Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

"Dzieciobójca", czyli jak to jest mieć amstafa

39 443  
277   186  
Podobno 42 procent Polaków ma psa. O ile o edukacji, wychowaniu i złotych radach nt. dzieci w programach śniadaniowych jest pierdyliard dziennie, to niestety na temat wychowywania psów tych informacji jest znacznie mniej… choć są, coraz więcej. Ale dalej za mało.


Mały pies to duży problem

Większość z nas wiele razy słyszało lub samo popiera stwierdzenie, że małe psy są „najgorsze” – rzucają się na wszystkich, szczekają i są ogólnie wredne. I dlatego wiele ludzi nie lubi małych psów. A yorkshire terier to już w ogóle samo zło. Ble. To nie pies. Uśpić to.

MIT: Małe psy są z natury wredne i bardziej agresywne od dużych.

PRAWDA: Właściciele małych psów olewają ich wychowanie. Pomijając to, że każda rasa ma konkretne usposobienie i cechy charakteru, to 90% charakteru psa kształtuje jego właściciel. NIGDY nie widziałam, żeby mały york, jamnik, chihu..chichua..cziłała chodził przy nodze, reagował na komendę np. „spokój” kiedy drze mordę albo „stój” kiedy ciągnie na smyczy.

Skąd bierze się agresja u tych małych szczyli? To trochę ich wina niestety. Kiedy są szczeniaczkami są tak turbo słodkie i kochanieńkie, że każdy kto je widzi traktuje je jak przytulanki, maskotki. A najgorzej kiedy pozwala się na to dzieciom. Kupuje im się yorka, maltańczyka – psa maskotkę, zabawkę, która jak dorośnie będzie wygodnym pieskiem. Małym i niegroźnym. Gówno tam prawda. Te małe pieski często mają wielkie charaktery. I gdy wychowuje się je jakby miały porażenie mózgowe, mówi się do nich piskliwym głosem i tarmosi 24h/dobę to nie dziwota, że wyrastają na wkurwione małe bestie, które są sfrustrowane, nie wiedzą co to dyscyplina, która daje psom poczucie porządku i bezpieczeństwa. I jak dorosną, to kąsają każdego, kto przypomina im tego, kto je tarmosił gdy były szczeniaczkami. A że są małe i dużej krzywdy nie zrobią, to ich właściciele ograniczają się do smyczy i odciągania od potencjalnych ofiar.



Każdy może mieć psa

Mam trzyletniego amstafa – samca. Nie jest idealny, ale zawsze wiem, jakiej reakcji mogę się po nim spodziewać. Znam język psów – czyli głównie język ciała. Jego znajomość powinna być obowiązkowa przed nabyciem psa, jakieś testy powinni robić czy coś… I choć cały czas nad nim pracuję, trenuję z nim, uczę dobrych psich manier, to ciągle zdarzają się wtopy. Jak to z psami. I wiecie, co jest najgorsze? Kiedy labrador drze mordę na innego psa, to ludzie na ogół myślą „o, labrador drze mordę”, a kiedy mój pies drze mordę, to co myślą? „o, amstaf drze mordę, uciekamy bo nas zagryzie, to amstaf przecież jest. Dzieciobójca”.

MIT: Amstafy to takie groźne psy.

PRAWDA: Niektórzy właściciele amstafów to takie agresywne i głupie człowieki. Była swojego czasu taka moda, której pozostałości widzimy na bluzach z kapturem typu pitbul ze sztangą w pysku…, moda na zestaw dresiarz/kibol + amstaf/pitbul/bulterier. No i się wcale nie dziwię. Gdybym była kibolem, którego głównym zajęciem jest uczestnictwo w różnego rodzaju zadymach, to też zapewne zakupiłabym amstafa, a nie pudla. Mam amstafa z wielkim ryjem = nie podskakuj, bo go spuszczę ze smyczy i odgryzie ci głowę. I jak się jest ciężko pracującym kibolem, który mimo szczerych chęci, nie ma jednak czasu na czytanie książek o behawioryzmie, psiej psychologii i chodzeniu do psiego przedszkola, za to ma psa z ogromną ilością niespożytej energii, to, no cóż… taki amstaf skazany jest na rasistowskie komentarze „groźny amstaf, dzieciobójca”. I takim też amstafem się staje. I utrwala się stereotyp, że agresja amstafa wynika z jego genów, że jest nieposkromionym dzikusem.

Idź mi stąd z tym psem!

Moim największym problemem związanym z moim psem i jego sporadyczną agresją są inni właściciele psów ze swoimi psami i ich sporadycznie występującą agresją.

Otóż: Spaceruję z moim supersamcem przekonanym o swojej zajebistości, który właśnie namierzył nochalem zbliżającego się innego supersamca przekonanego o swojej zajebistości. Zwalnia, zniża łeb, uszy po sobie, nochal idzie pierwszy, na końcu sztywny ogon. No i ja od razu widzę, że pajacuje, więc co robię? Przerywam mu to przedstawienie z testosteronem w roli głównej, mówię „noga” i na luźnej smyczy oddalam się - gdy się da, to omijam drugiego psa łukiem, gdy się nie da, to robię w tył zwrot, no w każdym razie zawsze robię coś aby mojego psa uspokoić i nie doprowadzać do sytuacji, która sprowokuje agresję. A co w 99% przypadków robią właściciele tego drugiego supersamca? Nic, kur… Idą prosto na nas, pies się szarpie, drze mordę, ślina z pyska cieknie, pazury wbijają się w chodnik, no takie tam przyjemne spotkanie. Ja się w środku gotuję, że mimo moich chęci uczenia psa spokoju i panowania nad sobą, zawsze znajdzie się debil (właściciel, nie pies), który mojego psa (i mnie) wyprowadzi z równowagi swoim nicnierobieniem. A co jest najlepsze? Wzrok, który widzę gdy delikwenci mnie mijają. Wzrok, który mówi „amstaf dzieciobójca mi psa prowokuje i denerwuje….mój Maksiu nie lubi amstafów…a pańcia sobie stoi tylko, stanęła sobie z boku i się gapi, gapi się na mojego Maksia biednego zdenerwowanego i pewnie by spuściła ze smyczy tego amstafa dzieciobójcę….” Nosz kur..!



Czy on gryzie? To pies jest – gryzie

Dzieci….dzieciaczki, dzieciory kochane. Niektóre lubię nawet. Te już, co rozumiejo. Lubię i szanuję nawet te, co rozumijeo i pytajo. Idę z moim groźnym amstafem psem dzieciobójcą (!) na smyczy przez osiedle. Idzie dzieciok – tak ze dwa lata ma. 28 metrów za dzieciokiem kroczy matka. Skracam smycz i komenda „noga”, dzieciobójca jest grzeczny i słucha, jak zawsze. Ale idzie bez kagańca, ranyboskie. Matka widzi mnie i dzieciobójcę, i swojego dziecioka widzi, jak idzie prosto na nas! Widzę panikę, więc się zatrzymuję. Dzieciobójca się zatrzymuje, sadza zadek na chodniku przy mojej nodze. Czekam, aż matka dobiegnie do dziecioka. Matka biegnie, bo się chyba panicznie boi. Ja się nie boję niczego, że mi dzieciok zje mojego dziecobójcę, więc stoję w miejscu. Dzieciok jest już przy nas, wyciąga łapkę do „hau hau piesek hihihi”, dzieciobójca siedzi ładnie, zadka nie ruszył, ale szyję wyciąga do łapki, jęzor wysuwa i ma go! Polizał łapkę. Matka to widzi, że dzieciobójca liże już swoją ofiarę i ze łzami w oczach nareszcie dobiega na miejsce niedoszłej zbrodni i co robi? No drze mordę na mnie. I dzieciobójcę mi prawie opluła, tak się zagotowała. Że w kagańcu powinien być kundel, że groźny. Kiedyś wdawałam się w dyskusje, ale co ja tam wiem, dałam sobie spokój. Teraz tylko mówię, a czasem tylko myślę „no dopsz…..” i idę z dzieciobójcą w stronę zachodzącego słońca, szukając kolejnych ofiar.

Ale są też spoko rodzice i dziecioki. Takie, co to nie są rasistami, że niby każdy amstaf to zabójca, i podoba im się nawet mój dzieciobójca. I podchodzą, i pytają, czy można pogłaskać. Dzieciobójca wtedy dostaje komendę siad i się daje pogłaskać, podrapać, poklepać, lubi to bardzo, nie wiedzieć czemu, uwielbia dzieci. A jak mu się bardzo podoba, a dzieciok jest mały, to ja mu wtedy „waruj”, a on z radości się przewraca do góry kołami, brzusio na wierzchu i oczy wesołe, ogon psem merda, taki jest szczęśliwy. Dwulicowy taki jest, z jednej strony dzieciobójca, z drugiej strony pieszczoch. Dziwne.

No i lubię tych wystraszonych, ale takich, co nie mają wyjścia i konfrontacja nieunikniona, czyli np. na klatce schodowej, w korytarzu w bloku. Jak się muszą z nami minąć, wtedy taką śmieszną pozycję człowiek przyjmuje, wygina się tak w pół, dupkę oddalając najdalej od psiego pyska, w takiej pałąkowej pozycji idzie korytarzem kręcąc łbem i śledząc wzrokiem każdy ruch psa, no bo może zaatakować w każdym momencie. Ja wtedy wspaniałomyślnie uspokajam skołatane nerwy „spokojnie, nic Panu nie zrobi”, na co wystraszony pyta z nadzieją w głosie „nie gryzie?”, ja no to zgodnie z prawdą i spokojem „gryzie, to pies jest…”, ale spokojnie, nie straszę ludzi, zawsze z uśmiechem wyjaśniam, że luz, niegroźny :)

Nie podoba mi się Twoje zachowanie

Kocham mojego psa. On się zawsze cieszy, jak wracam do domu. Zawsze chętny do zabawy. Idealny towarzysz. On nigdy nie powie „nie chce mi się”. Spacer? Hurra! Jemy coś? Hurra! Wycieczka autem? Hurra! Weterynarz? Hurra! Idziemy spać? Hurra! No producent szczęścia normalnie. Ale nie, nie śpi ze mną w łóżku, nie żre ze stołu, nie daję mu się polizać nigdzie nigdy, bleh. Nie nosi ubranek i w ogóle to robi tylko psie rzeczy. Ja ludzkie. On psie. Ja człowiek. On pies. Człowiek i pies. Duet taki. Jak coś przeskrobie (rzadko bardzo), to mu nie robię wykładu, jaki zrobiłabym mężowi na przykład. Jak zrobi coś dobrze, to mu nie narysuję laurki. Bo to pies jest. Traktuję go jak psa i jemu z tym dobrze. Prosty przekaz myśli i gestów. I on wie kiedy i czego od niego oczekuję. Po psiemu gadamy. Bo ja, człowiek, z rzędu naczelnych, górujący inteligencją i posiadacz kciuków ogarniam więcej niż pies, jako gatunek trochę jednak niższy. Więc tak, ja jestem w stanie nauczyć się psiego rozumowania, psiej mowy itd. Pies się po ludzku nie nauczy. Nigdy. Nie tyle, ile byśmy chcieli. Nauczył się wykonywania masy komend – do mnie, waruj, siad, noga, zostań, poproś, zdechł pies, na miejsce, spokój, obrót, wracamy, tędy, stój, przynieś, aport, zostaw, puść, szukaj itd.; kulturki - w domu nie sikam, żrę tylko z miski, szczekam kiedy obcy kręci się za drzwiami, łapię muchy, śpię w swoim łóżeczku, daję znać jak kupa się zbliża, jestem grzeczny dla gości itd. I to ogólnie wystarczy, żeby nasz związek był szczęśliwy, zgodny i trwały.

Ale rozwala mnie, czasem bawi, czasem złości, kiedy widzę, że idzie jakiś pańcio ze swoim wielkim psiurem, który rzuca się na wszystko wokół, na co pańcio woła swojego Maksia, nachyla się nad nim(!) i mówi: „nie podoba mi się twoje zachowanie Maksiu, jak ty się zachowujesz, nie wolno tak robić, bo piesek się boi, Maksiu, bo zaraz pójdziemy do domu i się skończy spacerek, Maksiu zawiodłam się na tobie, nieładnie, fe, fuj, niedobry piesek”. Maksiu siedzi i się gapi i wiecie co sobie myśli? - „dobry piesek, kupę mi się chce”. Zgaduję oczywiście. Chodzi o to, że Ty robisz wykład, a on słyszy „bla bla bla”. Więc NIE ROZUMIE i ciągle POWTARZA złe zachowanie. I się wkur***, że Ty nie rozumiesz, o co mu chodzi. Więc drze mordę na wszystko i wszystkich, bo jest SFRUSTROWANY.



Do czego prowadzi psia frustracja

Idę z moim amstafem na smyczy, z naprzeciwka idzie matka z dwu/trzyletnim dzieckiem w wózku i psem na smyczy. Psiury spotkały się wzrokiem i się już na siebie zasadzają. No to ja do mojego znowu "nie pajacuj", czyli noga, odeszłam, siad, czekamy. Kobieta z dzieckiem krzyczy i prosi, żebym odeszła dalej, żeby ona mogła przejść. No dobra, idę. Jak tylko zrobiliśmy krok psy znowu zaczęły na siebie szczekać. Pies tej pani wyrywa się zza wózka na mojego, ona łapie go za obrożę, a pies łapie za....nóżkę dziecka siedzącego w wózku. Oczy mi wyszły z orbit. Przechodzę przerażona i mówię do niej (bo najwyraźniej nie zorientowała się dlaczego dziecko zaczęło płakać) "chyba piesek złapał dziecko za nóżkę...." I się oddalam, żeby psy się uspokoiły. Kobieta zero reakcji na zachowanie psa (który oczywiście chapsnął i od razu puścił), sprawdziła czy dziecku nic się nie stało i poszła dalej. Nigdy jeszcze nie byłam świadkiem takiej sytuacji, wiem tylko, co ja bym zrobiła na jej miejscu. No ale cóż, zwrócisz uwagę - źle. Nie zwrócisz - źle. Więc pilnuję mojego psa i siebie. Chociaż jak już mi nerwy opadły to pomyślałam sobie, że kobiecie należy się porządny kop w cztery litery za skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie...

Część osób zarzuci mi być może generalizowanie, więc podkreślam – są to MOJE doświadczenia i wynik moich własnych obserwacji. Jeśli macie inne – lepsze, to super. Jest coraz więcej szkółek, psich trenerów itd. Więcej ludzi z nich korzysta, niż 25 lat temu, kiedy w moim domu pojawił się pierwszy pies i zaczęłam swoją przyjaźń z psim gatunkiem. Ja sama uczę się cały czas, a z racji tego, że jestem posiadaczką psa, który niestety traktowany jest stereotypowo, wymagam od siebie i od niego znacznie więcej.

Co do stereotypów jedna zabawna sytuacja: mój mąż był na spacerze z naszym dzieciobójcą i spotkał sąsiada z osiedla, właściciela bulteriera. Nasze psy się uwielbiają. Zawsze chodzą po osiedlu na smyczy, ale nie przeszkadza im to w zabawie. Obaj stają dęba i przepychają się używając przednich łap. Skaczą po sobie z otwartymi paszczami i jęzorami na wierzchu. Dla nas piękny widok. Dwa muskularne „groźne” psy bawią się radośnie w zapasy. Kiedy mój mąż i sąsiad tak stali na chodniku trzymając bawiące się psy na smyczach, za plecami usłyszeli spłoszonego pana/panią (nie pamiętam), który uciekał na drugą stronę chodnika mówiąc do swego towarzysza „chodźmy stąd, tu się walki psów odbywają!”.



Moja gorąca prośba do wszystkich psiolubnych:
1. Traktujcie psy jak psy. Nauczcie się z nimi porozumiewać - i wy, i one będziecie szczęśliwsi.
2. Współpracujcie z innymi psiolubnymi. Gdy Wasz pies ujada podczas spaceru i rzuca się na innego psa - skupcie się na nim, postarajcie się uspokoić (ale nie wykładem...) i unikać podobnych sytuacji. Brak reakcji to najgorsza rzecz, jaką robicie sobie, swoim psom oraz otoczeniu.
39

Oglądany: 39443x | Komentarzy: 186 | Okejek: 277 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało