Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

5 rosyjskich wynalazków wojennych, które skuteczne były... jedynie na papierze

68 307  
279   38  
Nie każdy, stworzony z myślą o armii, wynalazek musi okazać się godnym zainwestowanych w niego pieniędzy i czasu. Nawet kiedy sam pomysł oraz intencje twórców są dobre, to efekty ich pracy mogą być wielkim rozczarowaniem. W kwestiach innowacji technologicznych sporą odwagą wykazali się rosyjscy konstruktorzy – ich projekty bywały bowiem równie genialne, co zupełnie niepraktyczne.

#1. Obiekt 279

W 1959 roku w Zakładach Przemysłowych Kirowa powstał prototypowy, ważący 60 ton, potwór z silnikiem o mocy 1000 koni mechanicznych. Masywna konstrukcja tego czołgu stworzona została z myślą wytrzymania przez ten pojazd fali uderzeniowej w przypadku eksplozji bomby atomowej. Według twórców, wnętrze tej maszyny gwarantowało jej załodze ochronę przed atakami biologicznymi, chemicznymi oraz przed radioaktywnym promieniowaniem.


Ta olbrzymia bestia nigdy jednak nie weszła do masowej produkcji i ostatecznie powstały jedynie dwa prototypy Obiektu 279. Główną przyczyna tego stanu rzeczy było zarządzenie Nikity Chruszczowa, który w 1960 roku zakazał konstruowania czołgów ważących więcej niż 37 ton. Ten pojazd był za ciężki na rosyjskie drogi i mosty. Ponadto utrzymanie tej maszyny na chodzie wymagało sporo nakładów finansowych. Wykryto też całą masę błędów w tej konstrukcji – przede wszystkim Obiekt 279 nie był wystarczająco zwrotny i potrafił ugrzęznąć na bagnach. Żeby tego było mało jego naprawa okazała się bardzo kłopotliwa – przede wszystkim dostęp do wielu kluczowych, najbardziej awaryjnych (np. wewnętrznych gąsienic), elementów czołgu był wyjątkowo utrudniony.
To monstrum, które miało siać postrach wśród wrogów Mateczki Rosji, ostatecznie do dziś budzi trwogę... gości militarnego muzeum w Kubince koło Moskwy.

#2. Nietoperz

Pierwsze czołgi sprawdzone w boju zostały w 1916 roku. Jednym z najwcześniejszych pojazdów tego typu był Little Willie – prototypowa maszyna stworzona przez brytyjskich konstruktorów. Aby ukryć prawdziwe przeznaczenie tego urządzenia, pancerną puszkę na potężnych gąsienicach ochrzczono nazwą „tank” – co miało sugerować, że był to mobilny zbiornik z wodą. Jak wiadomo, miano to przyjęło się całkiem nieźle… I podczas gdy Little Willy stał się wzorem do stworzenia Marka-1 - czołgu, który wspomagał ataki piechoty podczas I wojny Światowej, Rosjanie postanowili pójść w nieco innym kierunku. Już w 1914 roku powstał projekt opancerzonego pojazdu, który nie przemieszczał się na gąsienicach, ale na kołach – dwóch wielkich, 9 metrowych i jednym małym (o średnicy 1,5 metra), z tyłu.


Car Mikołaj II wygospodarował odpowiednio wysoki budżet na zlecenie wykonania prototypu tej maszyny. Kiedy przyszło do oficjalnego pokazu jej możliwości szybko okazało się, że konstruktorzy, delikatnie mówiąc, „walnęli się” w obliczeniach. Małe, tylne koło co i rusz grzęzło w błocie. Pojazd nie był w stanie wydostać się z tej pułapki, bo dwa silniki Maybach (o mocy 240 KM każdy) okazały się zbyt słabe, aby bestię uwolnić z tej opresji… Wprawdzie rozmyślano nad umieszczeniem w kolejnych wersjach prototypu lepszego napędu, ale ostatecznie projekt ten zarzucono, a pierwszy i jedyny Nietoperz, jaki powstał trafił na złom.

#3. Śrubołazy

Pomysł wykorzystania wielkich śrub zamiast gąsienic albo kół wcale nie jest głupi – takie rozwiązanie znacznie ułatwiłoby pojazdowi przemieszczanie się po wyjątkowo trudnym terenie. I chociaż sama idea pamięta jeszcze początki XX wieku, to dopiero w latach 60., dzięki dofinansowaniu od państwa (skonstruowanie działających śrubołazów było częścią radzieckiego programu kosmicznego), pozwoliło rosyjskim inżynierom na stworzenie pierwszych prototypów.


Projekt ten rozwijany było do lat 80. i w tym czasie powstało kilkanaście takich urządzeń. Szybko okazało się, że śrubołazy faktycznie świetnie radzą sobie na bagnach, ale przy okazji dosłownie – masakrowały podłoże, po którym się przemieszczały. Wpuszczenie takiego pojazdu na rosyjski asfalt sprawiłoby, że z asfaltu zostałaby bezkształtna sieczka. Równocześnie więc z projektowaniem kolejnych śrubołazów, konstruowano lub przerabiano już istniejące pojazdy, które miały służyć do przewożenia tych maszyn. Jeden z nich – ZiŁ-49061 był sześciokołową ciężarówką o wadze prawie 12 ton.


Tymczasem jednym z największych śrubowych wehikułów był ZiŁ-4904. Już sam on ważył 10 ton i napędzany był dwoma silnikami z radzieckich ciężarówek. Taka bestia spalała nawet i do 80 litrów benzyny na 100 kilometrów. Chociaż powstało sporo prototypów takich śrubołazów (wliczając w to wersje… turystyczne!), a niektóre z nich zostały nawet przetestowane w regionach arktycznych, dalsze prace nad tego typu wehikułami zarzucono. Pojazdy te były wolne, niezbyt praktyczne, miały problemy ze zwrotnością, a koszty ich napraw, a co najważniejsze – obsługi były horrendalnie wysokie.

#4. Antyczołgowe psy

W czasie II Wojny Światowej na bitewne pola wyjechały czołgi – maszyny trudne do unieszkodliwienia. Zniszczenie takiego żelastwa było możliwe jeśli wykorzystało się wystarczająco silny materiał wybuchowy. Umieszczenie go pod pojazdem i detonowanie mogło wyrządzić urządzeniu wielkie szkody. Kto jednak podejmie się tak karkołomnego zadania. Misza? A może ty, Saszka? Nie? No to weźmiemy sabakę. W okolicach 1940 roku otwarte zostało specjalne centrum szkoleniowe, w którym zwierzęcy behawioryści uczyli psy wbiegać wprost pod gąsienice. Takiego czworonoga najpierw głodziło się, a następnie wypuszczano na poligon, gdzie jeździły czołgi. Pod nimi umieszczano psie kąski, więc zwierzaki szybko odkryły, że to ryzyko opłaca się. Nawet mimo hałasu karabinowych serii i potężnych eksplozji wokół.


Już rok później specjalne pułki składające się z żołnierzy i wyszkolonych psów, miały okazję przetestować swoje umiejętności w warunkach bojowych. Idea była banalna – głodny burek obwieszony materiałami wybuchowymi wbiega pod czołg, bomba robi bum i pies znika razem maszyną na gąsienicach. Szybko okazało się, że czworonogi nie uznawały niemieckich czołgów za potencjalne źródło jedzenia. Pojazdy wroga tankowane były innym paliwem (benzyną, a nie ropą, tak jak radzieckie pojazdy) oraz konserwowane innymi smarami, więc ich zapach w niczym nie przypominał radzieckich odpowiedników. Jeśli więc gdzieś w pobliżu znalazła się maszyna rosyjska to psi kamikadze chętniej wbiegał pod taki pojazd.
Czerwonoarmiści momentalnie więc nauczyli się, że zwierzęta te najlepiej spuszczać wtedy, gdy w pobliżu nie ma żadnego czołgu armii ZSRR.


Nie był to jedyny problem z tymi „żywymi minami”. Psiaki, przyzwyczajone do wybuchów i odgłosów karabinów, nie uważały tych dźwięków za oznakę zagrożenia i pałętały się po polu bitwy łatwo wystawiając się na niemiecką kulę. Naziści szybko też zorientowali się, że czworonogi nie są agresywne i byle kąsek może sprawić, że taki zwierzak podbiegnie do żołnierza merdając radośnie ogonem. Kiedy kundel pałaszował swoją „łapówkę” Niemiec ostrożnie demontował uprzęż z ładunkiem wybuchowym.
Chociaż rosyjska propaganda chwaliła się, że psy przeciwpancerne wysadziły w powietrze ponad 300 niemieckich czołgów, bardziej prawdopodobne jest, że zniszczonych pojazdów było odrobinę ponad tuzin. Ostatecznie centrum szkoleniowe dla tych zwierząt zostało zamknięte i jeszcze podczas wojny zaprzestano używać czworonogów jako żywych min.

#5. „Niewidzialny” samolot

O ile wybuchające psy okazały się absolutnym „niewypałem” to już bardzo ciekawym i obiecującym projektem było przedsięwzięcie prowadzone przez profesora Sergieja Grigorewicza Kozlowa. Człowiek ten wpadł na pomysł stworzenia samolotu, który byłby trudny do zobaczenia z ziemi. Jak tego dokonał? Ano nieco przerobił Jakowlewa AIR-4 usuwając oryginalne pokrycie kadłuba i skrzydeł. W miejsce tych elementów wstawił przezroczyste tworzywo sztuczne. Części maszyny, których nie dało się zastąpić takim materiałem pomalował białą farbą zmieszaną z aluminiowym proszkiem.




Samolot ten został oblatany i zgodnie z wizją Kozlowa - faktycznie trudniej go było wypatrzeć niż inne maszyny latające. Ponadto, dzięki przezroczystym skrzydłom, załoga pojazdu miała świetny widok na cele znajdujące się na ziemi. Kiedy jednak pierwsza ekscytacja minęła, okazało się, że samoloty szybko się brudzą, co ma się rozumieć – psuło cały misterny plan uczynienia z Jakowlewa niewidzialnej maszyny wojennego rozpi#rdolu. Dodatkowo wystawione na działanie promieni słonecznych sztuczne tworzywo po jakimś czasie traciło swoją wytrzymałość. Po przeprowadzeniu kilku próbnych lotów cały ten ambitny projekt został więc zamknięty. Ku rozpaczy Kozlowa, który marzył o uruchomieniu masowej produkcji niewidzialnych pojazdów bojowych.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
2

Oglądany: 68307x | Komentarzy: 38 | Okejek: 279 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało