Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych XLVIII

22 662  
4   10  
KlikajSylwester za pasem i w tej części poradnika szeroko opiszemy czego raczej nie należy robić z petardami. Poza tym jak zawsze kilka ścinających krew w żyłach historyjek...

ANTONI

W zamierzchłych jeszcze czasach, czyli jako małolat jeździłem z bratem w czasie wakacji "do babci na wieś". Na wsi wiadomo - babcia, dziadek i jeszcze innej maści kuzynostwo. Oczywiście co jest sielanką dla nas mieszczuchów, dla rdzennych mieszkańców jest ciężkim kawałkiem chleba. Czyli 7 rano - wszyscy w pole. Natomiast my mieszczuchy - 5 i 7 lat zostajemy w chacie z chorym dziadkiem. Dziadek albo smaży sobie jajka na maśle, albo śpi. A my oczywiście hulaj dusza piekła nie ma - co raz to nowe zabawy. Szczytem była zabawa polegająca na wrzucaniu różnych gadżetów do studni przed chatą. Ja doniczkę no to brat w ramach rewanżu motyczkę, ja kubek , brat coś tam jeszcze. Na końcu poszły kapcie dziadka. Po jakimś czasie pod fajrant kochana babcia wróciła z pola. Zagląda do studni a tam kapcie dziadka pływają na powierzchni wody.
Ło Jezusie Nazareński Antoni do studni wpadł Chryste Panie pomocy ludzie kochani - rozeszło się po całej wsi. I tak oto omal babci nie uśmierciliśmy podczas gdy stary poczciwy dziadek Antoni spał sobie w najlepsze w swoim wyrku.

by Tatulo

* * * * *

FIZYKA DOŚWIADCZALNA

Zawsze lubiłem fizykę. Już od dziecka zastanawiałem się nad różnymi dziwnymi zjawiskami (dlaczego woda jest mokra, czemu człowiek skacząc z łóżka nie leci jak ptak itp.). Jednak największe starcie z fizyką zaliczyłem będąc w 1 klasie podstawówki. Otóż, nasze podwórkowe kółko fizyczne badało sprężystość pewnej dość grubej gałęzi. Strasznie mi się to spodobało, a że chciałem poczuć pęd powietrza we włosach, podszedłem bliżej. I nagle - z bańki! Istotnie, poczułem pęd powietrza - i przy okazji zaliczyłem starcie gałąź - szczęka - ziemia. Twardy byłem, zapłakałem dopiero po kilku sekundach. Straciłem przy tym kilka zębów (górnych, po lewej stronie), w tym stałą jedynkę. Na pamiątkę tego wydarzenia do dziś szpanuję i podrywam laski swoim sztucznym zębem. Jednak dyskomfort pewien pozostał...

...ale dostałem motorek z klocków LEGO!

by Anonimek

* * * * *

PETARDY, SZTUCZNE OGNIE, CZYLI SYLWESTER SIĘ ZBLIŻA!!!

Dawno temu, gdy miałem coś koło 6 lat poszedłem z tatusiem w sylwestra jak to zwyczaj każe fajerwerki wystrzelić. Zabawa była przednia do momentu, gdy nasze zapasy się skończyły i pozostało mi tylko patrzenie na to jak inni puszczają swoje fajerwerki. W pewnym momencie zobaczyłem rakietkę, która poleciała lotem poziomym i wbiła się w śnieg. Spodobała mi się ona i podbiegłem do niej po czym chwyciłem ją w łapkę i biegnę do taty pokazać jakie ma w przyszłym roku kupić. Nie wiedziałem czego ktoś krzyczał do mnie żebym tego nie ruszał i dlaczego jest ona jeszcze gorąca. W pewnym momencie petarda wystrzeliła, a ja upadłem lekko ogłuszony bo biegnąc trzymałem ją jak trofeum na wysokości głowy. Gdy się pozbierałem i wstałem, czułem jakieś dziwne uczucie w dłoni. Gdy popatrzyłem się na nią moim oczom ukazał się następujący obraz: środkowa część dłoni była w całości (na szczęście niczego mi nie pourywało, do dziś nie wiem jakim cudem), ale 3 palce prawie w całości były pokryte taką naroślą w kolorze krwisto czerwonym, która jak ją dotknąłem bolała. To był koniec sylwestra jak dla mnie resztę nocy spędziłem płacząc z bólu przykładając lód do rany, na szczęście obeszło się bez interwencji chirurga.

by AfgaNIII

* * * * *

Pewnego razu, jakiś rok temu, bardzo mnie wzięło na zabawę z petardami. Jako że petardy kupione w sklepie po pewnym czasie zaczęły mi się wydawać nudne, postanowiłem nieco je podrasować. Tak więc z kilku sztuk malutkich petard wysypałem materiał wybuchowy, dokładnie dzieląc go na 2 części (lont i materiał właściwy). Większą cześć wsypałem do probówki, dołożyłem mój niezwykle pomysłowy zapalnik elektryczny na bardzo krótkim kablu. Wszystko zakleiłem taśmą klejącą. Pierwsza próba została przeprowadzona w 2 litrowej butelce napełnionej wodą. Wszystko poszło dobrze, niewielki wybuch. postanowiłem więc (nieświadom tego co robię) zbudować podobną bombę nr 2. Tym jednak razem wsypałem cały "właściwy" proszek i zakleiłem dużo bardziej dokładnie. Żeby ułatwić sobie zadanie, eksperyment przeprowadziłem w miednicy stojącej w wannie (ok 10 L). Napełniłem ją wodą, wrzuciłem ładunek i odpaliłem. Niefortunnie, gdy kryłem się za wanną, delikatnie szarpnąłem za przewód od zapalnika i mój ładunek wylądował na powierzchni wody. Do dziś pewnych fragmentów szkła z probówki nie udało się wyciągnąć z paneli PCV ułożonych na suficie.

by Anonimek

* * * * *

Mając nie więcej jak 14 lat z kumplami na odpustach kupowaliśmy sobie petardy, no i zwykle wkładaliśmy je do szklanych butelek i one tak fajnie wybuchały. Jednak te petardy, tak zwane Piccolo lub Korsarze miały zbyt małą siłę wybuchu i nie zawsze rozsadzały butelkę. Dlatego pewnego razu do butelki wsadziłem nieco większą petardę, odpaliłem i oddaliłem się na bezpieczną odległość by obserwować wybuch. Nie doceniłem jednak siły petardy, która wybuchając zamieniła butelkę w małe odłamki szkła lecące we wszystkich kierunkach, jeden z nich trafił mnie w policzek i pozostawił po sobie ślad na parę tygodni.

by Broko

* * * * *

OGNISKO DOMOWE

W wieku no powiedzmy 10 lat zafascynowany byłem ogniem. Uwielbiałem przyglądać się zapałkom kurczącym się w płomieniach kuchenki gazowej, a i nie raz rozpalałem na biurku mini ogniska złożone z kilku zapałek. Któregoś razu przesadziłem z ilością zapałek i spanikowany rozmiarami płomieni zgarnąłem je do kosza który stał pod biurkiem. Otworzyłem także okno, żeby przewietrzyć pokój. W koszu jednak były jakieś papiery, a sam kosz wiklinowy, więc po chwili nie pozostało mi nic innego, jak tylko wynieść go czym prędzej na balkon. Liczyłem na to, że kosz spłonie i ostatecznie nikt się o niczym nie dowie. Nie zamknąłem jednak drzwi balkonowych i przeciąg wywiał na zewnątrz firanę, która się oczywiście zajęła...

by Anonimek

* * * * *

MORDERCZA HUŚTAWKA

Kiedyś to były huśtawki - deski przymocowane do metalowych prętów, połączonych na sztywno z łożyskami na górze huśtawki. Jak się dobrze rozbujało na takiej huśtawce, to aż dzwoniło kiedy pręty grzmociły o rurę na górze. Ale do rzeczy, lat mając chyba z 5, a było to w przedszkolu, byłem szybki jak nikt i nieuważny jak każde dziecko w tym wieku. Pewnego słonecznego dnia wybraliśmy się z moją grupą przedszkolną na plac zabaw. Bawiliśmy się w ganianego i uciekałem w te pędy, gdy wtem zrobiło się ciemno, jasno, a później czerwono. Do dziś, a było to ponad dwadzieścia lat temu, pamiętam: leciałem jak oparzony, a krew zalewała mi oczy. A stało się tak, bo podbiegłem pod rozbujaną na maska huśtawkę, a metalowy rant siedzenia wbił mi się w czoło. Z opowieści wiem, że narobiłem takiego krzyku, że wszyscy, łącznie z przedszkolanką myśleli, że umieram. Skończyło się na pogotowiu, ośmiu szwach i tym, że chowałem się pod łóżkiem, kiedy chcieli mi te szwy wyjąć, ale to już zupełnie inna opowieść...

by Akun

* * * * *

DOMEK NA DRZEWIE

Miałem może 8-9 lat, ferie zimowe, spędzałem je u brata ciotecznego, który mieszkał w domku jednorodzinnym. Niedaleko był mały lasek i często tam chodziliśmy w poszukiwaniu przygód. Dzień jak co dzień, łazimy po lasku i znaleźliśmy na jednym z drzew coś co przypominało przyszły domek a konkretnie podłogę z desek. Wysoko było jak cholera, a drzewo rosło dziwnie bo od ziemi wyrastały 3 grube pnie które się rozchodziły jak rogatka i między tymi pniami były wbite deski jako drabinka. Wchodziło się przez dziurę wyciętą w owej podłodze, nawet profesjonalnie zrobioną, bo z zamknięciem. Całość była pokryta jakąś starą wykładziną i tyle tego było. Ślisko na tym było niesamowicie, bo i wody pełno i liści. Postanowiliśmy sprzątnąć te liście i wodę za pomocą jakiejś miotły z gałęzi. Brat na dole a ja zamiatam z uwagą żeby się nie wywrócić. Zamiatam i tak się cofam, zamiatam, cofam i nagle tracę kontakt z podłogą, widzę niebo, pnie, drabinkę, po chwili ból i ciemność. Po odzyskaniu kontaktu ze światem okazało się że zamiatając cofałem się tak długo aż wpadłem do dziury którą się wchodzi, przeleciałem po wszystkich szczebelkach, zahaczając o wszelkie wystające dookoła gałęzie i na koniec spotkałem się z ziemią, padając na plecy. Nie wiem ile tam było metrów ale stanowczo za dużo. Nic sobie nie złamałem ale tylu siniaków, krwiaków i zadrapań ile podczas lotu sobie zrobiłem, to przez całe życie nie miałem.

by HELIX1024 

* * * * *

LINOSKOCZEK

A druga historia prezentuje się tak, że w tym samym roku życia (mając 5 lat) chorowałam na wszystkie choroby typu: odra, ospa i świnka i właśnie z tą ostatnią miałam jedno fajne przeżycie. Moja mama, że jest bardzo opiekuńcza kazała mi nosić szaliczek cały czas, dzień w dzień, noc w noc. Najpierw było fajnie, ale przestało mi się to podobać. Zawsze lubiłam oglądać pokazy cyrkowe (to jest ważne!) i z zapałem patrzyłam na akrobatów itp., ale najbardziej ciekawiły mnie pokazy chodzenia po linie. Miałam też swego czasu magnetofon z dłuuuuuuugą anteną, co by lepiej radio odbierało. Wkurzona już porządnie tym "drapiącym" szaliczkiem postanowiłam spróbować swoich umiejętności w chodzeniu po linie. Przywiązałam jeden koniec szalika do anteny magnetofonu stojącego na biurku, a drugi do szafy. Zestresowana weszłam na szaliczek i jak nie rypnę tyłkiem na ziemię, a głową o kant biurka. Biurko zostało naruszone (czyt. ułamany kawałek owego kantu), 3 szwy na głowie, szalik żyje do dzisiaj, antena również, no i w końcu - przebyta świnka, bez większych kłopotów!!!

by Czarna_owca

* * * * *

STARY A GŁUPI

Kumpel mojego ojczulka - Jacek (chyba) - pracuje w jakiejś firmie zajmującej się sprzedażą i obsługą samochodów. Pewnego dnia facet siedzi sobie za biurkiem nad papierami kiedy przychodzi jakiś stały klient i chce żeby mu nowy lakier położyć. Kumpel ojca mówi gościowi, żeby znalazł sobie wolnego pracownika i powiedział mu że Jacek go przysłał i spokój. Kilka dni później przychodzi ten sam klient i zaczyna narzekać: że mu źle lakier położyli, że schodzi, że ten pracownik nie chce mu poprawić i "... panie, no co ja mam z nim zrobić?" Kumpel ojca był w tym czasie mocno zajęty, coś mu się poważnie nie zgadzało w papierach, więc nie myśląc wypalił: "A pierd**nij mu pan". Koleś poszedł, a za parę minut wpada jakiś inny pracownik i z tekstem: "Panie Jacku, jaka afera, przyszedł klient i tak Maćkowi pierd**nął, że tamten się nogami nakrył". Przez resztę dnia Jacek się chował po kątach, żeby mu się za to nie dostało.

by The_grim_reaper


Albo duch bojowy ginie w narodzie, albo zaspaliście, bo przyszło bardzo malutko historyjek. Pokażcie na co Was stać! Nie wierzę, że nie macie żadnych fajnych przeżyć, które nie mogłyby tu być, a Wy zostalibyście uwiecznieni w alei sław traumatyków maści wszelakiej. Ślijcie klikając w ten linek.

Czy brałeś udział w świątecznym konkursie? A czy wiesz, że dziś OSTATNI dzień nadsyłania zgłoszeń? Zatem pisz, bo jutro już konkursu nie będzie... 

Oglądany: 22662x | Komentarzy: 10 | Okejek: 4 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało