Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Rozmawiamy z seksedukatorkami, które właśnie zakończyły szkolenie i będą uczyć nasze dzieci

71 003  
155   148  
„Seksedukator” – to słowo, które od pewnego czasu w niektórych mediach budzi grozę niemal równie dużą, co „ideologia gender” jeszcze kilka lat temu. Czy żyjący internetem młodzi rzeczywiście potrzebują przewodnika po świecie seksualności? Jakie wiąże się z tym ryzyko, co należy przekazać nieco bardziej pruderyjnym rodzicom i kim są samozwańczy superbohaterowie seksualnej kontroli? Na moje pytania odpowiadają Dominika Repetto-Czapska (świeżo upieczona edukatorka seksualna, związana z kulturą i tworzeniem festiwali w Łodzi, autorka wielu projektów związanych z kuchnią roślinną) oraz Anna Jurek (edukatorka seksualna i wiceprezeska Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK).


- Zacznijmy od podstaw. Jak nazywa się wasza profesja i co należy do waszych obowiązków? Ile takie zajęcia mają wspólnego z niesławnym zakładaniem prezerwatywy na banana?

Dominika: - Mam wrażenie, że niemalże rzucano w nas tym seksedukatorem – i to w jak najbardziej złym znaczeniu. „Patrzcie, one uczą o seksie!” – słychać było takie oburzone głosy, a niewiele zabrakło do wytykania palcami. Na samym początku trzeba wiedzieć, że nam przede wszystkim chodzi o edukację. To znacznie szerszy zakres tematyczny niż tylko sam akt seksualny – poruszamy kwestie dojrzewania czy zakochania, cały czas odnosząc się do psychologii czy biologii. Seksedukator to zawężające pojęcie.
Seksedukacja polega też na przedstawieniu dzieciakom rzeczy oczywistych dla dorosłych: na przykład, że jak ktoś kocha naprawdę, to nie będzie wymagać dowodu miłości i zawsze można mu odmówić. Że jak nie lubisz i czujesz się niekomfortowo, kiedy ktoś chce cię dotknąć lub to robi bez twojej zgody, to możesz poskarżyć się rodzicom, a jak robi to rodzic, to innemu dorosłemu czy wychowawcy w szkole. Tak samo, jeśli ktoś tylko opowiada o jakimś rodzaju seksu, który sprawia, że czujesz się niekomfortowo - to nie musisz tego słuchać, możesz przerwać tę rozmowę. Chłopakom uświadamiamy, czym jest zgoda na seks - nie wystarczy jak dziewczyna się uśmiecha albo nic nie mówi. Kurczę, to są ważne rzeczy niezależnie od wyznawanej religii!

- Wpisując w Google „seksedukator” łatwo możemy znaleźć słowa o „lewackim praniu dziecięcych mózgów” czy porównania do handlarzy narkotyków.

Anna: - Przekazujemy najnowszą wiedzę medyczną i psychologiczną. Czy to może prać komuś mózg? Jeśli komuś seksualność kojarzy się negatywnie, zapewne i w naszej działalności będzie doszukiwać się negatywów. Nie chcemy przekazywać dzieciom i młodzieży lęku, choć sami często – wychowani przez konserwatywnych rodziców i dziadków – mamy w sobie pokłady strachu. Stawiamy zatem na pozytywny przekaz dotyczący seksualności, ciekawość poznawczą, relacyjność, przyjemność. Są zagrożenia związane z tą sferą życia, ale bosz! Ile jest dobra i piękna w tym temacie.

- Kiedy ćwierć wieku temu chodziłem do podstawówki, grozę wśród co bardziej konserwatywnych rodziców budziło tajemnicze wychowanie seksualne, będące tak naprawdę niezbyt porywającym połączeniem WOS-u i biologii. W późniejszych latach wprowadzono równie mało ciekawe wychowanie do życia w rodzinie, niezwykle kuszące w perspektywie wagarów. Dużo zmieniło się od tego czasu?

D: - Nasze zajęcia to coś w rodzaju rozszerzonej kontynuacji narzuconego przez oświatę wychowania do życia w rodzinie. Mam wrażenie, że my bardziej stawiamy na emocje i rozmowy. Ten przedmiot przez lata był zresztą traktowany przez nauczycieli jak śmierdzące jajo – nikt raczej nie garnął się do prowadzenia tych lekcji. Dla wielu belfrów problemem było zresztą nawet samo wymówienie słów jak orgazm, masturbacja czy seks oralny. Uczniowie specjalnie potrafią zadawać niewygodne pytania, a potem z radością patrzeć, jak nauczyciel ze wstydu płonie żywym ogniem... Ale to też nie jest żadna zasada. Mamy koleżankę, która uczy rozszerzonego wychowania do życia w rodzinie i świetnie sobie z tym radzi udowadniając, że także w edukacji przede wszystkim chodzi o pasję, o czym często zapominają doświadczeni pracownicy oświatowi. My mamy większy luz – nie stawiamy ocen, ani nie obgadujemy uczniów i uczennic w pokoju nauczycielskim. Nastolatkom łatwiej otworzyć się przed kimś anonimowym niż przed osobą, którą przez kilka lat widują praktycznie codziennie. Dostajemy od nich kredyt zaufania.

- Jak wyglądają te kursy i jaki jest ich cel?

D: - Zobaczyłam w sieci informację o naborze na kurs, więc postanowiłam spróbować. Mam małe dziecko, z którym superszczerze rozmawiam na różne tematy, więc myślałam o tym też w kategoriach samorozwoju. Szybko jednak poczułam, że to bardzo ważna misja. Pochodzę ze wschodniej Polski i wiem, jak często wyglądają rozmowy na „trudne” tematy, szczególnie wśród osób starszych. Niektórzy znajomi z rodzinnych stron, opierający się głównie na doniesieniach mediów, mogliby pewnie pomyśleć, że będę seksualizować dzieci czy uczyć ich masturbacji. To hasła, które są zakodowane w społeczeństwie. Celem mojego szkolenia jest też pokazanie dorosłym, że w edukacji seksualnej chodzi o coś zupełnie innego. Moje pokolenie będąc nastolatkami nie miało zbyt wielu okazji do takich rozmów. Na szkoleniu było poznałam pięknych ludzi, z którymi szybko można nawiązać więź. I chodzi mi tu zarówno o prowadzących, jak i o czterdziestu kursantów.


A: - W ramach projektu EDUKACJA SEKSUALNA POLSKA tworzymy sieć edukatorek i edukatorów seksualnych w całym kraju. Dominika będzie jedną z nich. Oczywiście nie jest on finansowany z ministerstwa, tylko z dotacji trzech państw: Norwegii, Liechtensteinu i Islandii. Koordynuje nas Fundacja Batorego. Jakbyś miał ochotę poopowiadać co nieco o budowie wagin i penisów, masturbacji, przeprowadzić zajęcia na temat antykoncepcji czy pornografii, to zapraszamy na szkolenie, bo mamy bardzo mało facetów! (śmiech)

- Chyba jednak będę zmuszony podziękować... (śmiech) Jakie warunki trzeba zatem spełnić, żeby wziąć udział w kursie? Dużo jest chętnych?

A: - Do projektu zgłosiło się 120 osób. Wybraliśmy z całego kraju ludzi aktywnych i zaangażowanych społecznie. To był jedyny aspekt, na który zwracaliśmy uwagę.# Po publikacji artykułu w Gazecie Wyborczej, pisze do nas jeszcze więcej ludzi chcących wziąć udział w szkoleniach komercyjnych. Kurs obejmuje podstawy teoretyczne, zajęcia praktyczne z młodzieżą oraz egzamin.

- Mieliście konkretną grupę, do której chcieliście szczególnie skierować swoją misję?

A: - Podczas szkolenia w ramach projektu główny nacisk kładłyśmy na edukację seksualną i antydyskryminacyjną, ale też na dialog społeczny i umiejętność znajdowania sojuszników w środowisku lokalnym. Zależało nam na tym, żeby osoby do projektu znaleźć w mniejszych miastach, miejscowościach i wsiach. Tam z edukacja seksualną jest trudniej niż w dużych. W Łodzi od 2012 roku robimy edukację seksualną finansowaną z budżetu miasta. Rozmowy o pierwszej miesiączce, polucjach, współżyciu są ważne i potrzebne. Przykład Łodzi pokazuje, że są także możliwe jako zadanie publiczne.

- Polacy wiedzą cokolwiek o seksie? Czy nie jest przypadkiem tak, że każdy uważa się za eksperta, podczas gdy w rzeczywistości wielu zatrzymało się na stereotypach i półprawdach?

D: - Nawet moi znajomi pozwalali sobie na żarty, że jako edukatorka będę bajerować młodzieńców. Życie to nie serial, w którym MILF przychodzi do ogólniaka i podrywa uczniów. Wciąż powtarza się stereotyp, że „tylko frajerzy robią to w gumce”. Ludzie często nie myślą o tym, że mogą się czymś zarazić. My mówimy o wpływie higieny zabezpieczania się na naszą przyszłość. Chciałabym przełamać ten niesprawiedliwy sposób myślenia i udowodnić, że przekazujemy równie istotną wiedzę, co na innych przedmiotach.

A: - Kiedyś w trakcie imprezy jeden ze znajomych przechwalał się, że nie korzysta z zabezpieczeń. Gdy jednak tylko usłyszał magiczne słowo „preejaktulat”, zaniemówił. Chyba nie zdawał sobie sprawy z faktu, że i bez pełnego wytrysku może dojść do zapłodnienia. To tacy samozwańczy superbohaterowie seksualnej kontroli. Niestety, stan świadomości w tym aspekcie nawet wśród młodych i wykształconych nierzadko jest opłakany. A przypadkowe ojcostwo to tylko wierzchołek góry lodowej. Brak prawnej możliwości przerwana ciąży, obowiązki, prawne konsekwencje... Warto zadać sobie pytanie, czy potrzebujemy tego w życiu.

- Zdarza się, że dzieci w wieku szkolnym ciągle wierzą, że przynosi je bocian? Jako naród jesteśmy chyba dość pruderyjni, choć trudno czasem oprzeć się wrażeniu, że to tylko poza.

D: - To nieco podwójne standardy. Z jednej strony niby wszyscy są tacy porządni, a z drugiej w sieci można znaleźć wiele perwersyjnych anonsów, nierzadko podpartych zdjęciami... Trzeba wiedzieć, kiedy przekazywać konkretne elementy wiedzy. W rozmowe z dwulatkiem nie będę mówić przecież o penisie wkładanym do pochwy. Należy też podkreślać emocjonalny aspekt seksu – nie bać się używać słowa „miłość”. Ludzie tak boją się określenia „seksualność”, że już na początek stawiają mury. Bociany czy kapusta mogą być urocze do pewnego wieku, ale należy dążyć do prawdy. Już dzieci odkrywają swoje ciała i zauważają pewne zmiany czy procesy. Na wakacjach opiekowałam się grupą pięciolatków, która opowiadała o swoich „zakochaniach”, jednocześnie zawstydzając się podczas niewinnych filmowych pocałunków. To powolne otwieranie się, uczenie się emocji i przygotowanie do pewnych etapów.


A: - Ja się nie zgadzam, że bocian i kapusta mogą być urocze. Uważam, że to robienie dzieci „w balona”, przez które dorosły traci na wiarygodności w tej sytuacji.

- Jakiś czas temu pisałem artykuł o masturbacji i, o dziwo, moi znajomi dość chętnie opowiadali o swoich doświadczeniach. Często spotykacie się ze szczególnym zawstydzeniem w kontekście mówienia wprost o seksualności?

D: - Tabuizowanie jest bez sensu. Dzieci powinny umieć nazywać narządy płciowe. Coraz częściej zauważam, że robią to bez wstydu – nawet dorośli częściej ściszają głos mówiąc o penisie czy pochwie. Edukacja służy temu, żeby chronić najmłodszych. Trzeba się uczyć mówić o seksualności i jest coraz więcej narzędzi czy źródeł temu służących. To równie ważna część naszego życia, co jedzenie. To w nas jest, czerpiemy z tego przyjemność, ale jako naród jesteśmy w tym aspekcie dość lękowi. Myśląć o seksualności obawiamy się chorób, ciąży czy przemocy. Powinniśmy bardziej afirmować przyjemność: nie tylko stricte seksualną, ale i tą płynącą z bliskości, czułości i troski – typu mizianie za uchem czy buziak w piętę, zależy co kto lubi. Jeśli będziemy myśleć o tym jako o czymś pięknym i dobrym, łatwiej będzie przekazać te wartości dzieciakom.

A: - Ludzie mają różne granice wstydu. Moja babcia powtarzała, że mężczyznom chodzi tylko o jedno, a seks nie jest taki przyjemny jak się może wydawać i mogą wynikać z niego kłopoty. Potem dowiedziałam się, że ta niechęć mogła brać się z faktu przerwania kilku ciąż w trudnej sytuacji emocjonalnej. Kiedy masz takie doświadczenia i jeszcze przeżyłaś II Wojnę Światową, to trudno o pozytywne konotacje związane z seksem.

- Temat aborcji to kolejny przyczynek do podziałów i przekrzykiwania się. Z jednej strony kościele straszenie grzechem i piekłem, z drugiej niemalże entuzjastyczne podejście do usuwania ciąży podczas protestów. To chyba może namieszać małolatom w głowach.

D: - Znajomy ostatnio zauważył, że dziś aborcja uważana jest za ciężki grzech, a w czasach PRL-u księża chętnie dawali rozgrzeszenie za przerwanie ciąży. Nikt pewnie nie prowadzi takich statystyk, ale podejrzewam, że dziś najgłośniej protestują przeciwko aborcji właśnie starsze kobiety, które mają za sobą takie bolesne doświadczenia sprzed kilkudziesięciu lat.

A: - Znam kilka dziewczyn, które przerwały ciążę. Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją jeszcze w ogólniaku. Rozmawiałyśmy dużo o konsekwencjach, przede wszystkich zdrowotnych, zabiegu. Po zeszłorocznej fali protestów młodzież jest znacznie bardziej świadoma, także w kwestii prawnej. Jeszcze dwa lata temu spora część nastolatków – a nawet tych nieco starszych – myślała, że w razie wpadki może po prostu pójść do poradni i dokonać aborcji. Przede wszystkim należy postawić sobie pytanie, dlaczego ktoś ma podejmować decyzję w imieniu innej dorosłej osoby.

- A co mogłybyście przekazać rodzicom, którzy odwołując się do wiary katolickiej obawiają się propagandy?

D: - Nam przede wszystkim chodzi o dobro dzieci. Często podkreślam, że to rodzic musi zgodzić się na te zajęcia. Mam głęboko wierzących znajomych, którzy wspierają mnie i widzą sens edukowania seksualnego. Im samym trudno jest poruszać te kwestie i cieszą się, że może to zrobić w szkole specjalista. Jakiś czas temu w radiu słyszałam, że seksedukatorzy wchodzą do szkół bez wiedzy prawnych opiekunów. To kompletna bzdura. My się nie chcemy nikomu narzucać i każdy może podjąć decyzję zgodną ze swoim sumieniem.

- „Żona nie może uważać swojego męża za agresora czy potencjalnego gwałciciela. Ma on prawo domagania się od żony współżycia seksualnego” – co jakiś czas do sieci wypływają seksporady rodem z Radia Maryja. Uważacie, że ktoś w ogóle może traktować to poważnie?

A: - Niebezpieczny jest ten strumyczek, który powoli się wsącza do głowy. A patrząc konkretnie na ten przykład, przemoc seksualna to bardzo poważna kwestia. Jeśli czegoś nie chcesz, to tego nie robisz – nawet jeśli jakieś radio zachęca do czegoś innego. Gwałt to ogromne cierpienie zadane drugiej osobie, która może już nigdy może po tym nie dojść do siebie. Jeden z uczniów nawet chwalił się znajomej nauczycielce „bzyknięciem pijanej koleżanki na imprezie” jako pozytywnym zdarzeniem. „Przecież nic się jej nie stało” – zapewniał. Mówienie o obopólnej zgodzie to jedno, ale kiedy mówimy o gwałcie, to może warto unaocznić sobie, że w takiej sytuacji jedno ciało staje się bronią przeciwko drugiej osobie. To działa na wyobraźnię młodych i daje im do myślenia.


D: - Trzeba uczyć dzieci o szacunku do siebie i uczyć je mówić „nie”. Jeszcze w czasach mojej szkoły chłopcy bezkarnie potrafili obłapiać dziewczyny i mieć z tego radochę. Dziewczyny w odwecie używały kopniaków w czułe punkty. Nikt nie rozmawiał o konsekwencjach takich działań.

- Ustalaniom granic nie sprzyja chyba szum informacyjny w internecie. Czasami trudno pozbyć się wrażenia, że wszechobecne wątki związane z seksem wprowadzają w świadomość nastolatków jeszcze więcej zamętu, a rolę edukatora dla wielu młodych pełni dziś Netflix.

D: - Netflix robi dobrze pokazując różnorodne historie z wielu perspektyw. Ja sama z niektórych produkcji potrafię wynieść coś nowego. Pozostając w świecie filmowym, warto zauważyć, że o transpłciowości dużo zaczęło się mówić w kontekście sióstr Wachowskich. Nie każdy też pamięta, że jednym z wątków „Dirty Dancing” była właśnie aborcja. A kwestie problemów z tożsamością mogą wynikać przede wszystkim z dezinformacji. I nie mówię tu tylko o szufladkach związanych stricte z seksualnością. W social mediach młodzi widzą mnóstwo pięknych ciał. Do tego dochodzi wspomniana wcześniej presja otoczenia, w tym przypadku najczęściej związana z ocenami – rodzice nierzadko za wszelką cenę chcą spełnić swoje ambicje kosztem dziecka. Nie bez znaczenia jest też samotność związana z pandemiczną izolacją. Tragiczną konsekwencją takiego stanu rzeczy są rosnące statystyki samobójstw wśród nastolatków.

- Co z edukacją seksualną w przypadku niepełnosprawnych? Istnieje zapotrzebowanie na takie szkolenia?

A: - Jest wiele różnych niepełnosprawności i to wymaga różnych podejść. Mówi się chociażby, że każdy przypadek autyzmu jest całkowicie inny. Mieliśmy zajęcia z głuchymi nastolatkami, w których wspierała nas tłumaczka języka migowego. W tym przypadku tak naprawdę nie różni to się wiele od „zwykłych” zajęć, należy tylko stworzyć grupę z uwzględnieniem jej niepełnosprawności – konkretnie chodzi tu o głuchych, niedosłyszących oraz czytających i nieczytających z ruchu ust. Różne grupy mają różne potrzeby edukacyjne i tak trzeba wybierać metody pracy, żeby każdemu wyjść naprzeciw. Dodając do tego niepełnosprawności intelektualne warto pamiętać o szacunku do ciała drugiej osoby, jej intymności czy o tym, że pociąg seksualny jest naturalną reakcją ciała. Ten temat jest cały czas niezaopiekowany i raczej obecna władza się tym nie zajmie.

- A jak analogiczna sytuacja świadomościowa prezentuje się za granicą? Zgaduję – jesteśmy bardzo do tyłu z edukacją seksualną.

D: - W porównaniu z krajami takimi jak Holandia, Niemcy czy Wielka Brytania jesteśmy sporo opóźnieni – począwszy od edukacji szkolnej, przez kształtowanie świadomości antykoncepcyjnej, po opiekę nastolatek w ciąży czy już po urodzeniu dziecka. W Indiach natomiast miesiączka wciąż jest tematem tabu. My jesteśmy gdzieś pośrodku. Państwo działa sobie, a my sobie. Możemy przetrwać dzięki wsparciu sprzyjających ludzi.

A: - A propos kwestii okołopaństwowych... My w projekcie czekamy teraz na decyzję ministra Czarnka, czy rzeczywiście jeśli jakaś organizacja pozarządowa – niezależnie od jej profilu – zechce zaprezentować swoją działalność w szkole, dyrekcja zawsze będzie musiała spytać kuratora o zgodę. To by sprzyjało wielu nadużyciom i było ze szkodą dla młodych, którym wiedza o rozwoju człowieka po prostu się należy. Ale tak naprawdę piłka jest po stronie rodziców. Mogą sami edukować swoje dzieci w kwestii rozwoju seksualnego, mogą też wpierać organizacje działające na rzecz edukacji seksualnej – także w szkole, na radach rodziców – albo będą zdani na to, co zaproponuje ministerstwo.

Więcej o projekcie Edukacja Seksualna Polska: www.edukacjaseksualna.com, a o Fundacji tutaj: www.spunk.pl
45

Oglądany: 71003x | Komentarzy: 148 | Okejek: 155 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało