Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak wygląda życie zawodnika sumo? O tym opowie Kazuki - jedyny zawodnik polskiego pochodzenia w japońskiej lidze sumo

32 972  
215   26  
Pierwszy i jedyny zawodnik z polskimi korzeniami w japońskiej lidze sumo. We wrześniu 2016 r. Kazuki po okresie próbnym został przyjęty do Ootake-beya, jednej z tzw. „stajni” sumo. Obecnie walczy w kategorii zwanej „Sandanme”. Marzy, by dostać się do elity zawodników sumo. Matka Kazukiego jest Japonką, ojciec Polakiem. Wywiad z Kazukim przeprowadził Paweł z serwisu Rozmowy do kawy.

Foto: archiwum prywatne Kazukiego

- Rozmawiam z Polakiem czy Japończykiem?
- Pół na pół. Żyję i funkcjonuję w obu krajach.

- Twój tata jako student wyjechał do Kraju Kwitnącej Wiśni.
- Tata początkowo chciał być księdzem! Bardzo jednak lubił ducha i kulturę Japonii. Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do tego kraju w ramach programu Erasmus, chętnie z niej skorzystał.

- Podczas tej podróży poznał twoją mamę.
- Tak, poznali się na Uniwersytecie w Nagoi. Na początku porozumiewali się po angielsku, dopóki tata nie nauczył się języka mamy. Kiedy już byli parą, ojciec mojej mamy zaproponował tacie etat w Toyocie, gdzie sam pracował. Po jakimś czasie tata wrócił do Polski, żeby nadzorować budowę oddziału firmy w Wałbrzychu. Na jakiś czas przenieśliśmy się do Polski. Miałem wtedy pięć lat. Początkowo mieszkaliśmy w Wałbrzychu, potem przeprowadziliśmy się do Wrocławia, a stamtąd do Pragi.

- Jaki język dominował w twoim domu?
- Kiedy mieszkaliśmy w Japonii, to rozmawialiśmy w tamtejszym języku. W Polsce staraliśmy się rozmawiać po polsku. Język polski był dla mnie trudny do zrozumienia. Przez pierwszy rok w szkole praktycznie nic nie rozumiałem na lekcjach (śmiech).

- Jak trafiłeś do świata sumo? To się zaczęło w Polsce?
- W Uniwersytecie Opolskim mieliśmy zajęcia, na które musiałem przygotować prezentację. Miałem do wyboru pisać na temat yakuzy (japońska mafia – red.) lub sumo. Z racji tego, że od kilku lat zajmowałem się nieco kulturystyką, postanowiłem pisać o sporcie. W ogóle bardzo spodobała mi się ta dyscyplina, jednak wątpiłem, czy w przyszłości będę mógł się z niej utrzymać.

- Postanowiłeś jednak powalczyć i dostać się do klubu sumo w Japonii.
- Najpierw wysłałem maila z Polski z zapytaniem, czy mógłbym z nimi trenować. Kiedy decyzja była pozytywna, to udałem się do Japonii. Mieszkałem w specjalnym ośrodku dla zawodników sumo i wspólnie z nimi trenowałem przez dwa tygodnie. Bardzo mi się spodobało.

- Jaka była opinia tamtejszych trenerów na twój temat?

- Mówili, że mam potencjał. Kiedy po okresie próbnym powiedziałem im, że chciałbym zostać i szkolić się dalej, zgodzili się. Przekazałem informację do mojego uniwersytetu, że już nie wracam.

- Jak wyglądał początkowy etap przygotowań do bycia zawodnikiem sumo.
- To były różne ćwiczenia, również sprawnościowe. Uczyliśmy się też podstaw walki. Cały ten pierwszy etap szkolenia kończył się testem, który trzeba było zdać, by zostać zawodnikiem klubu. Oczywiście dużą rolę odgrywały parametry jak waga i wzrost danego zawodnika. W sumo liczy się nie tylko siła, ale i spryt.

- Tobie testy nie sprawiły większej trudności.
- Zgadza się, ale podobnie jak w innych dyscyplinach, trafić do klubu to jedno, ale odnieść potem sukces i awansować w rankingach to drugie.

- Kiedy przeglądałem twoje zdjęcia z młodości, to od razu rzuciło mi się w oczy, że wcale nie byłeś wielkim atletą. Nikt raczej nie pomyślałby, że przyszłość zwiążesz z walkami sumo.
- To prawda (śmiech)! Na początku mojej kariery ważyłem niewiele ponad osiemdziesiąt kilo. Po roku waga wzrosła o trzydzieści kilo.

- Masę zbudowałeś przez wysokokaloryczne potrawy.
- Tak, jadłem bardzo dużo. Ogólnie wygląda to tak, że najpierw ćwiczymy od godziny siódmej do jedenastej, potem jemy lunch i idziemy na sjestę.

- Jak wygląda menu zawodnika sumo?
- Mamy taką specjalną zupę Chanko Nabe, jest bardzo kaloryczna. To specjalnie przyrządzony bulion z warzywami, różnymi rodzajami mięs i ryżem. Jest bardzo pożywny, zawiera dużo białka i witamin.

Foto: archiwum prywatne Kazukiego

- Ile kalorii przyjmujesz podczas posiłków?
- Mamy dwa posiłki dziennie, przyjmuję od sześciu do ośmiu tysięcy kalorii.

- Dobrze się czujesz po takiej ilości pokarmu?
- Nie, czuję się fatalnie. Szczególnie początki były trudne. Nieraz miałem ochotę zwrócić posiłek. Później nauczyłem się robić krótkie przerwy między kolejnymi porcjami. To mi pomogło.

- Co się dzieje po poobiedniej drzemce?
- Po około dwóch godzinach snu wracamy do kuchni i przygotowujemy jedzenie. Każdego dnia określona grupa zawodników gotuje pożywienie dla siebie i reszty zespołu. Ten posiłek spożywamy już w godzinach wieczornych. Później mamy ćwiczenia z rozciągania, siłownię i w zasadzie tyle. Tak funkcjonujemy przez sześć dni w tygodniu.

- Ile osób trenuje w twoim klubie?
- Jest piętnastu zawodników. Nad nami czuwa szef ośrodka, czyli nasz trener, który kiedyś był zawodnikiem.

- Na co dzień mieszkasz w tym ośrodku treningowym.
- Tak, mam pokój, który dzielę z czterema innymi zawodnikami.

- Nie jest to raczej komfortowe rozwiązanie.
- Szczególnie kiedy wszyscy chrapią (śmiech)! Fakt, nie ma zbyt dużo prywatności.

- Nie ma możliwości dostać „jedynkę”?
- Jest taka możliwość, ale dopiero kiedy osiągniemy określony poziom sportowy i zaczniemy więcej zarabiać.

- Daleko ci do tego poziomu?
- Niedaleko, ale pewnie potrwa to jeszcze trochę. Mamy sześć turniejów w roku, w każdym zawodnik musi stoczyć siedem walk. Musimy wygrywać te zawody, by piąć się w hierarchii. Udało mi się dwa razy dojść do finałowej walki, ale niestety przegrałem. Raz wygrałem wszystkie siedem walk, podobnie jak inny zawodnik i potrzebna była dogrywka. Niestety przeciwnik okazał się lepszy.

- To się nazywa pech.
- Było naprawdę blisko. Możliwe, że zjadły mnie nerwy. Na trybunach zasiadło wtedy około dwadzieścia tysięcy ludzi. Nigdy nie walczyłem przed taką publiką.

- Co najbardziej zaskoczyło cię w rywalizacji sumo?
- Na początku, kiedy trenowałem ze starszymi zawodnikami, nie byłem w stanie ich przepchać. Byłem zszokowany, jak bardzo są silni.

- Jak długo trzeba trenować, żeby dostać szansę na rywalizację w turnieju?
- Już po pierwszych testach w klubie masz swoją pierwszą walkę, żeby trener był w stanie określić do jakiej kategorii cię zapisać. Startujesz zazwyczaj od najniższej, jeśli wygrywasz walki, awansujesz wyżej.


Foto: archiwum prywatne Kazukiego

- Pamiętasz swój debiut?
- Wygrałem pięć walk, przegrałem dwie. Awansowałem do wyższej kategorii. Wydawało mi się, że szybko będę się piął w hierarchii, jednak okazało się to bardzo złudne, bo poziom wyżej dużo trudniej jest wygrywać. Szybko zszedłem na ziemię. Wiedziałem, że muszę więcej trenować.

- Na jakim etapie kariery jesteś teraz?
- Mamy sześć dywizji sumo, ja walczę obecnie w kategorii „Sandanme” (istnieje sześć dywizji sumo: makuuchi, jūryō, makushita, sandanme, jonidan i jonokuchi - w kolejności od największej do najmniejszej – red.)

- Masz kontakt z Polskim Związkiem Sumo?
- Tak, spotkaliśmy się 2-3 lata temu. Przylecieli do Japonii na międzynarodowy turniej. Mówili, że mi kibicują i są dumni, bo jestem jedynym zawodnikiem sumo w Japonii, który ma polskie korzenie. Życzyli mi też awansu. Było to bardzo miłe.

- Mógłbyś wyjaśnić polskim czytelnikom na czym polegają walki sumo?
- Musimy wypchać przeciwnika za linię pola walki lub sprawić, że dotknie on podłoża inną częścią ciała niż spód stopy. W tym sporcie chodzi głównie o siłę pchania, dobry balans ciała i gibkość. Zawodnika, który waży dwieście pięćdziesiąt kilo, może pokonać nawet o sto kilo chudszy rywal. Liczy się spryt.

- Przed walką wykonujecie specjalne rytuały.
- Chodzi o religię Shinto. Najpierw rzucamy przed siebie sól, następnie przenosimy ciężar ciała z nogi na nogę i mocno uderzamy o podłoże, żeby oczyścić arenę walki od złych mocy. Oddajemy też szacunek rywalowi. To bardzo widowiskowe rytuały, które odprawiano już wiele wieków temu.

- Czasem te rytuały trwają dłużej niż sama walka.
- Zgadza się, walka może trwać od kilku do kilkudziesięciu sekund.

- Podczas starć nie możecie okazywać bólu.
- Podobnie jak dawniej samurajowie, nie powinniśmy tego uzewnętrzniać. Jest to niemile widziane. Traci się przez to szacunek.


Foto: archiwum prywatne Kazukiego

- Fakt, że w tej dyscyplinie nie ma kategorii wagowych i twoim rywalem może być ktoś dużo cięższy od ciebie, jest mocno intrygujący.
- Zdarzają się takie walki. Nie wiem, czy jest to sprawiedliwe rozwiązanie.

- Trudno się chyba walczy z rywalem o większych parametrach fizycznych.
- Nie do końca, bo zauważ, że oni są mniej zwrotni, ich koordynacja ruchowa pozostawia wiele do życzenia. Można to wykorzystać.

- Jak twoja waga i rozmiary ciała wpływają na twoją rzeczywistość, na codzienne funkcjonowanie?
- Póki co jest znośnie, ale jak dojdę do stu pięćdziesięciu kilogramów, to zapewne będzie trudniej. Już teraz w samolocie muszę rezerwować podwójne miejsce.

- A jak twoje samopoczucie przy takiej tuszy?
- Nie najlepsze. Szybko się męczę, łatwo też o kontuzję.

- Według licznych informacji spore grono zawodników sumo nie dożywa pięćdziesiątych urodzin z powodu ataku serca, nadciśnienia, cukrzycy. Te dane działają na wyobraźnię.
- Teraz ten wiek się wydłużył, bodajże do sześćdziesięciu lat. Dwa razy w roku mamy kompleksowe badania. Lekarze sprawdzają nasz stan zdrowia, badają m.in. serce, ciśnienie i krew.

- Nie obawiasz się, że twoja waga może być zgubna dla twojego zdrowia?
- Obawiam się, pewnie. Ale wiem, że warto zaryzykować.

- Po zakończeniu kariery będziesz redukował wagę?
- Wielu zawodników po karierze odżywia się podobnie jak wtedy, gdy byli sportowcami. Nie są w reżimie treningowym, ale nie redukują masy ciała. Stąd te wszystkie choroby i komplikacje zdrowotne. Ja będę chciał tego uniknąć, postaram się wrócić do optymalnej dla mnie wagi, chociaż zdaję sobie sprawę, że to nie będzie łatwe zadanie. Obecnie ważę sto trzydzieści dwa kilo.

- Początek rywalizacji na polu walki to zderzenie zawodników, można to porównać do kraksy samochodowej.
- Tak, to czasem bardzo niebezpiecznie wygląda, zwłaszcza kiedy dwóch zawodników zderzy się głowami. Jednak wbrew pozorom jesteśmy dobrze wyćwiczeni i mniej narażeni na poważne kontuzje niż choćby gracze rugby. Potrafimy dobrze amortyzować zderzenia z rywalami. Większość zawodników potrafi na przykład zrobić szpagat.

- Które partie ciała są najbardziej narażone na kontuzje?
- Wydaje mi się, że kolana, które są cały czas bardzo obciążone.

- Chciałbym cię jeszcze zapytać o funkcjonowanie w ośrodku treningowym. Jako zawodnicy sumo żyjecie trochę w izolacji od świata.
- Trochę tak to wygląda. Chociaż na przykład odwiedzają nas czasem nasi kibice. Oglądają treningi, a nawet jedzą posiłki razem z nami.


Foto: archiwum prywatne Kazukiego

- Jak odreagowujecie reżim treningowy i częściową izolację? Zdarza wam się wychodzić na miasto w czasie wolnym?
- Tak, ale musimy to zgłosić do naszego bossa. Zazwyczaj jesteśmy tak zmęczeni po treningach, że nie mamy siły nigdzie wychodzić. Śpimy i odpoczywamy, ewentualnie udajemy się na masaż do fizjoterapeuty.

- Jak się relaksujecie?
- Idziemy się napić z kolegami.

- No, Kazuki – zaczynamy rozmowę!
- To przecież normalne (śmiech)! Co w tym złego, że raz za czas wyskoczymy na piwo czy coś mocniejszego? Żartujemy, że sake jest z ryżu i dzięki temu stajemy się jeszcze lepsi (śmiech)!

- Dobre!
- Oczywiście wszystko w ramach rozsądku i tylko wtedy, kiedy nazajutrz nie mamy treningów. Trzeba czasem wyluzować, pożartować i pośpiewać. Poza tym łatwo nas rozpoznać na mieście z uwagi na strój i specjalną fryzurę, którą nosili kiedyś samuraje.

- Pytanie, kto rano poda szklankę wody czy zrobi rosół na wzmocnienie, skoro nie możecie mieć żon?
- Możemy mieć żony, ale dopiero jak będziemy w odpowiedniej kategorii sportowej. Wiadomo, że niektórzy mają dziewczyny, ale nie pokazują się oficjalnie.

- Rozumiem, że bycie w związku przeszkadzałoby w koncentracji?
- Dokładnie.

- Jak rozliczane jest wynagrodzenie zawodnikom klubu?
- Dostajemy wypłaty, których wysokość zależy od kategorii, w jakiej obecnie występujemy. Za dobre wyniki w turniejach również jesteśmy nagradzani, w zależności od ilości wygranych walk. Dostajemy też bonusy za trenowanie młodych zawodników. Nie zarabiam jakoś więcej niż przeciętny Japończyk, ale ja nie muszę płacić za mieszkanie i żywność, bo zapewnia mi to klub.

- Zawodnicy, którzy startują w najwyższej kategorii, zarabiają na poziomie piłkarzy dobrej klasy.
- Tak, to bardzo zamożni ludzie.

- W drugiej połowie dwudziestego wieku zawody sumo traciły na popularności. Liga otworzyła się wtedy na cudzoziemców. Jak obecnie wygląda sytuacja?
- Coraz mniej osób chciało oglądać walki, szczególnie młodzi ludzie nie byli tym zainteresowani. Przypływ zawodników z innych krajów nieco odmienił tę tendencję. Obecnie funkcjonuje zasada, że w jednym ośrodku sportowym może trenować jeden cudzoziemiec. Był taki moment, że najlepszymi zawodnikami w lidze byli właśnie sportowcy przyjezdni, innych narodowości. Japończycy byli w odwrocie, prym wiedli zawodnicy z Mongolii. Teraz się to wyrównało.

- Masz japońskie obywatelstwo, zatem ciebie nie liczą jako obcokrajowca.
- Tak, jestem traktowany jak tutejszy. Trenował z nami przez jakiś czas Egipcjanin, ale został wyrzucony za jazdę bez odpowiednich dokumentów.

- Zawodnicy sumo nie mogą przecież prowadzić samochodu.
- Tak, to swoją drogą. Kilka lat temu zawodnicy sumo, którzy jechali samochodem, spowodowali poważny wypadek. Od tamtej pory wszyscy mamy zakaz. Poruszamy się najczęściej taksówkami.

- Jaki masz plan na życie po sumo?
- Zawodnicy sumo zazwyczaj kończą kariery w wieku trzydziestu lat, myślę, że u mnie będzie podobnie. Aktualnie mam dwadzieścia pięć lat, więc jeszcze trochę czasu mi zostało. Po tym czasie chciałbym się zająć działalnością, dzięki której będę współpracował zarówno z Polską, jak i Japonią. Być może w dziedzinie sumo, być może w gastronomii.

- Sake czy wódka?
- Wódka.

- Warszawa czy Tokio?
- Tokio.

- Polki czy Japonki?
- To bardzo trudne pytanie (śmiech)! Tylko raz miałem dziewczynę z Polski. Polki mi się bardziej podobają, jednak związek wolałbym tworzyć z Japonką.

- Japonki czy Kuboty?
- Japonki!

- Japoński porządek czy europejski luz?
- Luz.

- Ulubiona polska potrawa?
- Bigos.

- Ulubione japońskie danie?
- Sushi.

- Ulubione słowo po japońsku?
- W tłumaczeniu na polski: „będzie jak będzie”.

- Po polsku?
- Zajebisty (śmiech)!

Więcej równie ciekawych wywiadów poczytasz na serwisie Rozmowy do kawy.
4

Oglądany: 32972x | Komentarzy: 26 | Okejek: 215 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało