W dzisiejszym odcinku zainstalujemy kamerę, która będzie sprawdzać, jak zachowujemy się w trakcie pracy w domu, nasz iPhone powiadomi nas, że rozwaliliśmy ekran, a Tinder poprosi o skan dowodu osobistego.
Apple
opatentowało niedawno bardzo użyteczną funkcję, która
zapewne zostanie w przyszłości dodana do iPhone’ów. Otóż w chwili, kiedy
wyświetlacz telefonu ulegnie uszkodzeniu, sam telefon powiadomi nas o tym.
Wszystko za sprawą specjalnego urządzenia wmontowanego w telefon, które to
właśnie odpowiedzialne będzie za wykrywanie pęknięć.
Technologia będzie działała dzięki specjalnemu rezystorowi,
który zostanie rozciągnięty wzdłuż ekranu. Kiedy wyświetlacz pęknie, rezystor
również zostanie naderwany, a jego opór wzrośnie. Ta wiadomość trafi następnie
do urządzenia odpowiedzialnego za powiadamianie nas o stanie wyświetlacza.
Czy jest to bardzo przydatna funkcja? Z punktu widzenia
użytkowników pewnie nie za bardzo. Przecież każdy z nas chyba widzi, jeśli na wyświetlaczu
w jego telefonie pojawi się pęknięcie. Ba! Większość zapewne nie przegapi
malutkiej rysy, a co dopiero, kiedy chodzi o pęknięcie.
Pamiętacie jeszcze afery wokół chęci ujednolicenia standardu
ładowania urządzeń elektronicznych na terenie Unii Europejskiej? Pierwsze głosy
w tej sprawie pojawiły się ponad 10 lat temu. Wtedy to pod naciskami Unii Europejskiej
aż 14 producentów elektroniki podpisało specjalne porozumienie, w myśl którego zobowiązywali
się ujednolicić sposób ładowania dla przyszłych smartfonów.
Lata jednak mijały, a w całej sprawie w zasadzie nie działo
się za wiele. Oczywiście większość producentów wywiązała się ze swojego
zobowiązania, bo przecież w zdecydowanej większości nowych smartfonów używamy
obecnie USB-C. Ale jest taki jeden producent, który cały czas upiera się przy
swoim… zgadza się, chodzi oczywiście o Apple i jego złącze Lightning.
UE postanowiła jednak
przestać być bierna w tej sprawie. W
związku z tym wezwano Komisję Europejską do przedstawienia konkretnego rozwiązanie
legislacyjnego w kwestii ujednolicenia ładowarek. Rezolucja została poparta
przez większość, a we wrześniu tego roku możemy spodziewać się konkretów.
Z badań wynika, że największa część smartfonów obecnych na
rynku (niemal połowa) ładowana jest za pomocą ładowarek ze złączem typu USB micro-B.
Na następnym miejscu znajduje się USB-C (29%), a dalej apple’owski Lightning (21%).
Apple nie ma więc większych szans na to, aby to ich złącze
zostało wprowadzone jako standard na rynku. Najprawdopodobniej będzie to po prostu
USB-C, a Apple będzie musiało się dostosować. Firma oczywiście nie jest zadowolona,
a – jak sama twierdzi – ta zmiana zniszczy innowacyjność na rynku smartfonów.
A przynajmniej taka przyszłość zapowiada się dla aplikacji.
Już teraz bowiem
w ramach testów wprowadzono w Japonii weryfikację tożsamości za pomocą zdjęcia
dowodu osobistego. Nie cieszcie się przedwcześnie, bowiem weryfikacja już za jakiś
czas ma trafić do pozostałych krajów na świecie (w tym oczywiście do Polski).
Na razie będzie to jednak w pełni opcjonalne. Nie będzie
więc żadnego przymusu nakładanego na użytkownika. Zdecydowana część osób
szukających przygód na Tinderze obawia się jednak, że jeśli weryfikacja spotka
się z ciepłym przyjęciem, to stanie się ona obowiązkowa dla wszystkich chcących
korzystać z aplikacji.
Wszystkie te zmiany mają oczywiście ważne podłoże – chodzi głównie
o bezpieczeństwo. Za pośrednictwem Tindera umawiamy się przecież z innymi
osobami obecnymi w aplikacji, aby się z nimi przede wszystkim spotkać na żywo.
Dobrze więc, jeśli mamy pewność, że mamy do czynienia z tym, za kogo nasz
rozmówca się podaje.
Znacie firmę
Teleperformance?
Jest to największy na świecie dostawca usług call center. Działa w aż 19
krajach i zatrudnia ponad 380 tys. pracowników na całym świecie. Zdecydowana większość
z nich stanowi grupę pracującą zdalnie – jest to prawie 240 tys. osób. W
trakcie swojej zmiany muszą oni korzystać ze specjalnego systemu monitorującego
ich pracę. To jednak nie wszystko, bowiem korporacji ciągle mało i niedawno
wpadła na pomysł, aby instalować kamery przy komputerach swoich pracowników,
aby jeszcze lepiej ich kontrolować.
Według nowego wzoru umowy, jaki otrzymali pracownicy, mają
oni zainstalować w swoich domach kamery, za pomocą których sztuczna inteligencja
będzie czuwać, aby ci nie łamali regulaminu korporacji. Dodatkowo
Teleperformance zastrzegło, iż będzie mogło zbadać swoich pracowników za pomocą
wariografu, aby sprawdzić, czy mówią prawdę.
Jak na razie rozwiązanie to miało zostać wprowadzone w dwóch
krajach: Kolumbii i Albanii. Pracownicy z tego drugiego państwa nie zgodzili
się jednak na takie warunku i z pomocą tamtejszego urzędu do spraw ochrony
danych osobowych wywalczyli sobie tymczasową wolność od kamer w domach.
W Kolumbii umowy jednak przeszły i teraz pracownicy
korporacji pochodzący z tamtego kraju zobowiązani są do uśmiechania się każdego
dnia do kamery.
Zdaniem Teleperformance nie chodzi jednak o sprawdzanie, co
ich pracownicy robią w trakcie swojego etatu. Chodzi raczej o to, aby się
upewnić, czy w trakcie rozmów z klientami pracownicy nie notują czegoś na
kartkach, czy nie zapisują czegoś na
swoich smartfonach. W interesie korporacji leży bowiem ochrona danych osobowych
swoich klientów.
W Mapach Google możemy natrafić na wiele błędów. Niektóre z
nich poprowadzą nas przez dawno nieużywaną drogę przez las, która zdążyła
zarosnąć już trawą i krzakami, inne wywiodą nas gdzieś w pole, gdzie diabeł
mówi dobranoc, a jeszcze inne sprowadzą nam na głowę policję, kurierów i
komorników. Z takim właśnie błędem mają każdego dnia do czynienia państwo Tadeusz
i Teresa Horeccy z miejscowości Kijany Kościelne.
Małżeństwo zamieszkuje pod adresem Kijany Kościelne 8. Nie
byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że pobliska miejscowość nosi
nazwę Kijany i jest o wiele większa. O co jednak chodzi z tym błędem? Otóż po
wpisaniu w nawigacji adresu Kijany 8, Mapy Google prowadzą nas do miejscowości
Kijany Kościelne pod numerek 8, a więc do państwa Horeckich.
Małżeństwo nie jest już więc zaskoczone, kiedy trafiają do
nich zabłąkani kurierzy, policja, czy nawet komornicy. Pół biedy, jeśli pod
adresem Kijany 8 zamieszkiwałaby tylko jedna rodzina, ale pod tym adresem
znajduje się cały blok mieszkalny, a nawet kilka (o numerach 8a, 8b, 8c i 8d).
I wszyscy, którzy chcą trafić do któregokolwiek z mieszkań w tych blokach, odsyłani
są przez mapy Google do państwa Horeckich.
Pan Tadeusz próbował już interweniować w tej sprawie w
firmie Google, jednak jego prośby były za każdym razem ignorowane. Zgłaszał się
również do wójta swojej gminy, ten jednak twierdził, że kwestia dotyczy prywatnej
firmy, wiec nic nie może zrobić. Dopiero po nagłośnieniu całej sprawy przez
redakcję
Dziennika Zachodniego, Google łaskawie stwierdziło, że przyjrzy się sprawie.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą