Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zawsze gruba dziewczyna, kłopotliwy kolega i inne anonimowe opowieści

78 486  
229   27  
Dziś przeczytacie także m.in. o szkolnym wyznaniu miłości, niefortunnym żarciku ojca i efekcie spotkania właścicielki zgubionego portfela.


Będąc w szkole średniej, na przełomie 1 i 2 klasy, zakochałem się w nauczycielce j. angielskiego, która uczyła połowę mojej klasy. Nie miała wtedy więcej niż 25-30 lat, skóra gładka jak niemowlaka. Figura drobnej amazonki, blond włosy za pupę i hipisowski, luźny, kolorowy ubiór. Dodatkowo cudowny akcent, poczucie humoru oraz stoicki spokój z szanowaniem każdego. Kochała też koty oraz stary rock. Była moim ideałem kobiety.

By zwrócić na siebie większą uwagę, udawałem totalną niemotę. Że nie widzę nic z tablicy, coś specjalnie źle przepisałem - by pokreśliła mi po zeszycie. Źle czytałem jakieś słowa, by tylko mnie poprawiła. I inne głupie zachowania z lekkimi uśmiechami.

Na każdych zajęciach z nią miałem "motylki w brzuchu". Patrzyłem na nią jak na dzieło sztuki, a kiedy na mnie spojrzała, chowałem te maślane oczka niewinnie. Pisałem o niej wiersze, marzyłem o tym, by na lekcji nie było nikogo poza nią i mną. Nawet opowiedziałem kumplowi, że chciałbym, by nas zamknięto samych w sali "przez przypadek". A ten wziął to na serio.

Poranna lekcja, nie było nikogo poza mną i nauczycielką w sali - grupa się zmówiła, o czym poinformowano mnie parę dni później. Ona powiedziała mi, że pójdzie po jakąś kserówkę dla mnie. Po chwili wpadł do sali mój kumpel, wyrwał z drzwi klucze i wyszedł z uśmiechem na całą gębę. Po może 10 min razem z obiektem westchnień usłyszeliśmy, jak ktoś grzebie w zamku. Zamknięto nas. Moja muza nie spanikowała, napisała SMS do jakiejś nauczycielki i powiedziała, że ktoś przyjdzie nas wypuścić na przerwie. Robiłem zadania z jej pomocą.

A w końcu przemogłem się i skorzystałem z danej mi szansy. Wyznałem jej prawdę, że bardzo ją lubię, podziwiam. Nie odpowiedziała, to dodałem, że chyba się w niej zakochałem. Uśmiechnęła się wtedy, nadal nic nie mówiąc. Zapytałem, czy poszłaby ze mną na kawę do niezbyt popularnej knajpki. Wtedy przemówiła, że też mnie lubi, jednak ma męża, dziecko i jest ode mnie dużo starsza. Zatkało mnie, zrobiłem się czerwony i było mi duszno.

Nigdy nie było mi tak wstyd, jak wtedy. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy do dzwonka, ona patrzyła się na mnie, a ja na swoją kserówkę. Potem uciekłem do domu z niewiedzy, co ze sobą począć.

Za ok. dwa tygodnie przeniosłem się do grupy pani, która uczyła drugą połówkę mojej klasy. Wymieniłem się z koleżanką, która od długiego czasu chciała się zamienić, ale nie było na taką umowę chętnych.

Na każde przypadkowe spotkanie z byłą nauczycielką lekko się uśmiechałem i schodziłem jej z drogi. Robiłem tak do końca szkoły średniej. Na ostatnim zakończeniu przemogłem się i wręczyłem jej bukiet kwiatów, przepraszając i dziękując. Przytuliła mnie i mrugnęła okiem, życząc powodzenia w życiu.

* * * * *

Kilka dni temu uznałem, że najwyższy czas przedstawić rodzicom Monikę - moją dziewczynę. Ojciec, chcąc wyjść na luzaka, postanowił sobie zażartować i już w drzwiach rzekł do mnie: „To twoja dziewczyna? Chcesz mi powiedzieć, że zdążyłeś już rzucić tę, która przedstawiałeś nam wczoraj?”. Monika nie załapała specyficznego humoru mojego rodziciela i zamiast wybuchnąć wymuszonym śmiechem, odwróciła się, strzeliła mi w twarz i wyszła z domu.
Nie odbiera ode mnie telefonów, zablokowała mnie na Facebooku i nie otwiera drzwi swojego mieszkania, udając, że jej w nim nie ma. Zostałem pozbawiony szansy wytłumaczenia tego koszmarnego nieporozumienia.

* * * * *

Pracowałam w małym rodzinnym zakładzie szklarskim, poza oczywistym przycinaniem szyb i luster zajmowaliśmy się również oprawianiem obrazów.

Pewnego dnia przyszedł młody mężczyzna przed trzydziestką z dwoma obrazami, choć to duże słowo, były to raczej rysunki dziecka wykonane farbami na płótnie.
Jeden obraz mniejszy przedstawiał kwiatka z dedykacją na odwrocie "Dla wujka... Antoś", drugi, nieco większy, to typowa martwa natura, gdzie było widać, że dziecku pomagał ktoś dorosły.
Pan chciał oprawić oba obrazy jako niespodziankę dla bratanka, ponieważ były to jego pierwsze prace, z czego mniejszy dostał od Antosia na urodziny, a drugi wspólnie namalowali (widać, że obaj raczej mieli podobne doświadczenie ;), ale to bardzo uroczy gest). Zamówienie przyjęte, kontakt do klienta zostawiony, realizacja na drugi tydzień.

Klient nie zjawił się, jedna próba kontaktu, druga, trzecia, ale jako że zamówienie w pełni opłacone, prace wylądowały na zapleczu, zdążyłam już zapomnieć o całej sytuacji, a obrazy już nawet przestały przykuwać uwagę na zapleczu.

Po około miesiącu zjawił się ów młody mężczyzna, szybko przypomniałam sobie całą sytuację i już chciałam subtelnie zażartować, że nie było to tak skomplikowane zlecenie i można było przyjść wcześniej, ale nie zdążyłam.

Pan na wstępie przeprosił za zwłokę i drżącym głosem zapytał, czy przypadkiem nie pozbyliśmy się obrazów, uspokoiłam go, iż absolutnie, czekają bezpiecznie na zapleczu i bratanek na pewno będzie zachwycony, kiedy zobaczy swoje dzieło w oprawie, wiszące na ścianie. Pan zamilkł, ja w międzyczasie wydałam obrazy, wziął je do ręki i powiedział, że Antoś dzień po oddaniu prac zginął potrącony przez pijanego kierowcę, który wjechał na chodnik. Miał tylko 7 lat.

Wyszedł bez słowa, a ja stałam jak słup dobrych kilka minut i łzy ciekły mi po policzku. Chyba nigdy tego nie zapomnę, choć było to 6 lat temu, dokładnie w dzień urodzin mojego synka.

* * * * *

Wczoraj kupiłam sobie specjalną opaskę na ramię, aby umieścić w niej mój telefon. Dzięki temu mogłabym słuchać muzyki podczas ćwiczeń, za wykonywanie których wreszcie postanowiłam intensywnie się zabrać. Okazało się, że mam za grubą łapę i choćbym stanęła na głowie, nie wcisnę jej w tę cholerną opaskę…

* * * * *

Jak można rozwiązać problem nic nie robiąc? Na przykład tak - mój chłopak ma przyjaciela z dzieciństwa, z którym mają mnóstwo fantastycznych wspomnień, z których potrafią się śmiać po tym, jak jeden z nich tylko wspomni słowo lub zanuci melodię. Uwielbiają sobie robić kawały. Sporo dzieciństwa i młodości przeżyli razem i OK, przyjaźń dobra rzecz. Tyle że o ile mój chłopak skończył studia, postarał się o dobrą pracę i ogólnie, można powiedzieć, jest ogarniętym człowiekiem, o tyle przyjaciel M. pozostał na etapie wesołego nastolatka bez pomysłu na życie.

Gdy się poznaliśmy z moim P., oczywiście szybko poznałam też M. Trochę mi to przeszkadzało, że praktycznie na każdą naszą randkę próbował się wkręcić, no bo przecież tak fajnie się spotykać ze znajomymi. Nie docierało do niego, że my chcieliśmy ten czas spędzać razem. Niestety był dosyć skuteczny we wkręcaniu się w nasze spotkania, pewnie też dlatego, że my obydwoje mamy miękkie serce i jakoś tam zawsze nam było szkoda, że będzie sam.

W pewnym momencie M. jakby coś ogarnął i postanowił wyjechać do siostry za granicę popracować. Te pół roku, kiedy go nie było, to dla nas był prawdziwy rozkwit naszego wspólnego życia i bliskości. Wynajęliśmy fajne mieszkanko i zamieszkaliśmy w nim. Mojemu P. poszczęściło się też w pracy i dostał propozycję przejścia na fajne stanowisko z niezłą wypłatą. No i wtedy właśnie pojawił się znów M. Niby niemający gdzie mieszkać, z resztką kasy z zagranicy, obiecał, że pomieszka troszkę i coś sobie znajdzie. Mijały tygodnie i nic.

Nadszedł dzień, kiedy P. miał pierwszy raz pracować na nowym stanowisku. Troszkę się denerwował jak będzie, ale dzielnie przygotował się psychicznie i nie tylko. Kupił sobie, wyprał i wyprasował koszule, które od tego dnia miał nosić na co dzień. Nie był do tego przyzwyczajony, ale co tam, jak trzeba, to trzeba.

Poranek zaczął się pięknie - P. w eleganckiej koszuli już ma wychodzić do pracy - a tu, na środku brzucha ma równe czarne kółko! Tak się wkurzył na M. za ten kawał, że po raz pierwszy w życiu powiedział mu, co myśli o jego ciągłym wtrącaniu się w nasze życie!. M. wyniósł się do brata, twierdząc cały czas, że to nie on. Ale kto? Ja w ogóle nie byłam rano w pokoju, z którego P. wziął czystą koszulę. Tam siedział M. i to on dzień wcześniej sobie żartował z tego, że od teraz P będzie chodzić w koszulach.

Ja wiem, że czarne równe kółko powstało, gdy P. zamykał puszkę z kawą, opierając ją na brzuchu. Domyśliłam się, że od spodu puszka była czarna, bo dzień wcześniej niechcący postawiłam ją na wystygniętym, ale jeszcze brudnym grillu.

Wyszorowałam puszkę, zatarłam ślady. Wreszcie mamy spokój!

* * * * *

Nienawidziłam dzieci. Wszyscy znajomi i rodzina mówili, że przejdzie mi, jak będę miała własne. Mam teraz dwójkę najsłodszych dzieci pod słońcem. I nienawidzę dalej wszystkich dzieci, z wyjątkiem swoich.

* * * * *

Pewnej zimowej nocy wracałem od kolegi po dość dobitnym świętowaniu nie wiem sam już czego. Ostatni autobus odjechał o 23, więc pozostało mi przejść się do mieszkania (zaledwie 7 km) przez nieźle zasypane śniegiem miasto.

Idąc postanowiłem skrócić sobie drogę na przełaj przez park. Po drodze znalazłem portfel. Zaglądam do środka, a tam dość spora ilość pieniędzy. Odruchowo rozejrzałem się, ale nikogo nie było. Przypomniałem sobie wszystkie seriale kryminalne i ten o księdzu też. Wpadłem na pomysł, że wytropię tę osobę po śladach.

Po chwili tropienia ujrzałem idącą sobie spokojnie niewiastę. Przyśpieszyłem i pierwsze słowa jakie wydusiłem z siebie to "Ej, czekaj!". Dziewczyna odwróciła się, zobaczyła biegnącego kolesia, który każe jej czekać i wymachuje czymś w ręku. Jak na zawołanie odwróciła się i pobiegła niczym Usain Bolt. Moja samoocena wtedy z spadła na dno Rowu Mariańskiego. W 3 sekundy dziewczyna przebiegła z 30 metrów i nagle wyłożyła się na łopatki. Pierwsze co zrobiłem, to salwa śmiechu. Podszedłem do dziewczyny. Nie mogłem pohamować śmiechu, dopóki nie zobaczyłem, że leży nieprzytomna.

Sprawdziłem, czy oddycha, a potem zadzwoniłem po pogotowie. Zdjąłem kurtkę i postanowiłem okryć poszkodowaną. Przyjechała ekipa ratowników, zbadali dziewczynę i ocucili ją. Pierwsze co od niej usłyszałem, to "Poje**ło cię, koleś?". Ja wręczyłem jej zgubę.

Liczyłem na coś jak w filmach, ale dostałem tylko zapalenia płuc, bo stałem przez 20 minut w samej bluzie.

* * * * *

Dzisiaj chciałam napisać o dziewczynie, którą każdy zna. Może nawet sam jest trochę taką dziewczyną. To ta, która jest zawsze gruba.

Mam w pracy co najmniej trzy przedstawicielki tego gatunku, w tym jedną miałam w moim zespole. Problem jest może mniejszy, gdy dziewczyna jest naprawdę gruba bądź ma jakieś problemy. Ale tak nie jest. Ona po prostu korzysta z każdej okazji, by usłyszeć: "Hej, wyglądasz pięknie, co ty mówisz?". Ale to jej nie wystarcza. Kupiłaś nową sukienkę i koleżanki cię chwalą? Och, ona też powie, że wyglądasz pięknie, ale na pewno doda, że ona sama wyglądałaby w tym jak rolada, i smutno spuści oczy, czekając na komplementy. Będzie jeść paluszki, którymi ją częstujesz, ale na pewno doda, że potem znów będzie musiała iść na dietę, bo już się nie mieści w spodnie.

W naszym zespole była kiedyś taka Daga. Mieliśmy jej trochę dość. Szczupła i pewna siebie, ale też zawsze łasa na komplementy. Na początku myśleliśmy, że ma poważny problem z kompleksami, ale później okazało się, że to kompletnie nie ten typ osoby. Kiedy setny raz powiedziała, że jest gruba, postanowiliśmy jej pomóc i udawać, że naprawdę tak myślimy. I podrzuciliśmy jej ulotki o diecie pudełkowej i programach "schudnij 20 kg w 1 tydzień" na biurku. Ot, taki żarcik. O matko, ale się burza rozpętała... Daga szalała po całym biurze, szukając sprawców, a w końcu nawet wpadła do naszego miłego menadżera Franka, który podszedł zobaczyć miejsce zbrodni i z pełnym profesjonalizmem zapytał:
- No, ale nie mówiłaś ostatnio, że szukasz jakiejś diety?
- No, niby tak, ale żeby mi takie rzeczy na biurku...
- Może ktoś chciał pomoc, akurat mu wpadło do ręki...
- Ale to sugeruje, że jestem gruba! A ja przecież... - i tutaj nastąpiło chyba zwarcie w systemie, bo po chwili zawiasu Daga przeprosiła za zamieszanie i odpuściła. Odtąd już nie dopraszała się o komplementy, udając fałszywą skromność i kompleksy.

Ale każdy zna jakąś Dagę. A jeśli jakaś Daga to czyta, to niech wie, że ludzie znają tę grę ;)
17

Oglądany: 78486x | Komentarzy: 27 | Okejek: 229 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało