Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Świąteczne rozczarowanie, bąk u ginekologa i inne anonimowe opowieści

65 959  
231   49  
Dziś przeczytacie także o szkolnym wrogu, wspomnienie z wyjazdu na zawody, o przygodzie na randce i pożegnaniu prababci.

#1.

Kiedy byłam w podstawówce i w pierwszych klasach liceum, wszyscy się ze mnie śmiali, bo byłam wyjątkowo niska. Przez to nabawiłam się sporych kompleksów, bo żaden chłopak nie chciał umawiać się na randki z "karzełkiem".
Minęło parę lat, podczas których gwałtownie urosłam. Teraz jestem dorosła i mam 193 cm wzrostu. Wszyscy się ze mnie śmieją, że jestem taka wielka. Mam też spory problem, bo żaden facet nie lubi umawiać się z dziewczyną, która jest od niego dużo wyższa.

#2.

W odległych czasach podstawówki byłem dzieckiem bardzo aktywnym. I nie chodzi tutaj o sporty, ale o rozrabianie. Codzienne bójki to norma. Był również chłopak, z którym zawsze rywalizowaliśmy o miano największego łobuziaka. Wtedy dla mnie najważniejszą sprawą w życiu było go pokonać, by wykrzyczał, że jestem najlepszy. Byliśmy rozdzielani przez nauczyciela, co oczywiście łączyło się z uwagami. Nawet wzywanie rodziców nie skutkowało. Tłukliśmy się dzień w dzień.
Do pamiętnego kwietnia, gdy korzystając z ładnej pogody, uczniowie mieli możliwość spędzać czas przerwy na dworze.

Zauważyłem wtedy, że mój wróg również tam był, a w okolicy żadnego nauczyciela.
Podbiegłem do niego i zaczęliśmy się przepychać i tłuc. W pewnej chwili poczułem, że ktoś mnie podnosi za kołnierz, tego chłopaka również. Był to woźny, który mierzył prawie 2 metry. Zaniósł nas do kotłowni i do teraz pamiętam jego słowa: "Jak jeszcze raz zobaczę was w bójce, to porwę was w nocy i zamknę w tej kotłowni, a że tylko ja mam klucze, to nikt was nie znajdzie". Po czym wyszedł na parę minut i gdy wrócił, to tylko na nas spojrzał.
Od tego czasu nigdy się nawet nie pokłóciliśmy. I obaj całkowicie przestaliśmy rozrabiać.

Za miesiąc ten kolega bierze ślub, a ja jestem jego świadkiem. :)

#3.

Poszłam na randkę z pewnym chłopakiem, który bardzo mi się podobał. Jakoś tak sprawy się potoczyły, że wylądowaliśmy u niego w domu i atmosfera zrobiła się bardzo gorąca. Kiedy rozbieraliśmy się, zdałam sobie sprawę, że jego stringi są ładniejsze od moich. Tak, facet miał na sobie koronkowe, czerwone stringi!


Atmosfera ochłodziła się momentalnie i pod pozorem śmiertelnej choroby mojego chomika czym prędzej wróciłam do domu...

#4.

W wieku chyba 15 lat, będąc w gimnazjum, trenowałem w szkolnym klubie. Wygraliśmy zawody wojewódzkie i zaczęliśmy treningi do mistrzostw Polski. Zmieniono nam trenera na bardziej doświadczonego, starszego pana z brzuszkiem, który na różnych wyjazdach lubił sobie wypić z innymi trenerami. Jeden z wyjazdów szczególnie utkwił mi w pamięci.

Po przejechaniu przez pół Polski na zawody zameldowaliśmy się w hotelu, w którym mieliśmy spać. Okazało się, że nasze pokoje są 2-osobowe. Było nas czworo - ja, dwóch kolegów i trener, a że jak już wspomniałem, trener lubił popić, to nie pasowało mu, że ma być z którymś z nas w pokoju. Wymyślił, że będziemy przenosić łóżko przez korytarz hotelu. Koledzy przenoszą, a ja na czatach, czy nikt nie widzi. Trener między nami biega przejęty i spocony, krzyczy raz po raz "ku*wa, szybko, szybko z tym łóżkiem, żeby nikt nie zobaczył!".

Po akcji zakończonej sukcesem zobaczyliśmy, że idealnie naprzeciw nas jest kamera i sprzątacz, który zerka zza drzwi. Po chwili wyszedł i powiedział, że jak dotąd nikt nie przenosił łóżka, bo goście szli do recepcji i prosili o zmianę pokoju na "trójkę" i "jedynkę", a nie błaźnili się przed ochroną i zarządem hotelu, który zapewne obserwował z wyżej wspomnianej kamery nasze wyczyny.

#5.

Zacznę od tego, że mam świetnego ginekologa. Oprócz tego, że jest bardzo dobrym fachowcem, zawsze tryska humorem, opowie dowcip itd.

Dziś wybrałam się do niego na wizytę, ponieważ spóźnia mi się miesiączka. Badanie trwa, rozmawiamy sobie w najlepsze, nagle czuję dziwną wilgoć. Spoglądam na czerwone jak u obieraczki buraków ręce lekarza i wszystko jasne. Dostałam okres! Nie wiem, czy to wstyd, czy stres, ale momentalnie… puściłam bąka. Będąc bardziej czerwona niż owe rękawiczki, zdołałam tylko wycedzić przez zęby "przepraszam". Niewzruszony lekarz opowiedział "spoko, wszystko u pani OK, tylko mamy wyciek pod maską i trochę ulatnia się gaz".

Szkoda by mi było zmieniać lekarza, ale nie wiem, czy temu jeszcze spojrzę w oczy.

#6.

Dawno temu panował zwyczaj wkładania umierającym osobom, a raczej już zmarłym, gromnicy w ręce.

Kiedy prababcia zaczęła odchodzić na drugi świat po długiej chorobie, wszyscy się zebrali nad jej łóżkiem i zaczęli płakać. W końcu babcia z zamkniętymi oczami wydała głośne westchnięcie, a potem nastąpiła cisza. Ktoś jej włożył w dłonie gromnicę. Jakież było zdziwienie, kiedy "zmarła" otworzyła oczy i z oburzeniem w głosie powiedziała: "To jeszcze nie jest mój czas, ja tylko sobie przysnęłam".


#7.

Mam dość nietypowy sposób, by zasnąć.
Otóż wkładam do ucha (tego, na którym leżę) jedną słuchawkę i włączam sobie zapętlony dźwięk bicia serca.
Odkąd mój mąż odszedł, nie potrafię bez tego zasnąć, gdy spałam z nim, kładłam głowę na nim (jego klatce piersiowej) i dopóki nie zasnęłam, słuchałam bicia jego serca, każde "tu-dum, tu-dum" sprawiało, że stres, problemy, obawy i troski gdzieś znikały. Zasypiałam praktycznie od razu.

Słuchawka pomaga, o ile nie przyjdzie nagła refleksja, że oszukuję samą siebie, że to nie TO serce i że nie "bije" dla mnie, a wyobraźnia i wspomnienia nie są w stanie utrzymać iluzji.

Wiem, że to żałosne... Dlatego tutaj, anonimowo, nawet jeśli mnie wyśmiejecie, to i tak mnie nie znacie.

#8.

Chciałam Wam opowiedzieć o pewnych świętach sprzed paru lat, które zapamiętam do końca życia.

Wychowałam się w "szczęśliwym" domu jako jedynaczka, w domu, w którym nie brakowało pieniędzy, ale brakowało rodziców i ich miłości. Wychowywały mnie niańki, bo rodziców prawie nigdy nie było w domu, a nawet gdy byli, to wiecznie siedzieli przed komputerami i odbierali telefony, bo praca, praca, praca.
Od kiedy pamiętam, święta nie różniły się prawie niczym od dni powszednich: w Wigilię rodzice do późna w pracy, a na 25.12 i 26.26 szliśmy na obiad do restauracji, czasem pojechaliśmy w odwiedziny do rodziny. Nikt nie szykował specjalnych dań - zwykłe połamanie się opłatkiem, kupne ciasto, prezenty i znowu nosy w telefony i komputery.

W wieku 18 lat chciałam coś zmienić, bo zawsze marzyły mi się święta jak z TV - rodzina, śpiewanie kolęd, ta ciepła atmosfera i bycie razem. Oznajmiłam rodzicom, że przygotujemy święta u nas, zapewniłam, że ja wszystko zorganizuję i rodzice zgodzili się... ale właśnie pod tym warunkiem, że o wszystko zadbam ja.

Zaprosiłam rodzinę, miało się u nas pojawić około 15 gości. Upiekłam 2 ciasta, części dań nie musiałam gotować, bo umówiłam się z dwiema ciociami, że one przywiozą po kilka dań. Udekorowałam dom i w dniu wigilii byłam z siebie bardzo dumna. Mimo że rodzice byli w pracy do 16:00, poradziłam sobie ze wszystkim sama.


Sama wigilia była mega przeżyciem, było tak, jak chciałam: szczęśliwi goście, głośno, wesoło, każdy mnie chwalił, gratulował pysznych dań i pomysłu, by spotkać się w ten dzień razem.

W końcu przyszedł czas na prezenty. Ustaliliśmy, że każdy kupuje prezenty w ramach swojej rodziny, żeby nikt o nikim nie zapomniał i żeby każdy miał prezent. Tłumacząc to jaśniej - ja z rodzicami kupujemy tylko sobie, a reszta cioć kupuje tylko swoim dzieciom i mężom.

Prezenty, ubrana w czapkę Mikołaja, spod choinki rozdawałam ja, wytypowana jako pomysłodawca spotkania. Miło się patrzyło na uśmiechnięte twarze każdego z obdarowywanych do momentu, aż uświadomiłam sobie, że pod choinką nie ma już żadnego prezentu, a wcześniej żadnej paczki dla mnie nie było. Ktoś zapytał "a Mikołaj nic nie dostał?", ktoś zażartował "może był niegrzeczny?", ktoś zgadywał "może prezent jest tak duży, że nie zmieścił się pod choinką i jest gdzie indziej?"... Spojrzałam na rodziców (mówiłam im o prezencie dla mnie, prezenty dla nich obiecałam kupić ja), ojciec powiedział do mamy: "myślałem, że ty coś kupisz", mama tylko wzruszyła ramionami, a mi nigdy wcześniej ani później nie było tak przykro jak wtedy. Cała magia świat prysła jak bańka mydlana. Atmosfera zrobiła się na tyle gęsta, że rodzina po pocieszaniu mnie zaczęła się ulatniać... To były ostatnie święta, jakie spędziłam z rodzicami.

<<<W poprzednim odcinku m.in.: konsekwencje upojnej nocy i jazda pod wpływem

12

Oglądany: 65959x | Komentarzy: 49 | Okejek: 231 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało