Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Spektakularne wpadki i wielkie sukcesy. 7 ciekawostek ze świata reklamy

92 805  
316   67  
Możemy twierdzić, że nie oglądamy reklam, nie sugerujemy się nimi i że nie mają one wpływu na nasze życie. Niestety żadna z tych rzeczy nie jest do końca prawdą.

#1. Ale że CO w butelce???

18526473a1587411.gif

Wydawałoby się, że taka firma jak Coca-Cola, przeznaczając ogromne pieniądze na kampanie reklamowe, zawczasu bardzo dobrze się do nich przygotowuje. Cóż, nie zawsze. W 2004 roku amerykański gigant postanowił wprowadzić na brytyjski rynek wodę Dasani – miała to być odpowiedź na należącą do PepsiCo Aquafinę. Coca-Cola zdecydowała, że będzie określała swój produkt mianem „bottled spunk” (ang. odwagi w butelce). Wystosowała też slogan – „can’t live without spank” (ang. nie mogę żyć bez odwagi). Przegapiono tylko jeden drobny szczegół – to, że dla Brytyjczyków słowo „spank” oznacza bynajmniej nie odwagę, a… spermę. Kampania, jak można się domyślać, okazała się wizerunkową katastrofą.


#2. Do dentysty dwa razy w roku

1852646653b97182.jpg

Regularne wizyty u dentysty, jakkolwiek przez większość społeczeństwa mniej czy bardziej nielubiane, są niezwykle istotne. W tym przypadku zdecydowanie lepiej przecież zapobiegać niż leczyć. Wizyta w gabinecie dwa razy w roku wydaje się więc być całkowicie uzasadniona, chyba że… nie jest. Przynajmniej jeśli chodzi o genezę tej zasady. Nie wynika bowiem z podstaw naukowych, a hasła reklamowego, jakie na początku XX wieku wybrał producent pasty do zębów Pepsodent. Brzmiało: „Use Pepsodent every day – see your dentist twice a year” (ang. używaj Pepsodentu codziennie, a do dentysty zajrzysz dwa razy w roku). Sorry za brak rymów. Zważywszy jednak na to, że w tamtych czasach w zaledwie 7% amerykańskich domów znajdowała się pasta do zębów, trudno akurat uznać tę kampanię za coś złego.


#3. Burger dla leworęcznych

1852648ef15b78c3.jpg

Nie wszystkie kampanie reklamowe zmieniają społeczeństwo. Niektóre tylko… ukazują jego prawdziwą stronę. W 1998 roku amerykański Burger King postanowił z okazji 1 kwietnia zrobić sobie niewinny żarcik. Opłacił reklamę na całą stronę USA Today, informując, że właśnie wprowadził do oferty… whoppera dla leworęcznych. W burgerze znalazły się te same składniki, co w wersji dla praworęcznych, tyle że obrócone o 180 stopni. Można by sądzić, że skończy się najwyżej na uśmiechach, ale sprawa wymknęła się nieco spod kontroli, kiedy restauracje sieci w Stanach zaczęły szturmować tysiące klientów domagających się „lewoskrętnego burgera”. Ale praworęczni wcale nie byli lepsi – wydłużając kolejki, upewniając się po kilka razy, czy aby na pewno dostają odpowiednią, przeznaczoną dla nich kanapkę.


#4. Olać reklamę!

1852650b1f386cb4.jpg

Każdego roku w eter wypuszczane są oryginalne kampanie reklamowe – coraz częściej nastawione niestety w dużej mierze na wzbudzenie kontrowersji. Ma być głośno, ma być szokująco, a jeśli uda się przy okazji wkurzyć jakąś grupę, to jeszcze lepiej. Rzadko kiedy stoi za tym jakiś większy pomysł. I na tym tle wyróżniła się Ikea, która w 2018 roku postanowiła, że dobrym pomysłem będzie zachęcenie potencjalnych klientów do… nasikania na jej reklamy. Pokryta odpowiednią substancją powierzchnia, jedna ze stron w katalogu produktów firmy, miała posłużyć za test ciążowy – i w przypadku uzyskania pozytywnego wyniku, uprawniała do uzyskania 50%-owego rabatu na zakup łóżeczka dla dziecka. Pomysł z całą pewnością ciekawy… choć nie do końca wiadomo, jak zaopatrywali się nań kasjerzy zmuszeni do przyjmowania obsikanej ulotki zamiast bardziej tradycyjnej karty rabatowej.


#5. Norwegia, ojczyzna sushi

1852649714c19545.jpg

Gdyby ktoś postanowił nagle stwierdzić, że sushi pochodzi z Norwegii, a nie Japonii, z którą najbardziej powszechnie kojarzone jest to danie, bardzo szybko zarzucono by mu herezję (a może nawet wyznawanie jakiejś nordyckiej ideologii). Tylko że te oskarżenia byłyby jedynie po części prawdziwe. Bo współczesne sushi prawie nie może obejść się bez surowego łososia – rzeczy, której do niedawna w Japonii nie jadano wcale (ze względu na pasożyty w łososiu pacyficznym). W zamian wybierano tuńczyka czy halibuta. Zmieniło się to po kampanii reklamowej zorganizowanej w latach 80. przez norweski rząd, który postanowił zalać japoński rynek łososiem atlantyckim – smaczniejszym, a przede wszystkim zdrowszym, do tego w Norwegii zdecydowanie nadprodukowanym. Zabieg się powiódł – i nawet w tradycyjnej Japonii obecnie właśnie atlantycki łosoś jest najczęściej wybieranym składnikiem sushi.


#6. Diamenty jednak nie są wieczne

18526512445e0e96.jpg

Jeśli oświadczyny, to tylko z diamentem – inny pierścionek wydaje się taki niestosowny… Oczywiście rozsądni ludzie mają na ten temat skrajnie odmienne zdanie, ale reklamy mają to do siebie, że potrafią nawet najbardziej rozsądnych przemienić w ofiary konsumpcjonizmu. I tak się stało w kwestii pierścionków zaręczynowych. W XIX wieku odkryto w Afryce całkiem solidne złoża diamentu, którego… nikt jakoś szczególnie mocno nie potrzebował. Podaż wzrosła, cena spadła i szlag trafił zwrot z inwestycji. Ale De Beers, największa z diamentowych kompanii, nie zamierzała pogodzić się z losem. Stworzyła w Afryce coś, co porównać można tylko do kartelu, by ściśle kontrolować, ile kamieni trafia na rynek. Ale na tym nie koniec – w 1946 wieku przeprowadziła gigantyczną kampanię reklamową, zalewając gazety zdjęciami gwiazd Hollywood noszących brylantową biżuterię i windując tym samym popyt – oraz cenę diamentu – do absurdalnych wręcz poziomów.


#7. Kentucky na święta

185265261fca3397.jpg

Spośród wszystkich narodów świata, Amerykanie – pomimo ogromnych osiągnięć chociażby na polu nauki czy inżynierii – nie uchodzą za najbystrzejszy. To delikatne określenie. Bliższe prawdzie byłoby „ich głupota wymyka się poza skalę”. Ale w tym akurat przypadku okazują się gonić ich Japończycy, którzy ulegli w 1974 roku kampanii „Kurisumasu ni wa kentakkii”. Hasło to oznacza „Kentucky na święta” i należy oczywiście do sieci KFC. I tak jak wcześniej ostatnią rzeczą, jakiej można by spodziewać się w japońskiej tradycji, był amerykański fast food, tak dzisiaj Japończycy dosłownie nie wyobrażają sobie innego świątecznego obiadu. Mało tego – do lokali KFC ustawiają się gigantyczne kolejki. Zapisać się trzeba z dwumiesięcznym wyprzedzeniem!!! Szacuje się, że nawet ponad 3,6 miliona japońskich rodzin na obiad w święta wybiera właśnie KFC. I to jest dopiero pranie mózgu.

7

Oglądany: 92805x | Komentarzy: 67 | Okejek: 316 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało