Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jeżeli odziedziczyłam pozagenowo skutki traumy po moich przodkach, to poprzez zmianę swojego stylu życia, mogę przerwać ten łańcuch zła

59 056  
167   78  
Prof. dr hab. n. med. Jadwiga Jośko - Ochojska od 2002 r. jest kierownikiem Katedry i Zakładu Medycyny i Epidemiologii Środowiskowej w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Zajmuje się badaniami wpływu stresu na organizm.
Jako lekarz holistycznie postrzegający pacjenta zwraca uwagę na negatywne skutki stresu obniżające odporność organizmu pacjenta i umożliwiające powstawanie i rozwój wielu chorób. Jako epidemiolog zajmuje się także negatywnymi dla zdrowia skutkami stresu w wymiarze społecznym, w tym epigenetycznym dziedziczeniem traumy.*Współautorka książki „Rozmowy przy kawie o stresie, lęku i traumie”


- Czym jest trauma dziedziczona?
- Okazało się z badań doświadczalnych u zwierząt, a później z badań u ludzi, że możemy dziedziczyć emocje i lęki. Nie można powiedzieć, że dziedziczymy konkretne przeżycie, historię, bo to jest niemożliwe, natomiast dziedziczymy wszystkie emocje, które towarzyszą danej, traumatycznej sytuacji. W dużym uproszczeniu: nie dziedziczymy traumy, tylko jej skutki.

- Zacznijmy od badań nad zwierzętami.
- W 2014 roku Dębiec i Sullivanprzeprowadzili testy na mysich samicach będących w ciąży. Zwierzęta umieszczono w specjalnej klatce, której podłoga była podłączona do prądu. Wykonywano na nich eksperyment, który polegał na tym, że najpierw podawano ciężarnym samicom miętę do wąchania, a potem od razu zaczynano razić prądem. Przez wielokrotne powtórzenie tego doświadczenia, powstał tzw. odruch warunkowy, tzn. że po wielu powtórzeniach, najpierw zapach, potem ból, doszło do tego, że sama woń mięty powodowała odczuwanie lęku u samic: chowały się w rogu klatki, trzęsły się, stroszyły sierść.

- Przełomowym momentem tych badań były narodziny potomstwa stresowanych zwierząt.
- Potomstwu stresowanych ciężarnych samic podawano wyłącznie do wąchania miętę, bez rażenia ich prądem. Wtedy młode zaczynały się bać, mimo, że nie były rażone prądem, czyli bały się, choć nie wiedziały czego. W późniejszym czasie Brian Dias i Kerry Ressler,zrobili bardzo podobne doświadczenie, tylko zamiast mięty użyli kwiatu wiśni. Dowiedli, że pojawiające się lęki (bez działania bodźca bólowego) dziedziczą się do trzeciego pokolenia. Oprócz tego, aż do trzeciego pokolenia, zwierzęta miały zmiany w mózgu w postaci powiększonych jąder migdałowatych, które odpowiedzialne są za lęk i agresję. Były z tego powodu wystraszone i agresywne, zupełnie bez powodu. Miały również podwyższone stężenie kortykosteronu we krwi, czyli hormonu stresu, we wszystkich trzech pokoleniach. Mało tego, we wszystkich pokoleniach liczba receptorów, które reagują na ten zapach, również była zwiększona, czyli zwierzęta, które nigdy nie wąchały kwiatu wiśni, miały zwiększoną liczbę receptorów na ten zapach. Można powiedzieć, że miały „podświadomość obronną”, żeby uciekać w razie wykrycia zapachu kwiatu wiśni. Naukowcy udowodnili również, że zmiany dziedziczą się nie tylko poprzez matkę, ale również poprzez ojca.

- Dlaczego te zmiany dziedziczą się do trzeciej generacji?
- To wynika z tego, że te badania są bardzo świeże, udało się na razie zbadać trzy generacje.

- Ludzie również dziedziczą lęki i skutki traumy.
- Takie badania przeprowadziła profesor Rachel Yehudaz Izraela, która przebadała setki osób, które przeżyły różne traumy.

- Badała przede wszystkim osoby, które przeżyły Holokaust.
- A wśród nich także te, które po pobycie w obozach koncentracyjnych zachorowały na PTSD, czyli tzw. zespół stresu pourazowego. To bardzo ciężka choroba, dlatego że człowiek jest częściowo eliminowany z życia codziennego: często nie może chodzić do pracy, trudno mu funkcjonować w domu, w rodzinie, w każdym środowisku. Cierpi dzień i noc. Jest wybudzany przez koszmarne sny, w których stale od nowa przeżywa swoje traumatyczne wydarzenia, krzyczy przez sen, niejednokrotnie wybudza się ze snu z wrzaskiem, a na dodatek w ciągu dnia również na nowo przeżywa traumę. Nie potrafi odczuwać przyjemności, ma stale uczucie przygnębienia i lęku, izoluje się od otoczenia. W tej chwili żyją wnukowie tych ludzi, których możemy zbadać. Z badań wynika, że skłonność organizmu do reagowania objawami PTSD może być dziedziczona. Ponadto dzieci mogą dziedziczyć po rodzicach zwiększoną wrażliwość na działanie różnych czynników stresowych, z którymi spotykają się w życiu.

- I tak aż do trzeciej generacji.
- Tak. Musimy zbadać osobę, która przeżyła Holokaust, potem jej dziecko, potem jej wnuka, prawnuka i tak dalej. I stąd jest trudność w badaniu, bo jeżeli pan X przeżył Holokaust i ja teraz zacznę badać jego wnuka, a jego nie, bo on już nie żyje, no to już nie mam pewności na sto procent, czy wnuk odziedziczył skutki traumy po dziadku. Jeżeli będziemy obserwować te rodziny przez kilka pokoleń, co najmniej trzy, cztery, pięć, ale będziemy też wiedzieć jak to wyglądało u dziadków, czyli u tych, którzy przeżyli Holokaust, to będziemy mogli powiedzieć, do którego pokolenia to się dziedziczy.

- Czyli na pewno dziedziczymy lęki i traumy do trzeciej generacji, ale nie wiadomo czy nie dalej.
- Zgadza się. Zostałam kiedyś poproszona o to, żeby być ekspertem w sprawie sądowej mężczyzny, którego dziadek był katowany przez SB. Ów wnuk wystąpił o odszkodowanie do państwa polskiego. Niestety dziadek już nie żyje, w związku z czym powiedziałam, że nie mogę wypowiedzieć się na sto procent czy epigenom wnuka ma związek z epigenomem jego dziadka, a więc nie mogę stwierdzić, że wnuk odziedziczył skutki traumy.

- Jeśli ktoś nie rozumie swoich lęków lub nietypowych zachowań, powinien wgłębić się w historię rodziny?
- Zdecydowanie tak. To jest szalenie istotne, żeby poznać historię rodziny, żeby zastanowić się, co się w niej wcześniej działo. Przecież znamy różne historie lęków nieuzasadnionych, np.: przed ogniem, jakimś zapachem, dźwiękiem. Nie znosić jakiegoś dźwięku, a czuć przed nim lęk - to jest różnica, prawda?


- Oczywiście.
- W mojej książce pt.: „Rozmowy przy kawie o stresie, lęku i traumie” przytaczam historię kobiety, która panicznie bała się ognia, do tego stopnia, że nie mogła patrzeć na płonącą świecę, a jeśli u kogoś w domu był kominek, to siadała do niego tyłem. Bała się. Po jednym z moich wykładów udała się do rodziców i wypytywała o zdarzenia, które mają jakiś związek z ogniem w ich rodzinie. Okazało się, że jej dziadek spłonął w czasie pożaru w kopalni. I tutaj zaczynają się problemy, dlatego, że jeżeli ja mam jakiś lęk przed ogniem, zapachem, lub przed konkretną sytuacją, to jest to coś innego, niż lęk przed czymś, co ktoś inny przeżył. W tym przypadku zaskakujące jest to, że dziadek tej kobiety zginął w czasie tego przeżycia, czyli nie mógł przekazać tych cech.

- Być może ktoś inny z rodziny mocno przeżywał śmierć tego człowieka?
- Właśnie, mogła się na przykład bać córka z tego powodu i to u niej powstały zmiany epigenetyczne, które przekazała swojej córce. To już są trudniejsze mechanizmy do wytłumaczenia. Myślę, że ogromną rolę w wyjaśnianiu bardzo skomplikowanych spraw będzie pełniła kiedyś, fizyka kwantowa, która będzie w stanie ukazać o wiele, wiele więcej. Póki co, jeżeli mówimy o dziedziczeniu skutków traumy, to mówimy o konkretnych grupach chemicznych. Okazało się, że to, co my dziedziczymy po naszych przodkach, czyli geny, to nie jest wszystko. O wiele więcej znaczy, czy dany gen jest aktywny, czy nie, a czy on jest aktywny, czy nie, zależy od grupy chemicznej, która się do niego przyłączy lub nie. W dużym skrócie: jeżeli odziedziczę jakiś gen po rodzicach, który będzie zwiastował, że zachoruję na cukrzycę, na nowotwór, na nadciśnienie, na chorobę układu krążenia, to okazuje się, że sam gen niczego nie jest w stanie zdziałać. On musi być aktywny, żeby zadziałał.

- Od czego zależy ta aktywność?
- Zależy od bardzo wielu czynników, zaraz je wymienię. Natomiast chcę jeszcze dodać, że najbardziej spektakularnym przykładem mechanizmów epigenetycznych są różnice w podatności na różne choroby wśród bliźniąt monozygotycznych, czyli jednojajowych. Bliźnięta te dziedziczą identyczny zestaw genów, a jednak często bywa tak, że jeden choruje na jakąś chorobę, na otyłość itp., a drugi nie. A możliwe jest to dlatego, że nie chodzi o gen, a chodzi o aktywność genu. Jakie czynniki powodują tę zmianę aktywności? To bardzo szeroko pojęte czynniki środowiskowe: czynniki fizyczne, chemiczne, które znajdują się w powietrzu, w wodzie, w pokarmie, ale to są też takie czynniki, jak: głód, sposób odżywiania się, aktywność ruchowa, emocje, traumy, a nawet myśli.

- Krótko mówiąc: styl życia.
- Tak jest. Styl życia wpływa na to, czy się dany gen uaktywni, czy nie.

- Ma to sens.
- Możemy powiedzieć, że jeżeli odziedziczymy konkretne geny odpowiedzialne za daną chorobę, to mamy skłonność do tej choroby. Zmiany epigenetyczne, czyli przyłączanie się różnych grup chemicznych do DNA występują przez całe życie i ulegają zmianom przez całe życie, nawet w późnej starości. Pojawiają się już w czasie naszego życia płodowego. Jako przykład wspomnę o tym, że zmiany epigenetyczne mogą pojawić się na wszystkich etapach rozwoju serca. Efektem jest możliwość, że nieprawidłowy styl życia matki ciężarnej spowoduje, że dziecko urodzi się z wadą serca. Podobnie jest z zespołem stresu pourazowego: jeżeli nasi przodkowie przeżyli ciężką traumę i zachorowali na PTSD, to okazuje się, że dzieci odziedziczą skłonność do tej choroby.

- Są też bardziej narażone i podatne na choroby uwarunkowane stresem.
- Oczywiście. Chcę także zwrócić uwagę na to, że mamy skłonność epigenetyczną do nowotworów. Już w 2004 roku ukazały się pierwsze doniesienia, w których podano konkretne geny ze zmianami epigenetycznymi, które są związane z zachorowaniem na raka jelita grubego. Ważne jednak jest podkreślenie, że zdrowy styl życia ma ogromny wpływ na korzystne zmiany epigenetyczne i zdrowienie. Promuję w związku z tym tzw. „Model RAZ”, aby zwrócić uwagę na to, że możemy RAZ wziąć swoje życie w swoje ręce i RAZ je zmienić. Skrót RAZ oznacza: „R” - radzenie sobie ze stresem, „A” - aktywność ruchowa, i „Z” - zdrowe odżywianie się. Radzenie sobie ze stresem jest najważniejsze dlatego, że przecież możemy się zdrowo odżywiać, być aktywni ruchowo i stosować się do wszystkich wskazówek zdrowego stylu życia, ale jeżeli przeżywamy przewlekłe stresy, traumy, to te negatywne emocje dosłownie niszczą nasz mózg i cały organizm. Zaczynamy chorować na różne dolegliwości. Podobnie dzieje się wtedy, kiedy mamy złe, nienawistne myśli. Okazuje się, że nienawiść do kogoś lub do czegoś niszczy przede wszystkim nas samych. Negatywne emocje powodują obumieranie neuronów w mózgu oraz zmiany epigenetyczne. Konsekwencją może być depresja i wszelkie zaburzenia depresyjne itd., a nawet – i mamy już na to dowody naukowe - choroby psychiczne. Emocje i myśli mają tutaj potężne znaczenie. Optymistycznym i bardzo cennym wnioskowaniem z wielu badań naukowych na całym świecie jest jednak stwierdzenie następujące: jeżeli dobrze radzimy sobie ze stresem, to możemy żyć w przewlekłym stresie wiele lat i nie chorować.


- Jak sobie zatem radzić ze stresem?
- Metod radzenia sobie ze stresem jest wiele. Nie ma jednej uniwersalnej metody dla każdego. Każdy człowiek potrzebuje czegoś innego i z tego ogromnego wachlarza jest w stanie na pewno wybrać coś dla siebie. Większość z metod radzenia sobie ze stresem ma swoje podstawy naukowe i większość z nich była już stosowana w starożytności. Naukowe, mocne dowody na radzenie sobie ze stresem w różnych chorobach mają: medytacja, modlitwa, koloroterapia, aromaterapia, muzykoterapia, arteterapia, masaże relaksacyjne, śmiechoterapia, animaloterapia itd. Z powodu braku czasu na omówienie ich wszystkich, chciałabym zwrócić uwagę na metodę MBSR, o której pewnie pan słyszał?

- Nie jestem pewien.
- To jest metoda, którą propagują Amerykanie, jest już bardzo znana na świecie, w Polsce również jest praktykowana. Nazywana jest „metodą uważności” i oparta jest na wynikach najnowocześniejszych badań naukowych.

- Chodzi zapewne o mindfulness?
- Tak jest. I okazuje się, że użycie tej metody u pacjentów z PTSD, którzy nie reagowali na leki psychiatryczne, wykazało poprawę u 49 % pacjentów. Doszło u nich do zmniejszenia aktywności jąder migdałowatych odpowiedzialnych za lęk i agresję. To jest coś zupełnie niebywałego! Tu nie chodzi o to, że oni zostali wyleczeni, ale że została uzyskana znaczna poprawa stanu ich zdrowia.

- Dostrzegam tutaj pewną analogię do teorii doktora Madana Katarii z Indii, która mówi o tym, że poprzez śmiech można wspomóc nasz układ odpornościowy.
- Tak, znam metodę pana doktora. On stosuje tzw. gelotologię, czyli radzenie sobie ze stresem przy pomocy śmiechu. Stworzył w Indiach regularne i rozpowszechnione już w wielu miastach spotkania w parkach, gdzie obcy sobie ludzie spotykają się rano, przed pracą, tworzą koło i każdy opowiada jakieś wesołe historie, albo na przykład wszyscy udają lwa, psa, robią śmieszne miny i głośno się śmieją. Trwa to około 15 - 20 minut. Świetna inicjatywa. Taki relaks korzystnie wpływa na układ immunologiczny i wtedy prawdopodobieństwo zachorowania na choroby bakteryjne, wirusowe, pierwotniakowe, grzybicze, jest dużo mniejsze. I tak działają wszystkie metody radzenia sobie ze stresem.

- Wracając do dziedziczenia lęków – miała pani pacjenta, który panicznie bał się… łazienki.
- Tak, to zrobiło na mnie duże wrażenie, bo to był młody człowiek, który bał się wchodzić do łazienki, nie wiedząc przy tym, skąd się ten lęk bierze. Przyszedł do mnie i powiedział, że prosto z mojego wykładu pojechał do swoich dziadków i dowiedział się od nich, co było źródłem jego lęku. Otóż jego dziadkowie przeżyli wojnę i bombardowanie. W czasie tego bombardowania ukryli się... w łazience. Przeżyli, mimo że wszystko obok się zawaliło, a ich przysypał gruz, pod którym leżeli jakiś czas. Oczywiście bali się ogromnie i przeżyli w ten sposób traumę. Poprzez przeżycie tych lęków, przekazali cechy epigenetyczne swoim dzieciom, a dzieci przekazały wnukom.

- Podobna sytuacja była z kobietą, która co piątek miała silne bóle brzucha i światłowstręt.
- Osobiście ją poznałam, gdy byłam w Izraelu. Chorowała na PTSD po pobycie w obozie koncentracyjnym i właśnie co piątek, od kilkudziesięciu lat, miała bardzo silne bóle brzucha, wysoką gorączkę, wymiotowała. Nie mogłam wtedy pojąć, jak to jest możliwe, że cała rodzina wychodzi wtedy z domu, kiedy ona jest tak ciężko chora. A oni znali jej objawy i wiedzieli, że potrzebuje absolutnej ciszy, żeby nikt nie chodził po mieszkaniu, nie rozmawiał, nie gotował, aby nie było żadnych zapachów. Potrzebowała tego spokoju, żeby uporać się ze swoją traumą. Okazało się, że jej córka odziedziczyła te same objawy, chociaż w znacznie mniejszym nasileniu. No i potem wnuczka… to samo.

- Była to trauma poobozowa?
- Tak. W Izraelu poznałam ludzi, którzy przeżyli obóz koncentracyjny w Oświęcimiu i opowiadali podobne historie. O tym, co ich spotkało, możemy opowiedzieć w wielu reportażach, porozmawiać z tymi ludźmi, posłuchać niezwykłych historii powtarzających się w kolejnych pokoleniach. Ja jako naukowiec interesuję się jednak tym, jak wygląda ich epigenom, czyli jakie grupy chemiczne przyłączają się do ich genów, działając destrukcyjnie, szkodliwie. Właśnie tym zajmuje się epigenetyka. Dzięki wszystkim naukowcom, którzy badali ludzi, którzy przeżyli Holokaust oraz inne traumy, jak np. działania wojenne w Iraku, Afganistanie, w zamachach terrorystycznych, możemy powiedzieć, że dziedziczenie skutków traumy w kolejnych pokoleniach jest już udowodnione naukowo.

- Skąd zatem opinie krytyków, że dziedziczenie traum to zjawisko poszlakowe i niewiarygodne?
- Nie wiem, kto tak mówi. Jeżeli podejdziemy do tego zagadnienia z naukowego punktu widzenia, to wątpliwości nie ma. Ja nie mogę ukryć mojej wielkiej radości, że to, co ludzie obserwowali i opisywali przez tysiąclecia, nareszcie w naszym pokoleniu może zostać udowodnione. I jest potwierdzone w postaci konkretnych grup chemicznych: metylowych, acetylowych, fosforylowych, które możemy wykryć w pracowni chemicznej, w pracowni genetycznej. To już „widać”, nie trzeba w to wierzyć.

- Znalazłem takie porównanie: „epigenetyka to jak notatki ołówkiem na marginesie, które nie zmieniają tekstu książki, ale maja wpływ na odczyt zapisanych w niej informacji”.
- Pięknie powiedziane. Nessa Carey napisała książkę „Rewolucja epigenetyki” i ona z kolei przyrównała epigenetykę do scenariusza i do efektu końcowego filmu: geny są jak scenariusz, ale jak on będzie odegrany, zależy od aktorów i od reżysera, więc reżyser i aktorzy to są te grupy chemiczne. Możemy zrobić bardzo dużo ze swojej strony, by zmienić grupy epigenetyczne.

- Powinniśmy zmienić styl życia, by zmienić grupy epigenetyczne.
- Epigenetyka, która jest nową dziedziną wiedzy, tak rozwinęła się z powodu wielkiej liczby badań, że powstały nowe dziedziny medycyny, takie jak: neuroepigenetyka i nutriepigenetyka. Neuroepigenetyka zajmuje się wpływem układu nerwowego na zmiany epigenetyczne.


- Co to znaczy?
- To znaczy, że nasze emocje i nasze myśli mogą zmienić epigenom. Ujawnia się w ten sposób siła medytacji, siła modlitwy, zmiana naszych przekonań i ich moc. Powinniśmy być świadomi o czym myślimy, jak myślimy. Jeżeli to są negatywne myśli, złe emocje, to powinniśmy się starać, żeby to zmienić, przede wszystkim dla własnego dobra. Ostatnio wyodrębniła się także następna dziedzina medycyny - nutriepigenetyka. Nutriepigenetyka bada wpływ naszego odżywiania się na epigenetykę. Jako przykład opowiem o bardzo spektakularnym doświadczeniu, które zostało wykonane na myszach z genem „agouti”. Są to myszy doświadczalne, które posiadają gen „agouti” powodujący, że są żółte, a nie szare, otyłe, chorują na raka i na cukrzycę. Samice tych myszy, które były w ciąży, podzielono na dwie grupy. Pierwsza grupa dostawała zwykłą karmę, a drugiej grupie dodano do karmy pewne związki, które działają na epigenom, czyli na przykład: kwas foliowy, cholinę, witaminę B12, cynk, metioninę, betainę. Proszę sobie wyobrazić, że ta druga grupa samic urodziła szare młode, które miały normalną masę ciała i nie chorowały na raka, ani na cukrzycę. Były zupełnie zdrowe. Naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy gdyby tym zdrowym małym myszom podać zwykłą karmę, bez tych wszystkich dodatków, to ciekawe czy choroby powróciłyby? Efekty były zdumiewające: pierwsze pokolenie, które było karmione zwykłą karmą, urodziło drugie pokolenie myszy, które były zdrowe. Drugie pokolenie było identycznie karmione i urodziło trzecie pokolenie, które również było zdrowe.

- Naukowcy wyeliminowali zły epigenom.
- I to jest rewelacyjna historia! Pokazuje, że jeżeli coś odziedziczyłam po moich przodkach, to poprzez zmianę swojego stylu życia, przede wszystkim poprzez radzenie sobie ze stresem, zmianę odżywiania, aktywność ruchową, mogę przerwać ten łańcuch zła, bo my niezawinienie nosimy traumy naszych przodków. Na szczęście możemy sami pozbyć się tych znaczników epigenetycznych i nie przekazywać ich naszym dzieciom i wnukom.

- Jak powinniśmy funkcjonować na co dzień, mając świadomość, że wszystko co przeżywamy, przekazujemy przyszłym pokoleniom?
- Radzić sobie ze stresem. Podkreślam wyraźnie, nie chodzi o to, żeby unikać stresu, ale żeby sobie z nim radzić! Ja w tej chwili choruję na raka i wiem, o czym mówię.

- Bardzo mi przykro.
- Trzeba pamiętać, żeby być systematycznym. Żeby zająć się czymś, co sprawia nam przyjemność, miłymi rzeczami, oglądać wesołe filmy, czytać pozytywne książki, nie jakieś straszne horrory, przy których się boimy. Patrzeć na żółte, piękne kwiaty (dlatego, że żółty kolor rozwesela, bladoróżowy uspokaja), często przebywać wśród zieleni. Kolor zielony działa przeciwnowotworowo, bardzo uspokajająco i jest jedynym kolorem, który nie powoduje efektów ubocznych w nadmiarze. Można stosować zapachy, które lubimy, by poprawiały nastrój. Warto oglądać sztukę, jeżeli lubimy obrazy, rzeźby. Warto mieć hobby i poświęcić na nie czas. Dlaczego? Dlatego, że nasz układ immunologiczny, który odpowiada za zachorowania na różne choroby, będzie w tym czasie działał sprawnie, bowiem układ odpornościowy jest sprawny wyłącznie w czasie relaksu. Niestety, układ odpornościowy jest hamowany przez negatywne emocje i myśli, przez stresy, które przeżywamy, a hamowany układ immunologiczny, to otwarte wrota do zachorowania na wszystkie choroby świata.

- Jak radzić sobie ze stresem, który rodzi się w sytuacjach, na które nie mamy wpływu?
- Często na wykładach opowiadam o matce, która ma 3 letnie dziecko, które jest ciężko chore, a ona sama jest w tym czasie w ciąży z drugim dzieckiem. Jak w takiej sytuacji zmienić emocje na pozytywne? To jest bardzo trudne, dlatego taka kobieta wymaga pomocy. Trzeba jej pomagać ze wszystkich sił, dobrze byłoby, żeby zaangażowała się cała rodzina, znajomi, sąsiedzi, którzy mogą przyczynić się do pomyślnego przebiegu ciąży, nawet nie zdając sobie sprawy ze swojej istotnej roli. Jedna osoba może przyjść i zrobić porządek w domu, druga może zrobić zakupy, posiedzieć przy chorym dziecku, zwolnić ją na chwilę. Ktoś powinien wyjść z nią na spacer, chociaż na 15 minut, żeby odetchnęła, zobaczyła coś innego, pomyślała o czymś innym. To są bardzo istotne rzeczy. Do tego proponuję codziennie stosować metody radzenia sobie ze stresem, o których opowiedziałam częściowo powyżej. Przypominam, że medytacja, modlitwa, czyli silna koncentracja na idei czy Bogu, jeśli są wykonywane codziennie przez co najmniej pół godziny, to wywołują nie tylko zmiany w układzie odpornościowym, ale nawet zmiany epigenetyczne. Takie zmiany pojawiają się już po trzech miesiącach. Nasze ciało zaczyna inaczej funkcjonować.

- Co ciekawe, zdarzają się pozytywne aspekty traum, które określa się jako wzrost potraumatyczny.
- Profesor Nina Ogińska – Bulik opisuje to zjawisko w swojej książce. Okazuje się, że część pacjentów, która przeżyła traumę, zaczyna "wzrastać". To jest wzrost duchowy, tak bym to nazwała. Po traumie część ludzi, zachowuje się zupełnie inaczej, niż wcześniej, czuje większy sens życia, ma większą świadomość życiową, zaczyna dostrzegać inne wartości i nowe możliwości. Ludzie ci stawiają sobie nowe cele. Taką zmianę po traumie przeżywa około 30 – 90% ludzi. Ale nie o liczby chodzi. Wiadomość jest wspaniała – nie każda trauma jest dla nas niszcząca! Czasem po traumie możemy stać się lepszym człowiekiem.

- „Gdy przychodzimy na świat, to nie do końca jesteśmy niezapisaną tablicą”.
- Czasami na wykładach dla studentów lub lekarzy zaczynam od tego, że pokazuję tablicę znaną z czasów Arystotelesa, który twierdził, że rodzimy się jako „tabula rasa”, czyli niezapisana tablica, którą wypełniają dopiero doświadczenia życiowe. Okazuje się jednak, że jest inaczej: rodzimy się jako tablica, która już jest częściowo zapisana: po pierwsze – rodzimy się z kompletem genów naszych rodziców, po drugie – ze zmianami spowodowanymi ewentualnymi przeżyciami matki w czasie ciąży, po trzecie – ze zmianami epigenetycznymi naszych przodków i w końcu po czwarte – zapisujemy tę tablicę naszymi przeżyciami i doświadczeniami całego życia. Z tylu rzeczy sobie nie zdajemy sprawy, nie rozumiemy, tylu się boimy, zupełnie nie wiadomo dlaczego, prawda? I niezawinienie nosimy ten bagaż po naszych przodkach. Do tej pory nie wiedzieliśmy, co z tym bagażem zrobić. Dzisiaj już wiemy.

* źródło: Health Challenges Congress
41

Oglądany: 59056x | Komentarzy: 78 | Okejek: 167 osób


Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało