W dzisiejszym odcinku pooglądamy sobie roznegliżowanych ludzi na YouTube, wraz z Unią Europejską zakażemy wykorzystywania systemów rozpoznawania twarzy i nabierzemy się na deepfake.
Kojarzycie deepfake? To ta technologia podmiany m.in.
twarzy, która pozwala na szeroko zakrojoną manipulację. Do tej pory większość osób
traktowała to z przymrużeniem oka i śmiała się, że ktoś sfałszował wypowiedź Obamy,
podmienił twarze aktorek dla dorosłych na te znanych gwiazd ze świata
Hollywood czy sprawił, że Księżniczka Leia z Gwiezdnych wojen znów mogła
wystąpić w produkcji (nawet po śmierci odtwórczyni roli).
Ostatnie wydarzenia pokazują jednak, że w kwestii deepfake
nie ma się z czego śmiać. Wręcz przeciwnie – powinniśmy zacząć na poważnie się
obawiać. O co chodzi?
Ktoś postanowił podszyć się pod Leonida Wołkowa – szefa sztabu
Nawalnego, rosyjskiego opozycjonisty. Z rzekomym Wołkowem za pośrednictwem
Zooma
skontaktowali się holenderscy parlamentarzyści. Zostało to nawet potwierdzone przez rejestr
Izby Reprezentantów.
Wszyscy członkowie parlamentu będący przedstawicielami komisji
spraw zagranicznych byli przekonani, że rozmawiają z szefem sztabu Nawalnego.
Dopiero po jakimś czasie wyszło na jaw, że w rzeczywistości ktoś podszywał się
pod Wołkowa.
Wszyscy zastanawiają się teraz, jak można uniknąć tego typu
incydentów w przyszłości i wyrażają swoje oburzenie, iż w ogóle doszło do czegoś
podobnego. Z informacji wynika jednak, iż nie tylko holenderscy parlamentarzyści
dali się nabrać. Ponoć w podobną pułapkę wpadli również przedstawiciele rządu Litwy,
Łotwy, Estonii, Ukrainy i Wielkiej Brytanii.
Tego typu akcje są szczególnie niepokojące, biorąc pod uwagę,
w jakich czasach żyjemy. Wirtualne spotkania stały się naszym chlebem
powszednim i do czasu poradzenia sobie z pandemią możemy tylko pomarzyć o
pełnym powrocie do normalności.
Pamiętacie jeszcze kontrowersyjną decyzję marki Volvo o
ograniczaniu prędkości samochodów do 180 km/h? Wszyscy byli wtedy wielce
oburzeni takim obrotem spraw. No bo jakże to tak? Kupuję samochód i chcę
korzystać z pełni jego mocy. Wtedy mogło się wydawać, że żaden inny producent
nie podąży tą drogą, bo byłby to strzał w kolano… okazuje się, że Volvo
znalazło naśladowców.
Chodzi o firmy
Renault i Dacia. W przypadku tego pierwszego ogłoszono to na zebraniu
akcjonariuszy. Członkowie zarządu z szefem (Luca de Meo) na czele doszli do
wniosku, że wszystkie samochody produkowane przez francuski koncern do 2022
będą miały na pokładzie ograniczniki prędkości, które nie pozwolą im jechać szybciej
niż 180 km/h. Pewnie w przypadku większości modeli nie robi to większej
różnicy, ale kiedy weźmiemy już pod uwagę takie sportowe Renault RS, to już
może zaboleć.
To jednak nie koniec zmian. Producenci zapowiedzieli również
wprowadzenie całego szeregu dodatkowych funkcji poprawiających bezpieczeństwo
kierowców na drogach. Wszystko oczywiście dla ich własnego dobra.
Unia Europejska przymierza się do całkowitego zakazania (albo
przynajmniej mocnego ograniczenia) stosowania nadzoru biometrycznego w
miejscach publicznych. Chodzi konkretnie o systemy rozpoznawania twarzy
bazujące na sztucznej inteligencji.
Wniosek Komisji Europejskiej zawiera m.in. zakaz stosowania nadzoru biometrycznego
w miejscach publicznych. Niestety na chwilę obecną jest w nim wiele ustępstw i
wyjątków, które mogą zostać wykorzystane. Ostrzegają przed tym m.in. organizacje
zajmujące się obroną praw człowieka.
Już nie pierwszy raz zwrócono uwagę na konieczność
rygorystycznej regulacji tego typu kwestii. W przeciwnym razie takie narzędzia
mogą służyć do gwałcenia praw człowieka i znacznej ingerencji w życie prywatne
obywateli.
Inspektor Ochrony Danych w UE – Wojciech Wiewiórowski – twierdzi,
iż nowe przepisy wyglądają co najmniej dobrze i cieszy się z obecnego obrotu
spraw. Bardzo dobrze, że ktoś zaczął o tym rozmawiać. W przeciwnym razie mogłoby
to się źle dla nas – obywateli – skończyć.
Formuła E to najważniejsze wyścigi elektrycznych bolidów na
świecie. Do tej pory odbywały się one na zwykłych ulicach miast (po prostu na czas
wyścigu wydzielano specjalne strefy i odcinano ulice od ruchu miejskiego). Tym
razem jednak postanowiono przenieść zmagania na prawdziwy tor wyścigowy, a
konkretnie ten mieszczący się w Walencji.
Na samym początku warto może wspomnieć o
zasadach wyścigu. Nie chodzi bowiem tylko o to, że samochody mają być na prąd. Muszą
również spełniać konkretne wymogi. Chodzi m.in. o to, że zgodnie z przepisami kierowcy
nie mogą zużyć więcej niż 52 kWh energii w trakcie całego wyścigu, który trwa
łącznie 45 minut. Jeśli ktoś zużyje tej energii więcej, to cóż… grozi mu
dyskwalifikacja.
To jednak nie koniec. Limit energii jest dodatkowo
ograniczany za każdym razem, kiedy na tor wyjeżdża tzw. safety car. Każda
minuta jego obecności na torze kosztuje zawodników dodatkowe 1 kWh energii
mniej. W ostatnim wyścigu samochód wyjeżdżał na tor aż 5 razy, w związku z czym
od limitu odjęto dodatkowe… 19 kWh energii. Każdy samochód musiał więc
przejechać na 33 kWh.
Jak tu więc ułożyć skuteczną strategię działania? Nijak!
Nikt nie jest bowiem w stanie przewidzieć, ile razy safety car wyjedzie na tor,
jak długo będzie na nim przebywał ani nawet kiedy to się stanie.
W wyniku wszystkich tych ograniczeń do mety nie dotarło 10
bolidów, z czego ostatecznie zakwalifikowało się i tak tylko 9. Warto dodać, że
początkowo startowało aż 24 zawodników. Przesiew był więc całkiem spory.
A
wyniki?
Cóż, tu było sporo zamieszania. Na drugim miejscu znalazł się Nico Muller,
który wystartował z 22. pozycji. Jadąc cały czas z tyłu, był w stanie zaoszczędzić
sporo energii, przez co mógł zaatakować w końcówce, kiedy reszta zawodników
musiała jechać żółwim tempem, byle nie przekroczyć dopuszczalnego limitu.
Dla każdego użytkownika raczej oczywiste jest to, że serwis
YouTube banuje za nagość i treści erotyczne, jeśli takowe pojawią się na
platformie. Ja również żyłem w podobnym przekonaniu, dopóki nie natrafiłem na
pewnego mema, który wzbudził moje zainteresowanie.
Po jakimś czasie dowiedziałem się, że YouTube wręcz obfituje
w filmy, na których jest mnóstwo nagich ludzi. Mowa m.in. o nagiej jodze,
filmach edukacyjnych pokazujących zabieg wybielania „kakaowego oka”, czy innych
tego typu treści. Nie wierzycie?!
Zobaczcie sami!
Widząc coś takiego na platformie, można poczuć nawet
dezorientację, bowiem część tych nagrań wygląda jak wstępy do filmów ślizganych.
Regulamin serwisu wyraźnie mówi, iż nie dopuszcza publikacji tego typu treści, jeśli…
służą one do „zaspokajania potrzeb seksualnych”. Jeśli jednak służą one do „celów
edukacyjnych”, to już wszystko jest spoko i platforma nie ma z tym żadnego
problemu.
Co ciekawe, serwis usuwa nawet filmy ze stopami, bo są to dla
niego treści fetyszystyczne, na które nie ma tam miejsca! Ale nagie blondyny z
wielkimi, sztucznymi balonami „ćwiczące” jogę są już w porządku…
Temat był również poruszany na
Grupie Reakcyjnej JM na Facebooku. Rozumiem, że dla niektórych to żadna nowość,
ale mnie osobiście zaszokowało to na tyle, że postanowiłem o tym wspomnieć.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą