Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sam zrób chleb

29 391  
300   70  
Krótki i łatwy przepis dla nudzących się podczas kwarantanny.


TL,DR: Zakwas: mieszaj mąkę z wodą przez tydzień. Koniec.

Wersja dłuższa

Jakby mi ktoś powiedział kilka lat temu, że będę piekł chleb w domu, to bym go wyśmiał jak stąd do Pcimia Dolnego (sorry, Pcim). Wiadomo, że chleb się kupuje, mleko jest z supermarketu, a musztardę wydobywa się z kopalni. Albo ketchup – kto by tam się tym interesował. Do pieczenia to i mąkę trzeba mieć, i przepis, i piec, i wzbogacony uran i The Power of the Dark Side. A przynajmniej kuzyna w koalicji rządzącej.

A guzik prawda. Potrzeba zero wiedzy kulinarnej, kilkanaście minut dziennie, a reszta robi się sama. No i najważniejsze – laski na to lecą. Poza tym: pewnie i tak siedzisz w domu, więc co Ci szkodzi. Będziesz miał quest na tydzień.

Oczywiście można pójść totalnie na całość i kupić gotową mieszankę, ale przecież nie będziesz takim leniwym kutafonem i robisz wszystko sam. Najpierw będziesz potrzebował zakwas. Zakwas to coś takiego jak zsiadłe mleko. Tyle że z mąki. I bez mleka.

Będziesz potrzebował:
  • mąki żytniej z numerkiem 720 do 2000. Cyfry te oznaczają zawartość sproszkowanego Kryptonitu. W praktyce najlepsza jest mąka najtańsza (~2 zł/kg), wiecie, taka mielona ze wszystkim co wpadnie do młyna, łącznie z ciągnikiem dwuosiowym, psem z budą i gumofilcem pomocnika młynarza). Żadne tam super-eko-ultra-hipsterskie mąki z południowych stoków Kuala-Lumpur po 65 zł/100g;
  • woda. Byle była mokra;
  • piwo, ulubione, 14 butelek 0,5 l (mocno bezalkoholowego, ma się rozumieć).
I nie trzeba nawet drożdży! I tak nigdzie ich teraz nie kupisz...

Żeby było tajemniczo, zakwas się robi wieloetapowo. Potraktuj to jak zdobywanie leveli.

Dzień pierwszy: weź pół szklanki mąki, pół szklanki wody, rozmieszaj, aż powstanie błotnista breja. Ponoć dobrze jest to robić przed pierwszym pianiem koguta na rozstaju dróg. Weźmisz czarną kurę... albo nie, obejdzie się, chyba że będziesz opowiadał o tym komuś na imprezie. Wlej tę breję do słoika 1 l, przykryj jakąś ścierką i zostaw w spokoju. I tyle. Otwierasz piwo, bo należy się za kawał dobrej roboty. No dobra, dwa piwa, bo nawet musiałeś znaleźć słoik.

Tu chwila wielkiej tajemnicy. Breja wkrótce zacznie powoli fermentować. Tak, masz rację – dokładnie tak jak fermentuje piwo albo zacier na bimber. W środku zaczną rozmnażać się dzikie drożdże. A wiadomo, że dzikie drożdże są dzikie i mnożą się dziko jak króliki. A tak wygląda porównanie dzikich i typowych drożdży:


Różnice między drożdżami dzikimi a komercyjnymi.

(...a tak naprawdę, o czym wiedzą nieliczni, to w zakwasie nie mnożą się drożdże, tylko midichloriany).

Dzień drugi: do słoika z tą breją dolej pół szklanki wody i dosyp pół szklanki mąki. Zamieszaj i znów odstaw na dzień. Oczywiście piwo, a potem drugie. Powód do wypicia drugiego musisz sobie sam wymyślić.

Dzień trzeci: robisz dokładnie to co w drugim. I bardzo możliwe, że w tej brei zaczną pojawiać się drobne bąbelki. To drożdże midichloriany uprawiają orgię. Serio. Mają dużo żarcia, dużo picia, cieplutko, wolna chata, spokój na kwadracie, żadnych stresów... nic tylko się rozmnażać. Dwa piwa, bo to już półmetek!


Impreza na całego. Bąbelki to pozostałości minieksplozji termonuklearnych.

Przez kolejne dni dokładasz mąkę i wodę. Musisz już uważać, bo orgietka w środku na całego i breja może wręcz ze słoika wykipieć (efekt tzw. "cold fusion"). Wystarczy zamieszać całość, zakwas opadnie i tak w kółko.

Ostatni level to dzień siódmy. Dosypujesz mąki, dodajesz wody i powinieneś mieć przynajmniej ¾ Słoja Mocy. Możesz to wstawić do lodówki albo użyć od razu. Jeżeli trzymałeś się planu, właśnie powinno skończyć Ci się piwo.

Skąd wiadomo, że zakwas się udał? Jest kilka testów:
  • w temperaturze 5K wchodzi w stan nadprzewodnictwa w każdą drugą środę miesiąca;
  • ulega lewitacji w obecności silnego pola elektromagnetycznego w Wielkim Zderzaczu Hadronów;
  • wygląda jak brązowa paćka betonu o zapachu mokrej mąki.



Jeżeli którykolwiek z testów się udał, zakwas jest gotowy.

A teraz o tym, jak upiec z tego chleb

TL,DR: Kubek wody, kubek zakwasu, sól, cukier, 300 g mąki - wymieszać i zostawić do wyrośnięcia. Przełożyć do formy, piec przez godzinę. Koniec.

Jeżeli poprzednio byłeś grzeczny, to masz już niczego sobie porcję zakwasu.

Teraz sam chleb. Przepisów jest milion i każdy dobry. Drogą 95 lat praktyki (+15 lat stażu jako pomocnik mechanika samochodowego) udało mi się opracować przepis do bólu prosty. Będzie potrzebny kubek - taki normalny, do kawy - i waga kuchenna. Zapytaj żony/dziewczyny/partnera o większym pierwiastku kobiecym, pewnie jest takie coś w kuchni. Albo kup w sklepie, to kosztuje z 10 zł. Przyda się robot kuchenny, bo odpada ręczne gniecenie ciasta.

Do pojemnika wlej szklankę wody. Nasyp łyżkę cukru i łyżkę soli. Wymieszaj, żeby się rozpuściło.

Uwaga: zamiast wody możesz dać mleka, kefiru, piwa. Zamiast cukru miód albo cukier trzcinowy. Wyjdzie na wszystkim.

Wsypujesz 300 gramów (tak, do tego będzie potrzebna waga kuchenna!) mąki żytniej. Jak nie masz wagi – weź tyle mąki, ile waży piwo 0,3 l. Tu jest duża dowolność mieszanki, ważne żeby było 300 gramów. Może być 300 żytniej, może być 150 żytniej i 150 pszennej, może być 100 żytniej, 100 pszennej i np. 100 orkiszowej. Zakwas jest tak nabuzowany, że przerobi na ciasto wszystko, nawet cegłę klinkierową. Im więcej będzie mąki żytniej, tym chleb będzie „cięższy”, ale za to koszerny. Im więcej mąki pszennej, tym ciasto będzie bardziej pulchne. Gluten i te sprawy...

Wlewasz kubek swojego zakwasu.

Odpalasz robot na wolnych obrotach i niech to się miesza przez 5 minut. W międzyczasie dosyp jakichś ziaren – słonecznika, sezamu, dyni, siemię lniane, żurawinę. W zasadzie co się nawinie pod rękę. Kot - nie.


Klaatu barada nikto!

Jak się wymiesza – odstaw w spokoju na jakieś 2-4 godziny. Dobrze jest co pół godziny włączyć mieszanie na pół minuty, ale nie jest to kluczowe. Po tym czasie ciasto powinno nieco zwiększyć swoją objętość. Czas jest różny, zależy od temperatury, mąki i wybuchów na Słońcu. Latem w ciepełku wyrośnie nawet w godzinę, zimą w chłodnej kuchni parę godzin. Zasadniczo, jeżeli po czekaniu pół roku ciasto nawet nie drgnie, to cóż – następnym razem dodaj nieco paliwa nuklearnego.

Znajdź w kuchni – uwaga, trudne słowo – keksówkę. Kojarzy się z "miniówką" albo „seksówką”, ale tym razem chodzi o formę do ciast. Taka podłużna, metalowa albo szklana. Metalową trudniej potłuc. Wyłóż środek papierem do pieczenia. Inaczej ciasto przyklei się do formy siłami adhezji na poziomie molekularnym i będziesz potrzebował Miecza Jedi do wyjęcia chleba. Pamiętaj więc, papier do pieczenia to odpowiedź na wiele pytań.



Przekładasz ciasto chlebowe do foremki. Niejako przy okazji rozwiązujesz problem kwadratury koła – w robocie kuchennym ciasto miało kształt koła, a w keksówce kształt prostokąta. Możesz posypać z góry ziarnami.

I niech to pod przykryciem poleży w spokoju jeszcze ze 2-4 godzinki. Powinno zwiększyć objętość 1,5-2 razy i zrobić się z lekką górką.



Powinno być miękkie i sprężyste i elastyczne. W dotyku ma być zupełnie jak...


Dlatego też niektórzy wolą ugniatać ciasto ręcznie.

Rozgrzej piekarnik do temperatury 220 stopni C i włóż formę do środka.
Odczekaj 15 minut. Powinno ładnie podrosnąć.



Zmniejsz temperaturę do 180 stopni C.

Odczekaj dodatkowe 45 minut. Powinno ładnie zbrązowieć.

Rzecz jasna możesz liczyć minuty w pamięci, ale prawdziwi mężczyźni zatrudniają do tego nowoczesne technologie. Na przykład taką aplikację na Nokię 3310, która ma od razu dwa niezależne timery. Jeden ustawiasz na 15 min, drugi na 1h i tyle w temacie. Zresztą, jak poczujesz w domu zapach pieczonego chleba, to właśnie będzie mijała godzina.

Tadam! Wyciągasz gorącą formę (znalazłeś zawczasu rękawice kuchenne?), wykładasz chleb z formy i zwijasz w ściereczkę do ostygnięcia. No niestety, tutaj musisz się wykazać silną wolą, by nie spróbować chleba od razu – musisz odczekać, aż przestygnie. Jak zjesz gorący chleb, to nigdy już Ci wódeczka nie posmakuje. Tak przynajmniej na wsiach mówią.

I to tyle. Po godzinie masz jeszcze ciepły, pachnący i chrupiący chleb własnej roboty. Żadnych konserwantów, wzmacniaczy smaku ani innego plastiku. I kosztuje góra 1-2 zł/bochenek.

Co może pójść nie tak? Jak z dziewczynami na randce – niby wszystko robisz zgodnie ze sztuką, a z kolacji ze śniadaniem nici. Dlaczego – tego nawet sama kolacja nie wie. Może być mąka zleżała, może dzikie drożdże okazały się feministkami i nie chcą się rozmnażać, może zupa była za słona albo wina Tuska. Spróbuj jeszcze raz, może z inną mąką, w innym słoiku lub po wyborach samorządowych. Mi wyszło za piątym razem, ale jak już raz wyszło, to zaskakuje już za każdym razem.

Ciasto może nie urosnąć lub wprost przeciwnie – rośnie jak balon, a na minutę przed wyjęciem opada jak inteligencja po obejrzeniu spotów wyborczych. Piekarniki też są różne – jeden grzeje od góry, drugi od dołu, a trzeci wymaga dokładania węgla. Tu też trzeba nieco poeksperymentować, aż trafi się w odpowiednie timingi.

Powiada się również, że im starszy zakwas, tym lepszy. Moim zdaniem to – jak to mawiał Mr Wolf - trochę lizanie się po fiutach przez ortodoksyjnych piekarzy albo chwalenie się kto ma dłuższego. Jeżeli zakwas postoi za długo i zaczyna pachnieć lekko octem, a chleb rośnie na nim bez przekonania, robię nowy zakwas i problem znika jak obietnice wyborcze. Zakwas to też taki trochę brudasek, lepiej czuje się w upaćkanym słoiku niż czyszczonym za każdym razem detergentami. Po upieczeniu chleba do zakwasu, który został, dosypujesz tradycyjnie trochę mąki, trochę wody i wstawiasz do lodówki, będzie na następny raz.

Możesz też zainwestować w automat do robienia chleba. Są OK, nawet bardzo OK, bo wszystko robią same, od mieszania do pieczenia. Tyle tylko że wtedy pieczenie nie jest sexy i problem jest z wyjęciem mieszadeł z gotowego chleba. No i nie masz takiego szacunu na dzielni.


OK, z takim chlebem to mogą się równać tylko placki.

Jak Ci się spodobało zalajkuj posta i zostaw komcia. Lowciam, papatki! Bosz, co za debil to napisał... Proszę moderację o wykasowanie tych bzdur...

I pamiętaj – eksperymentuj z przepisami, składnikami i proporcjami. Tylko rzemieślnik na taśmie produkcyjnej robi 8 godzin na zmianie wedle jednego przepisu. A artysta – tworzy.
17

Oglądany: 29391x | Komentarzy: 70 | Okejek: 300 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.03

18.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało