Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Skradzione 5 złotych, noc u chłopaka i inne anonimowe opowieści

55 983  
293   43  
W dzisiejszym odcinku przeczytacie m.in. o pracy na stacji benzynowej, wizycie kolegi i krzyczącej mamie, poznacie bombowego chłopaka oraz człowieka, który chciał lepszego życia, ale trafił do piekła na ziemi.

#1.


Kilka lat temu pracowałem na stacji benzynowej w jednym z większych koncernów naftowych, na stanowisku "pracownik podjazdu", tzn. pomagałem w tankowaniu. Przez jakiś czas omijałem typowych "sebiksów" ze strachu, że będę wyśmiewany przez osobników tego gatunku, wiadomo, praca raczej mało ambitna. Któregoś letniego dnia wjeżdża bmw w czarnym macie, pomalowane sprayem z puszki, a silnik chodził jakby prosił, żeby zakończyć jego cierpienie. Podjechało pod dystrybutor i wychodzi trzech przedstawicieli tego gatunku, no cóż, plac pusty, więc podejdę do nich. Zaproponowałem pomoc, sebiksy skorzystały, w czasie tankowania oni udali się już do sklepu. Wszystko fajnie, zatankowane, oddalam się na drugi koniec mego królestwa, kątem oka zauważyłem, że wracają do samochodu, dwóch już z otwartymi browarami wsiadają do bolidu, a ostatni krzyczy "Ej, kur**, gościu, chonotu". Po upewnieniu się, że to do mnie, niepewnym krokiem i z lekkimi obawami podszedłem i ku mojemu zdziwieniu sebiks wręcza mi 0,5 l Wyborowej z tekstem "masz tu, luju, zrobiło mi się ciebie żal, że musisz napierda*** w taki upał".
W lekkim szoku podziękowałem, na co dodał jeszcze, abym schował do lodówki, bo na fajrant zimna musi być.

I do końca zmiany chodziłem zadowolony i to nie dlatego, że miałem flaszkę, lecz dlatego, że większość "biznesmenów" nie potrafi powiedzieć dziękuję, a takie sebiksy dały nawet "napiwek".

#2.

Zaprosiłem raz do domu kolegę. Mama z tej okazji zrobiła pizzę i zawołała nas na obiad. Ja zszedłem od razu, ale kolega jeszcze chciał iść do kibelka.

Siedzimy sobie razem z mamą, czekamy na kolegę i wspaniały aromat pizzy panuje w całej kuchni. Mam psa, który jest bardzo łakomy, jego nos poczuł pyszne jedzenie i przyszedł bliżej stołu. W tej chwili mój przyjaciel wszedł do kuchni.
Moja mama wkurzyła się na psa i zaczyna się na niego drzeć "Ty łakomczuchu, wynocha stąd!".
Mina przerażonego kolegi, który nie wiedział, że moja mama drze się na psa była bezcenna :D

#3.


A więc, historia nie jest bezpośrednio moja, a mojej nauczycielki wf-u, która opowiadała ją na którejś z lekcji.
Podczas gdy jechała autobusem w jakieś miejsce, a nie było wolnych miejsc - podparła się o ściankę w autobusie i przykucając, robiąc nam wszystkim znane ćwiczenie "krzesełko". Jako że jednak to nauczycielka od wychowania fizycznego, to mogła tak wytrzymać bardzo długo. W pewnym momencie do autobusu wsiada "moherowa babcia". Na początku jeszcze spokojna, stanęła przy niej, patrzyła się na nią swoim specyficznym wzrokiem, aż w końcu już lekko poirytowana powiedziała:
- A może byś tak w końcu ustąpiła miejsce starszej pani?! Nie nauczono tego przez rodziców?
A teraz wyobraźcie sobie minę tej babci, gdy moja nauczycielka (którą gorąco pozdrawiam, jeśli to czyta) po prostu z uśmiechem wstała i poszła złapać się za jakąś rurkę w autobusie :D

#4.

Historia poniższa wydarzyła się, gdy miałem około 14 lub 15 wiosen na liczniku, mieszkałem w jednym pokoju ze starszą o 4 lata siostrą Magdą. Mieszkanie z siostrą samo w sobie było dość traumatycznym przeżyciem. A to uczysz się w kuchni wieczorem, bo siostra chce spać, a to śpisz w kuchni do północy, bo u siostry siedzi adorator. I tak dalej, kto przeżył, ten wie.

Raz, przez przypadek w sumie, zemściłem się na niej za te wszystkie lata. Okrutnie. Gorzej, że jest to też źródło mojej największej życiowej traumy.

Od zawsze uwielbiałem rysować. Także i tego feralnego dnia z zapałem oddawałem się swojej pasji. W samych majtkach i podkoszulce zaznaczę, bo z racji wakacji i godzin przedpołudniowych nie uznawałem jeszcze za konieczne się ubierać. Mama miała drugą zmianę, gotowała nam obiad, a siostra czymś zaaferowana krzątała się po pokoju. Za bardzo byłem skupiony na rysunku, więc kompletnie nie zwracałem na nią uwagi. No i w pewnym momencie zachciało mi się na dwójkę. Bardzo zachciało, ale myślę sobie, dasz radę chłopie trochę jeszcze potrzymać i dorysować kilka kresek.
Myliłem się, trochę wyleciało.
Aż się spociłem z wrażenia. W tym wieku w majtki się zesrać? Wstyd. Proces myślowy się włączył, jak tu wszystko zamaskować. Podciągnąłem więc piętę pod tyłek, coby jeszcze pomóc zwieraczom i sprawę przeczekać. Niestety, chciało mi się nawet bardziej, a bobeczek w majtkach się jeszcze... sprasował. Postanowiłem więc chyłkiem wstać i udać się do łazienki, tryb ninja włączony, a tu słyszę krzyczącą na mnie siostrę:
- TO TY MI TE PIĘĆ ZŁOTYCH UKRADŁEŚ!!! I JESZCZE W MAJTKI WSADZIŁEŚ!!!

Obracam się przerażony, na ściśniętym tyłku i skrzyżowanych nogach próbuję siostrę uspokoić, że w życiu bym jej kasy nie ukradł. A ona wpadła w szał i mi się do majtek dobiera, że ona sprawdzi, bo na 100% widziała to 5 złotych. Spanikowany, postanowiłem jej uciec. I tak KICAM na prostych nogach w kierunku łazienki, siora goni mnie i na cały głos drze się: MAMO!!! ŁAP GO!!!

Mama wyszła z kuchni i zderzyła się ze mną. To dało czas siostrze na dobranie mi się do majtek, wyciągnęła rękę i z dzikim wyrazem twarzy i satysfakcją do mnie: TERAZ CI UDOWODNIĘ... Ścisnęła palce...
...no i wtedy już wiedziała, że to nie było 5 złotych.
Mama też się domyśliła.
Siostra zastygła z wyciągniętą ręką i wyrazem zbrukania na twarzy, matka patrzy się z niedowierzaniem.
Mi nerwy całkiem puściły z tego wszystkiego i ze szklącymi oczami jedyny raz zbluzgałem przy rodzicielce:
- NO I NAŻRYJ SIĘ K#$%WA SWOJĄ PIĄTKĄ!!!
I zamknąłem drzwi do łazienki.

NIGDY do tej sytuacji nie wracaliśmy, NIGDY nie była tematem na rodzinnych spotkaniach.
Ja najchętniej bym zapomniał. Niestety, nie da się.

#5.


Noc u mojego chłopaka w domu (za zgodą rodziców oczywiście). Sen mija spokojnie, przyjemnie w ramionach ukochanego. Przychodzi poranek, pobudka i jak to zawsze bywa rano, jesteśmy lekko ''niezdolni do funkcjonowania'' (w tym miejscu należy zaznaczyć, że mój chłopak ma dodatkowo wadę wzroku, więc delikatnie mówiąc jastrząb to z niego nie jest bez okularów). Budzę się pierwsza i chcąc go przywitać jak na kochającą dziewczynę przystało, przytulam się lekko, jednocześnie do niego zagajając: "Kochanie, dobrze się spało?", na co w odpowiedzi dostałam pełny energiczny obrót w stylu Jackie Chana i prawy sierpowy łokieć w nos. Krew lała się zostawiając plamy na pościeli, jak po morderstwie z premedytacją. Szkła mojego chłopaka powędrowały na nos i dopiero zobaczył co zmajstrował.
Poszłam ogarnąć sytuację z twarzą, umyłam się i zebrałam miejsce zbrodni. Poszłam na dół do łazienki, chcąc jakkolwiek uprać pościel. Spotkałam się oko w oko z jego rodzicielką i nawiązała się rozmowa: "O, kochaniutka, okres? Daj, wrzucę do miski, niech krew odejdzie". Na co ja z lekkim ''o hezu'' w mojej głowie i jeszcze większym zdziwieniem w oczach odpowiadam: "Nie, proszę pani, dostałam od pani syna w twarz i krew się polała".
Wydaje mi się, że trochę źle dobrałam słowa. Takiego wielkiego WHAT THE FUCK nigdy nie widziałam u nikogo na twarzy :D

#6.

Mając 7 lat, znalazłem na strychu stodoły pas z amunicją. Wrzuciłem go do ogniska. Przynajmniej byłem na tyle przezorny, że stałem za drzewem.
W wieku 10 lat kopałem dziurę w ziemi, która pierwotnie miała być taką norką albo bunkrem, w zależności od tego co planowałem. Wykopałem granat. Anioł Stróż musiał nade mną czuwać, bowiem w tym samym momencie mama zawołała mnie na obiad. Granat wybuchł, nic mi nie robiąc.
W wieku 13 lat połączyłem proch z trzech paczek Achtung! w jeden wielki w metalowej rurze. Plan był taki, by stworzyć z tego muszkiet, wobec czego musiałem zaspawać jeden koniec rury. Kiedy był w niej proch...
Wybuch rozwalił mi bębenki w uszach oraz uszkodził jedną dłoń, nie mam w niej pełnej władzy.
W wieku 17 lat orząc traktorem pole, wykopałem bombę.
W wieku 21 lat będąc kompletnie pijanymi, odpaliliśmy fajerwerk w zamkniętym pomieszczeniu. Myśleliśmy, że jesteśmy na dworze. Oberwałem tylko ja.
Mając 24 lata, rozpocząłem pracę jako operator koparki. Średnio co pół roku znajduję bombę, pocisk, granat albo skład amunicji.
Wczoraj sprzątałem mieszkanie dziadka, odziedziczyłem je po jego śmierci. Znalazłem minę przeciwpancerną.
Czy ktoś wie, jak przestać?

#7.


Długo zbierałem się, by to opisać. Coś, czego nie da się wymazać z pamięci. Jeśli zastanawialiście się kiedykolwiek, czy istnieje piekło na ziemi, to powiem wam, że istnieje.
Ponad 10 lat temu szukałem pracy za granicą. Byłem młody i głupi, więc skusiła mnie oferta pracy w gospodarstwie rolnym w południowych Włoszech. Papiery załatwione, bagaże spakowane i jedziemy.
Na miejscu okazało się, że sprawy mają się trochę inaczej, niż wydawało się to na początku. Zabrano nam dokumenty, pieniądze, telefony. Zostawili ubrania. Tylko.
Jak już się pewnie wielu z was domyśla, trafiłem do obozu pracy. Trafiłem do piekła. Piekła, które trwało ponad rok. Piekła, w którym tyraliśmy na polu do granic fizycznych możliwości, dostając przy tym głodowe racje żywnościowe. Gdzie każdy objaw nieposłuszeństwa czy źle wykonane polecenie było karane biciem i kopaniem. I tak było dzień w dzień. Dzień w dzień byliśmy traktowani gorzej niż śmieci. Kobiety miały najgorzej. Nie dlatego, że musiały pracować równo z nami, facetami. Co ładniejsze nasi oprawcy sobie wybierali dla siebie i traktowali jak zabawki.
Trwałem w tej agonii jakiś rok. Aż którejś nocy coś we mnie pękło. Postanowiłem uciec. Może to wydawać się dziwne, ale nie miałem nic do stracenia.
W tamten dzień, jak co dzień zresztą, pracowaliśmy w polu. Ale tym razem mieliśmy do obrobienia kawałek, który znajdował się daleko od zabudowań. Wykorzystując moment nieuwagi i kawałek jakiegoś drutu znalezionego kilka dni wcześniej w ziemi, uciekłem.
Nie wiem, ile przebiegłem wtedy. Mogło to być równie dobrze 500 metrów jak i 10 kilometrów. Byle dalej od tego miejsca. Byle dalej od tego piekła. Trafiłem do jakiejś miejscowości. Ludzie na widok obdartego, brudnego, zarośniętego człowieka uchodzili z drogi. Bali się mnie. Błąkając się od domu do domu, błagając ludzi o pomoc, trafiłem na kościelną plebanię.
Ksiądz, który mnie wtedy przyjął, okazał się najwspanialszym człowiekiem na świecie. Nie mogliśmy się dogadać, ale na migi i wykorzystując mapę, która wisiała na ścianie, wytłumaczyłem mu, że jestem z Polski. Chwycił wtedy za telefon i zaczął wydzwaniać.
Po kilku godzinach przyjechał jakiś zakonnik, jak się okazało dominikanin z Krakowa, razem z oddziałem karabinierów. Zabrali mnie do szpitala. To było coś, czego nie da się opisać słowami. Po roku spania na podłodze w końcu miałem łóżko. W końcu nie byłem głodny. W końcu mogłem się umyć, ogolić, ubrać w czyste ubranie. I nie bać się, chociaż w małym stopniu się nie bać. Coś, co w tym momencie dla każdego z nas jest normalną rzeczą, wtedy było dla mnie jak wygrana na loterii.
W szpitalu spędziłem ponad tydzień. W międzyczasie skontaktowano się z moją rodziną. Tego spotkania po ponad roku nie da się opisać słowami. Po prostu się nie da. Ryczałem jak bóbr.
10

Oglądany: 55983x | Komentarzy: 43 | Okejek: 293 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało