Zawsze warto wiedzieć, co się je… Czasem choćby tylko po to, by zawczasu się wycofać. Ale nie ma co się zanadto uprzedzać!
Współczesne sushi jest wyjątkowo „przyjazne” w swojej formie – nie ma w nim żadnych szczególnie odpychających składników czy też takich, jakie nie występowałyby w innych daniach. Warto jednak wiedzieć, że to sushi, którego próbujemy obecnie, nijak ma się do swojego oryginału pochodzącego najpewniej z VIII wieku. Dzisiaj znane jako
narezushi, było pierwotnie li tylko rybą pozostawioną w soli i surowym ryżu – była to metoda konserwowania uważana wówczas za najbardziej skuteczną. Sama zaś ryba przygotowana w taki sposób stanowiła ważne źródło białka i często trafiała na rodzinne stoły.
Kuchnia francuska uchodzi za jedną z najbardziej wykwintnych na świecie… choć niejedna osoba chętnie zastąpiłaby tu wyraz
wykwintny słowem
osobliwy. I niekoniecznie w pozytywnym kontekście, któremu ten przykład raczej nie pomoże. Otóż w niektórych regionach kraju – m.in. w okolicach Bordeaux – można zjeść… grillowanego szczura. Francuskości przepisowi niech dodaje fakt, że chodzi o szczury zamieszkujące w piwniczkach z winem. Oprawione gryzonie marynuje się w oliwie i szalotkach, a całość piecze nad ogniem z drewna pochodzącego z beczek po dojrzewaniu wina.
Zarówno butter chicken, jak i tikka masala kojarzone są z kuchnią indyjską. Teoretycznie słusznie, bo oba dania w pewien sposób się z niej wywodzą, jednak to drugie to wynalazek Indiami jedynie inspirowany, powstały w Wielkiej Brytanii. Sam zaś butter chicken to potrawa, którą opracowano w latach 50. w Delhi. Skrawki kurczaka, pozostałe po przygotowaniu innych dań, wrzucono do pomidorowego sosu z dużą ilością masła i śmietany… i tak powstało najpopularniejsze indyjskie curry. Najpopularniejsze nie tylko w kraju pochodzenia, ale i na całym świecie.
W tzw. meksykańskich restauracjach w Polsce próżno szukać prawdziwie oryginalnego, meksykańskiego jedzenia. W przeważającej mierze to albo potrawy spopularyzowane na całym świecie albo tylko stylizowane. Nikt natomiast nie oferuje chociażby…
jumiles. A właśnie one stanowią jeden z elementów bardzo meksykańskiego sosu z pomidorami, papryczkami chili i cebulą. Warto tylko nadmienić, że
jumiles to jadalne owady bardzo popularne w niektórych regionach Meksyku, gdzieniegdzie nawet spożywane żywcem. W przypadku zaś wspomnianego sosu miażdży się je najpierw w
molcajete, czyli w lokalnym moździerzu.
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że nie istnieje taka rzecz, której człowiek na pewnym etapie nie próbowałby zjeść. Do długiej listy najdziwniejszych dań z całego świata przyszedł czas dołączyć kolejny przysmak – jadalne gniazda, oczywiście z Azji Południowo-Wschodniej. Są to dosłownie ptasie gniazda, które tworzy w wersji ekskluzywnej sama ślina salangan, a w wersji mniej luksusowej ślina oraz trawa czy mech. I owszem, nie dość, że są osoby, które zjadają owo z własnej woli – np. w zupie – ale też skłonne są sporo za nie zapłacić. Gdyby ktoś miał ochotę skosztować jadalnego gniazda, na pewno będzie miał taką okazję podczas wycieczki do Indii, Chin, Wietnamu czy na Filipiny (między innymi).
Są tacy, którzy – zapytani o ulubione słodkości – odpowiadają… śledzie w śmietanie. Być może w tej kwestii dogadaliby się z Turkami. Właśnie w Turcji niemałą popularnością cieszy się
tavuk göğsü, czyli deser przygotowywany na bazie… gotowanej piersi kurczaka. Danie, dodajmy, wywodzi się jeszcze z czasów imperium rzymskiego, ale choć tego już od dawna nie ma na mapie, to deser w tureckich książkach kucharskich ma się świetnie. By go przygotować, do mięsa dodaje się mleko, kruszone migdały, miód oraz cynamon. Całość zaś gotuje się do momentu, w której nabierze konsystencji gęstego budyniu. Zatem i śledź słodycz, i kurczak deser… bo dlaczego by nie.
Dość dziwactw i dość ekstremów – czas na coś zdecydowanie przyjemniejszego. I choć tradycyjne przysmaki sprzed wieków w większości uznane zostałyby dzisiaj za niejadalne, tak nikt chyba nie miałby nic przeciwko wskrzeszeniu tego pomysłu. Chodzi o śniadanie spożywane chętnie w średniowiecznej Europie, czyli… zupę piwną. Robiło się ją na bazie zasmażki i sera oraz oczywiście piwa. Podawało – z pieczywem. Niekiedy zamiast zasmażki wykorzystywane były gotowane ziemniaki, a w wersji serbołużyckiej zupa serwowana była na słodko, z dodatkiem śmietanki i rodzynków.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą