Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Biznesmen, który popełniał bardzo złe decyzje... i szalenie się na nich wzbogacił

71 734  
344   24  
Mam pomysł na biznes! - oczami wyobraźni już widzisz siebie taplającego się w zarobionej przez siebie fortunie. Po chwili jednak mózg podsuwa ci szereg demotywujących powodów, dla których twój znakomity plan z całą pewnością szlag trafi. Znacie to uczucie? Na szczęście nie każdy tak ma. Poznajcie Timothyego Dextera – niezbyt rozgarniętego faceta, który dorobił się fortuny na przedsięwzięciach, które absolutnie nie miały prawa się udać.
Był rok 1747. W niewielkim miasteczku w stanie Massachusetts na świat przyszło dziecko. Timothy. Jego rodzice nie kryli zadowolenia – przydadzą się dodatkowe ręce do harówki na polu, a ten niemowlak wygląda na dość silnego… I tak też od najmłodszych lat dzieciak zamiast uczyć się w szkole, poznawał wątpliwe uroki pracy na sielskiej farmie. Parę lat później zaczął się przyuczać do zawodu krawca wyspecjalizowanego w ubraniach ze skóry.



Szczęście się do niego uśmiechnęło stosunkowo wcześnie i dotrzymywało mu towarzystwa przez resztę życia. Mając 22 lata, młodzieniec poznał o jedenaście lat starszą od siebie wdowę - Elizabeth Frothingham. Kobieta odziedziczyła po swym poprzednim mężu niemałą fortunę, którą podzieliła się ze swoim nowym małżonkiem. Para kupiła posiadłość, a „oderwany od pługa” Timothy Dexter zaczął obracać się w towarzystwie zamożnych i wyedukowanych osób z tzw. wyższych sfer. Jego nowi znajomi mieli go za skończonego głupka i nie mogli zrozumieć, co w takim gamoniu widziała pani Elizabeth. Jednocześnie zazdrościli Dexterowi jego fortuny i złośliwie doradzali mu pakowanie się w biznesy, które skazane były na klęskę.

I tak też Timothy, polegając na swych fałszywych przyjaciołach, nabył sporą ilość waluty kontynentalnej, oczywiście nie wiedząc, że jest to wywalanie kasy w błoto, bo banknoty te nie miały wówczas żadnej ważności. Kiedy jednak zakończyła się Wojna o niepodległość, wartość zakupionych przez Dextera papierów wartościowych nagle drastycznie wzrosła i z dnia na dzień ich posiadacz dorobił się na nich niemałej sumki.



Za zarobione pieniądze Dexter kazał sobie zbudować dwa potężne statki uznając, że kolejnych milionów dorobi się na eksporcie różnych towarów. Jako że był on człowiekiem absolutnie nieuczonym i zupełnie nie znającym się ani na tajemnicach prowadzenia biznesów, ani na geografii, łatwo dał się przekonać, że doskonałym pomysłem będzie sprzedawanie metalowych podgrzewaczy do pościeli… w zachodnich Indiach. W kraju, gdzie temperatury sięgają niekiedy i 40 stopni Celsjusza, ostatnią rzeczą o jakiej statystyczny Hindus marzy jest solidnie wygrzane wyro.



A jednak udało się – podgrzewaczami zainteresowali się właściciele tamtejszych fabryk melasy. Kapitan statku Dextera wytłumaczył im, że są to przemysłowe chochle. Cały towar sprzedał się w mgnieniu oka i to z bardzo dużą przebitką!
Timothy najwyraźniej nie zdążył się doedukować, bo niedługo potem do Indii płynął kolejny jego statek. Tym razem wypełniony… ciepłymi, wełnianymi rękawiczkami. Znajomi Dextera byli święcie przekonani, że tym razem noga mu się powinie, a z idiotycznego pomysłu naiwnego biznesmena zaśmiewać będą się wszyscy lordowie na salonach. Towar dotarł do celu i momentalnie został sprzedany za niezłą sumkę. Akurat tak się złożyło, że asortymentem zainteresowali się azjatyccy kupcy, którzy robili interesy z mieszkańcami Syberii.



Istnieje pewne anglojęzyczne powiedzenie: „Transportować węgiel do Newcastle” - takie określenie zwykło się używać w sytuacjach, gdy ktoś podejmuje całkiem idiotyczne, pozbawione sensu i nieopłacalne działanie. W New Castle znajduje się bowiem wielka kopalnia węgla, a miasto to słynęło jako jeden z większych eksporterów tego towaru. Któryś ze znajomych Dextera wiedząc, że ten jest zbyt głupi, żeby znać ten idiom, zasugerował mu właśnie „transport węgla do Newcastle”. Biznesmen nie czekał ani chwili. Kupił towar i wysłał go w podróż do Wielkiej Brytanii. I znowu Timothy miał więcej szczęścia niż rozumu, bo w momencie, gdy jego statki trafiły do celu, trwał tam strajk górników i na przywieziony węgiel był olbrzymi popyt. Surowiec sprzedał się w cenie, o której Dexter nie mógł nawet marzyć.



Innym razem jakiś żartowniś zaproponował biznesmenowi zakup marynarskich rękawic i wysłanie ich w podróż na Polinezję. Tym razem okazało się, że towar dotarł na wyspy w chwili, gdy cumowały tam portugalskie statki płynące do Chin. Wszystkie rękawice Timothy’ego sprzedały się w trymiga.

To może by tak kazać mu przetransportować tysiące egzemplarzy Pisma Świętego do Indii? No, bo po co komu Biblia w kraju, gdzie wyznaje się inną religię? - zastanawiali się znajomi coraz to bogatszego przedsiębiorcy. Nie trzeba go było długo namawiać – wkrótce statek załadowany po brzegi książkami wyruszył w swoją podróż. Faktem tym bardzo przejęli się pracujący w Indiach chrześcijańscy misjonarze, którzy wykupili cały towar w chwili, gdy tylko statek dobił do portu.



W tym samym czasie Timothy eksportował koty na Wyspy Karaibskie. I nie jakieś tam rasowe, wypielęgnowane sierściuchy, a zwykłe, zapchlone, śmietnikowe wałęsacze. Tak się akurat szczęśliwie dla naszego bohatera złożyło, że lokalsi borykali się właśnie z problemem rozprzestrzeniającej się ilości szczurów. Najwyraźniej tamtejszych kotów było za mało, albo słabo sobie one radziły z tępieniem gryzoni. Gdy gruchnęła wieść o przybyciu statku pełnego wygłodniałych czworonogów, w porcie zapanował wielki tłok. Każdy chciał wejść w posiadanie szczurzego zabójcy! Przy okazji sprzedawania mieszkańcom Karaibów wyłapanych z ulic amerykańskich miast kotów, Dexter opchnął tam też 40 tysięcy patelni…



Nie wiadomo, który ze śmieszków doradził biznesmenowi nabycie 340 ton kości wielorybów. Prawdopodobnie Timothy sam do końca nie wiedział, co kupuje. Tak czy inaczej – materiał ten wykorzystał do produkcji elementów popularnych w tamtym czasie gorsetów. W ten sposób błyskawicznie zmonopolizował tę gałąź przemysłu, nieprzytomnie wręcz bogacąc się i tym samym rozwścieczając swych, zmęczonych dawaniem mu "głupich" rad, przyjaciół.



Malutki procent zarobionej fortuny Dexter wydał na postawienie sobie okazałego pałacu w Newburyport. Jako że prosty, jak stołowa noga, biznesmen nie posiadał zbyt dobrego gustu, gości jego „dworu” straszyły olbrzymie minarety, potężne kopuły ze złotymi orłami na czubkach oraz wielkie mauzoleum, które Timothy wybudował dla siebie.
W ogrodzie swej posiadłości wzniósł 40 pomników, wśród których znalazły się podobizny George’a Washingtona, Thomasa Jeffersona i Napoleona Bonaparte. Nie zapomniał też o swojej skromnej osobie. Pod własnym pomnikiem kazał umieścić tablicę z napisem: „Jestem pierwszy na Wschodzie, jestem pierwszy na Zachodzie. Jestem największym filozofem współczesnego świata.”



Jako że wraz z rośnięciem fortuny przedsiębiorca zyskiwał coraz więcej znajomych, Timothy uznał, że wiele osób, które go otacza to nic więcej niż łase na jego majątek i wpływy sukinkoty. Postanowił więc… umrzeć. Tylko po to, aby zobaczyć, kto przyjdzie na jego pogrzeb. Na przygotowaną z ogromną pompą ceremonii zjawiło się 3000 osób. Ku ich zaskoczeniu, zaraz po pochówku, nieboszczyka znaleziono w jednej z pałacowych kuchni, tłukącego swoją żonę za to, że ta zamiast opłakiwać zmarłego męża, śmiała się z grupką swoich znajomych.



Lord (tak kazał się tytułować) Dexter zmarł całkiem niedługo po swoim „udawanym” pogrzebie. Zanim jednak spadł z rowerka, zdążył napisać książkę pt. „A Pickle for the Knowing Ones, or Plain Truths in a Homespun Dress”, w której narzekał na polityków, duchowieństwo oraz własną, niewdzięczną żonę. Książka ta zawierała 8847 słów, nie mniej błędów ortograficznych i zero znaków przestankowych… I tym razem Timothy odniósł sukces – jego wydawniczy debiut tak dobrze się sprzedawał, że trzeba było zrobić aż osiem dodruków. Już w drugiej edycji pojawiła się dodatkowa strona wypełniona trzynastoma rzędami przecinków i kropek. Zgodnie z instrukcją autora znaki te można było sobie, wedle uznania, wstawiać w dowolnych miejscach tekstu.



Do dnia dzisiejszego przetrwał pałac Dextera, który z czasem przearanżowano na hotel. Większość z pomników została zniszczona przez sztorm. Natomiast prawdziwym dziedzictwem amerykańskiego przedsiębiorcy jest książka, której przeczytanie jest równie trudne, co zrozumienie tego, jak wielkie trzeba mieć szczęście, aby dorobić się fortuny na „podgrzewaniu” Hindusów i eksporcie kotów na Karaiby...

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
2

Oglądany: 71734x | Komentarzy: 24 | Okejek: 344 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało