Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Patologie polskiego budownictwa III

93 601  
284   71  
Piątkowa akcja z zaczarowaną oranżadą miała swoje rozwinięcie w poniedziałek. Właśnie w poniedziałek inspektor nadzoru miał odebrać te okna, co je montowaliśmy w piątek.


Wtedy właśnie wyszło, że okna, które montowane były na samym końcu, pod wpływem „czarów” z oranżady zamontowane były w jakiś dziwny sposób, bez przykręcania i tylko na samą pianę. Do tego co najgorsze, zamontowane były klamkami na zewnątrz i nawet nie można ich było od środka otworzyć.

Na odbiór montażu okien przyjechał też nasz ówczesny wujek. Stali razem z inspektorem i kierownikiem-brygadzistą monterów nad czwartym czy piątym zamontowanym w ten sposób oknem i dumali, jak mogło do tego wszystkiego dojść. Kierownik-brygadzista aż oparł się o ścianę i złapał się za serce, dysząc głośno. Chyba chciał wzbudzić litość, że właśnie dostaje zawału, żeby wujek za bardzo nie zaczął go opierdalać. Wujek stał czerwony i wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Majstry stały jakby zupełnie nie kapowali o co chodzi i tylko ze zdziwieniem przełykali głośno ślinę, patrząc się a to na wujka, a to na inspektora. Inspektor złapał się za głowę, a potem wybuchł takim szyderczym, głośnym śmiechem. Gościu dosłownie kisnął ze śmiechu i aż się zaczął skręcać.

Jeden z majstrów też się wtedy uśmiechnął i wyszeptał do jeszcze mocniej dyszącego pod ścianą kierownika-brygadzisty, że „INSPEKTOR MA DOBRY HUMOR, ODBIÓR NA PEWNO BĘDZIE”. Ale odbioru nie było. Wujek w końcu nie wytrzymał i zapytał się inspektora, z czego rży, a inspektor pokisnął jeszcze trochę, a potem ze łzami w oczach odpowiedział wujkowi: „BO ZE SMUTNEJ DUPY WESOŁEGO BĄKA NIE BĘDZIE!”.

I wyszedł, poklepując wcześniej wujka po ramieniu, mówiąc mu na do widzenia, że nawet notatki z odbioru nie zrobi, bo i tak mu nikt nie uwierzy, a na odbiór przyjdzie za tydzień, jak będzie odbierał kolejne piętra. „ZE SMUTNEJ DUPY WESOŁEGO BĄKA NIE BĘDZIE, ANI Z PIZDY FACHOWCA” – powiedział jeszcze pod nosem inspektor, kiedy wychodził z odbioru prac wykonanych przez „monteruf” (przez „uf”, tak właśnie było napisane w ogłoszeniu, z którego dostaliśmy tę pracę) okien.


Nasza kariera w firmie „monteruf” okien nie trwała zbyt długo. W firmie doszło pewnego razu do wypadku. Oczywiście nikogo nie zdziwi pewnie, że doszło do niego w piątek, ale jak sami wiecie, piątki nie były zbyt szczęśliwe w tej firmie. Przyjechała duża dostawa okien, a majstry chciały szybciej skończyć pracę tego dnia. W sensie, że niekoniecznie iść szybciej do domu, tylko nie musieć już nic tego dnia robić. Dlatego jak przyjechała ciężarówka okien, to trzeba było ją szybko rozładować, bo kierowca musiał szybko wrócić na bazę, więc jak jeden majster podpisywał jakieś kwity, to dwóch majstrów – smakoszy oranżady – wskoczyło na ciężarówkę i chcieli te okna odbezpieczyć, żeby móc je ściągnąć z wozu, odstawić w jakieś miejsce i móc w spokoju radować się z upragnionego piątku.

No ale majstry jakoś nie mogły dojść do porozumienia co do tego, jak ściągnąć te okna, a kierowca ciężarówki, który normalnie odbezpieczał okna sam, tego dnia zajęty był kłótnią z majstrem, który nalegał, żeby w protokole dostawy wpisać, że materiał przyjechał o czternastej, a nie o dziewiątej. Majster chciał mieć podkładkę, że niby materiał przyjechał na fajrant i że już nic nie mogli zrobić poza wyładowaniem transportu. Więc kłócił się majster z kierowcą, a w tym czasie inni majstrzy patentowali coś z rozładunkiem okien. Nie wiem co dokładnie zrobili, bo na chwilę odeszliśmy z Lejsem z miejsca wyładunku, ale jak wróciliśmy, to wokół ciężarówki leżało pełno okien z rozbitymi szybami, a obok stali lub leżeli (cali lub zakrwawieni) majstrzy.

Zrobił się z tej akcji niezły cyrk, bo dwóch majstrów nieźle się pocięło, a nie można było do nich wezwać pogotowia, bo przecież zatrudnieni byli na czarno i żeby karetka mogła ich zabrać, to trzeba ich było wynieść poza teren budowy i tam upozorować jakieś zdarzenie. Do tego nie było nikogo z naszego nadzoru, tylko majstry monterzy. Kierownik budowy latał jak oszalały i chyba kompletnie nie wiedział co ma zrobić, bo ostatecznie i on mógł oberwać za tę całą akcję. Pokręcił się chwilę, a potem nastraszył majstrów, że jak nie zabiorą kolegów poza płot, to wszystkim powystawia mandaty za brak butów ochronnych na placu budowy. Dziwne, że pominął całkowicie nietrzeźwość majstrów, no ale cóż, kierownik mógł być wtedy nieźle zestresowany.


Całe zdarzenie nie rozeszło się po kościach, bo się jeden z majstrów wykrwawił pod płotem budowy zanim przyjechało pogotowie i właściciel firmy musiał się ukrywać, żeby nie pójść do więzienia. Firmę przejął jego brat czy jakiś tam szwagier. Część ludzi zwolniono, w tym oczywiście mnie i Lejsa, więc znów musieliśmy sobie poszukać nowej pracy. Nie muszę chyba mówić, że ci zwolnieni nie dostali oczywiście swoich wypłat. Musieliśmy z Lejsem poszukać sobie nowej pracy i to takiej, gdzie dostaniemy jakąś tygodniówkę w piątek, bo kończyły się nam pieniądze, a za coś trzeba było żyć.

I tak bujaliśmy się po jakichś dziwnych firmach, pracując tam czasami tydzień, a czasem kilka tygodni, aż trafiliśmy do jednego wujka, którego brzuch był tak ogromny, że śmialiśmy się z Lejsem, że siedzi tam w środku jeszcze jeden wujek. Stąd zdarzało się nam mówić na tego wujka „wujkowie” w liczbie mnogiej, bo objętościowo było go co najmniej dwóch. Z wujkami robiliśmy wykończeniówkę na dużych budowach, ale najlepsze akcje były wtedy, kiedy wujkowie brali jakieś mniejsze fuchy, czyli prywatne remonty albo jakieś drobne zlecenia. Zacierali wtedy ręce, bo za te fuchy mieli kasować niebotyczne pieniądze i dostawać je od razu po robocie, czyli bez tych miesięcznych czy nawet dłuższych terminów płatności, które dawali sobie deweloperzy, aby rozliczyć pracujące na budowach brygady. Wujkowie byli specyficzni, ale dało się ich jakoś znieść, bo chociaż nie było wypłaty, żeby nam czegoś nie potrącili, to jednak co piątek zawsze coś tam wypłacali i można powiedzieć, że nie mięliśmy z Lejsem w tamtym czasie jakiejś większej biedy. No ale były akcje na tych fuchach, które będę wspominał do końca życia...
22

Oglądany: 93601x | Komentarzy: 71 | Okejek: 284 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało