Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Madka przychodzi na darmochę, wzruszające święta i inne anonimowe opowieści

64 952  
244   41  
Dziś przeczytacie także m.in. wspomnienie z zimowiska, żenującym epilogu jednonocnej przygody i sposobie na zarabianie na chytrych sąsiadach.

#1.


Dziś w nocy obudził mnie zachrypły płacz dziecka dochodzący z drugiego pokoju. Chwilę zajęło mi przeanalizowanie tej sytuacji i dojście do tego, że jestem singielką i nie mam żadnego potomka. Leżałam skulona i trzęsłam się ze strachu, podczas gdy demoniczny ryk z salonu wiercił mi w czaszce dziurę. Modliłam się w myślach, błagałam chyba każdego znanego mi boga, aby ten koszmar wreszcie się skończył.

W końcu wzięłam się w garść i świecąc sobie telefonem poszłam do drugiego pokoju.
Okazało się, że mój perski kot Bazyl miał zły sen i wydawał z siebie te piekielne odgłosy. Obudzony spojrzał na mnie z wyrazem najgłębszej pogardy i obraziwszy się, poszedł spać do łazienki. Tej nocy nie zmrużyłam już oka..

#2.
Macie czasem takie wspomnienia, o których czasem sobie przypominacie i momentalnie czujecie nagły przypływ zażenowania? Otóż ja do dziś rumienię się, kiedy wspominam sytuację z wyjazdu na pewne zimowisko.

Miałam jakieś czternaście lat. Dopiero uczyłam się sztuki narciarskiej i nawet dobrze mi to szło. Tego dnia wypiłam dużo wody przed zajęciami i szybko zachciało mi się sikać. Nasz instruktor, który zajmował się kilkunastoosobową grupą młodzieży, powiedział, że w pobliżu nie ma żadnej ubikacji i kazał mi iść za krzaki porastające jedno ze zboczy. Tak też zrobiłam, bo mój pęcherz naprawdę bardzo mocno sygnalizował mi pilną potrzebę opróżnienia go.

Znalazłam sobie wygodne miejsce i nie zdejmując nart zabrałam się do roboty. Kiedy już ukucnęłam, poczułam, że krzaczek zaczął się ode mnie oddalać. Po chwili w pozycji „na Małysza”, z gołą dupą szorującą po śniegu mknęłam w dół stoku, znacząc po drodze szlag żółtą kreską własnego moczu. Na dole wyrżnęłam w jakiegoś Bogu ducha winnego grubego chłopczyka, który to rozdarł się płaczem. Jakby już tej całej żenady było mało, zaraz przybiegli rodzice i narobili rabanu, w czasie gdy ja usiłowałam, leżąc na ziemi, podciągnąć spodnie. A nie było to łatwe, bo nogi z nartami mi się zaplątały i nie za bardzo mogłam się ruszyć… Przez resztę zimowiska byłam ofiarą ciągłej szydery.

#3.


Parę lat temu miałam dość spory kryzys emocjonalny, więc moje przyjaciółki wyciągnęły mnie na imprezę do jakiegoś badziewnego klubu. Zupełnie nie mój klimat, nie mój typ muzyki i nie moje towarzystwo. Jednak miło się zaskoczyłam, bo jeszcze tego samego wieczora poznałam tam Adama - przemiłego faceta, który nie tylko był bardzo inteligentny i przystojny, ale i ujął mnie swoją troskliwością.

Przegadaliśmy parę godzin. Troszkę się upiłam, puściły hamulce i wylądowaliśmy u mnie w domu i co tu dużo mówić - przespaliśmy się ze sobą. Rano, kiedy Adam wychodził do siebie, zapytałam go, czy spotkamy się kiedyś jeszcze raz. Powiedział, że nie, bo „gardzi łatwymi laskami z dresiarskich klubów”.

#4.

Od kiedy pamiętam moja matka dręczyła mnie psychicznie i fizycznie. Każdy błąd, gdy tylko coś poszło nie tak, kończył się krzykiem, serią wyzwisk albo uderzeniem. Nigdy to nie był "wychowawczy klaps". Dostałam po twarzy, kijem po żebrach czy ciągnięciem za włosy. Milczałam, przebaczałam każde jej zachowanie, nigdy nawet nie próbowałam się bronić. Mimo trójki rodzeństwa (nie mieszkają już w domu, jestem najmłodsza) nikt nie wiedział, nawet nie podejrzewał. Ojciec raz na jakiś czas coś widział, jakoś próbował uspokoić, ale nigdy nie było to skuteczne.

Okres świąteczny, wiadomo - gotowanie, sprzątanie, układanie, pakowanie. Pech chciał, że rozchorowałam się. Zapalenie pęcherza i zapalenie oskrzeli. Męczyło z dwóch stron, więc leżałam w łóżku całymi dniami. Dla mojej rodzicielki moje wycieńczenie i choroba nic nie znaczyło. Mam jej pomagać w sprzątaniu i koniec, a nie będę się tylko lenić. Odmówiłam, pierwszy raz chciałam się do końca wykurować i nie miałam siły. Dostałam złapanym laciem w twarz i szykowała się na kolejny cios. W tamtym momencie coś we mnie pękło. Cały ból, nienawiść wybuchły. Odepchnęłam ją od siebie. Moja matka straciła równowagę, ślizgając się na panelach i uderzyła plecami w kant komody. Ryk, kwik, ja dostałam w twarz od ojca, bo "uderzyłam matkę". Mamie nic się nie stało, lekko obite plecy i siniak. Wszystkim zdążyła się poskarżyć, że w domu ma potwora, że własną córka ją bije. Cała rodzina chce mnie zgłaszać na policję, procesy zakładać, bo "jestem agresywna" Powiedziałam, że już nie mogłam wytrzymać. Że matka mnie 17 lat biła, a ojciec nawet o pomocy nie wspomniał. Wszyscy albo udawali, że nie widzą, albo chcieli widzieć. Nikt mi nie uwierzył. A ci, którzy uwierzyli usprawiedliwiają matkę, że tak jest wychowana, że ja powinnam być mądrzejsza.

Jestem potworem w rodzinie, bo pierwszy raz się obroniłam. Bo odepchnęłam kogoś, kto robił mi krzywdę przez lata. Ale to nikogo nie obchodzi, bo podniosłam rękę na "mamę".

#5.

Jakiś czas temu wystawiłam ogłoszenie na pewnej platformie, że oddam za darmo kaszki, słoiczki i paczkę pieluch. Zgłosiła się do mnie pani, która jeszcze tego samego dnia miała odebrać rzeczy. Przyszła z dwójką swoich dzieci. Pierwsze wrażenie było całkiem w porządku. Jednak już chwilę później zapytała "A ubranek pani nie ma?". Odpowiedziałam, że ubranka oddałam kuzynce. Pokręciła nosem, ale nie dawała za wygraną. "Ale z pewnością nic się już nie znajdzie?".
Przypomniałam sobie, że mam przecież kurteczkę w szafie. Nową kurteczkę, której nigdy mojej córce nie założyłam. Pokazałam ją pani. Była bardzo zadowolona. Powiedziała jedynie "biorę". Rzuciłam szybko, że kurteczka jest nowa, więc chciałabym za nią 40-50 zł. Pokazałam jej również w telefonie, po ile takie kurteczki można kupić w sklepie. Moja cena była bardzo przystępna.

To, co się wtedy stało, to szaleństwo. Pani bardzo oburzonym głosem zapytała "Jak to? Wystawiła pani, że odda". Wytłumaczyłam, że oferta na stronie dotyczyła kaszek, słoiczków i pieluch, a nie ubranek. Kobieta ewidentnie mało kumata, ponieważ dalej kłóciła się, że wprowadzam ludzi w błąd. Grzecznie poprosiłam, aby opuściła mój dom. Oczywiście posłuchała, ale patrzę, a ona wychodzi z kurteczką. Zawróciłam ją donośnym "Ej, proszę to oddać". Usłyszałam wtedy, że jestem młoda i bezczelna, że moja córka musi mieć przerąbane z taką niedoświadczoną matką i co więcej, pewnie nie umiem się nią zajmować.
No i niestety, obudziła lwa. Powiedziałam jej dobitnie "Ty wszo zapluta, dać takiej palca, to rękę upier... niczy. Proszę oddać tę kurtkę i resztę rzeczy".
Oddała. Na odchodne jej na oko 3-4-letni synek poczęstował mnie soczystym środkowym palcem. Przezabawne dziecko.

#6.


Od zawsze miałem zamiłowanie do komputerów, dlatego postanowiłem pójść do technikum o profilu informatycznym. Odkąd sąsiedzi Janusze się dowiedzieli o kierunku mojego kształcenia, zaczęły się niewinne prośby "Coś mi w komputerze nie działa, mógłbyś sprawdzić?". Mnie jako dumnemu informatykowi głupio było odmawiać, dlatego spędzałem wolny czas naprawiając te ich zabytki. Rzadko bywała to jakaś pierdoła, często musiałem spędzać przy tym parę godzin, a w nagrodę dostawałem tanią czekoladę.

Pewnego dnia sąsiedzi kupili sobie drukarkę, od razu przylecieli do mnie, żebym wszystko poinstalował jak trzeba, bo oni na pewno coś zepsują. Tym razem także odwalałem czarną robotę, zainstalowałem sterowniki, udostępniłem w grupie domowej tak, żeby dało się drukować z każdego komputera i udałem się szczęśliwie do domu. Wtedy nie dostałem nawet tej czekolady, usłyszałem tylko od pana domu "Dziękuję, do zobaczenia". Pomyślałem sobie "No tego już za wiele" i zacząłem obmyślać plan zemsty.

Wpadłem na genialny pomysł, napisałem w Wordzie raport o błędzie: "Error 404: printer not found" i jakieś losowe parametry poniżej, a następnie korzystając z haseł jakie sam ustawiałem wydrukowałem go w dużej ilości drukarką sąsiadów. Nie minęło 5 minut i przybiega wystraszony Janusz, żebym szybko przyszedł, bo mu drukarka wariuje. Zszedłem na dół, zobaczyłem własne dzieło i z kamienną twarzą mówię "Wygląda mi to na poważny błąd, a nie mam teraz czasu się tym zająć". Sąsiad był nieustępliwy, w końcu był gotowy mi zapłacić. Zgodziłem się, zabrałem drukarkę do siebie i nic nie robiąc zarobiłem pierwszą w życiu stówę.

Tym sposobem i zemściłem się, i znalazłem nowe źródło dochodu, bo sytuację powtórzyłem już 3 razy.

#7.

Chyba w każdej rodzinie jest taki "typowy wujek" z dowcipem na każdą okazję. U mnie rolę takiego wujka pełni (nie)stety tata.

Zwykła sobota, poranne godziny, kilometrowe kolejki i dziki szał w supermarketach. Jako że mój tata pracuje w szkole, został wydelegowany przez dyrektorkę po produkty spożywcze na jakąś szkolną imprezę. Produkty kupowane były na szkołę (fakturę), więc wcześniej odbyła się jakaś inna (nieznana mi) procedura i nie było zwykłego nabijania poszczególnych produktów na kasę, a opłaty były już zrealizowane. Kiedy koszyk już pękał w szwach, tata przepraszając ludzi zaczął przeciskać się przez kolejkę zniecierpliwionych zakupowiczów w celu opuszczenia sklepu. Wtedy nagle jakaś zbulwersowana kobieta krzyknęła:
- Co pan się pcha?! Kolejka jest!
Na co mój tata z miną wyrażającą jednocześnie radość i powagę odparł:
- Spokojnie, ja tylko przechodzę, bo dziś co dziesiąty klient ma zakupy za darmo.
Po czym faktycznie z wypchanym koszykiem "bez płacenia" wyszedł ze sklepu.

Kiedy zobaczyliśmy, jak kobieta odlicza która jest w kolejce i cofa się, żeby wygrać "darmowe zakupy", mało nie umarliśmy ze śmiechu.

#8.


Tak mi się świątecznie wspomniało, łzy w oczach mam do dziś, gdy o tym pomyślę.

Gdy byłam w czwartej klasie podstawówki, moja mama zaczęła poważnie chorować. Zaczynało się od bólu brzucha, który potem, jak się okazało, okazał się nowotworem złośliwym. Nie przejmowałam się tym za bardzo, bo oczywistym był dla mnie fakt, że skoro jeździ na chemię, to z tego wyjdzie prędzej czy później. Miałam tylko nadzieję, że będzie to właśnie "prędzej", ze względu na to, że część obowiązków domowych spadła na mnie. Często musiałam siedzieć sama całymi dniami, zdarzało się też, że mój tata spędzał noce w innym mieście, żeby rano od razu siedzieć przy mamie w szpitalu.

Dwa lata później, jesienią, moja mama zmarła. Ogromnie to przeżyłam, bo nie pożegnałam się z nią, a co więcej - pokłóciłam tego samego wieczoru, kiedy zabrano ją do szpitala.

Minęło kilka miesięcy, przyszło Boże Narodzenie. Żeby mnie uszczęśliwić, rodzina podarowała mi ogromnie dużo prezentów. W skład wchodziły jakieś skarpetki, kosmetyki, większe czy mniejsze drobiazgi, ale wszystkie trafione. Kilka dni po świętach tata zapytał mnie, czy prezenty mi się podobały. Odpowiedziałam, że tak. I właśnie wtedy mój rodzic oznajmił mi, że większość prezentów była od mamy, która pół roku przed śmiercią myślała o tym, żeby jej dziecko dostało od niej coś fajnego na Gwiazdkę.
12

Oglądany: 64952x | Komentarzy: 41 | Okejek: 244 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało