Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielki konkurs świąteczny - rozwiązany!

16 723  
0   22  
Jeszcze zdążysz wysłać równie wesołe kartki!W redakcji zawrzało. Jak zawsze przy rozwiązywaniu konkursów było ostro. Nawet zimne piwo ;) bezalkoholowe nie studziło gorących głów. Niemniej jednak wysokie gremium oceniło, co miało ocenić i wybrało, co miało wybrać. Tu prośba do redakcyjnego chomika. Korfanty, jak to czytasz – wróć. Już skończyliśmy głosować, to było niechcący…

Przed tekstem właściwym kilka faktów. Przyszło prawie 100 opowiadań (dzięki), niestety kilkanaście od osób niezalogowanych w serwisie, podających nieistniejące nicki rzekomo Monsterowe (oj nieładnie). Takie opowiadanka zostały od razu kasowane. Bo to konkurs dla Wielkiej Rodziny Joe Monsterowej w nagrodę, że jesteście z Nami!

Jak przebiegało typowanie zwycięzców?

Po przebrnięciu przez opowiadania zostało wybranych 12 najweselszych. Wśród tej dwunastki każdy z redakcji trzem opowiadaniom przyznawał punkty. Odpowiednio 5, 3 i 1 punkt.

A teraz tekst właściwy – siedem opowiadań z największą liczbą głosów w kolejności odwrotnej do zajmowanych miejsc:

Miejsce siódme:

Któregoś roku spędzałem Wigilie u zaprzyjaźnionych mieszkańców wsi. Po północy, gdy już skończył się post wigilijny i rozgrzaliśmy się nieco produktami destylowanymi, a gospodarze gdzieś znikli, postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście zwierzęta mówią w tą noc ludzkim głosem.
Zabrałem ze sobą kolorowy opłatek i wszedłem do pobliskiej stajni. Było cicho, ciemno i tajemniczo... Wchodząc usłyszałem rżenie jednego z koni - „Co u Was słychać?” – zapytałem.
Coś zaszeleściło i usłyszałem cichy, ale wyraźny szept: „Ciszej!”.
Oniemiałem..
Po chwili, gdy ciemności nieco się rozjaśniły podszedłem do pierwszej sylwetki konika i podałem mu na dłoni opłatek. Zjadł mlaskając.
Z głębi stajni doszedł mnie znowu głośniejszy szelest siana i stanowczy szept: „Poczekaj chwilę!”
Zrobiło mi się nieswojo... Sprawdziłem drogę odwrotu - przez uchylone wrota było widać rozjaśnione śniegiem podwórze.
Zdobyłem się na odwagę: -”Mówcie, co macie do powiedzenia, bo marznę" - powiedziałem. Odpowiedzią był głośniejszy szelest i ciche westchnienie: -"Teraz już nie przerywaj!". Ruszyłem szybko ku wyjściu... Wracając wzdłuż stajni do chałupy usłyszałem miarowy szelest siana i gardłowe jęki i sapanie...

by Adalbert60

* * * * *

Miejsce piąte zajęły dwa opowiadania z identyczną liczbą głosów:

Działo się to dawno temu, gdy miałem 5 czy 6 lat. Wigilia u babci, "Mikołaj" (przebrany dziadek) rozdał już prezenty wnuczkom i właśnie miał wychodzić (do sąsiadki, przebrać się w swoje ciuchy), gdy zakręciło mu się w głowie i padł na środek dywanu zemdlony. Zaraz rodzina ruszyła na ratunek, a wnuczęta zabrano do drugiego pokoju. Wezwano pogotowie, a lekarz, który przyjechał po ok. 20 minutach (tłumaczył, że jest bardzo ślisko na drodze), stwierdził u dziadka/Mikołaja (ciągle był w stroju) ostry stan przedzawałowy. Dziadzio w międzyczasie odzyskał świadomość i uparcie twierdził, że może wstać, że nic mu nie jest itp. Lekarz jednak odmawiał wstania i kazał czekać na nosze, argumentując pogorszeniem się stanu zdrowia w wypadku najmniejszego nawet wysiłku. Kierowcy i sanitariuszowi kazał zejść na dół i przynieść owe nosze. Obaj panowie coś długo nie wracali, wprawiając rodzinę w przerażenie o życie dziadzia i agresję w kierunku lekarza. W końcu przyszedł kierowca i poprosił na "słówko" lekarza... Po chwili lekarz przyszedł, kazał wstać dziadkowi, polecił założenie mu kurtki i oparcie się o jego ramię, w celu udania się do szpitala (oddalonego o ok. 1km.) NA PIESZO!! Powodem takiej decyzji była postawa, a raczej utracenie prawidłowej postawy przez sanitariusza, który dochodząc do karetki, poślizgnął się na lodzie, przewrócił i doznał otwartego złamania kości piszczelowej... Tym samym zajął miejsce dziadzia w karetce, który wsparty o ramię lekarza i mojego taty, udał się własnonożnie do szpitala. Na szczęście jego stan nie był tak zły, jak orzekł to na początku pan doktor i taki spacer dziadkowi nie zaszkodził - wyszedł po Nowym Roku do domu.

by Ad_aM21

* * * * *

Gdy już wszyscy zebraliśmy się przy stole wigilijnym. Ktoś zapukał do drzwi. Każdy patrzył na siebie i nie wiedział, kto może przyjść w wigilijny wieczór do naszego domu. Nikt nie chciał otworzyć drzwi, bo teraz tyle złodziei na świecie. Ale mój tata zdecydował się otworzyć drzwi. Gdy już otworzył drzwi, usłyszeliśmy krzyk NA ZIEMIE POLICJA!!!. I wszyscy musieliśmy położyć się na ziemi. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Policja zrobiła u nas w domu rewizje i nic nie znalazła. A później okazało się, że to byli koledzy Taty. I przyszli specjalnie do mnie. Bo tata zawsze mnie straszył, że jak się będę źle zachowywał, to przyjdzie do mnie policja i mnie zabierze a Mikołaj że w tym roku nie przyjdzie. To było moja najlepsza wigilia

by Green1990

* * * * *

Miejsce czwarte:

Historia zdarzyła się w święta 1998, ale pamiętam ją doskonale, może dlatego, iż na samo wspomnienie dostaje syndromu głupawi. A było to tak:
Sześcioletni Krzyś, dziecko niezwykle rezolutne i jednocześnie ciekawe świata, oczywiście święcie wierzące w aniołki mikołajki dostał na święta kolejkę. Atmosfera fantastyczna, wszyscy odpakowują prezenty. Krzyś oczywiście szaleje między pakunkami. Przyszedł kolej na ciocię, (dodajmy, że świeżo upieczoną żonę). Jakoś tak niezręcznie otworzyła pakuneczek, że na oczach wszystkich z zapakowanego podarku wypadł.... Wibrator. Oczywiście wszyscy speszeni tylko Krzyś przychodzi do mnie ciągnie mnie za rękaw i mówi:
-Alie tatu, Aniolek sie pomylił! (łzy w oczkach) Ciocia dośtała wagonik a to przecież ja mam kłolejke!

by Lukaszss

* * * * *

I podium:

Miejsce trzecie
:

Gdy miałem coś około 7 lat mieszkałem z rodzicami wspólnie z wujkiem, bratem taty. Wujek miał wtedy coś z 25 lat i był jeszcze kawalerem, a co za tym idzie wiódł wesoły i luzacki tryb życia. Dosyć często wracał w stanie wskazującym na dość "duże spożycie".
Dzień przed wigilią mama, jak co roku trzymała dwa karpie w wannie. Traf chciał, że wujek wrócił wcześniej do domu jak nikogo jeszcze nie było i postanowił wziąć kąpiel. Jego "stan upojenia wesołością" był nastawiony na maxa, tak więc zimna woda jakoś w pierwszej chwili mu nie przeszkadzała. Jednak później, gdy trochę ochłonął szybkość jego wyjścia z wanny można było liczyć w milisekundach. Ryby przeżyły spotkanie z wujkiem i to nawet dłużej niż do wigilii, bo mama postanowiła darować im życie.
Co prawda święta były bez karpia ,ale mam co wspominać do dnia dzisiejszego.

by McArtur70

* * * * *

A pomiędzy tymi dwoma opowiadaniami toczyła się zażarta walka. Od początku oba opowiadanka odskoczyły mocno od reszty, a końcówka głosowania zdecydowała o kolejności opowiadań i bezpiecznej przewadze na jaką odjechało opowiadanie zwycięskie.

Miejsce drugie - nagroda niespodziewana w postaci koszulki:

Jak to za starych dobrych czasów bywało, dzieciom rodzice frajdę sprawiali zapraszając do domu prawdziwego Świętego Mikołaja. Rzecz miała miejsce z racji warunków lokalowych - nowe mieszkanie na odległym osiedlu, gdzie Nawet święci zawracają, bo mówią że to koniec świata, w mieszkaniu mojej Babi w ścisłym centrum zacnego grodu Kraka. Mieszkanie Babci znajduje się na końcu dość długiego ciemnego korytarza bez okien - łączącego kilka mieszkań. W korytarzu zazwyczaj światło jest wyłączone, a drzwi na klatkę schodową znajdują się dokładnie pośrodku.

Mikołaj ze swoją świtą składającą się z białego jak śnieg Aniołka i czarnego jak smoła Diabełka zjawiła się z półgodzinnym opóźnieniem. Zima była mroźna, więc cała zacna gromadka była pod lekkim wpływem środków rozgrzewających, no ale.. Jak tu odmówić dzieciom Mikołaja. Spotkanie odbyło się, z czego zadowolony byłem ja - z racji prezentu. Mniej zadowolone były babcia z mamą - podenerwowane faktem goszczenia podpitych świętych, oraz zabłoconego dywanu, gdyż święci w pośpiechu zapomnieli buty wytrzeć przy wejściu. Wizytę na całe życie zapamiętała jednak sąsiadka. Poczciwa, bogobojna kobicina lat tak na oko siedemdziesiąt, więc już ustawiająca się powoli w kolejce na bilet do Raju, mieszkała akurat naprzeciw drzwi do mieszkania babci – po drugiej stronie wspomnianego długiego, ciemnego korytarza...

Pod groźnym spojrzeniem kobiet za ubłocony dywan i spożycie Diabeł uciekł pierwszy. Szybkim pewnym krokiem przemierzył ciemny korytarz. Czarne kosmate futro, czarna maska na twarzy, czerwone połyskujące rogi, długi ogon zakończony wdzięczną kitką. I te błyszczące na wspomaganiu oczy. Mieszkaniec piekieł do ciemności przywykły, więc zapomniało diablisko o włączeniu światła. Czy ciemność to sprawiła, czy procenty, czy też zadumanie nad zasadnością uwag kobiet - minęło diablisko właściwe wyjście i sunie pewnie w kierunku drzwi sąsiadki przez wciąż ciemny korytarz.
Staruszka, jak co wieczór zamierzała właśnie wyjść na wieczorny spacer. Ręka nieświadomej tego, co czai się w korytarzu kobiety podążyła w kierunku klamki. Wtem drzwi otwarły się same. Jej oczy spotkały się z wyzierającymi z ciemności oczyma Szatana...

Z dala dobiegł do nas przeraźliwy wrzask staruszki i równie wystraszonego diabła. Ponoć w ciemnościach widać było tylko świecące jego świecące oczy. Za chwilę kobieta widziała nad sobą już tylko bełkoczącego Anioła i zdziwione spojrzenie mężczyzny z długą białą brodą. W czerwonym stroju. Przeżyła. Spotkanie z prawdziwymi świętymi miała kilkanaście lat później.

by Orko

* * * * *

I w końcu miejsce pierwsze – nagroda w postaci wypasionego zestawu kolejkowego firmy TILLIG TT BAHN 



ufundowana przez sklep MODELMANIA pojechała do synka zwycięzcy, a okazała się nią:

Dom mojej babci zawsze był dla mnie tajemniczy. Był w nim taki kominek, przez który mógł wejść dorosły człowiek. Właśnie przez niego wpadały prezenty dla mojej mamy i jej rodzeństwa. Kiedy dorosłam na tyle żeby rozumieć kto to jest św. Mikołaj i dla mnie zgotowano taka niespodziankę. Jedliśmy w spokoju kolacje, gdy nagle przez kominek słychać było czyjś głos. I na pewno nie był to głos św. Mikołaja. Z zaciekawieniem podbiegliśmy do kominka, ale nikogo nie było tam widać, tylko słychać było czyjeś jęki. Nagle coś spadło z wielkim hukiem. Był to worek z prezentami, a bynajmniej tak się nam wydawało. Nie myliliśmy się. Worek był pełen prezentów, ale nikogo z nas one nie zaciekawiły tak bardzo jak dziwne odgłosy z ciemnego kominka. Nagle ku naszemu zdziwieniu z kominka wypadł jakiś przedmiot. Ogromny czarny kalosz. Tylko jedna osoba nosiła takie kalosze. Wujek Stachu z sąsiedniego domu. Zwęszyłam podstęp. Te odgłosy to właśnie wujek Stachu. Miał zejść i dać nam prezenty jak kiedyś przed laty jego tata dawał je mojej mamie, ale się niestety zahaczył o jakiś pręt ubraniem i do nas zleciały tylko prezenty i wujka kalosz. Śmiechu było co niemiara, a reszta wieczoru zeszła na ratowaniu wujka. Wszyscy udzielali mu pomocy, o którą tak usilnie prosił jak my czekaliśmy na dole. Tego dnia uwierzyłam w Mikołaja i zaraz potem przestałam w niego wierzyć. Do dziś wspominamy ta wigilię i zawsze śmiejemy się jak wtedy.

by Zanetka

Gratulujemy i zapraszamy do udziału w następnych konkursach! Tu każdy z bojowników ma szansę na super nagrody!

A My jako redakcja życzymy wszystkim zdrowych, wesołych świąt, masy radości, mnóstwa zabawnych autentyków, wypasionych prezentów i jak najmniej ościstych karpi!

Korfanty, prosimy – wróć!

Masz ostatnią szansę wysłać życzenia świąteczne. Na co czekasz?

              

75 oryginalnych e-kartek świątecznych dostępnych TUTAJ bez logowania!


Oglądany: 16723x | Komentarzy: 22 | Okejek: 0 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało