Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

To nie bajka, bo prawie ucięli mi jajka

70 516  
342   57  
Za ten tytuł jedni się obrażą, inni lekko wkurzą, gdy już wejdą głębiej w tekst i poczują się paskudnie zmanipulowani. Ale pewna grupa bojowników, szczególnie ci, którzy samodzielnie choć raz próbowali popełnić brawurowy artykuł na JM, wybaczy mi to drobne oszustwo. Bo przecież wiadomo, że najważniejszy jest chwytliwy tytuł. Ostrzegam też, że podczas czytania przydarzy się wam, moi drodzy czytelnicy, przygoda prawie erotyczna i wielu z was sięgnie ukradkiem do majtek. No to jedziemy!
Ale historię opowiem nietypowo – bo od końca. To było kilka dni temu. Leżę sobie wygodnie, zrelaksowany, ale też lekko zawstydzony, bo przecież spodnie z gaciami spuszczone aż do kolan. Urocza, acz dojrzała już pani, trzyma mnie delikatnie dłonią za samotnego wojownika, aby ten siłą grawitacji nie opadał w kierunku kolan i nie przeszkadzał jej w nakładaniu przyjemnego, choć odrobinę chłodnego olejku na dwóch wiernych giermków - zawsze do tej pory dzielnie trzymających się blisko swego pana. A zwykle to właśnie rycerz był na pierwszym miejscu w zainteresowaniu pań, a oni tylko czasem doświadczali odrobiny pieszczoty. Tym razem to obaj dzielni adiutanci równo znaleźli się w centrum zainteresowania. Ale niestety, zamiast ciepłej dłoni do rozgrzania trzęsących się z zimna uroczych giermków, dotknął ich lodowaty, metalowy przedmiot. W tej chwili pomyślałem, że całe to BDSM jest jednak mocno przereklamowane.



A ja przecież jeszcze zapłaciłem słono za ten seans!
Aby zrozumieć, co skłoniło mnie do płatnej wizyty u specjalistki od klejnotów, cofnijmy się jeszcze o parę godzin. Konkretnie do poprzedniej nocy.

Nie rób sam tego, co możesz zrobić we dwóch!

Jest grubo po północy, leżę w łóżku – generalnie nic nadzwyczajnego. Obok żona i dwa koty, jak na razie chrapią chórem. Czujnie sprawdzam, czy aby na pewno grzecznie śpią, a potem pod kołdrą, aby światło nie obudziło współspaczy, odpalam komórkę i ściągam dół piżamy. UWAGA – kto nigdy przy śpiącej żonie nie przyspieszył sobie tętna, obniżając jednocześnie ciśnienie i tracąc na wadze jakieś 2 do 5 gramów, niech pierwszy naciśnie łapkę w dół! (badanie dotyczy tylko żonatych bojowników).

Kotek

Po znalezieniu odpowiedniego portalu i potwierdzeniu różnych dziwnych pytań, przystępuję do właściwej akcji. Najsampierw chwytam delikatnie worek u nasady wiadomo czego. Między palcem wskazującym a kciukiem rozpoznaję takie coś dziwnego, co Internet wytłumaczył, że nazywa się powrózek nasienny. Potem lekko ściskam i pełnym wyczucia i doświadczenia ruchem przesuwam sobie własne bezcenne cojones w poszukiwaniu przyjem… a nie! W poszukiwaniu anomalii. Tak, tak, tym razem ścigany lękiem dokonałem nie samogwałtu, lecz samobadania. I nagle przeszył mnie potężny strach. Prawe jajko było inne od lewego, a konkretnie miało coś, czego nie miało to drugie! Cholernie wyraziste zgrubienia! Kolejna i kolejna próba i kolejne porównanie. Cholera jasna*! Coś tam jest! RAK JĄDRA!

v5bnqb96wq541.jpg?width=960&crop=smart&auto=webp&s=eb7047256ace76fce09b0f10535f9e6d45e53f40
*Tak naprawdę nie pomyślałem „cholera jasna”, tylko „kuuuuuuur…wa mać”.

Wujek Google – najlepszy lekarz

Od tego samobadania rozbolało mnie wszystko, a tętno i ciśnienie poszybowało gdzieś w rejony „za chwilę padniesz na udar”. Ale nie padłem, bo w końcu cały czas leżałem – logiczne przecież. No cóż, diagnozowanie przez Internet ma tę cechę, że posiada się wszystkie możliwe choroby, łącznie z rakiem macicy, dżumą i oczywiście wszystkimi odmianami nowotworów. Z racji wieku (przekroczyłem pół wieku) nienasieniak raczej był mało prawdopodobny, ale mądre strony podpowiedziały, że i owszem, zdarza się nawet po sześćdziesiątce, a do tego jest jeszcze kilka innych ciekawych rodzajów chłoniaków oraz nowotworów sznurów płciowych. Do rana doczytałem o czekających mnie bólach w jamie brzusznej, które powodowane będą stopniowym powiększeniem węzłów chłonnych zaotrzewnowych. Dowiedziałem się, że kaszel, duszność i krwioplucie to skutki przerzutów do płuc. Humoru nie poprawiła mi perspektywa bóli kostnych oraz wysoce prawdopodobne neurologiczne objawy raka jądra, gdy przerzuty trafią do mózgu. Być może już się nawet pojawiły, bo łeb mnie rozbolał! No dobra, stary – ktoś się zapyta – ale co cię w ogóle pchnęło do poszukiwań choroby? Może zwykły z ciebie hipochondryk! Aby zrozumieć zawiłe ścieżki mojego myślenia, cofnijmy się jeszcze o parę tygodni.

Co łączy góry z rakiem?

Jest gorące lipcowe popołudnie, górski szlak gdzieś w masywie Śnieżnika. Siedzę na łące naprzeciwko mędrca, który uważnie w milczeniu przygląda się mojej gębie. Chwilę wcześniej zadałem mu to fatalne pytanie: „Patrzysz na mnie – jestem zdrowym czy chorym człowiekiem?”. Po pauzie, która zdaje się trwać wieki, usłyszę: „Coś w tobie jest”. I z tym zdaniem zostaję do dziś, szukając w panice, ale systemowo, co może mi dolegać. Jestem już po USG jamy brzusznej i badaniu Dopplera, oczywiście opisany seans to wizyta u urologa, za sobą mam też endoskopię, na grudzień termin uwielbianej przez wszystkich panów kolonoskopii. Onkolodzy mają takie powiedzenie – u faceta po pięćdziesiątce szukaj raka. Słowo klucz to „szukaj”, czyli nie czekaj na objawy, bo większość paskudztw, które nas zabijają, wcale nie boli. No to sobie szukam, na razie nie znalazłem, ale zdanie wypowiedziane na łące przez pewnego człowieka kołacze mi do dziś. Zdradźmy więc, kim on jest i dlaczego miał taki wpływ ma moją kondycję psychiczną. No to znowu cofamy się, tym razem o kilka lat.

Do not resuscitate

Co to za gość, ile ma lat i dlaczego na piersi ma taką dziarę? Te pytania trawiły mnie od chwili, gdy poznałem Juliusza Kubisza, dziś 92-letniego lekarza ze Strzelina. Spotkaliśmy się kilka lat temu w górach na wakacyjnej jodze (joga to osobny temat artykułu poradnika, który powstanie pod tytułem równie chwytliwym, czyli „Jak samemu sobie zrobić loda i nie wylądować na OIOM-ie”). Wracając jednak do Juliusza - jego życie to gotowy scenariusz co najmniej kilku prawdziwie hollywoodzkich obrazów – w tym dramatu wojennego, filmu przygodowego, polskiej wersji Dr. House’a, ale znalazłoby się sporo materiału na filozoficzne kino moralnego niepokoju, okraszonego jednak niezłym humorem i pozytywnym przekazem. Dla mnie jednak przede wszystkim historia Juliusza to gotowy… musical. Juliusz jest dźwiękiem. I to jakim. Miałem okazję poznać jego historię, posłuchać opowieści o czasach wojennych (ilu dziś zostało naocznych świadków II WŚ?) i barwne losy powojennej służby zdrowia. Znam tajemnice „zeszytu grzechów lekarskich”, który Juliusz założył samemu sobie w wyniku dramatycznych decyzji medycznych. Wiem też, dlaczego na piersi naszego bohatera jest wytatuowane „Do Not Resuscitate”.

j1760c18ef128a93.png
Tak wygląda Juliusz
Doświadczenie 92 lat pięknego życia, mądrość lekarza i jogina, ale też autoironia i świetny dowcip wiernego kolegi i druha na górskim szlaku, to wszystko składa się na decyzję, której nie warto i nie można odkładać. Postanowiłem zrobić o nim film i właśnie go robię! I jeśli nie umrę, to zrobię do końca! O Juliusza się nie boję, bo mam coraz większe podejrzenia, że jest on zwyczajnie Nieśmiertelny – i tak też właśnie zatytułowałem film, który powstaje dzięki patronom - oto link do zrzutki. Poniżej trailer, który już powstał, a na dniach jadę do Strzelina kręcić dalszą część opowieści.


Na zakończenie

Guzy na moich bezcennych klejnotach okazały się niegroźnymi na szczęście torbielami. Mam co jakiś czas zrobić USG, chyba że pojawi się coś niepokojącego. Ale zbliża się listopad, który uznano na całym świecie miesiącem solidarności z mężczyznami zmagającymi się z nowotworami gruczołu krokowego oraz rakiem jąder. Nie bez przyczyny również na ten miesiąc przypada akcja Movember (czyli Wąsopad) – kampania społeczna zapoczątkowana w Australii. Termin Movember powstał w wyniku połączenia dwóch wyrazów – moustache (wąsy) oraz November (listopad). Wiadomo, że rak jądra to jeden z najczęściej występujących nowotworów u młodych mężczyzn, a wśród bojowników większość to młodzi jeszcze panowie, więc może warto raz w miesiącu w ramach „autogry wstępnej” sprawdzić to i owo. Więcej dowiecie się na przykład na stronie movember.pl, na której miło się zaskoczyłem, widząc gębę kampanii w osobie uroczego bojownika Cyber Mariana. Pozdrowienia, Marian! A my, panowie, trzymajmy się w zdrowiu! I za jaja oczywiście – przynajmniej raz w miesiącu!
18

Oglądany: 70516x | Komentarzy: 57 | Okejek: 342 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało