Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Uczciwość popłaca, upokorzona przez rodziców i inne anonimowe opowieści

61 022  
203   48  
Dziś przeczytacie m.in. o fałszywych wspomnieniach, dowiecie się, jak wiele zmieniła wspólna gra w siatkówkę, będzie też o łazience i o tym, że uczciwość popłaca, a na koniec małe podziękowanie.

#1.

Robiłam zimą prawo jazdy, byłam wtedy na "jazdach". Była to 13 i 14 godzina mojego kursu praktycznego. Przypomniałam mojemu instruktorowi, że jeszcze nie byłam na placu manewrowym, więc tam pojechaliśmy.

Ale nie, nie ćwiczyliśmy łuku czy ruszania na wzniesieniu. Gdy tylko wjechaliśmy na plac (cały pokryty śniegiem), usłyszałam:
- Gaz do dechy, młoda!
No to grzecznie cisnę do spodu.
A instruktor co?
- Ręczny!
I tak oto driftowaliśmy sobie L-ką po placu manewrowym.

Mam najlepszego nauczyciela jazdy!


#2.

Od dnia, w którym zostałem adoptowany, robiłem wiele przykrości rodzicom, bo w domu dziecka miałem wielu przyjaciół i żal mi było ich zostawiać. Byłem chyba jedynym dzieckiem, które chciało tam trafić znowu. Mój tata, mimo że robiłem mu przykrości, pewnego dnia zabrał mnie na spotkanie ze swoimi przyjaciółmi na boisko do siatkówki. Patrzyłem jak grają i jaką im to sprawia przyjemność i zapragnąłem też spróbować. Od tamtego czasu moje zachowanie zmieniło się, pokochałem rodzinę i ten sport. Tata zawsze wspierał mnie na każdym meczu, graliśmy razem prawie codziennie.
Dlaczego o tym piszę? Może dlatego, że tata umarł na zawał i zawsze gdy gram, czuję jego obecność przy mnie. Moi znajomi śmieją się, że gdy ledwie trafiam w boisko, to znaczy, że tata z nieba przesuwa piłkę tak, by trafiła ;)

#3.

Przeczytałam kilka wyznań o tym, jak rodzice maltretują swoje dzieci fizycznie i psychicznie, a po latach twierdzą, że nic takiego nie miało miejsca i dziecko wszystko sobie wymyśliło. Oczywiście zazwyczaj tacy rodzice są odsądzani od czci i wiary, jako oprawcy, którzy nie mają odwagi przyznać się do tego, co zrobili. Jednak czasem bywa tak, że dziecko faktycznie wymyśla, albo przynajmniej wyolbrzymia pewne sytuacje. Przykładem tego jest moja rodzina.
Moja 10 lat młodsza siostra twierdzi, że w wieku przedszkolnym była przez mamę bita i głodzona. Tymczasem ja doskonale pamiętam, że nic takiego nie miało miejsca. Siostra często przywołuje sytuację, kiedy rzekomo była głodna, płakała i prosiła mamę o kanapkę, a ta nie chciała jej dać. Tymczasem wyglądało to zupełnie inaczej. Mama zapytała Młodą, co chce na śniadanie, ta odpowiedziała, że płatki z mlekiem. Kiedy dostała płatki, stwierdziła, że jednak woli jajecznicę. Mama przygotowała jej tę jajecznicę, Młoda nawet nie spróbowała i zawołała, że chce kanapkę z dżemem. Mama powiedziała, że nie ma mowy, bo nie będzie w nieskończoność przygotowywać posiłków, których siostra i tak nie zjada. Młoda wyła o tę kanapkę chyba z godzinę, ale ostatecznie zjadła zimną już jajecznicę. Taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Mama w końcu powiedziała dość. Nie będzie jej zmuszać do jedzenia, ale albo je pierwszą rzecz, którą wybrała, a jak nie, to nie musi jeść wcale.

Co do bicia; ja nigdy nie dostałam lania, w przypadku siostry pamiętam jedną taką sytuację. Młoda miała zwyczaj wkładać sobie jedzenie do buzi i tak biegać i tańczyć po całym domu. Nie zliczę, ile razy się zakrztusiła. Oczywiście rodzice prosili, tłumaczyli na wszystkie sposoby, ale na nią nic nie działało. Którejś niedzieli, kiedy przyszli goście, siostra swoim zwyczajem napchała ciastek do buzi i zaczęła biegać. Nagle zaczęła się dławić. Zrobiła się sina i nie oddychała. Mama spanikowała, na szczęście ciotka, która nas wtedy odwiedziła, była emerytowaną pielęgniarką i sprawnie udzieliła Młodej pierwszej pomocy. Mnie kazała zadzwonić po pogotowie, ale kiedy przyjechali, z siostrą było już OK i praktycznie nie byli potrzebni. Mimo tej przygody siostra wcale nie nabrała rozumu, więc kiedy następnym razem zaczęła tańczyć z jedzeniem, mama nie wytrzymała i sprała ją po tyłku. Od tej pory faktycznie zawsze kiedy siostra próbowała tańczyć czy biegać z jedzeniem, mama mówiła jej, że ma siedzieć przy stole, póki się nie naje, albo dostanie lanie, ale te groźby nie zostały wprowadzone w czyn.

Oczywiście nie byłam z siostrą i mamą 24 na dobę, ale wszystkie domowe posiłki jadłyśmy razem, bo do 15 Młoda była w przedszkolu, więc wiem, że nie była bita. Pewnie, że moi rodzice nie byli idealni, ale starali się, jak mogli i nigdy żadnego ze swoich dzieci nie dręczyli.

#4.

Będąc na studiach, miałam koleżankę, która była jednym, wielkim, chodzącym kompleksem. Podczas jednego z jej ataków histerii, w trakcie którego jęczała, że jest gruba i że zawsze będzie gruba i że nikt nie lubi ludzi grubych, usiłowałam ją jakoś pocieszyć, mówiąc: „Baśka, daj spokój, wcale nie jesteś gruba. W zasadzie to masz dokładnie taką samą figurę jak ja!”. Na chwilę przestała płakać i załzawionymi oczami spojrzała na mnie od góry do dołu, a następnie jeszcze głośniej załkała, drąc się skrzecząco: „Jestem gruuuubaaaa! Taka gruuuubaaaa!”.

Mając do wyboru pomiędzy wpadnięciem w podobną karuzelę kompleksów a zerwaniem znajomości z Baśką, wybrałam to drugie.


#5.

Zacznę od tego, że jestem wielkim fanem Realu Madryt.

Kilka lat temu, gdy jeszcze chodziłem do liceum, szkoła organizowała dzień sportu. Każdy mógł przyjść w jakiejś klubowej koszulce. Oczywiście ja pognałem do szkoły w śnieżnobiałej koszulce Realu.

Idę sobie z kolegami korytarzem i widzę dziewczynę, która też ma koszulkę tego klubu. Nie znałem jej, ale kojarzyłem z widzenia. Dla zabawy, żeby rozśmieszyć kolegów, podszedłem do niej, uklęknąłem i powiedziałem "wyjdziesz za mnie?". Zaśmiała się i powiedziała, że tak. Na korytarzu była niezła beka z mojego wyczynu. Ale jakoś do końca liceum nie gadaliśmy ze sobą więcej.
Skończyłem liceum. Poszedłem na studia. Na drugim roku studiów do mieszkania, które wynajmowałem ze znajomymi, wprowadziła się właśnie dziewczyna od śnieżnobiałej koszulki. Zaczęliśmy rozmawiać i spotykać się ze sobą...

W zeszłym roku znowu jej się oświadczyłem. Powiedziała tylko, że przecież już raz się zgodziła, to po co drugi raz pytam.
Więc chłopaki, uważajcie na żarty :)

#6.

Kiedy byłam młodą dorastającą dziewczyną, lubiłam zaszyć się w łazience. Było to pomieszczenie tylko dla mnie - mogłam być sama, miałam gwarancję intymności. Niestety moi rodzice w pewnym okresie stwierdzili, że zbyt długo siedzę w łazience po kąpieli bądź za długo się kąpię. Znaleźli na to złotą metodę. Wchodzili w dwie osoby (tata i mama), łapali mnie za ręce i za nogi i wyciągali z wanny, porzucając nagą na środku domu, na korytarzu. Nie mieszkaliśmy sami, mieszkał z nami dziadek. Upokorzenie, wstyd, w końcu miałam te 16, 17, 18, a potem 19 lat.

To, co robili, wpływa na mnie do tej pory. Bardzo brzydzę się samej siebie, dotyku partnera i wciąż towarzyszy mi okropne uczucie, gdy to wspominam.

Było i jest mi bardzo przykro. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Jest mi z tym bardzo źle, nikt z rodziny (parę osób wiedziało - babcia, siostra taty, ale nikt mnie nie ochronił przed tym) nie zareagował, a to tak bardzo boli.

#7.

Kilka lat temu, wychodząc z sali na moim wydziale, znalazłam na korytarzu banknot stuzłotowy. Nikogo nie było w pobliżu. Stwierdziłam, że nawet gdybym zaczęła pytać po ludziach, to prawdopodobnie każdy by się z chęcią przyznał do zguby. Schowałam więc pieniądze do portfela.
Kilkanaście minut później udałam się do wydziałowego sklepiku z materiałami (wydział artystyczny). Przede mną w kolejce była jedna dziewczyna. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zaczęła żalić się sprzedawczyni, że zgubiła 100 zł. Nie było opcji, żeby wiedziała, że to ja je mam, ponieważ nikomu o znalezisku nie mówiłam. Oddałam jej te pieniądze, byłam pewna, że należały do niej. W życiu nie widziałam tyle szczęścia w oczach człowieka, dziewczyna nie przestawała mi dziękować.

Jakiś czas później potrzebowałam gotówki, udałam się więc do bankomatu w centrum handlowym, by wypłacić pieniądze. Następnie poszłam do sklepu. Kiedy stałam w kolejce, coś mnie tknęło i zajrzałam do portfela - a tam pusto. Zapomniałam zabrać pieniędzy, zostały w bankomacie! Pognałam z powrotem do maszyny, z niewielką nadzieją. Oczywiście kasy ani śladu. Stoję, wyklinając na samą siebie, gdy nagle ktoś puka mnie w ramię. Odwracam się, a tam dziewczyna mówi, że była za mną, widziała, że kasę zostawiłam, wzięła ją i czekała w razie gdybym wróciła. Mało się nie popłakałam z radości, dziewczynę prawie uściskałam i serdecznie podziękowałam.

Wtedy przypomniała mi się sytuacja, którą opisałam na początku. Uczciwość popłaca! :)


#8.

Chciałabym zacząć od tego, że mam 24 lata i od ponad 3 lat choruję na raka (nowotwór złośliwy). Po wielu leczeniach chemią, autoprzeszczepie i radioterapii udało się i od 3 miesięcy wiem, że choroba ustąpiła.

A teraz do sedna sprawy.
Chciałabym podziękować każdemu, kto oddaje krew. To uratowało mi życie, bo dostałam jej od was sporo ;-)
DZIĘKUJĘ WAM SERDECZNIE!

I zachęcam wszystkich, którzy mogą, żeby oddawali krew, a także byli dawcami szpiku. Taki przeszczep wielu osobom z podobnymi chorobami bardzo pomaga.

A ja cieszę się każdą minutą życia, spędzoną z moim kochanym 4-letnim dzieckiem.

A wiecie, że na Joe Monster dawno temu była taka zasada: "Tu się pomaga". I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Dlatego jeśli chcesz, to dorzuć grosika do naszej Joe Monsterowej skarbonki. Pomóżmy dzieciakom, bo pomagać warto! Każda złotówka jest cenna.

10

Oglądany: 61022x | Komentarzy: 48 | Okejek: 203 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało