Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Lansky: Kierownik po godzinach III

46 438  
35   32  
A teraz zajrzyj w to drugie oknoWitamy po urlopie staropolskim ALOHA ;) Dzisiejsze wydanie przygód Kerownika po godzinach, ze względu na zawartość treści nieobyczajnych, przeznaczone jest wyłącznie dla czytelników dorosłych.

Być może część z was pamięta jeszcze mojego przyjaciela Krzysia - psychologa dziecięcego, który pewnego razu musiał obwiesić się złotem, zapakować w mordę gumę do żucia i zabawić się w ziomala, aby ratować z opresji swego siostrzeńca, w czym ja również miałem swój skromny udział, zostawszy do tej roli wytypowanym raczej ze względu na posturę niż z przyczyn merytorycznych. Otóż Krzysio wczorajszego wieczora, przy szklance słusznego destylatu zapijanego, jak to mamy w zwyczaju, piwem, opowiedział mi następującą historię, zarzekając się, że jest ona prawdziwa i podając nazwiska świadków. Być może sprawdzę, ale na razie opowiadam.

Krzysio ma starszego brata, z zawodu notariusza. Ówże notariusz, po śmierci teściowej, odziedziczył po niej wraz z małżonką maleńkie blokowe "M" na trzecim piętrze, w blokowisku w jednym ze śląskich miast. Ponieważ dzieci mają dorosłe i ustawione, a sami mieszkają w, powiedzmy oględnie, nieco lepszych warunkach lokalowych, zatem mieszkanie po teściowej, po dopełnieniu wszelkich niezbędnych formalności, postanowili wynająć. A ponieważ dwoje notariuszy załatwia takie sprawy z reguły od ręki, zatem sprawa poszła dość szybko: mieszkanko zostało wynajęte młodemu małżeństwu praktycznie natychmiast i nikt z rodziny nie został o tym poinformowany… Nawet Krzysio.

Pewnego razu Krzysiaczek, psycholog dziecięcy na co dzień pracujący z trudną młodzieżą, odwiedzał był służbowo placówkę wychowawczą (po polsku poprawczak) w tymże mieście. Zeszło mu dość długo, a droga powrotna wypadała przez rzeczone osiedle. Krzysio z okna swego "Maksia" zauważył światło w oknie mieszkania, i wiedziony braterską miłością, postanowił opóźnić nieco swój powrót do domu i zobaczyć się z niewidzianym od paru tygodni bratem, bo, jak mi powiedział, "…biorąc rzecz na logikę, nie było ku*wa bata. Normalnie nie było…", żeby w mieszkaniu przebywał kto inny.

Zadzwonił na domofon i natychmiast mu otwarto. Zdziwiony lekko wszedł do góry, zadzwonił do drzwi… Drzwi również otwarto natychmiast i dalej już było jak w czeskiej komedii.

Pani, która otwarła drzwi Krzysiaczkowi, ubrana była w sposób raczej nie pozostawiający wątpliwości co do charakteru przybytku, w którym mój przyjaciel się znalazł. Przyćmione czerwone światełka również… Krzysio został zaproszony do środka, usadzony wygodnie, zaproponowano mu drinka, po czym weszła druga pani w podobnym jak pierwsza rynsztunku i zapytała, czego szanowny klient sobie życzy, aby mogły jak najlepiej rozdzielić role… Krzysiaczek ma dwa metry wzrostu i ze 130 kilo wagi, jest łysy i muskularny i rzadko traci kontenans, ale w tym momencie, według jego własnych słów "mowę mu, ku*wa, odjęło". Spodziewał się zastać brata w mieszkaniu, będącym tegoż brata własnością, a trafił, jak się okazało, do regularnego burdelu… Bąknąwszy coś, uciekł haniebnie i ochłonął dopiero w samochodzie.

Błyskawicznie zatelefonował do brata i zrelacjonował mu całą sprawę pytając zgryźliwie, czy jego teściowa nie przewraca się w grobie po tym, jak zięć z jej mieszkania zrobił dom publiczny... Następnego dnia nobliwy notariusz wraz ze swym bratem, niedoszłym klientem burdeliku "U Rejenta", poszli wyjaśniać całą sprawę. Dzwonią do drzwi, otwiera kobieta. Ta sama, co wczoraj, ale jakby nie ta sama: przydeptane laczki, ręcznik na głowie, papieros w palcach. Poznawszy Krzysia, krzyknęła słabo i o mały włos nie fiknęła kozła… Zaprowadzona do środka i usadzona na kanapie, zaczęła swą opowieść.

Była ona długa i wyczerpująca, a sprowadzała się do zdania:

- Panie rejencie… Panie doktorze… Panowie… Ja strasznie przepraszam… My się stąd wyniesiemy, my się wyprowadzimy, ale nie mówcie nic mężowi. Bo widzicie, my sobie tak z siostrą dorabiamy, jak on na nocną zmianę do kopalni idzie… Ja bez pracy, ona bez pracy, na opłaty nie starcza, na życie brakuje… - tłumaczyła ocierając łzy.

Pan Rejent i Pan Doktor spojrzeli po sobie skonsternowani.
Stanęło na tym, że na balkonie nie będzie się już więcej suszyła wyzywająca bielizna, która kłuła w oczy Blokowy Komitet Moherów.

Z tego, co przekazał mi Krzysio, mieszkanie zostanie wkrótce od rejenta wykupione przez obecnych lokatorów. Skąd na to pieniądze - nie powiedział, tylko z dość dziwną miną podrapał się po brodzie… Ale znam go i sądzę, że robił sobie ze mnie jaja.

Zobacz, jak to robią na Hawajach

Tu znajdziesz m.in. pierwsze wejście Krzysia :)


Oglądany: 46438x | Komentarzy: 32 | Okejek: 35 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało