłem polecieć tak jak oni. Jak "pomyślałem, tak też uczyniłem. Bez wahania, odbiłem się i "pofrunąłem". Przez pierwsze 10 metrów było całkiem przyjemnie. Kiedy jednak chciałem zakończyć skok telemarkiem "coś" poszło nie tak. Kiedy się ocknąłem zobaczyłem długi ślad w piasku kończący się na stercie gruzu i kamieni. Na szczęście nic poważnego mi się nie stało. Kilka siniaków ,zadrapań i ból kręgosłupa przez kolejne dwa tygodnie.

by Timonfreak

* * * * *

PELIKAN

Mają lat około 4, tata zabrał mnie na basen (odkryty), on piechotą, a ja próbowałem nadgonić swoim zajefanym wówczas rowerkiem typu pelikan. Przed wejściem na basen była górka, a tuż za nią barierki.
Stanąłem przed wielkim wyzwaniem. Zjechać czy nie.
Jako, że tata patrzył głupio mi się zrobiło i zacząłem jechać, chcąc uniknąć zderzenia z barierką próbowałem hamować, ale wszystko mi się pokićkało i zacząłem pedałować dodając sobie jeszcze większego pędu i z wielką gracją przywaliłem brodą o barierkę. Nie pamiętam dokładnie co się stało. Ocknąłem się w drodze na pogotowie. Broda cala we krwi i do dziś mam kilka sporych blizn na niej choć minęło od tego sporo lat. i przez te wszystkie lata jednego nie mogłem zrozumieć. Otóż:
Na pogotowiu musiałem dostać zastrzyk, żeby się szybciej zagoiło czy coś, tylko czemu dostałem go w d*pę, a nie w brodę? Tego nie wiem do dziś.

by Niezarejestrowany

* * * * *

POTWORNA HUŚTAWKA

Dawno temu jak byłem mały, to chodziliśmy z kolegą na plac zabaw, żeby pobujać się na huśtawkach. Wtedy były one ciężkie i żelazne z prętami zamiast łańcuchów. Kolega usiadł, a ja stanąłem za nim na siedzonku huśtawki i trzymając się prętów rozbujałem nas całkiem wysoko. Koledze chyba zrobiło się niedobrze, bo zaczął krzyczeć żebym już nie bujał no to ja niewiele myśląc, gdy huśtawka akurat poruszała się w tył postawiłem nogę na ziemi by zatrzymać tego "potwora". Oczywiście nogę złamałem. Założyli mi gips aż do pachwiny.

by Niezarejestrowany

* * * * *

KREDKA

Koniec lat osiemdziesiątych. Miałam cztery lata i na wakacje rodzice wysłali mnie do dziadków do Szczecina. Zawsze byłam grzeczna i ładnie się bawiłam. Tak też było i tym razem - rysowałam sobie. Ale nagle taboret poszedł w dół i spadłam trochę nieszczęśliwie. Trochę, gdyż ścisnęłam mocniej kredkę i poleciałam twarzą na kredkę właśnie. Kredka utkwiła w oku - to znaczy nie bezpośrednio w źrenicę, tylko poszła skośnie (w stronę mózgu) przez powiekę. Nie mniej w oku tkwiła. Dziadek był wojskowym i niejedno już wydział, więc zachował zimną krew. Cap mnie i do samochodu (popielaty duży fiat), trąbiąc jechał jak najszybciej do szpitala. Oko jakimś cudem uratowali dzielni szczecińscy lekarze, za co jestem im dozgonnie wdzięczna. a na powiece w lewym oku mam ślady szycia - właściwie niewidoczne.

by Magdalena_Fabisiak

* * * * *

CZYŚCIOSZKI

Było to któregoś letniego popołudnia, wraz z kumplem mając po 12-13 latek zabraliśmy się za remont jakiejś starej motorynki, którą znaleźliśmy schowaną w szopie. Ponieważ mieliśmy o tym jakieś pojecie (za dziecka całe dnie spędzało się przy dziadkach i ojcach "kopiących" w takich rzeczach), to postanowiliśmy wyczyścić silnik. No a czym lepiej puszcza stary brud i smar, jak benzyną. Gdy skończyliśmy, to silnik był jak nowy, a brudną benzynę wylaliśmy do studzienki na ogrodzie (zakopana jakaś stara beczka na i kratka, co by woda spływała). Chwile później przyszedł wujek z papierosem ocenić nasza prace. Zebraliśmy wiele komplementów do czasu, jak nie wrzucił niedopałka do studzienki. Parująca benzyna i żar z papierosa to nie była najlepsza mieszanka. Wujek został z "krótszymi włosami", a kot ledwo uciekł spod spadającej, żeliwnej kratki ze studzienki. Później już jakoś wujkowi nie podobała się nasza przygoda z motorynką.

by Misiek_ROW

* * * * *

PIRUET

Wieczór w jednym z blokowych mieszkanek. Mały salonik ledwie mieścił ogromną, starą, drewnianą meblościankę. Miałam chyba 5 lat, kiedy przyjechała do mamy koleżanka ze Szwecji. Dyskutowały namiętnie o jakiś babskich sprawach i nikt na mnie nie zwracał uwagi. Chcąc być chociaż chwilę w centrum zainteresowania postanowiłam uroczyście na środku pokoju wykonać piruet. Pech chciał, że przy drugim obrocie dywan postanowił zmienić swoje położenie, a przy tym i moje ciało. Niepozorny kant segmentu niebezpiecznie zbliżył się do mojego oka. Na szczęcie z oczami wszystko w porządku, została tylko mała blizna na skroni, do czego częściowo przyczynił się trzeźwo myślący lekarz dyżurny.

by Corny

* * * * *

WIELKA UCIECZKA

Pamiętam, gdy byłem małym chłopcem, któremu tylko zabawa w głowie, uwielbiałem z ekipą rówieśników wycieczki na zakazane tereny nowopowstających osiedli w okolicy. Ta ciągła dawka adrenaliny, gdy hasaliśmy po surowych blokach, starając się za wszelką cenę nie zdradzić swojej tam obecności panu stróżowi. Nasza dobra passa trwała nad wyraz długo, ale wiadomo, że kiedyś się skończyć musiała. I tak pewnego dnia ruszyliśmy całym oddziałem siedmiolatków na wspomniana budowę. Jako teren zabawy wybraliśmy piękny pachnący świeżym tynkiem blok. Byłby to kolejny dzień wspaniałej zabawy, gdyby nie kolega, który nie wiadomo skąd (w tamtych czasach!) miał przy sobie petardy! Jaki był huk! Dumni z siebie zapomnieliśmy o stróżu, który zwabiony wybuchami w końcu nas namierzył. Reakcja nasza była natychmiastowa - w nogi! Mimowolnie rozdzieliliśmy się na dwuosobowe grupki. Ja z kolegą od petard ruszyłem w głąb budynku i to był nasz błąd, ponieważ za diabła nie mogliśmy znaleźć wyjścia z tego betonowego labiryntu. Po jakimś czasie namierzyliśmy jakiś balkon czy drzwi i machinalnie ruszyliśmy w tym kierunku, jeszcze bardziej przyspieszając, by czym prędzej uciec z tego budynku. Dopiero w powietrzu zorientowaliśmy się, że właśnie przed chwilą wyskoczyliśmy z balkonu na pierwszym piętrze. Skończyło się na szczęście na zadrapaniach, ale sprawiedliwa ręka stróża i tak nas dopadła i dostarczyła przed oblicze rodzicieli. O tym, co się działo po zamknięciu drzwi za stróżem pisał nie będę, bo nawet najtwardsze Monstery mogłyby w drgawkach uciec sprzed monitorów. Puenta niech będzie zatem taka, że minęło sporo czasu zanim ponownie spotkałem się z kolegami, bowiem szlaban był opuszczony baaardzo długo...

by Niezarejestrowany

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

UWAGA! Jako Niezarejestrowany/a występują osoby, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 18443x | Komentarzy: 7 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało