Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Misje w grach komputerowych, które były tak trudne, że doprowadzały graczy do szału

183 096  
430   211  
Gry komputerowe w teorii powinny nas relaksować. Kto jednak kiedykolwiek natrafił na zadanie, którego nie był w stanie wykonać, ten doskonale wie, że nie ma nic bardziej frustrującego niż niemoc towarzysząca nam w trakcie kolejnych prób ukończenia misji. A tych czasami potrafi być naprawdę wiele.
Dzisiaj przypomnimy sobie kilka zadań, z ukończeniem których gracze mieli szczególnie duże problemy.

#1. Grand Theft Auto 3 - Grand Theft Auto


Zaczniemy może od czegoś stosunkowo lekkiego. Seria GTA towarzyszy nam od wielu, wielu lat i choć z każdą kolejną generacją gra ewoluuje, to wciąż dostarcza graczom całą masę zabawy. Tego samego niestety nie można powiedzieć o niektórych misjach. Jedną z nich jest zadanie zatytułowane Grand Theft Auto w grze Grand Theft Auto 3.

Zadanie otrzymujemy od niejakiego Kenji Kasena i polega ono na dostarczeniu trzech konkretnych samochodów do wyznaczonego garażu. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie ma w tym nic trudnego. Niestety jest kilka warunków. Samochody muszą trafić do odbiorcy w nienaruszonym stanie - żadnych zadrapań, stłuczek czy innych wypadków - a na ukończenie całej misji mamy dokładnie 6 minut. Zegar zaczyna tykać od momentu wyjścia od zleceniodawcy.


Oczywiście w razie ewentualnego uszkodzenia samochodu zawsze można było udać się z nim do warsztatu celem naprawienia szkód, niestety to wszystko kradło nam cenne sekundy. Aby ukończyć misję, trzeba było się spieszyć, a to wcale nie było takie proste. Sami pewnie dobrze wiecie, że bezwypadkowa jazda w GTA 3 nie należała do najłatwiejszych.

https://youtu.be/h2TfwIRKN2I
Jak dziś pamiętam ten dzień, kiedy po wielu daremnych próbach przejścia tego etapu gry, w końcu udało mi się namówić znajomego, aby wpadł na chwilę i ukończył zadanie za mnie. Swoją drogą kiedy drugi raz kończyłem GTA 3, zadanie udało mi się już wykonać samemu.

#2. Grand Theft Auto: San Andreas - Learning to fly


Skoro jesteśmy już przy serii GTA, to warto wspomnieć o innym zadaniu, które spędzało sen z powiek wielu graczy. Mowa o misji zatytułowanej Learning to fly w grze Grand Theft Auto: San Andreas. Zlecenie było z pozoru proste - polegało ono na przyswojeniu podstaw sterowania samolotami. Nie robiliśmy tego jednak na prawdziwych maszynach, ale w grze - tak, graliśmy w grę w grze (grocepcja).

Misja składała się z kilku etapów. Na samym początku wystarczyło tylko przelecieć maszyną przez kilka kółek zawieszonych w powietrzu. Następnie trzeba było wylądować. Potem robiło się już trudniej i trzeba było zaliczać kółka zawieszone w powietrzu, ustawione w nieco bardziej skomplikowanej konfiguracji - i tutaj zaczynały się schody. Wielu graczy miało z tym problem. Dany etap nie zaliczał się bowiem, jeśli nie udało nam się osiągnąć wyniku wyższego bądź równego 70%.


Trudność Learning to fly wcale nie polegała na przymusie robienia złożonych akrobacji powietrznych, czy czegoś podobnego. Tutaj po prostu sterowanie było cholernie trudne. Samolot reagował z opóźnieniem, a do tego wszystkiego był strasznie toporny. Wiele osób w pewnym momencie poddawało się i przechodziło misję za pomocą kodu. Ja nie należałem do tego grona, bo po kilku nieudanych próbach w końcu załapałem o co chodzi i jakoś ukończyłem misję. Niestety nie wszystkim było to dane, co można wyczytać z komentarzy umieszczonych pod poniższym filmem.

https://youtu.be/gK2Ladq-0Jo

#3. Command & Conquer: Red Alert 2 - Dark Night


Domyślam się, że niektórzy mogą kojarzyć jeszcze jedną konkretną misję z serii GTA, która przyprawiała niemal wszystkich o ból głowy. Do tego wrócimy jednak później i zostawimy ją sobie na deser. Tymczasem przejdziemy do drugiej części kultowej serii Command & Conquer: Red Alert i misji numer pięć w Kampanii Aliantów, zatytułowanej Dark Night.

Była ona szczególnie trudna z kilku względów. Przede wszystkim gra rzucała nas tutaj na głęboką wodę, wciskając pierwszy taki poziom, w którym do dyspozycji mieliśmy ograniczone siły oraz nie mieliśmy dostępu do własnych budynków, w których mogliśmy szkolić jednostki. Etap zaczynaliśmy z trzema żołnierzami piechoty, trzema szpiegami i Tanyą - kimś na kształt superseksownej bohaterki, która jednym strzałem z pistoletu eliminowała żołnierzy piechoty oraz psy bojowe, wysadzała budynki specjalnymi ładunkami, jednak z pojazdami nie miała większych szans. Szans nie miała również z wieżyczkami obronnymi typu Tesla i właśnie to czyniło misję trudną do ukończenia, bowiem tych wieżyczek było naprawdę mnóstwo.


Był jednak sposób, dzięki któremu mogliśmy sobie z nimi radzić. Pod niektórymi umieszczono specjalne beczki z paliwem, które wybuchały, kiedy Tanya do nich strzelała. Dodatkowo można było wprowadzić szpiega do generatora, dzięki czemu na kilka chwil zasilanie było całkowicie odłączone. To dawało czas na likwidację wieżyczek obronnych.

Niestety jeden szpieg był potrzebny, aby zinfiltrować kwaterę dowodzenia Rosjan, ponieważ było to jedno z zadań, które trzeba było ukończyć. Kolejnym zadaniem było zniszczenie silosów z rakietami nuklearnymi.

Być może nie brzmi to wszystko wyjątkowo trudno, jednak mnogość wieżyczek Tesli, duża ilość psów bojowych wroga, które posiadały umiejętność wykrywania szpiegów, oraz ograniczona liczba jednostek sprawiały, że trudno było ukończyć ją za pierwszym podejściem. Mapę trzeba było dobrze poznać, zobaczyć gdzie znajdują się pomocne elementy i dopiero za którymś razem udawało się ją w męczarniach zaliczyć.

https://youtu.be/IYqci1ku9tM

#4. Mafia - The Race


Kto grał kiedykolwiek w pierwszą część gry z serii Mafia, ten doskonale wie, że nie było nic gorszego od tego parszywego wyścigu. Zacznijmy jednak od samego początku. Misja nosiła nazwę The Race i polegała w dużej mierze na ściganiu się. Najpierw odbieraliśmy zlecenie, okazywało się, że zawodnik naszego mocodawcy został wykluczony z wyścigu (ktoś złamał mu rękę), a my mieliśmy zająć jego miejsce.

Kiedy po długiej jeździe przez miasto docieraliśmy w końcu na tor, zaczynał się wyścig. Zadanie polegało na dojechaniu do mety z najlepszym czasem w pięciu okrążeniach. Być może nie brzmi to specjalnie skomplikowanie, jednak toporne sterowanie wyścigówką sprawiało, że była to zdecydowanie najgorsza misja w całej serii Mafia.


Samochód kompletnie nie trzymał się nawierzchni, cały czas wypadał z zakrętów, a przeciwnicy nie ułatwiali całej sprawy. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby któryś z nich nas wyprzedził lub nawet zepchnął z toru. Trzeba było być naprawdę skupionym przez cały czas trwania wyścigu i nie popełniać wielu błędów. Każdy z nich mógł kosztować nas bardzo wiele.

Była to jedna z tych misji, z którą trzeba było się oswoić i wymagała wprawy. Kiedy przechodziłem ją po raz pierwszy, byłem dość młody i nieoswojony z tak wymagającymi etapami. Kilka tygodni ćwiczeń w końcu pozwoliło ukończyć wyścig na pierwszym miejscu. Po czasie to ja byłem tym kolegą, który odwiedzał kumpli i pomagał im ukończyć ten etap.

https://youtu.be/pB10v46dy7c

#5. Teenage Mutant Ninja Turtles - The Dam


Przenosimy się jeszcze bardziej w przeszłość do czasów świetności konsoli NES (Nintendo). To właśnie na tę platformę wyszło całkiem sporo gier, które zawierały w sobie wyjątkowo trudne do ukończenia poziomy - a przynajmniej tak twierdzi zdecydowana większość graczy. Moje przygody z produktami marki Nintendo niestety ograniczały się do pojedynczych epizodów u znajomego, który jako jeden z nielicznych miał w swojej kolekcji którąś generację NES-a. W latach 90. w Polsce królowały raczej podróbki z bazarku lub pierwsza generacja konsol od Sony, a nie azjatyckie twory prosto z dalekiej Japonii.

Jedną z gier z dość trudnym poziomem była Teenage Mutant Ninja Turtles. Chodzi o misję zatytułowaną The Dam. Pozwala ona wrócić zmutowanemu żółwiowi na chwilę do swojego naturalnego środowiska - czyli do wody. Gry z tamtych czasów mają to do siebie, że poziomy, których akcja rozgrywała się w wodzie, były na ogół dość wymagające.


The Dam nie był wyjątkiem. Dzielny żółw musiał uważać na elektryczne bariery oraz ściany i dna wyściełane śmiercionośnymi wodorostami. Misja polegała na rozbrajaniu bomb, które napotkaliśmy po drodze. Sprawę dodatkowo utrudniał upływający czas. Wojowniczy żółw ninja miał do swojej dyspozycji zaledwie dwie minuty i dwadzieścia sekund, które ledwo wystarczały na ukończenie całego poziomu.

https://youtu.be/DqfRus5ePmI

#6. Goldeneye 007 - Aztecs


Goldeneye 007 to jedna z pierwszych gier typu FPP shooter, która pokazała, że ten gatunek ma naprawdę spory potencjał. Tytuł wydany został na konsolę Nintendo 64 i sam w sobie był dość wymagający. Nie były to czasy, kiedy strzelanki na konsolach wyposażone były w system automatycznego celowania, jak ma to miejsce we współczesnych grach tego typu. Tam trzeba było mozolnie namierzać każdego wroga za pomocą kontrolera, a ci potrafili naprawdę dać w kość.

Zdecydowanie najgorszym etapem całej gry była misja zatytułowana Aztecs. Polegała ona na przebrnięciu przez ruiny starożytnego miasta Azteków, które były jednym wielkim labiryntem. Na końcu spotykaliśmy bossa całego poziomu, który miał jeden z najdłuższych pasków życia w całej grze, a jego strażnicy, których musieliśmy pokonać po drodze, charakteryzowali się wyjątkową celnością. To wszystko czyniło Aztecs niebywale wymagającym etapem gry.

https://youtu.be/4nLd4DRZWn0

#7. Grand Theft Auto: Vice City - Demolition Man


Demolition Man to misja, którą dostajemy od potentata branży deweloperskiej - Avery’ego Carringtona - w grze GTA: Vice City. Podstarzały kowboj czuje na plecach oddech konkurencji, dlatego zleca nam przeprowadzenie małego sabotażu. Polega on na wysadzeniu budynku, który wciąż jest w trakcie budowy. Sprawa może nie brzmi zbyt skomplikowanie, jednak do swojej dyspozycji dostajemy malutki zabawkowy helikopter, za pomocą którego musimy zanosić ładunki na miejsce.


Misja jest trudna z kilku powodów. Przede wszystkim do swojej dyspozycji mamy zaledwie 7 minut. Dodatkowo sterowanie śmigłowcami (tyczy się to również tego zabawkowego) w GTA: Vice City było cholernie trudne i toporne. Do zdetonowania mamy cztery ładunki, z czego każdy kolejny wysadzić trzeba na wyższej kondygnacji. Po kolejne bomby musimy zawsze wracać w miejsce startu, bo - cóż - helikopter zabawka uniesie tylko jedną na raz. Jakby tego było mało, musimy uważać na uzbrojoną po zęby ochronę budynku, która otwiera ogień, gdy tylko helikopter zabawka znajdzie się w zasięgu ich wzroku. Plus jest taki, że wirniki małego śmigłowca są na tyle zabójcze, że kosimy nimi wrogów aż miło.

Misja jest na tyle trudna, że urosła już do rangi legendy w zestawieniach tego typu. Sam doskonale pamiętam, ile godzin spędziłem na próbach jej ukończenia. To była prawdziwa frustracja.

https://youtu.be/fDjsmW81WDk

#8. Bonus: Hugo w programie telewizyjnym na Polsacie


Niejednemu z was mogło poważnie podnieść się ciśnienie na samo wspomnienie o niektórych, wspomnianych powyżej, misjach. Dlatego na sam koniec postanowiłem dorzucić mały bonus na rozluźnienie. Pamiętacie te programy telewizyjne Hugo, w których to telewidzowie otrzymywali możliwość ukończenia gry za pośrednictwem przycisków umieszczonych na telefonie stacjonarnym? Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ci ludzie wykazywali się brakiem jakichkolwiek umiejętności sterowania?!

Dosłownie rwałem włosy z głowy za każdym razem, kiedy widziałem, że Hugo ma lecieć na tym swoim helikopterze hugokopterze w lewo, a ktoś uparcia wciskał przycisk odpowiadający za lot w prawo. Sam nieraz próbowałem się tam dodzwonić, lecz niestety nigdy mi się nie udało, dlatego nie jestem w stanie stwierdzić, czy to rzeczywiście było takie trudne? Czy może winne były tutaj opóźnienia na linii? A może chodziło o coś jeszcze innego? Nie wiem! Dla mnie wyglądało to wszystko na mało skomplikowane i właśnie dlatego nie potrafiłem zrozumieć, jak ci wszyscy ludzie mogli być tak wielkimi lamusami.

https://youtu.be/62ICfajhzQ4
Na sam koniec nie mogę się powstrzymać, aby nie podzielić się pewnym spostrzeżeniem. Ostatnio jakoś tak mnie naszło i postanowiłem pograć sobie w kultowych Settlersów. Nie sięgałem jednak po pierwszą, drugą czy nawet trzecią część - sięgnąłem po grę The Settlers IV. Była akurat wyprzedaż i można było przytulić oryginalną wersję za grosze. Po włączeniu jednej z podstawowych misji w kampanii Wikingów byłem wielce zaskoczony, że dostałem sromotny wpierdziel. Jednak właśnie przez to w mojej głowie pojawiła się pewna refleksja.


Współczesne gry komputerowe robią z graczy inwalidów, których trzeba prowadzić za rączkę, bo w przeciwnym razie się zniechęcą i odłożą tytuł na wirtualną półkę w bibliotece Steam. Kiedyś to wszystko wyglądało nieco inaczej. Gry z założenia były wymagające, a niektóre ich etapy nawet bardzo. To miało być wyzwanie. To miała być gra wideo, a nie film, w którym między przerywnikami wykonujemy banalne misje.

Obecnie sprawy zaszły tak daleko, że każdą grę, która wymaga od gracza choć odrobinę wprawy, zaczyna się nazywać "Soulsami". Wszystko to wzięło się od owianej legendą serii Dark Souls oraz Deamon's Souls, której poziom trudności wybija się z tłumu banalnych tytułów. Taki Cuphead, który kiedyś byłby po prostu zwykłą grą zręcznościową, dzisiaj nazywany jest "Soulsami".


Ale cóż mogę na to poradzić. Branża gamingowa poszła w tę, a nie inną stronę i - czy mi się to podoba czy nie - konsekwentnie brnie przed siebie. Na szczęście w całym tym gąszczu wciąż da się wyłowić perełki, które nie traktują graczy jak idiotów i wymagają od nich choć odrobinę zręczności, wprawy i pomyślunku.
27

Oglądany: 183096x | Komentarzy: 211 | Okejek: 430 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało