W obliczu „zagłady” nawet najcenniejsze kruszce okazują się nie mieć takiego wzięcia jak… papier toaletowy. Rzecz, bez której ludzkość obywała się przez tysiące lat – niekiedy nawet z korzyścią dla higieny – nagle stała się sprawą nawet nie narodowego, ale światowego bezpieczeństwa!
#1. Jeszcze jeden chiński wynalazek
Papier toaletowy wywodzi się z Chin (analogicznie jak ostatni koronawirus, ale tej informacji podobno nie należy powtarzać, więc ją przemilczymy). Został wymyślony około VI wieku n.e., a przynajmniej z tego okresu pochodzą pierwsze pisemne wzmianki o jego wykorzystaniu. Nie od razu zdobył popularność, a tym bardziej nie spieszyło mu się z podbojem świata – zresztą jego produkcja w celach wiadomych rozpoczęła się w Chinach dopiero w XIV wieku za panowania dynastii Ming.
Jako taki, papier sprzedawany w paczkach do Stanów Zjednoczonych trafił dopiero w 1857 roku za sprawą pewnego dumnego przedsiębiorcy. Joseph Gayetty był tak zadowolony ze swojego wkładu w rozwój Ameryki, że polecił, aby na każdym listku produkowanego przez niego papieru toaletowego znalazło się jego nazwisko. Dlaczego to umiarkowanie godny sposób na złożenie komukolwiek hołdu, a już zwłaszcza samemu sobie, można się domyślić. Niemniej jednak każdy użytkownik na pewno ciepło myślał o swoim dobrodzieju zawsze kiedy przykładał sobie… Zresztą, mniejsza o to.
#3. To chyba ostatnia rzecz, w jakiej chciałoby się znaleźć drzazgę
Jednym z powodów, dla których wykorzystanie papieru toaletowego nie rozpowszechniało się aż tak szybko, jak można by oczekiwać, była jego niedoskonała produkcja. I to niedoskonała w najgorszy z możliwych sposobów. Dopiero w 1935 roku opracowano taką technologię, która pozwoliła zagwarantować, że rolka luksusu pozbawiona będzie drzazg. Wcześniej należało liczyć się z tym, że problem z drzazgą w papierze może bardzo szybko przeistoczyć się w problem z drzazgą w… gdzie indziej.
W jaki sposób ludzie radzili sobie wcześniej? Wykorzystując to, co mieli akurat pod ręką – liście, słomę, kamienie, muszle, piasek, skórki z owoców i łupiny z warzyw, a także jeden taki środek, o którym chyba wszyscy ostatnio zapomnieliśmy, czyli… wodę. Zresztą po dziś dzień szacuje się, że nawet 4 miliardy ludzi na Ziemi z papieru toaletowego nie korzysta, bo nie ma dostępu albo do niego samego, albo w ogóle do kanalizacji. Są też i tacy, którzy już żyją w roku 3020 i zamiast rozcierać brud, wolą się po prostu umyć (choćby Japończycy). Tymczasem 7% Amerykanów przyznaje otwarcie, że kradnie rolki papieru podczas pobytów w hotelach (co każe się zastanowić, ilu tak naprawdę kradnie, tylko się nie przyznaje…).
#5. Światowy dzień papieru toaletowego istnieje… niestety
Niecałe 2,5 metra wysokości i jeszcze trochę więcej średnicy – tyle miała największa rolka, którą firma Charmin wyprodukowała dla uczczenia światowego Dnia Papieru Toaletowego. Sztuka dla sztuki, bez oparcia w praktyce? Po części tak, chociaż nie do końca. Ta sama firma sprzedaje dzisiaj „Forever Roll”, czyli rolki dla tych, którzy wolą gigantyczną dekorację w łazience niż konieczność sięgnięcia po nową rolkę od czasu do czasu. Poważnie – Charmin reklamuje tę opcję hasłem „Nawet do miesiąca bez wymiany”, a w komplecie sprzedaje od razu stojak będący w stanie udźwignąć tę zdobycz cywilizacji. Aha, nie będzie chyba szczególnym zaskoczeniem, że w chwili pisania tego artykułu firma informuje o… wyczerpaniu zapasów. Niepowetowana strata. Ale można zostawić swój e-mail, by zostać powiadomionym natychmiast gdy wieczne rolki wrócą do magazynów.
#6. Najważniejsza różnica pomiędzy papierem a chusteczkami higienicznymi
Papier toaletowy i chusteczki higieniczne wydają się pod bardzo wieloma względami podobne, można też stosować je wymiennie (nie dotyczy wielorazowych chusteczek nie-higienicznych), zależnie od tego, co akurat znajdzie się w zasięgu ręki. Jednak kiedy to tylko możliwe, lepiej unikać spuszczania chusteczek w toalecie. Na tym właśnie polega podstawowa różnica, że papier został zaprojektowany w taki sposób, by materiał rozpadł się momentalnie po zetknięciu z wodą, co ogranicza ryzyko zapychania się odpływu i systemów kanalizacji. Chusteczki z założenia mają być natomiast nieco bardziej trwałe i nieszczęśliwym zrządzeniem losu, przy odpowiednio dużej konsumpcji, można by zafundować sobie umiarkowanie przyjemną niespodziankę.
#7. To nie pierwszy – wydumany – papierowy kryzys w dziejach
Miłościwie nami dyrygująca epidemia spowodowała, że całe mnóstwo ludzi popędziło do sklepów, by nakupić papieru ile tylko się da, tworząc zapasy warte co najmniej kilkumiesięcznej apokalipsy. Opustoszone przez pierwszych „mistrzów przetrwania” półki spowodowały, że wciąż abstrakcyjne widmo braku papieru nabrało pozornie realnych kształtów. W konsekwencji zaczęli więc kupować kolejni, bo nikt nie chciał obudzić się z palcem w… bynajmniej nie nocniku (chociaż może i poniekąd). Efekt? Jedyny brak, jaki dotąd zaobserwowaliśmy, to brak czasu pracowników supermarketów na wożenie papieru z magazynu na półki i brak jakiegokolwiek pohamowania mediów przed nakręcaniem spirali szaleństwa.
Co ciekawe, to wcale nie pierwszy tak absurdalny „papierowy kryzys”, jakiego doświadczył świat. Równie, a może nawet bardziej idiotyczny, miał miejsce w Ameryce w roku 1973 roku. Zapoczątkował go jeden zgrywus, niejaki Johnny Carson, przy okazji gospodarz programu The Tonight Show. Wystarczyło, że „zażartował” na antenie, że papieru może wkrótce zabraknąć, przez co masy ruszyły do sklepów i jakiś czas później papieru faktycznie zabrakło. Legenda głosi, że niektórzy do dzisiaj korzystają ze zrobionych wtedy zapasów… Gwoli ścisłości należy dodać, że Carson nie był jedynym „winnym” ówczesnego problemu, którego rozwiązanie zajęło wiele tygodni.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą