Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sto lat temu członkowie indiańskiego plemienia niesłychanie wzbogacili się na ropie. Wówczas to ktoś zaczął ich zabijać...

40 429  
247   29  
Druga połowa lat 20. ubiegłego wieku. Amerykańskie Biuro Śledcze, które później zostanie przemianowane na FBI, z wielkim zainteresowaniem wzięło pod lupę indiańskie ziemie koło Oklahomy. Rzadko kiedy problemy rdzenny mieszkańców USA tak bardzo zwracają uwagę służb rządowych. Tym razem jednak sprawa była wyjątkowo poważna. W ciągu kilku bowiem lat zamordowano tam 60 osób. I pewnie nikt specjalnie nie przejmowałby się zgonami Indian, gdyby nie to, że zabite osoby należały do ludu Osage – plemienia złożonego z nieprzytomnie wręcz bogatych ludzi, którzy mieli przewagę na innymi obywatelami tego stanu. Ta przewaga nosiła nazwę „ropa naftowa”.
Przez wiele dekad Indianie byli dosłownie wypierani ze swoich ziem. Biali osadnicy przejmowali ich tereny, a państwo łaskawie dawało wygnanym ze swych ziem ludom, nowe działki. Zazwyczaj w miejscach mniej urodzajnych i takich, gdzie żadna blada twarz nie chciałaby zamieszkać. W XIX wieku plemię Osage kolejny raz zostało przegonione z terenów, na które przeniesiono je jakiś czas wcześniej. Tysiące Indian znalazło wówczas suche, skaliste ziemie w północno-wschodniej części stanu Oklahoma. Starszyzna plemienna wierzyła, że tam ich ludzie będą mieli spokój od pokoleń nękających ich białoskórych osadników. Jakże bardzo się mylili…



Lud dostał od państwa prawa do własności tych terenów, wliczając w to wszelkie dobra, które tam mogliby znaleźć. To szczególnie istotna informacja, biorąc pod uwagę fakt, że krótko po przejęciu tego obszaru przez Osage, z wysuszonej, pokrytej zakurzonymi kamieniami, ziemi trysnęła ropa. I to akurat w momencie, gdy zapotrzebowanie na ten produkt drastycznie rosło sprawiając, że również i jego cena szybowała w górę.

W ciągu kilku miesięcy Indianie dorobili się ogromnych fortun. Plemię utworzyło wspólnotę ekonomiczną, która wypłacała poszczególnym jej członkom procent od zarobku, w zależności od zasobności złóż na danej parceli. Niektórzy z plemieńców wysyłali swoje dzieci do drogich uczelni, inni za zarobione pieniądze odbywali podróże po całym świecie, a byli też i tacy, którzy trwonili swoją kasę na luksusowe samochody, drogi alkohol i wyszukaną biżuterię. Nagłówki amerykańskich gazet nazywały Osage „najbogatszą nacją na Ziemi”, a czytając artykuły o nieprzyzwoicie wręcz zamożnych Czerwonoskórych, niejeden, z trudem wiążący koniec z końcem, biały Amerykanin dostawał spazmów z zazdrości. I tak też razem z dziesiątkami tysięcy robotników, którzy pracowali przy wydobyciu cennego surowca, na ziemie należące do Osage zaczęli zjeżdżać się chciwi oportuniści, gotowi posunąć się do największego łajdactwa, aby tylko wyszarpać dla siebie jakiś ochłap fortuny.



Aby nie dopuścić do grabieży terenów zamieszkiwanych przez plemię, amerykański Kongres wyznaczył tzw. „strażników” - złożonych z przedsiębiorców i adwokatów ludzi, którzy mieli za zadanie chronić Indian przed nieopłacalnymi posunięciami biznesowymi, które często proponowali im przybysze. Na 8000 mieszkańców tych ziem przypadało 80 prawników. Szacuje się, że ich ilość była tu znacznie większa niż w Oklahoma City, gdzie w tamtym czasie żyło 140 tysięcy Amerykanów! Oczywiście sami prawnicy i „strażnicy” nie mogli sobie odmówić wzbogacania się na Indianach i co roku wielu z nich stawianych było pod sąd z oskarżeniem o korupcję.

I kiedy już wyglądało na to, że ochrona ze strony władzy skutecznie zniechęci kolejnych, marzących o indiańskiej ropie, cwaniaków, osoby spowinowacone z właścicielami cennych złóż zaczęły ginąć w dziwnych okolicznościach...

Jedna z Indianek – Mollie Burkhart poznała pewnego białego młodzieńca - Ernesta i zakochała się w nim bez pamięci. Para wkrótce wzięła ślub i zdawać by się mogło, że żyć mieli w dostatku i szczęściu, jakieś fatum zawisło nad rodziną.



W 1921 roku starsza siostra Mollie zaginęła bez śladu. Po długich poszukiwaniach rozkładające się ciało kobiety znaleziono w jednym z wąwozów. W czaszce ofiary znajdowała się dziura po kuli. Wkrótce po tej tragedii matka Burkhart ciężko zachorowała i dosłownie z dnia na dzień „niknęła w oczach”. W ciągu dwóch miesięcy kobieta była już wychudzonym, bladym cieniem samego siebie. Zmarła niedługo potem i wszystko wskazywało, że ktoś ją regularnie podtruwał.

Będąca jeszcze wciąż w żałobie Mollie zapewne myślała, że na tym skończy się fala nieszczęść, jednak już wkrótce przyszła kolejna tragedia.
Wieli huk w środku nocy wstrząsnął ziemią. Dziewczyna zerwała się z łóżka, w którym spała ze swoim mężem. Kiedy Indianka wybiegła na podwórko, zobaczyła wielką, pomarańczową łunę. Ogień trawił właśnie dom paręset metrów dalej. W wyniku wybuchu śmierć poniosła siostra Mollie, jej małżonek oraz służący.



Tajemniczymi morderstwami zaczęły interesować się państwowe służby. Wysłany do zbadania sprawy człowiek, całkiem nieźle radził sobie ze zbieraniem puzzli tej układanki i być może nawet z jego pomocą udałoby się zagadkę rozwiązać, gdyby nie pewien przykry wypadek – mężczyzna wyrzucony został z rozpędzonego pociągu, którym właśnie jechał do Waszyngtonu. Przy upiornie zmasakrowanych zwłokach nie odnaleziono żadnych dokumentów będących dowodami w sprawie zabójstw.

Inny interesujący się tą sprawą mężczyzna znaleziony został w hotelowym pokoju rozebrany do naga. Jego ciało nosiło ślady 20 ciosów zadanych nożem, a głowa ofiary została paskudnie rozkwaszona.

Każda kolejna osoba węsząca w sprawie zabitych Indian Osage musiała liczyć się z tym, że śmierć będzie jej wisiała na karku. Mollie bezskutecznie usiłowała zmusić władze do kontynuowania dochodzenia. Nikt nie chciał jednak sprawy tej ruszać.

A tymczasem kolejne morderstwa, jedno za drugim, wstrząsało niewielką społecznością plemienia. Do 1924 roku naliczono już 24 trupy. Wówczas to Indianie Osage spisali plemienną rezolucję i wręczyli ją władzom federalnym, zmuszając ich przedstawicieli do natychmiastowej pomocy.



Do gry weszło Biuro Śledcze – agencja rządowa, która z czasem została przemianowana na FBI, a sprawa zabójstw Indian była jednym z pierwszych przedsięwzięć, jakie wziął na swoje barki J. Edgar Hoover. Zawiązano kilkuosobową grupę śledczych, którzy anonimowo wniknąć mieli do indiańskiej społeczności i szukać cennych tropów w tej sprawie. Wśród agentów znalazł się też jedyny zatrudniony tam Indianin!

Po dwóch latach śledztwa w ręce agentów wpadł… Ernest – sympatyczny młodzieniec będący mężem Mollie i ojcem jej pociech. Jednak to nie on odpowiadał za morderstwa. Chłopak był jedynie pionkiem w większej grze prowadzonej przez jego wujka – Williama Hale’a, zamożnego osadnika zwanego przez niektórych Królem Wzgórz Osage. Obaj panowie, w towarzystwie jeszcze jednego siostrzeńca Haze'a, przybyli na ziemie należące do Indian wprost z Teksasu. Marzyli o pracy w biznesie naftowym, jednak na miejscu przekonali się, że do ugrania jest znacznie większa fortuna niż robotnicza wypłata.



Hale nakłonił Enresta do poślubienia Mollie – czystej krwi kobiety z plemienia Osage, a następnie zaplanował morderstwa jej sióstr, szwagra, matki oraz jednego z kuzynów dziewczyny. Wszystko to, aby zgarnąć kasę z polis ubezpieczeniowych oraz przejąć prawa do naftowych złóż po każdym z denatów. Hale szybko trafił do aresztu. Dołączył do niego Ernest oraz grupa wtajemniczonych w spisek zabójców. Przy okazji okazało się, że Mollie niemal sama padła ofiarą spisku, w którym brał udział jej mąż. Miała sporo szczęścia – podczas spowiedzi wyznała księdzu, że boi się o swoje życie. Duchowny domyślając się, że dziewczyna może zostać otruta zabronił jej pić alkoholu – i jak się okazało to była rada, która uratowała ją od śmierci. Ernest od jakiegoś czasu dodawał truciznę do whisky…



Winni morderstw trafili za kratki. Mollie, doszedłszy do siebie po przyjęciu trucizny, tuż po rozprawie rozwiodła się z Ernestem i wkrótce wzięła ponowny ślub. Tymczasem amerykański Kongres wprowadził zmiany w prawie, aby w przyszłości uniknąć tego typu przypadków. Odtąd osoba nienależąca do plemienia Osage nie mogła dziedziczyć po członkach tego ludu żadnej ich własności.



Źródła: 1, 2, 3, 4
3

Oglądany: 40429x | Komentarzy: 29 | Okejek: 247 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało