Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Historia 6 kultowych gadżetów z lat 90.

87 416  
268   77  
Lata 90. to jednak były dość dziwne czasy, szczególnie dla małoletniego ucznia polskiej podstawówki, który jeszcze niedawno bawił się szkaradnymi żołnierzykami z plastiku oraz pił wodę z saturatora. Dosłownie w ciągu kilku lat rynek zalany został modnymi gadżetami, a spragnione szpanerskich bajerów dzieciaki wręcz zachłysnęły się wynalazkami, o których poprzednie pokolenie nawet nie śniło.
Przypomnijmy sobie dziś kilka cudeniek, które trafiły wówczas pod nasze strzechy.

#1. Magiczne oko

Moja matula przytaszczyła kiedyś do domu książkę o nazwie „Magiczne oko”. O ile sam tytuł wydawał mi się bardzo intrygujący, to już zawartość tej knigi była dość dziwna. Na kartkach jawiło się coś, co swoją kompozycją przypominało zwróconą zawartość żołądka nastolatka, który pierwszy raz poszedł na imprezę sylwestrową, obżarł się sałatki, wymieszał wódkę z piwem, a na koniec wykonał na sobie fatality, dolewając do tej mikstury szampana. Podobno jak się odpowiednio spojrzało na taki obrazek, to można w nim było dostrzec trójwymiarowe kształty, a byli i tacy, którzy znaleźli w tym cholerstwie sens życia.


(Od redakcji: Patrząc się na obrazek, wyciągnij palec wskazujący przed siebie i prawie dotknij nim środka obrazka. Następnie powoli zbliżaj palec w kierunku nosa, skupiając wzrok na palcu. Gdy pokonasz około 1/3 odległości, ukryty obraz pojawi się sam, a wzrok samoistnie wyostrzy się na obrazku, ignorując palec).

Obrazki te zwano autostereogramami i było to rozwinięcie popularnych już w XIX wieku gogli z dwoma odpowiednio dopasowanymi obrazkami przed każdym z oczu.


W tym jednak przypadku obrazek jest jeden, a cały trik polega na odpowiednim patrzeniu. Technik jest wiele, a jedną z nich jest na przykład próba złapania ostrości za rysunkiem. Inni potrafili dopatrzeć się wypukłych kształtów robiąc zeza. Pomimo wielu godzin niekończącego się katowania moich patrzałek, nigdy nie udało mi się zobaczyć w tym dziadostwie niczego poza wymiotową mozaiką. Najwyraźniej zostałem stworzony do wyższych celów niż szukanie sterczących cycuszków na jakiejś pstrokatej kartce papieru.

#2. Tazos

Kiedyś, zanim rzuciłeś się do pałaszowania czipsów, najpierw musiałeś wyjąć z paczki mały krążek z kolorowym nadrukiem odwołującym się do popularnych wówczas kreskówek i gier komputerowych (do dziś gdzieś na dnie mojego skarbca spoczywa kilka takich artefaktów z wizerunkiem bohaterów znanych ze Street Fightera 2!).


W połowie lat 90. większość małolatów zbierało krążki tazo, jednak mało kto wiedział, że służą one do prowadzenia regularnych, niemalże hazardowych, rozgrywek. Ta gra była kiedyś szalenie popularna na Hawajach, gdzie trafiła razem z Japończykami, którzy w latach 30. ubiegłego wieku masowo tam emigrowali. Pierwotnie za „tazosy” służyły kapsle z butelek po mleku. Ustawiało się jeden na drugim, a zadaniem graczy było rzucić specjalnym, cięższym krążkiem w taki sposób, aby jak największa liczba kapsli odwróciła się na drugą stronę.
Cóż, ja tam wolałem nakur#iać patykiem w pokrzywy i toczyć z rówieśnikami wojny na szyszki…

#3. Kieszonkowy laser

Ej, ale nie o oczach! Ten kieszonkowy gadżet może i nie robił takiego wrażenia jak miecz świetlny Lorda Wiadro, ale zabawy z nim był sporo. Można na przykład było za jego pomocą wkur#ić osiedlowego kota, oślepić sąsiada albo kreślić finezyjne wzory w chmurze pary na wiejskiej dyskotece.

Historia przenośnych urządzeń o niewielkiej mocy emitujących laserowe wiązki sięga początków lat 80., kiedy to tego typu gadżety pojawiły się w sklepach z elektroniką, a już w 1986 roku znalazły swoje zastosowanie w lamerskim odpowiedniku paintballa pod nazwą Lazer Tag – w rozgrywce tego typu zamiast siekać we wroga kulkami z farbą strzelało się do niego pistoletem ze wskaźnikiem laserowym, a trafienie punktowane było dzięki specjalnej kamizelce noszonej przez graczy.

#4. Opaski Slap-on

Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak linijka, jednak gdy przyłożyłeś nią w nadgarstek kolegi, ta zwijała się niczym ślimak, zamieniając się w szpanerską opaskę. Jako że gadżet ten kosztował grosze, bawili się nim wszyscy – zarówno zamożne małolaty biegające w oryginalnych sofiksach, jak i ubogie odludki wąchające mazaki. Na pomysł produkowania takiej zabawki wpadł niejaki Stuart Anders – Amerykanin, który bawiąc się kiedyś metalową miarką odkrył, że ta po odpowiednio mocnym uderzeniu w rękę może owinąć się wokół niej. Z ideą wypuszczenia na rynek takiej opaski Stuart nosił się parę ładnych lat, aż pewnego dnia poznał Philipa Barta – agenta współpracującego z projektantami zabawek. Pomysł Andersa bardzo przypadł mu do gustu i już w 1988 roku patent za całkiem niezłą sumkę sprzedany został firmie Main Street Toy Company.


Od tego momentu miliony dzieciaków haratały swe delikatne łapki stalą węglową, z której gadżet ten był wykonany. Przedsiębiorstwo wyprodukowywało ok. 5 milionów tych zabawek, ale szacuje się, że rynek został zalany nawet i 20 milionami mniej lub bardziej bezpiecznych podróbek.

#5. Fingerboardy

To chyba najbardziej idiotyczna moda, jaka przez krótki czas panowała wśród polskich dzieciaków. No bo czy jazda na mikroskopijnej deskorolce, gdzie nogi zastąpione są przez palce, ma w ogóle jakikolwiek sens? Okazuje się, że tak! A ten rodzaj „sportu” uprawiany jest od lat 80. (chociaż pierwsze tego typu gadżety, w formie breloków, sprzedawane były w skate-shopach już 20 lat wcześniej!).


Podobno całe to fingerboardowe szaleństwo rozpoczął Lance Mountain – jeden z najbardziej znanych weteranów jazdy na desce. Liczący sobie obecnie 56 wiosen skater nagrał wideo instruktażowe, w którym demonstrował techniki wykonywania różnych sztuczek, symulując deskorolkowe triki z pomocą małego modelu deski oraz… dwukomorowego zlewu kuchennego.

https://www.youtube.com/watch?v=Twa4B3W54vE

Pewnie nie spodziewał się, że od swej premiery w 1987 roku, fingerboardy staną się tak wielkim hitem, a jeden z producentów tego gadżetu – firma Tech Deck – w ciągu paru lat zarobi na sprzedaży swojego produktu ponad 120 milionów dolarów!

#6. Walkie-takie

Krótkofalówki dotarły do Polski dość późno. Ponadto były to urządzenia wyjątkowo parszywej jakości i większość dzieciaków darło się do tych przenośnych słuchawek tak głośno, że w zasadzie to łatwiej było takiego delikwenta usłyszeć z daleka przez jego wrzask, niż wyłapać jakikolwiek głos z głośniczka. Nie zmienia to faktu, że zabawa „walkie-talkie” sprawiała nie mniej frajdy niż wysadzanie w powietrze figurek G.I. Joe za pomocą ładunków wybuchowych wykonanych z rosyjskich petard.


Warto dodać, że krótkofalówka ma polskie pochodzenie. Wprawdzie pierwszym wynalazcą, który skonstruował dwukierunkowe narzędzie do komunikacji był Alfred J. Gross (człowiek, któremu zawdzięczamy między innymi CB Radio i pager), jednak to Henryk Magnuski – polski inżynier zatrudniony w firmie Motorola – opracował w latach 40. XX wieku radiostację SCR-536, która to dziś uznawana jest za najważniejszego protoplastę współczesnych krótkofalówek!

10

Oglądany: 87416x | Komentarzy: 77 | Okejek: 268 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało