Kto z nas się nie zaciesza, gdy na telewizyjnym ekranie, w jakimś
amerykańskim filmiszczu, jakiś dresik z drugiego planu uraczy nas swojską,
tłustą „kurwą”. No i fajnie, że gdzieś tam za oceanem polska
mowa jest kojarzona. Tymczasem nawet sami mieszkańcy krajów
anglojęzycznych nie zdają sobie sprawy, że niektóre z używanych
przez nich wyrazów pochodzą z języka polskiego właśnie i mimo że
ich brzmienie mocno czasem odbiega od swojej pierwotnej formy, to
korzenie tych słów nadal tkwią w nadwiślańskim grajdołku.
Sabre
Szabla to broń
sieczna o bardzo długiej tradycji. Jej pierwowzoru należałoby się
doszukiwać gdzieś w starożytnej Persji albo w Egipcie, chociaż
pewne źródła wskazują, że ten typ jednoręcznego narzędzia do
siekania wrogów mógł jeszcze wcześniej powstać w Chinach.
Chociaż broń ta znana była Europejczykom już od V wieku, to
dopiero w XV wieku wyparła ona miecz. Być może to dzięki
wzmocnieniu się kontaktów polsko-węgierskich i sprowadzaniu na
nasze ziemie sporych ilości fantów zdobytych przez Węgrów podczas
wojny austriacko-tureckiej?
Do języka
angielskiego słowo „sabre” trafiło z Niemiec, gdzie broń ta
znana była jako „säbel”. Do naszych zachodnich sąsiadów wyraz
ten dotarł z Polski.
Trzeba tu jednak zaznaczyć, że także i my
machaliśmy szabelką „z importu”, bo przecież przedmiot ten
otrzymaliśmy razem z jego nazwą! Chociaż obecnie
ta wygięta, charakterystyczna broń nazywana jest przez Węgrów
„szablya”, to pierwotnie mówiono tam na nią „szabla”! Idźmy jednak dalej. Być
może także i ten wyraz jest zapożyczony. Według niektórych
językoznawców mógł on pochodzić od „selebe” – słowa z
martwego już języka, którym posługiwali się Kipczakowie,
turecki plemienny lud niegdyś zajmujący tereny obecnego
Kazachstanu.
Gherkin
Może i ogórki
kiszone nie są jakoś specjalnie popularne wśród większości
zachodnich ludów, ale my swoje wiemy – ogór ze słoika jest
bardzo smaczny i stanowi źródło cennych witamin (o nich za
moment)! W mowie angielskiej, szczególnie tej używanej przez
mieszkańców Wielkiej Brytanii, na tę pyszność mówi się czasem „gherkin”. Ba, rozróżnia się nawet kilka typów tego
kiszonego cuda. I tak na przykład „bur gherkin” to kiszony
ogórek antylski, a „mexican sour gherkin” to z kolei słoikowa
wersja ozdobnego ogórka meksykańskiego.
Wyraz „gherkin”
trafił do języka angielskiego z Niemiec, gdzie na ogórki mówi się
„gurken”. I chociaż za prekursorów kiszonek uważa się dawnych
Mezopotamczyków, a potrawą tą miał zajadać się zarówno
Arystoteles, jak i Juliusz Cezar, to właśnie na naszej szerokości
geograficznej od setek lat praktykowany jest zwyczaj kiszenia ogórków
na zimę. Prawdopodobnie więc niemiecki wyraz „gurken” pochodzi
od polskiego „ogórka”.
Kiedy spojrzymy
jednak nieco dalej w przeszłość, to okaże się, że również staropolski
„ogurek” (tak do XV wieku zapisywało się to słowo) ma swoje
korzenie gdzieś indziej, bo w mowie średniowiecznych Greków, którzy na owoc ten
mówili „angoúrion”.
Witamina
Wyraz „witamina”
jest całkiem młody. Trudno się dziwić – w końcu istnienie
tych, niezwykle nam potrzebnych, związków zostało udowodnione zaledwie nieco
ponad sto lat temu. W 1913 roku z otrąb ryżowych wyodrębnił
witaminę B1 Kazimierz Funk – polski biochemik, który studiował
biologię w Genewie, a później chemię w Berlinie. Nasz uczony, musząc jakoś ochrzcić swoje odkrycie, połączył dwa
wyrazy – „vita” (po łacinie - „życie”) oraz amina, czyli
chemiczny związek posiadający grupę aminową (odkryta przez Funka
witamina B1 taką właśnie grupę posiadała). Nazwa to bardzo
trafna, jeśli weźmie się pod uwagę, jak ważną pozycję w naszej
diecie posiadają witaminy. Już sam Funk powiązał niedobory
witaminowe z takimi chorobami jak krzywica czy szkorbut.
Wymyślone przez
uczonego słowo dość szybko przyjęło się w innych językach,
aczkolwiek początkowo używane w krajach anglojęzycznych słowo
„vitamine” dość szybko straciło literkę „e”, bo okazało
się, że nie wszystkie witaminy posiadają grupy aminowe.
Quark
9000 lat temu
Arabowie odkryli, że po podgrzaniu kwaśnego mleka, a następnie po
przecedzeniu go, powstają białe grudy, które są całkiem nie najgorsze w
smaku. Wynalazek ten można było wysuszyć na słońcu, dzięki
czemu miał on „lepszy termin ważności”. Wiele wieków
później sery twarogowe zaczęto moczyć w solance, co zapewniało
jeszcze dłuższą świeżość tej potrawy.
Wyraz „quark”,
który używany był w Niemczech, a z czasem zawędrował na Wyspy
Brytyjskie, prawdopodobnie ma swój bezpośredni rodowód w polskim
wyrazie „twaróg”. W większości słowiańskich języków słowo
to brzmi całkiem podobnie – u Czechów jest to „twaroh”, w
Rosji „tvorog”, a Serbowie pałaszują „twarog”. Cóż,
rodowodu tego wyrazu należy szukać bardzo daleko, bo w języku
prasłowiańskim, czyli wspólnej mowie dawnych Słowian, którzy na
twaróg mówili „tvarogъ (тварогъ)”.
Spruce
A teraz mała
zagwozdka lingwistyczna, która ma swoje uzasadnienie w historycznych
źródłach, ale nie jest akceptowana przez wszystkich językoznawców. Mimo to warto tę teorię przytoczyć, bo wydaje się ona wielce
intrygująca.
„Spruce” to po
angielsku „świerk”, jednak już na pierwszy rzut oka widać, że
słowa te nie mają ze sobą zbyt dużo wspólnego.
O jakim więc
polskim źródle tu mówimy? Żeby to wytłumaczyć, musimy cofnąć
się do XII wieku, kiedy to zaczęły zawiązywać się pierwsze umowy
pomiędzy handlarzami kursującymi po europejskich szlakach
handlowych. Dwieście lat później działała już tzw. Liga
Hanzeatycka, organizacja zrzeszająca kupców i ułatwiająca im
morski handel oraz broniąca ich interesów. Podobno w tamtym okresie
Liga dysponowała tysiącem statków o łącznej pojemności 90
milionów litrów! Monopol na import i eksport towarów gigant ten posiadał
również i w polskich miastach – w Gdańsku, Szczecinie, Słupsku
czy w Kołobrzegu.
Dzięki działalności tej wielkiej organizacji
możliwe było utrzymanie stałych dostaw towarów do Wielkiej
Brytanii, gdzie istniał szczególny popyt na skórę, piwo, a także
i wyroby drewniane – od desek przez np. skrzynie. Bogate w dorodne
świerki Prusy Królewskie, które w tamtym okresie były polską
prowincją, stały się więc doskonałym źródłem pożądanego przez
Brytyjczyków surowca do budowy statków.
Z całą pewnością
polscy handlowcy podawali kupującym nazwę drzewa, z którego deski
pochodziły, jednak wypowiedzenie przez anglojęzycznego człeka
wyrazu „świerk” musiało być wybitnie trudne.
- A skąd ten towar
w ogóle pochodzi, panie drogi? - A z Prus! - Z Prus… Zprus... Spruce! Niech
tak zostanie!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą