Co o komunizmie można powiedzieć dobrego? Chyba tylko to, że w
większości miejsc na świecie bardzo skutecznie udaje się go zwalczać.
#1. Kiedy Mao zachęca do szczerości...
Z prośbami o szczerą opinię problem jest taki, że w większości przypadków ostatnią rzeczą, na jaką liczy pytający, jest szczera opinia. Lepiej więc dobrze przemyśleć odpowiedź i jej potencjalne konsekwencje – zwłaszcza że te w niektórych przypadkach mogą być fatalne. Przekonali się o tym Chińczycy, którzy ulegli zachęcie Mao Zedonga w 1956 roku. Chiński przywódca, świadom nieprzychylności społeczeństwa, zainicjował "kampanię stu kwiatów", zachęcając ludzi do publicznego wyrażania opinii o komunistycznym reżimie.
Chciał w ten sposób dać społeczeństwu poczucie większej wolności i ostudzić buntownicze nastroje. Zdaje się jednak, że Mao nie przewidział skali krytyki, bo zaraz potem odpowiedział "kampanią przeciwko prawicowcom", wskutek której ucierpiało ponad pół miliona krytyków partii. Tracili stanowiska, trafiali do obozów pracy, uniemożliwiano im wykonywanie zawodu. I co najważniejsze, zakazano jakiejkolwiek krytyki władzy. Ot, sto pierwszy kwiat.
Kiedy w kraju nie ma wystarczająco prawdziwych komunistów, trzeba posłużyć się udawanymi... zwłaszcza jeśli nie chodzi o to, aby siali zamęt na miejscu, a rzeczywiście do czegoś się przydali. Z tego założenia wyszli Holendrzy, którzy pod koniec lat 70. XX wieku powołali do życia MLPN – Marksistowsko-Leninowską Partię Holandii. MLPN przetrwała ponad dwie dekady, mimo że nigdy nie miała więcej niż dwunastu prawdziwych członków.
W rzeczywistości budowali ją agenci, którzy – na zlecenie służb specjalnych – nawiązywali kontakty z chińskimi komunistami, by szpiegować tamtejszych oficjeli i ich poczynania. Szło im doskonale. Założyciel partii, agent pod przykrywką, został nawet zaproszony na bankiet organizowany przez Zhou Enlai, pierwszego premiera ChRL, nie wspominając o licznych podarkach, jakie Chińczycy słali "czerwonym przyjaciołom" z Holandii.
Partia komunistyczna w Holandii nie zdołała zebrać nawet tuzina członków – nie żeby kiedykolwiek faktycznie o nich zabiegała. Podobnych "problemów" zdecydowanie nie mieli Indonezyjczycy i ich Partai Komunis Indonesia, największa nierządząca partia komunistyczna na świecie. W 1995 roku liczyła sobie 2 miliony członków, w wyborach zdobywając 16% głosów (niemal 30% w samej Jawie Wschodniej). 5 lat później zapisanych do partii były już 3 miliony.
PKI stanowiła ogromną siłę, co niepokoiło świat zachodni, ale i w samej Indonezji groziło przewrotem, zwłaszcza że sytuacja gospodarcza ulegała szybkiemu pogorszeniu. Postanowiono więc zlikwidować PKI. Owszem, zdelegalizowano partię, ale dopiero w 1966, rok po tym, jak przy wsparciu USA wymordowano pół miliona jej członków.
Filipiny uzyskały niepodległość od USA w 1946 r., zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu II wojny światowej. Nie oznacza to jednak, że Stany całkowicie zrezygnowały z działań w tej części świata. Przeciwnie, pozostawały aktywne przez niemal cały okres zimnej wojny, jeszcze nie raz zapisując się w historii. I choć Filipińczycy generalnie sprzyjali Amerykanom, to coraz większym problemem stawali się komunistyczni rebelianci. Trudno było walczyć z nimi tradycyjnymi metodami, więc sięgnięto po... tradycję.
CIA wykorzystało fakt, że wielu Filipińczyków wierzyło jeszcze w aswangi – krwiożercze kreatury, np. wampiry. Kiedy grupa komunistów wyruszyła na patrol, Amerykanie porwali jednego z nich. Przez dwa otwory zrobione w szyi spuścili z niego krew, po czym zwłoki podrzucili buntownikom. Fama rozeszła się natychmiast, a sposób choć dziwny, okazał się skuteczny.
Monopoly to jedna z najbardziej popularnych gier planszowych na świecie, oskarżana zresztą o rozpad niejednego udanego wcześniej związku – niestety nie radzieckiego, ale o tym w następnym punkcie. Gra doczekała się setek różnych wariantów, zarówno lokalnych, jak i tematycznych. Wśród nich pojawił się też wariant... komunistyczny.
Z "problemem" bohatersko zmierzyć się musiano w Czechosłowacji, w której prywatna przedsiębiorczość była zakazana, a idea hipoteki nie istniała w ogóle. Podstawy Monopoly legły więc w gruzach, ale i na to znalazł się sposób. Handel nieruchomościami zastąpiono wyścigami konnymi i tym samym Monopoly ewoluowało w czechosłowackie Dostihy a sázky.
#6. Komunizm kończy się, kiedy trzeba zrobić zakupy
Wydawałoby się, że jakieś drobne czynności życia codziennego nie mogłyby zrewidować czyichś poglądów na kwestie wagi tak dużej jak choćby ustrój w państwie. A jednak... W 1989 roku Borys Jelcyn, przyszły prezydent Federacji Rosyjskiej, wybrał się z wizytą do Stanów Zjednoczonych, gdzie zwiedził m.in. Centrum Lotów Kosmicznych Johnsona. Ale to nie ono zrobiło na Jelcynie największe wrażenie. Prawdziwy szok wywołała... wizyta w supermarkecie.
Stwierdził wtedy, że "gdyby Rosjanie, którzy po wszystko muszą stać w kolejkach, zobaczyli amerykańskie supermarkety, z pewnością wybuchłaby rewolucja". I rewolucja faktycznie nastąpiła, choć nie z woli ludu urzeczonego Walmartami, a za sprawą samego Jelcyna, który postawił sobie za cel likwidację partii komunistycznej i rozwiązanie ZSRR.
Nikt, kto kieruje się zdrowym rozsądkiem, raczej nie miałby problemu z odpowiedzią na powyższe pytanie... niemniej jednak w grzybową teorię uwierzyło zaskakująco dużo ludzi wychodzących najwyraźniej z założenia, że jeśli coś jest w telewizji, to musi być prawdą. Był tok 1991, kiedy w Telewizji Leningradzkiej wystąpił rosyjski pianista, twierdząc, że od nadużywania grzybów halucynogennych Lenin sam nieomal stał się grzybem. Ludzka pozostała mu jedynie powłoka, podczas gdy cała reszta znajdowała się pod władaniem grzybów.
Zarówno autor teorii, jak i dziennikarz prowadzący program doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak absurdalne są te wynurzenia. Chcieli w ten sposób ośmieszyć inne emitowane w rosyjskiej telewizji bzdury. Nieskutecznie. Grzybowa teoria chwyciła do tego stopnia, że aż członkowie Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego poczuli się w obowiązku wydać oficjalne dementi.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą