Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Życie w średniowieczu nie mogło być nudne! - oto najdziwniejsze incydenty, jakie miały miejsce w tamtej epoce

65 202  
234   18  
Żyjąc w średniowieczu, miałbyś sporą szansę na śmierć przed osiągnięciem pełnoletności, a jako czterdziestolatek mogłeś uważać się za szczęściarza. Taki na przykład Mieszko I, któremu udało się przekroczyć pięćdziesiątkę, nazywany był przez swoich poddanych starcem… Ta barwna epoka historyczna obfitowała też w całą masę wydarzeń, które brzmią niczym jakieś absurdalne, nijak mające się do rzeczywistości, legendy.
Są to tymczasem bardzo poważne, dobrze potwierdzone fakty. To właśnie wtedy, na przykład, miała miejsce wojna, której zarzewiem był pewien drewniany kubeł na wodę.

Niezbyt potężna śmierć Sigurda Potężnego

Kiedy jesteś wielkim, brodatym wojownikiem, dumnym dowódcą ludu nieznających słowa „strach” wikingów, którzy przypuszczają zbrojny szturm na Szkocję, to możesz być pewny, że wrota Walhalli staną do ciebie otworem, kiedy tylko padniesz powalony przytłaczającą siłą przeciwnika. Już sama ksywa – Sigurd Potężny – gwarantuje ci odpowiedni szacunek poddanych i trwogę w oddziałach wroga! Zresztą swój piękny przydomek, ten nieustraszony, żyjący w IX wieku n.e. mężczyzna zdobył odznaczywszy się na polu bitwy niespotykaną wręcz odwagą i umiejętnością mobilizacji swoich żołnierzy.



Organizowane przez niego kolejne wyprawy w głąb Szkocji sprawiły, że w ręce brodaczy z północy trafiały coraz to większe połacie terenu. Będąc już starszym człowiekiem, Sigurd wszedł w konflikt z Máelem Brigtem – piktyjskim szlachcicem. Panowie wszystko wyjaśnili sobie na polu bitwy, gdzie naprzeciw siebie stanęły dwie wrogie amie. Potyczkę tę wygrali wikingowie, a nieszczęsny Máel został pozbawiony głowy, którą to jako trofeum przywłaszczył sobie Sigurd. Przymocował ją do siodła swego konia i z nią ruszył do domu. Okazało się jednak, że pokonany przeciwnik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Otóż ząb niezbyt już świeżego szlachcica delikatnie zahaczył o nogę Sigurda i spowodował lekkie skaleczenie.



W rankę wdała się infekcja. Zakażenie było dla nordyckiego wojownika ciosem znacznie bardziej dotkliwym niż dziesiątki bolesnych obrażeń, które zadano mu podczas niezliczonej ilości bitew. Ostatecznie Sigurd Potężny zmarł po kilku dniach walki z infekcją. Nie wiadomo, czy za tak idiotyczną śmierć wpuszczono go do Walhalli. Ja bym nie wpuścił…

Nigdy nie kąp się w zbroi!

Fryderyk I Barbarossa, niemiecki król z dynastii Hohenstaufów, jeszcze jako młody człowiek u boku swojego wujka brał udział w tzw. II wyprawie krzyżowej (1146 r.). Odziedziczywszy po Konradzie III niemiecki tron, nowy władca wsławił się najazdem na Włochy. W Rzymie zresztą został później koronowany na cesarza. Aby umocnić swoją pozycję, władca zorganizował zbrojną wyprawę do Ziemi Świętej, na czele której stanął osobiście. Jego wojska przemaszerowały przez Europę i dotarły do Konstantynopola, gdzie na drodze armii stanęła rzeka Salef. I tutaj doszło do wydarzenia, które znamy w kilku wersjach, jako że zostało ono opisane przez różnych kronikarzy.



Według jednego z dokumentów, cesarz nie posłuchawszy rad swoich najbliższych pomocników, wlazł do rzeki, usiłując pokonać ją wpław, jednak ciężka zbroja i zmęczenie fizyczne utrudniły mu tę przeprawę i władca poszedł na dno niczym słusznej wagi kamień. W innym przekazie napisane jest, że Fryderyk zleciał z konia i już nigdy nie wypłynął. Tymczasem arabski kronikarz Ibn al-Athir opisał incydent tak: „Cesarz wszedł do rzeki, aby się obmyć i utonął w miejscu, gdzie woda nie sięgała mu nawet do pasa! W ten sposób Bóg obronił nas przed tym złym człowiekiem!”.



Śmierć Fryderyka I sprawiła, że jego armia rozpadła się i tysiące niemieckich żołnierzy udało się do najbliższych portów, aby załapać się na transport do domu. Sporą część armii pożarła również jakaś zaraza w tureckim mieście Antiochia. Podobno też dla wielu wiernych sług władcy jego śmierć była takim ciosem, że porzucili swoją wiarę i odwrócili się od Kościoła.

Ślepy król na polu bitwy

Jan Luksemburski, który wszedł na czeski tron w 1310 roku, rościł sobie prawa do polskich ziem, które to wcześniej należały do Czech. Osłabione rozbiciem dzielnicowym królestwo rządzone przez Władysława Łokietka miało małe szanse w wypadku konfrontacji z silnym sąsiadem. Tymczasem czeski monarcha skumał się z Krzyżakami i wspólnie z nimi najechał na polskiego sojusznika – Litwę! Łokietek zachował się lojalnie wobec Litwinów i czym prędzej przypuścił atak na, należącą do zakonu, ziemię chełmińską. Wówczas to Luksemburczyk, będąc tytularnym królem Polski, zawarł porozumienie z Krzyżakami i przyznał im tereny Pomorza Gdańskiego, a później także i część ziemi dobrzyńskiej. W kolejnych latach Łokietek został zmuszony do podpisania z zakonem kilku, bardzo niekorzystnych dla naszego kraju, umów. Dopiero wejście na tron Kazimierza Wielkiego dało początek nowym, nieco mniej przyjaznym stosunkom z rozpychającymi się łokciami sąsiadami i za panowania tego władcy wybuchła wojna polsko-czeska.



Luksemburczyk tymczasem postanowił, na zupełnie innym froncie, wspomóc swoimi siłami armię francuską w trwającej wiele dekad wojnie z Anglikami o sukcesję tronu Francji. Stary, schorowany monarcha z Czech osobiście chciał wziąć udział w zbrojnej potyczce, aby opuścić ziemski padół w chwale. Okazja ku temu pojawiła się podczas bitwy pod Crécy. Ślepy, liczący sobie 50 wiosen Luksemburczyk kazał przywiązać swego wierzchowca do koni dwóch żołnierzy czeskich i wiedząc o tym, że klęska strony francuskiej jest już pewna, ruszył w szalonym galopie na oddziały wroga, wrzeszcząc: „Nie będzie to, żeby czeski król z pola uciekał! Miast tego zabierzcie mnie do miejsca, gdzie bitewny jazgot jest najgłośniejszy!”. Można więc powiedzieć, że Luksemburczyk popełnił chwalebne samobójstwo.

Wielka bitwa i jedynie trzy trupy?

W 1119 roku miała miejsce bitwa pomiędzy wojskami angielskimi i francuskimi. Henryk I Angielski bardzo chciał utrzymać swoje wpływy na ziemiach normandzkich. Tymczasem z jego rąk tereny te pragnął wydrzeć Ludwik VI Gruby – król Franków. Do spotkania armii zwaśnionych państw doszło 20 sierpnia, a na polu bitwy zderzyło się ze sobą 900 żołnierzy. Francuscy kronikarze opisywali to starcie jako niezwykle krwawe i brutalne. Ponadto przeciwnicy walczyli w wielkim ścisku, a (oczywiście zgodnie z mocno podkolorowanym opisem wspomnianych kronikarzy) król Ludwik, mimo swojej potężnej tuszy, miał walczyć z gracją baletnicy i z łatwością rozłupywał łby wrogom. W pewnej chwili któryś z żołnierzy przeciwnika krzyknął „Król został pokonany!”. Na co Ludwik krzycząc „Król nie został pokonany! Ani na wojnie, ani w szachach!” , a następnie roztrzaskał łeb mądrali za pomocą ciężkiego buzdyganu.



Mimo że francuskie źródła mówią o morzu przelanej krwi, to okazuje się, że sprawa mogła wyglądać zgoła inaczej. Otóż obie strony płaciły tak wysokie pieniądze za pojmanie żywych żołnierzy, że walczący ze sobą mężczyźni bardzo starali się zadawać ciosy delikatnie, aby móc pojmać swoich wrogów. Według wielu kronik w Bitwie pod Bremule życie straciły… trzy osoby!

Anglicy dostali łomot od Szkotów, bo dowódca tych pierwszych zaspał

W 1297 roku Szkoci pod dowództwem Williama Wallace’a stanęli do zbrojnego powstania przeciw angielskiemu ciemiężcy – królowi Edwardowi I. Kiedy władca postanowił stłamsić bunt i wysłał na szkockie ziemie potężną armię, Wallace połączył swoje oddziały. Mimo że liczba jego żołnierzy (ok. 10-13 tysięcy osób) nie była może jakoś specjalnie mała w porównaniu z siłami wojsk wroga, to na pewno posiadała znacznie słabsze wyposażenie. Szkotom natomiast nie brakowało jaj, odwagi i determinacji.



Stojący po stronie Anglików szkocki namiestnik hrabia Surrey usiłował nakłonić przeciwnika do poddania się, co oczywiście spotkało się z gwałtowną odmową. Ostatecznie obie armie spotkały się w pobliżu rzeki Forth, gdzie mostem przeprawiali się Anglicy. Problem w tym, że pierwsze oddziały, które przeszły na drugą stronę nie za bardzo wiedziały co ze sobą zrobić, bo nikt nie dał im konkretnych rozkazów. A to dlatego, że hrabia Surrey zaspał w swoim namiocie, a gdy się obudził, to wolał leniwie pasować na rycerzy kilku swoich ziomków, zamiast zabrać się do planowania strategicznych posunięć. W międzyczasie Szkoci zdążyli się dobrze przygotować, podzielić na trzy oddziały i w ukryciu czekać na wroga. Kiedy więc połowa armii angielskiej (ok. 5 tysięcy żołnierzy) ostatecznie znalazła się po drugiej stronie rzeki, Wallace z ogromnym impetem uderzył w zaskoczonych i zupełnie niezorganizowanych Anglików, szybko zamieniając bitwę w regularną rzeź. Hrabia Surrey mógł tylko patrzeć na tę masakrę i szybko wycofać resztę swego wojska, desperacko paląc za sobą nieszczęsny most.



Wkrótce Szkocję opuściły ostatnie, angielskie garnizony, a pasowany na rycerza Wallace mógł rozpocząć inwazję na północną Anglię. Całkiem skuteczną zresztą.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
5

Oglądany: 65202x | Komentarzy: 18 | Okejek: 234 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało