Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych LXXIII

18 535  
2   4  
Klikaj!Dziś z grubej rury. Budujemy wyrzutnię rakiet! Tak! A także testujemy PRL-owskie rowerki, sprzątamy ziemię i liżemy lizaki. A na zakończenie przeczytasz jak skutecznie przedłużyć pobyt na basenie...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

STYROPIAN

Kiedyś gdy miałem 5-6 lat mój tata ciął styropian bardzo ostrym nożem. Gdy skończył ja dorwałem się do noża (wtedy moje zamiłowanie do ostrych przedmiotów było ogromne). Zacząłem ciąć resztki styropianu, podniosłem rękę trzymając nóż w dwóch palcach(!!) i zacząłem coś gadać do mojego taty.
Jak się można domyślić upuściłem nóż (z wysokości około 0,5 m) na nogę. Nóż wbił się, wyskoczył (!!) z mojej stopy i wylądował kilkanaście centymetrów dalej. Ogólny wrzask (mój głównie), tata niosący mnie do łazienki i mama która pyta cs się stało - tylko to pamiętam po upadku noża. Po tym została mi blizna długości około 0,5 cm. Na tym skończyła się moja pasja do ostrych przedmiotów.

by Niezarejestrowany

* * * * *

EKSPERT

Pewnego pięknego sylwestra razem z ojcem kupiliśmy fajerwerki (10 duuużych rakiet). O północy należało je odpalić i oczywiście ja pełniłem honory. I jako wielki ekspert w tej dziedzinie uznałem, że nie potrzebuję instrukcji obsługi. Wbiłem wszystkie 10 rakiet w ziemię na ulicy (ulica, przy której mieszkam to ubita piaszczysta droga - typowa polska autostrada), a następnie podpaliłem lonty. Rakietki zaczęły się iskrzyć od spodu, aby nabrać siły odrzutu, ale za cholerę nie chciały odlecieć. W tej chwili przyszła mi do głowy myśl, że one mogą wybuchnąć na ziemi. Oczywiście, że tak się stało. 10 pięknych eksplozji pokryło ulicę. Wszyscy, którzy byli w okolicy uciekają. Klika młodych jabłoni mojej matki "poszło z dymem". Dopiero później na instrukcji obsługi przeczytałem "nie wbijać w ziemię". Boże miej nas w opiece - za pół roku znowu sylwester

by Niezarejestrowany

* * * * *

NIEWIDZIALNA RĘKA

Swojego czasu, mając 14 lat, było się harcerzem. A że harcerze to ludzie pomocni, przed wigilią postanowiliśmy pomóc pani poseł X pakować życzenia świąteczne do mieszkańców (taki chwyt marketingowy). Jak wiadomo powtarzanie kilkusetkrotnie tej samej czynności wkładania kartki do koperty i zaklejania szybko się nudziło, postanowiliśmy wrzucać do każdej koperty po tabletce słodzika, który stał na stoliku obok (był to okres w którym była podwyższona czujność na tego typu ataki). W domu mały, dzielny harcerz pochwalił się rodzicom o tym czego wraz ze znajomymi dokonał. Na szczęści przytomni rodzice poinformowali biuro poselskie, a ja w rezultacie siedziałem i przepakowywałem kolejny raz te same listy. I tak połowa mieszkańców tego roku życzeń nie dostała.

by Niezarejestrowany

* * * * *

KOLEJNY KASKADER ROWEROWY

Miałem wtedy lat około 7 gdy poszedłem na Szczęsliwice na górkę. Pełnia lata nowy rower i dłuugi zjazd. Początek klasycznie nie zapowiadał tragedii. Ale w połowie zjazdu okazało się, że w trawie, jest zupełnie niewidoczna dziura w ziemi. Niezbyt głęboka na moje szczęście. Po trafieniu w dziurę kierownica od roweru musiała się obluzować. Zauważyłem to dopiero na dole, gdy z pełną prędkością wpadłem na plac zabaw. Chciałem ominąć drabinki takie made in PRL z grubych rur. Po skręcie okazało się, że skręciłem częścią którą trzymałem w ręku, lecz koło pozostało prosto. Zatrzymałem się na drabinkach trafiając je lewym obojczykiem i barkiem. Siniaka miałem 3 tygodnie i to wielce kolorowego. Kości całe. Drabinka obtłuczona z farby. Do Dziś lewy obojczyk mam bardziej wrażliwy na uderzenia.

by Karnakk

* * * * *

SPRZĄTANIE ZIEMI

Taka historyjka przypomniała mi się z czasów pacholęcych, no może ciut starszych miałem wtedy 8 lat i byłem w drugiej klasie osiedlowej podstawówki. Mieszkam na osiedlu z wielkiej płyty powstałym w późnych latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Moja szkoła była szkołą ekologiczną, polegało to na tym, że mieliśmy zajęcia ze środowiska i takie tam bzdety. No i w drugiej klasie z okazji Dnia Ziemi ruszyliśmy na Sprzątanie Ziemi (naszego osiedla). Dostaliśmy wielkie plastikowe worki, jeden worek na 6 osób plus oczywiście gumowe rękawiczki dla każdego. Nie było łatwo, nie było wiele śmieci, a dzieci chciały napchać worki do pełna. Daliśmy worek w jedno miejsce i napychaliśmy czym się dało. Po dwóch godzinach nauczycielka powiedziała, że wracamy, i pojawił się problem - nasz worek był ciężki jak cholera, nieśliśmy go we czterech ze zmianami. Nauczycielka pogratulowała nam i ruszyliśmy w drogę. Łatwo przewidzieć dalszy ciąg - worek się rozerwał i cała zawartość wylądowała na koledze i chodniku. Ale nie ma się co dziwić, okazało się, że pośród naszych zdobyczy były uwaga, uwaga: Cztery połamane betonowe płyty chodnikowe. Zgarnęliśmy je z miejsca, gdzie robotnicy rozkopali chodnik. Cóż musieliśmy płyty odstawić, a cały ten majdan uliczny zwinąć..

by Heretyk29

* * * * *

LIZAK

Gdy miałam jakieś 3 latka, rodzice kupili mi na odpuście takiego ogromnego lizaka. Byłam taka zadowolona i pełna euforii, że jak siadłam sobie na krześle i zaczęłam się na nim huśtać. W końcu przesadziłam z kątem nachylenia krzesła i uderzyłam głową o kaloryfer. Efekt: Rozcięta głowa, a lizak cały i zdrowy (nie złamał się).

by Niezarejestrowana

* * * * *

DESKOROLKA

Gdy miałam jakieś 5 lat mama kupiła z granicą deskorolkę. A że w "moich czasach" było to niezłe cacko, postanowiłam, że wypróbuje je od razu. Moi koledzy zlecieli się do mnie na podwórko i zaczęliśmy jeździć. Ale jak może małe dziecko jeździć na deskorolce?! Wpadaliśmy na genialny pomysł, że nie będziemy stać na niej, tylko siedzieć. Ja, jako właścicielka, pierwsza zaczęłam. Siadłam sobie i któryś z kolegów mnie popchnął, żebym jechała. Było świetnie! Ale mi oczywiście musiały się zsunąć nogi i przejechałam jakiś metr po betonie górną częścią stóp. Miałam je całe bordowe od krwi i do tej pory na jednej nodze mam znak po tej zabawie.

by Niezarejestrowana

* * * * *

RAKIETA

Pamiętam to dobrze, bo byłem wtedy jakoś na przełomie podstawówki i liceum. Nie mniej pomysły trzymały się mnie głupie. Postanowiłem zrobić rakietę z naboju od syfonu (takiego do produkcji wody gazowanej). W tym celu zużyty nabój wypełniłem dobrze wszystkim traumatykom znaną mieszanką saletry potasowej z cukrem pudrem. Nabój wsadziłem do żelaznej rurki mniej więcej metr długości - imitującej coś w rodzaju moździerza. Na dnie tej rurki nasypałem wcześniej trochę wspomnianej mieszanki, w której tkwił misternie upleciony zapalnik z cienkiego drucika
miedzianego. Podłączyłem go do około 2 metrów kabla, który miałem podłączyć do bateryjki 9V. Wszystko to ustawiłem nad jeziorem. W moim chorym zamyśle miało być tak: Drucik rozgrzewa się do czerwoności, zapalając mieszankę na dnie rury. Ta paląc się zapala mieszankę w naboju. A ten z kolei, chwyciwszy odpowiedni ciąg, poleci jak rakieta. Dla lepszego efektu (kretyn!) do mieszanki w naboju dodałem zmielonego na proszek magnezu (zakosiłem trochę opiłków jeszcze przed wakacjami z pracowni chemicznej ze szkoły). Na pokaz zaprosiłem tatę i brata. Stanęliśmy dookoła moździerza - i podłączyłem baterię. Efekt: Towarzystwo ryknęło śmiechem, bo mieszanka, która miała służyć za podpałkę pod nabojem zapaliła się tak gwałtownie (a może na szczęście za dużo jej użyłem), że piekielna rakieta z gustownym pierdnięciem została wypchnięta na metr do góry i plusnęła do jeziora tuż koło brzegu. Zaznaczam, że było tam około metr głębokości. Już mieliśmy odchodzić, gdy nagle JAK NIE PIER**LNIE!!. Dwumetrowy pióropusz wodny, huk jak od bomby. Jak się ocknęliśmy, to ja siedziałem skulony na ziemi, tata zamarł wpół kroku a brat znieruchomiał w połowie kucania. Pooglądaliśmy się nawzajem, żadnych obrażeń. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby rakieta pozostała na miejscu i wybuchła w rurze...

by Niezarejestrowany

* * * * *

BASEN!

w wieku jakiś 7-8 lat pojechałem z rodzicami do Aquaparku w Polkowicach. Basen nowy, wiec pierwszy raz na nim byłem. Początkowo jak każdy małolat spędziłem godzinę na zjeżdżalni. I wszystko było by dobrze, gdyby nie mój pomysł na przedłużenie zabawy. Gdy kierowaliśmy się do wyjścia skoczyłem do pierwszego lepszego basenu w którym było widać dno. Jak się jednak okazało basem miał 2 metry głębokości, a ja poszedłem na dno jak kula. Nie wiem ile się topiłem bo wydawało mi się to wiecznością. Poczułem tylko uścisk na brzuchu i juz byłem na brzegu. Wyciągnął mnie jakiś facet. Skończyło się to tylko płaczem i bólem brzucha po chlorze. O dziwo nie mam i nie miałem nigdy leku przed wodą.

by Niezarejestrowany

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!

Mail mi się zepsuł. Tak po prostu nie wytrzymał nadmiaru traumy i padł. Jeśli więc w ciągu ostatnich 3 tygodni nadsyłałeś traumę i nie ma jej opublikowanej - prześlij ją jeszcze raz!

Oglądany: 18535x | Komentarzy: 4 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało