Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Andrzej Gołota - prawie jak mistrz

31 208  
2   24  
Kliknij i zobacz powiększenie!Czekaliśmy czwarty raz - kolejna nieprzespana noc z galą światowego boksu, w której to nasz rodak miał grać pierwsze skrzypce.

Przepraszam, wkradł się błąd - było ich dwóch. Pierwszy - wielka niewiadoma - mało kto z nas miał okazję widzieć jegomościa z gór w akcji, drugi - żywa legenda o wspaniałej, ubarwionej karczmianymi bójkami, przeszłości, z pięknymi zresztą perspektywami na sportową, niedaleką (lata robią swoje, a młodzikiem nasz bohater nie jest) przyszłość. Chyba nikt nie bał się o kolejne uderzenia poniżej pasa, nikt też nie spodziewał się by Andrzej uciekał, jak za dawnych lat, w popłochu z ringu.

Najpierw, na rozgrzewczkę, zobaczyliśmy nową, wschodzącą gwiazdę polskiego boksu - nie był to może wirtuoz ringu, nie dał nam koncertu na drogich, perfekcyjnie wystruganych skrzypcach - miał mały, chudy flecik, ale mimo to nie spalił się i wykorzystał swoją szansę - dał radę innemu białemu łobuzowi i chwała mu za to. Pierwszy pas w naszych rękach, ale to dopiero początek - pomyślał pewnie każdy naiwny Polak, a takich przed telewizorami nie brakowało.

Nie ma co, emocje rosły, otwieraliśmy kolejne butelki z chmielowym napojem i w radości oczekiwaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. Obejrzeliśmy na dokładkę jeszcze jeden ciekawy pojedynek, w którym na rękawice zmierzyło się dwóch, nieproporcjonalnych względem siebie, bokserów rodem z Kotliny Kongo. Ciekawie było, bo i lekcje obcowania z ringowymi deskami są najczęściej ciekawe - tym bardziej, że w podobnych akcjach wyobrażaliśmy sobie walczącego Andrzeja i wcale, jak się okazało, się nie pomyliliśmy.



Nie można też nie wspomnieć o chronicznym wzbudzaniu w nas entuzjazmu - przecież co chwilę podgrzewani byliśmy przez komentatorów opiniami, iż dla Andrzeja to będzie krótka przeprawa. Po obejrzeniu walki trudno się nie zgodzić. Świat zamarł na 53 sekundy - tak, przez tyle czasu oglądaliśmy naszego najlepszego boksera w ’akcji’ i to całkiem nieprzeciętnej - nie wiem, czy szablonowy facet w jego wieku byłby w stanie trzy razy położyć się na ziemi i wstać w tak krótkim czasie, a tu Andrzej pozwolił swojemu koledze keszcze okładać się pięściami w czasie wykonywania tej trudnej czynności. Mało tego - Andrew robił na to wszystko fikuśne, gimnastyczne kołyski i tańczył z linami! Nie dziwię się wcale ludziom, którzy zapłacili 300$ by zobaczyć w ’Czikago’ ten wspaniały wyczyn, bo było warto.

Jak jednak, w miarę obiektywnie, ocenić całościowo przebieg tego szalonego wydarzenia sportowego? Internet stwarza taką śmieszną możliwość, że można się bardzo szybko komunikować z ludkami na całym świecie. No to sobie myślę, że źle nie zrobiłem, rozmawiając z wiernym kibicem Andrzeja, mieszkającym w amerykańskiej dzielnicy sexu i ekstrawagancji, co się Jackowem zowie. Powiedział mi, że on, podobnie jak wszyscy inni separatyści polscy, którzy odwiedzili tego pięknego dnia znaną ’czikagowską’ halę, był dumny z Andrzeja, a szczególnie z tego, że w tak stresującej sytuacji potrafił on energicznie wymachiwać nogami w geście zwycięstwa. Muszę przyznać, że sam jestem pełen podziwu wobec takiego zachowania naszego boksera.

Tyle na temat uczestników zajścia. Ja natomiast osobiście zastanawiam się, jak wiele dobroci tkwi w naszym zawodniku. Mało tego, że stworzył wspaniały show - dodatkowo pozwolił przecież zatrzymać pas mistrzowski zrozpaczonemu Lamonowi. Wielki człowiek i wielki gentleman. Ostatecznie jednak myślę, że Andrzej powinien porzucić wszelkie sentymenty i zmierzyć się ze swym ostatnim przeciwnikiem jeszcze raz, aby nie było już żadnych wątpliwości, że to Andrew jest lepszy, bo przecież jak zawsze internetowi złośnicy czepiają się szczegółów i krytykują wielkiego Polaka. Podobno tym razem byli na tyle uparci, że udało im się przeanalizować walkę i odnaleźć, w liczonej na setki kilometrów, taśmie magnetycznej z zapisem walki pewne niedociągnięcia w obronie Andrzeja. Ja tam osobiście tego wcale nie widziałem, bo po browarze z miejscowości Żywiec bardzo mocno mnie przycisnęło, a jak wróciłem to było już po zawodach i musiałem czekać aż do 17.00 na relację w Teleexpressie.
 



Oglądany: 31208x | Komentarzy: 24 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało