Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Zrozumieć filozofa, czyli tęgie łby nieco przystępniej: La Mettrie

10 296  
25   30  
Zapewne większość z nas w smarkatych latach dumała: człowiek to taka maszyna, która porusza się w większości po wydeptanych ścieżkach. Taki trochę robot działający na autopilocie: obudzić się, wstać, zjeść, wydalić, pracować, znów zjeść, patrzeć w ekrany, ponownie zjeść, umyć się, położyć, poszturchać (czasem), zasnąć...


Taki pogląd w zasadzie nie odróżnia człowieka od zwierzęcia, może jedynie bardziej złożoną formą poszczególnych poczynań. No i wiadomo: zwierzęta nie pracują jako tako, w zamian polują; w ekrany też nie patrzą zazwyczaj, ale lubią sobie pooglądać świat na pełnym chillu, a my przecież też zaczynaliśmy od zwykłego wpatrywania się w ognisko.

W takim razie człowiek to bezwolna maszyna zaprogramowana niczym zwierzę?
- Ha!, mamy umysł przecie! - ktoś krzyknie oburzony, że się go do zwierza porównuje. OK, ale jak to z tym jest tak naprawdę? To umysł rządzi ciałem czy może ciało umysłem? Jeśli zgodzimy się na pierwsze rozwiązanie, to zaraz pojawia się pytanie: skąd umysł czerpie swą moc do działania? Musielibyśmy odwołać się wówczas do Boga i już zostać w tym mniemaniu, choćby nie wiem co, bo w innym wypadku wszystko się wali…

Swoją drogą, każdy z nas jest w stanie zauważyć, że jeśli jakaś niemoc dopadnie nasze ciało, to i dusza zaraz dostanie rykoszetem i jej działanie/moc zmniejsza się lub zmienia kierunek celu, do którego prze. Zatem to ciało ma rządzić umysłem?

Takiego, a nawet dalej idącego zdania był nasz dzisiejszy gość. Toteż czym prędzej przenosimy się do momentu spotkania z Francuzem, kiedy to zaopiekował się mną po trudach rejsu, kiedym ledwo na nogach stał, a i gorączki nabawiłem się przy okazji…

La Mettrie*: Odprowadzę pana na ławeczkę w podcieniu i zajmę się panem, póki nie dojdziesz pan do siebie - oznajmił, kiedy już znaleźliśmy się na stałym lądzie.

Ja: Dziękuję, jakoś mnie chwilowo zamroczyło - próbowałem się tłumaczyć. - To dziwne, jak wraz z ciałem i dusza wiotczeje…

LM: Też pan to zauważył? - nie krył zdziwienia. - Do takich samych wniosków doszedłem, gdym sam nabawił się gorączki! [Ponoć w trakcie przechodzenia choroby spostrzegł w jak dużym stopniu działanie duszy/umysłu zależne jest od ciała, co skłoniło go do dalszych badań w tym temacie i w rezultacie zajęcia stanowiska materialistycznego - przyp. aut.]

J: No tak, zależność ta występuje, co każdy spostrzeże po sobie, ale jak pogodzić ze sobą ducha z materią? Przecież wydaje się to niewykonalnym przedsięwzięciem. - Z ulgą przycupnąłem na ławeczce.

LM:
Tylko pozornie, szanowny panie - zajął miejsce obok mnie. - Już pan zauważył, że osłabienie ciała wpływa na osłabienie duszy; działanie zależne widzimy także wtedy, gdy ciało zasypia, wówczas również i dusza śpi! Inny przykład: gdy ciało nie otrzymuje pokarmu, dusza słabnie, a gdy zostaje nakarmione, dusza także wzmacnia się, prawda? To są jaskrawe przykłady, ale ile jest takich, proszę pana, których nie można dostrzec gołym okiem! Czasem maleńkie włókienko, którego nie zdołamy dostrzec najlepszym z przyrządów, zdolne jest z geniusza uczynić pospolitego głupca! [Julien co rusz podpiera się na swej bogatej wiedzy biologiczno-anatomicznej, a jako że był lekarzem, trudno było polemizować innym filozofom z jego argumentami - przyp. aut.]

J: Dobra, ale co z tego wynika? Jak wytłumaczy pan tę zależność? Wszak większość filozofów głowi się nad tym rozdzieleniem duszy i ciała i na sposobie, w jaki one działają na siebie wzajem i nie mogą dojść, na czym to polega.

LM:
Wszyscy oni robią ten sam błąd: czynią z duszy ducha, czyli coś niematerialnego, a potem dziwią się, że nie mogą znaleźć łączności ducha z ciałem - zakpił. - Prawda jest taka, że dusza też jest ciałem. Ot, cała układanka. Wszelkie duchy to wymysł czczych rozumkowań. [Cechą charakterystyczną tego myśliciela było to, że nim przedstawił własne rozumowanie, wyśmiewał pierw poglądy innych, przez co był bardzo nielubianym człowiekiem i trudno było mu znaleźć obrońców - przyp. aut]

J: Przyjmijmy, że tak jest w istocie. Skądinąd, sam pan rozdziela te dwa pojęcia: duszę od materii - zauważyłem.

LM: Zgadza się, ponieważ zwykła (bierna) materia jest bezwładna, natomiast materia organiczna (czynna) porusza się sama z siebie, więc ma w sobie szczególny rodzaj materii, którą właśnie określam mianem duszy. Ta czynna materia właśnie sprawia, że myślimy, że materia się ożywia, także dzięki niej ciało może być wprawione w ruch, bo jakżeby inaczej duch miałby poruszać ciałem? - rozłożył ręce w geście bezradności.

J: Czyli myślenie jest własnością materii? - dociekałem, powoli odczuwając przypływ nowych sił.

LM:
Mało tego: myślenie nie tylko jest własnością materii, ale samo jest procesem materialnym! Bo przecież nie potrafimy myśleć bez wykorzystania materii, czyli całego mechanizmu ciała. - Wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś najbardziej oczywistym na świecie. - Jak już wspomniałem, dusza to odrębny rodzaj materii, która znajduje się w najdrobniejszej cząstce istot organicznych, a że znajduje się w każdym elemencie naszego ciała, to zauważyć można np., że po wycięciu serca ze zwierzęcia, które jeszcze bije, przestaje ono bić dopiero, gdy brakuje mu „żywności”, więc dusza w nim żyje, póki i ciało jeszcze funkcjonuje. [Można rzec, że Francuz utożsamiał żywość poszczególnych organów z faktycznym działaniem duszy w danym organie. Przykładów tego typu, niezwykle obrazowych, podaje bardzo wiele w swych dziełach - przyp. aut.]

J: Przepraszam bardzo, proszę nie wspominać o krwi, bo chwilowa poprawa mojego samopoczucie poszła właśnie w zapomnienie - zwróciłem uwagę nieco zirytowany. - Nie wiem, czy robi pan to świadomie czy nie, ale…

LM: Oj tam… - machnął nonszalancko dłonią. - Co do świadomości…

J: O, właśnie! Czy pojedyncza cząstka materii jest w takim razie zdolna do świadomości? Patrz pan, ile by było w takim razie świadomości w naszym ciele!

LM: Żadna część materii nie jest świadoma, proszę pana, świadome są tylko pewne zespoły materii. - Zdjął kapelusz i przetarł sperlone kropelkami potu czoło. - Natomiast każda cząstka materii organicznej ma własności psychiczne.

J: Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, jak potężne wnioski można wyciągnąć z tych pańskich wynurzeń?

LM:
Owszem, dlatego zaraz jak tylko polepszy się panu, uciekam z tego kraju jak najdalej się da! [Zaraz po ogłoszeniu swojej pierwszej pracy filozoficznej musiał uciekać z ojczyzny, pierw do Niderlandów, aż osiadł w Prusach - przyp. aut.] - Rozejrzał się wokoło, po czym dodał: - Ludzie już dawno temu spostrzegli, że człowiek w niczym nie różni się od zwierzęcia, może poza mową, ale nikt tego głośno nie powie, bo zaraz ogłoszą go heretykiem i w najlepszym wypadku zamkną na długie lata w więzieniu. A to, że człowiek wywyższa się ponad inne istnienia, to tylko megalomania i uzurpacja, ochoczo stymulowana przez wszelkie religie i władze świeckie.

J: Jeżeli wyższość człowieka nie jest mu nadana przez Stwórcę, to jak tłumaczyć to, że jednak zajmuje miejsce jakie zajmuje?

LM: Proszę pana, świat składa się jedynie z materii, a właściwością materii jest działanie mechaniczne. Zatem zmiany dokonują się w niej wedle stałych praw ruchu, bez interwencji wolnych i nie dających się obliczyć czynników. My natomiast, ludzie, jesteśmy tylko nieco lepiej skonstruowaną maszyną od zwierząt, wyróżniającą się mową, jak wspomniałem, lecz jestem przekonany, że już niedługo będzie można nauczyć mowy nawet małpy, które dzięki temu zaczną tworzyć własną kulturę. [Wg wielu uczonych ta degradacja człowieka i zrównanie go ze zwierzętami, a raczej tak jasne wywiedzenie tego od strony biologicznej, było jednym ze szczebelków prowadzących do teorii ewolucji Darwina - przyp. aut.]

J:
Grubo - tym razem to ja przetarłem czoło. - Takie rozumienie świata, jako bezduszny mechanizm, prowadzi wprost do…

LM: ...stwierdzenia, że Boga nie ma, oczywiście duszy wolnej i nieśmiertelnej także, co już wcześniej wywiodłem - dokończył za mnie. - Choć, nawet jeśli Bóg istnieje, to nie wynika z tego przymus kultu czy jakiegoś szczególnego sposobu życia, bo przecież jesteśmy tylko materią organiczną, nic poza tym. I dopóki ludzkość nie odrzuci religii, to nie będzie szczęśliwa.

J:
Hmmm… - zasępiłem się. - Czy społeczeństwo ateistów jest w ogóle możliwe?

LM: Nie wiem, ale jest na pewno ideałem, do którego należy dążyć dla dobra ludzkiego.

J: A czym jest to dobro w takim razie?

LM: Dobrem jest rozkosz, szanowny panie. Celem życia jest i powinno być pomnażanie tej rozkoszy; trzeba używać życia ile się da, by zmysły były stale pobudzane, bo tylko wtedy maszyneria naszego ciała działa bez zarzutu. [Owa hedonistyczna część filozofii Juliena ponoć mocny wpływ wywarła na… Markiza de Sade; nieco mniejszy też na Giacomo Casanovę - przyp. aut.]

J:
Cóż za przyjemna filozofia! - nie kryłem zadowolenia.

LM: Och! - dygnął nerwowo. - Muszę uciekać, bo bagiety się zbliżają i wielce prawdopodobne, że rozglądają się za mną. Narciarz!

I zniknął, nim zdążyłem odpowiedzieć. Zdematerializował się wbrew własnym przekonaniom. Co za łajdak, przekląłem pod nosem. Zaraz potem postanowiłem także zejść z oczu patrolowi policji, bo przecież nigdy nie wiadomo, za co można dostać… Nie mając za wiele opcji do wyboru, postanowiłem ruszyć ku ówczesnej stolicy filozofii - Paryża. Gdym tak szedł i napotkał na drodze niewielką gospodę, z miejsca poczułem suchość w gardle. Nie miałem przy sobie ani grosza, więc musiałem uciec się do żebrania, lecz już przy wejściu spostrzegłem, że mi się poszczęściło, bo oto przy jednym ze stołów siedział sam Thomas Hobbes...

*Julien Offray de La Mettrie (1709-1751) - francuski lekarz, filozof i satyryk. Niezwykle skrajna w poglądach osoba, która wręcz prowokowała i przechwalała się swą radykalnością. Czasem trudno było rozróżnić co jest u niego satyrą dla popisu, a co prawdziwym przekonaniem.

**Ciekawostką jest, że jak na lekarza-dowcipnisia przystało, umarł w dość zadziwiających okolicznościach. Są dwie wersje, ale obie całkiem ciekawe. Oficjalna mówi o przejedzeniu wykwintnymi daniami; zaś wersja nieoficjalna - Francuz miał umrzeć z powodu nadmiernego upustu krwi (przy którym się upierał) z błahego powodu, bo miało to być dowodem jego nieomylności w sprawach lekarskich, lecz inni lekarze odradzali mu ten zabieg, ale on przecież wiedział lepiej...

Źródła:

1. Dzieła filozoficzne (zbiór) - Julien Offray de La Mettrie, Wyd. IFiS PAN
2. Historia filozofii, Tom II - Władysław Tatarkiewicz, Wyd. PWN

PS Prace La Mettriego czyta się wręcz wybornie, bo są krótkie, konkretne, z dowcipem i dosyć lekko napisane. Do tego nie szczypie się w język i najczęściej wali bezkompromisowo, a przy tym wszystkim nie można odmówić mu rozległej wiedzy i znajomości najprzeróżniejszych dzieł filozoficznych.

W poprzednim odcinku: Leibniz

7

Oglądany: 10296x | Komentarzy: 30 | Okejek: 25 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało