Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Młody ratownik medyczny w karetce III

55 474  
345   44  
Przejedźmy się na dyżur z naszym młodym ratownikiem. Dziś będzie ciężka walka o życie.

Młody ratownik medyczny w karetce na Joe Monster
Witajcie. Muszę was przeprosić za zwłokę, jakoś brakowało czasu. Rzuciłem się w wir pracy, a on mnie wciągnął i nie chciał puścić. Dziś chciałbym podzielić się z wami kilkoma historiami, które spotkały mnie ostatnio.Zacznę od prozaicznych sytuacji dla każdego, kto pracuje w ZRM (Zespole Ratownictwa Medycznego), czyli od panów o wątpliwej higienie osobistej, potocznie żuli.

Impreza pod centrum handlowym

Kolejny dyżur, zaczęło się robić ciepło, piękny słoneczny weekend, więc aż się chciało iść do pracy. Wiadomo, zaczynam każdy dzień od sprawdzenia karetki. Zajmuje mi to około 30 minut. Po tym czasie idę zjeść śniadanie. Zazwyczaj mi się to nie udaje i jadę na wyjazd. Ale w ten dzień się udało.

Mija 8, mija 9, mija 10 godzina, spokój. Ludzie w mieście korzystają z pierwszego słońca i na razie nie myślą, aby wzywać pogotowie. No ale mamy sobotę, w końcu to wszystko j****e.

No i koło godziny 11 wykrakałem. W 10 minut wszystkie karetki wyjechały, jako że byłem 3 na kolejce, to wyjechałem ostatni. Jakiś zwykły ból brzucha, leki rozkurczowe zadziałały, więc żegnamy się z pacjentką i wracamy na bazę. W międzyczasie koledzy zbierają jednego pana z ulicy i oddają go patrolowi policji, dowiadujemy się od nich, że dziś przyjeżdża na mecz do miejscowej drużyny ekipa kibiców z drugiego końca Polski, i na całe miasto zostają dwa patrole, reszta idzie na mecz plus dojeżdża pomoc z innego miasta. I nie ma co liczyć na szybki przyjazd policji. Zrozumiała sprawa.

Około 13 dostajemy wezwanie w kodzie pierwszym "na sygnale" o znanej nam treści: "Leży".

Przyjmuję wezwanie, co widzę?
Leży na chodniku, oddycha.
Adres pod naszym małym centrum handlowym.
Dane pacjenta: NN, lat 40.
Więc na 99.9% jedziemy do pijanego osobnika, tak zwanego obywatela świata.

Dojeżdżamy na miejsce w około 3 minuty. Widzimy na miejscu to, czego się spodziewaliśmy, nasz pacjent leży na chodniku przed wejściem do centrum handlowego. Podchodzimy, pytamy się o co chodzi, wezwała nas grupka chłopaków w wieku około 16 lat, dziękujemy im za pomoc, niech wiedzą, że zrobili "dobry uczynek".

Chwila badania i już wiemy - główny i jedyny problem u pacjenta to srogie upojenie alkoholowe. Zazwyczaj po wstępnym badaniu, które wykryje tylko upojenie alkoholowe, staramy się pionizować pacjenta, a jeśli jest w stanie się oddalić o własnych siłach, to odsyłamy go "w sobie znanym kierunku".

Więc i w tym przypadku podejmuję taką próbę, łapię pana za ubrania i podnoszę do góry. Pacjent stoi, ale widzę, że gdy go puszczę, to od razu upadnie.
W tym momencie wyskakuje z tłumu gapiów pewna kobieta. I krzyczy do mnie:
Co pan robi, to jest człowiek!
Odpowiadam zgodnie z prawdą:
Próbuję pana postawić.
Patrzy się na mnie, bo chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Jako że pacjent nie jest w stanie iść, ponownie sadzam go na chodniku pod ścianą, żeby mu się nic nie stało.
I wzywam patrol policji, żeby zainteresowali się panem, ponieważ nie nadaje się on na SOR.
W międzyczasie zaczynają się schodzić inni podobni do naszego pacjenta. Chyba wyczuli, że zaraz pan gdzieś się oddali, a obok niego leżą dwie pełne reklamówki puszek.
Po około 40 minutach przyjeżdża patrol policji, a dokładniej to WRD (Wydział Ruchu Drogowego).

Więc już z miejsca wiem, że pacjent nigdzie nie trafi, tylko zostanie na miejscu. Bo nie wezmą go do swojej Alfy. No ale przejmuje go patrol, więc niejako ja umywam ręce.

Wypełniamy kwity, wracamy na bazę. Po około 30 minutach ponownie jesteśmy wezwani pod ten sam adres, taka sama treść wezwania. Jadąc, widzimy naszego pacjenta sprzed 30 minut, który leży teraz z innej strony galerii. Teraz nie jest w cieniu, leży w słońcu. Wiemy, że policja go zostawiła pod opieką jego kolegów, żeby go odprowadzili. No ale ich brak.
Z miejsca witam się ponownie z panem, chwila leżenia w słońcu zadziała tak, że jak pod koniec naszej wcześniejszej interwencji kontaktował, to teraz ciężko się z nim dogadać. Ponownie wzywamy patrol policji. W tym momencie zza rogu wychodzi jego kolega i mówi, że tam ktoś potrzebuje pomocy. Kolega zostaje na miejscu, ja idę sprawdzić o co chodzi.

Widzę 5 panów w stanie upojenia alkoholowego, którzy spotkali się pod galerią, aby dalej celebrować piękny weekend. Oczywiście pacjent upojony alkoholem. Mówię, że jak chcą pomóc, to mają wezwać straż miejską. I odchodzę. Wracam do naszego pacjenta.
Po około 15 minutach przyjeżdża patrol, dwie dziewczyny. Informuję je, że około godziny temu był tutaj patrol i zbierał pana, ale go puścili, więc ponownie jesteśmy, i że nie nadaje się na SOR. Jedna dziewczyna rozumie i mówi, że jasne, bierzemy go i wywozimy, druga mówi, że nie będzie go wozić i zostanie na miejscu. Ta pierwsza jeszcze mówi, że przecież zaraz tu wrócimy po niego. Druga, starsza stopniem, się uparła, że go nie weźmie. No i tyle. Żegnam się z dziewczynami, mówiąc "do zobaczenia".

Ponownie przychodzą koledzy i zostają odesłani, żeby pana odnieść do parku i tam sobie dalej celebrować.

Po godzinie znów dostajemy wezwanie pod centrum handlowe. W tym momencie wiemy, że zaczynamy ich wywozić na nasz SOR. Powiedzmy, że ekipa SOR-u wie, że nie mamy Hiltona (Izba wytrzeźwień), i przyjmują ich na ten SOR, bo wszyscy wiemy, że ciągle będziemy do nich jeździć. Panowie lub panie dostają materac i leżą na ziemi wśród pacjentów, którzy potrzebują lub myślą, że potrzebują pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym. I tak sobie tam leżą, póki alkohol w ich organizmie spadnie do poziomu, w którym są w stanie sami odejść z SOR-u. Jeśli mają jakiś uraz głowy, to dostaną 10 już tomograf w tym roku. I tak to się kręci.

No ale wróćmy - podjeżdżamy na miejsce zdarzenia. A tam już nie ma ekipy, która była wcześniej, ale jest trzech innych. Pan, który z nami gadał godzinę temu teraz już jest sztywny, nie reaguje na żadne bodźce, po prostu zalał się w "trupa", więc wyciągamy nosze i pakujemy go do karetki, w międzyczasie pytam panów, którzy zostali na miejscu, gdzie jest reszta ekipy.

Odpowiadają:
Poszli do parku, tak jak ładne panie prosiły.
Ahm, wieziemy na SOR, informujemy co za pacjent, mówimy, że zaraz może tutaj trafić większa ekipa panów, bo już są nachlani w trupa. Tego dnia, od godziny 11 do 23, 4 zespoły pogotowia były u "obywateli świata" upojonych alkoholem łącznie 13 razy. "Taka praca".

Pierwsze NZK w pracy

Płynnie przejdę do cięższego tematu, tam, gdzie naprawdę jesteśmy potrzebni.
Na praktykach miałem 8 zatrzymań, w tym 3 jednego dnia na 12-godzinnym dyżurze w ZRM.
Dzwoniąc do dyspozytora po raz trzeci, dostaliśmy informację, że tego dnia dostajemy "złotą łopatę".

Jak się domyślacie, statystyka nie jest po naszej stronie, na praktykach na 8 NZK 8 skończyło się zgonem. No ale przyszedł ten dzień w pracy, kiedy to wezwanie nadeszło. Wcześniej już byłem przy zgonach, ale nie podejmowaliśmy żadnych medycznych czynności ratunkowych, bo oznaki śmierci były widoczne na pierwszy rzut oka, a ludziom też trzeba dać umrzeć.

Dzień jak co dzień, w pracy czarno. Wezwanie za wezwaniem. Jesteśmy na SOR-ze, zdajemy pacjenta. W międzyczasie dostaję telefon od dyspozytora, że jak możemy, to uwińmy się szybciej, bo ma kolejne wezwanie. "Ból w klatce piersiowej, centrum miasta". Mówię - jasne, staramy się robić co możemy.

Warto żyć dobrze z dyspozytorem, ogólnie warto żyć dobrze z każdym, kto pracuje w systemie. Jest po prostu prościej, gdy wita cię uśmiech, a nie "Kur... znów oni".
No i zdałem pacjenta, kieruję się do karetki. Kolega pali fajkę, więc mówię "Kończ szybko, bo mamy następne wezwanie, ja tylko ogarnę kwity". Idąc dostaję telefon od dyspo "Ile jeszcze?". Minuta, dwie i jesteśmy gotowi. Rozłącza się. Po minucie kolejny telefon od dyspozytora:
- Ile jeszcze, bo mamy NZK - pyta.
- Dawaj, wrzucaj, gotowi jesteśmy.
- To zmieńcie status, bo nie mogę wrzucić.
Ustawiam status na "powrót do bazy" i w tym momencie po sekundzie wpływa wezwanie. NZK Kod 1, na sygnale.
Lat 62, kobieta.
Myślę "ohoo, chyba ból w klatce przerodził się w NZK", ale patrzę na adres. Wioska jakieś 15 km od nas. Tak że kompletnie inne wezwanie. Serce bije szybciej. W głowie szybkie przypomnienie schematu i co muszę przygotować w karetce. Kolega daje z mercedesa wszystko, co jest możliwe, jedziemy. Godziny szczytu utrudniają skrócenie czasu przejazdu. Znów telefon od dyspozytora.
Wysłałem wam tam HEMS do pomocy, powodzenia, chłopaki.
*HEMS to Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, czyli helikopter ratowniczy, nazywany potocznie "śmigłem".

Dzięki za info, lecimy dalej. W karetce przygotowuję Zolla (defibrylator). Upewniam się, że są podpięte dobre pady (miękkie łyżki, wygląda to tak jak poniżej).

Młody ratownik medyczny w karetce na Joe Monster

Wszystko gra, z plecaka wyciągam worek samorozprężalny i również go szykuję, wpinając do niego wszystko, co w nim powinno być, czyli rezerwuar, filtr, dren do tlenu. I kilka maseczek, żeby dobrać dobry rozmiar.

Jadąc jeszcze łapiemy kontakt radiowy na kanale ogólnopolskim. HEMS mówi, że będą za około 15 minut. My informujemy, że będziemy za jakieś 5.

Jesteśmy na miejscu, zabieram przenośne radio, wybiegam z karetki w stronę domu, kolega jest za mną. Wbiegamy do domu, leży kobieta na ziemi, RKO prowadzi jej syn. Rzucamy sprzęt, w międzyczasie zadaję pytanie:
- Od kiedy pan uciska klatkę piersiową?
- Jakoś od 15 minut, odkąd mi powiedział dyspozytor, żeby to robić.
- A od kiedy pani tak leży?
- No jakieś 5 minut tak leżała, aż zauważyłem, że coś jest nie tak.
No nic, jest nadzieja, zaczynamy ABC:
A - Airway (drogi oddechowe) - Udrożniamy
B - Breathing (oddech) - Nie oddycha
C - Circulation (tętno) - Nie ma tętna
Potwierdzam zatrzymanie krążenia, kolega zaczyna uciskać klatkę piersiową, ja
podpinam miękkie łyżki, sczytuję co mamy za rytm. Migotanie komór. Podejmujemy decyzję o defibrylacji. Kolega ponownie zaczyna uciskać, ja ładuję defibrylator, kiedy on drze się wniebogłosy, że jest gotowy do wyładowania, kolega przerywa uciski, wyładowanie. I zaczynamy pętlę 2-minutową.

W tym momencie stosujemy pętle 30:2, czyli 30 uciśnięć, 2 wdechy. Zaczynam od razu od wdechów, bo już chwilę panią uciskamy. W tym momencie mam 2 minuty na zajęcie się drogami oddechowymi, żeby udrożnić je w lepszy sposób niż udrożnienie ręczne. Podejmuję decyzję o założeniu rurki krtaniowej (LT-D). Znajduję rozmiar, szykuję wszystko, OK, mamy. Wkładam, uszczelniam balony.

Potwierdzam założenie rurki krtaniowej poprzez osłuchanie żołądka i 2x miejsc nad płucami. Potwierdzam, że rurka jest w dobrym miejscu i powietrze nie idzie nam do żołądka, a do płuc (prawidłowo założona wygląda tak jak niżej, balony blokują nam przecieki do żołądka, wentylacja odbywa się miedzy dwoma "niebieskimi" balonami).

Młody ratownik medyczny w karetce na Joe Monster

W tym momencie zaczynamy stosować resuscytację asynchroniczną, czyli kolega uciska, ja co ~6 sekund wprowadzam pacjentce jeden oddech. W tym samym czasie szykuję dojście dożylne, znajduję żyłę, wkładam wenflon, wyjmuję mandryn, krew leci - jestem w środku żyły. W momencie zaklejania wenflonu mijają dwie minuty. Analiza.

Asystolia (przyp.: brak czynności elektrycznej serca). Nie wróży to dobrze. Teraz ja przejmuję uciski klatki piersiowej, żeby kolega nie opadł z sił i by te uciski były dobrej jakości. Kolega szykuje adrenalinę, którą musimy podać w rytmie niedefibrylacyjnym. Podaje. Działamy dalej według schematu. W międzyczasie słyszę, że nad nami hihikopter zaczyna latać. Leci pomoc. Na radiu odzywa się ratownik HEMS:
Kszhshshs Ratownik 999 kszhszh lądujemy
Większości nie rozumiem. Klasycznie radio przenośne nie działa tak dobrze jak stacja w karetce. Po chwili wbiega do nas lekarz. Pyta, co mamy. Mówię, że zatrzymanie od około 20 minut. My na miejscu jesteśmy około 7 minut, 3 analizy. Jedno wyładowanie na samym początku.


Przychodzi ratownik, witamy się i zaczynamy w 4 osoby prowadzić dalszą resuscytację.
W międzyczasie zdaję lekarzowi pacjenta, czyli podstawowy wywiad, który udało się zebrać od syna.

Symptomy - pacjentka uskarżała się na ból w klatce piersiowej, straciła przytomność.
Alergie - alergie.
Medykamenty - syn nie wie.
Przebyte choroby - pacjentka choruje na nadciśnienie i "jakieś inne choroby serca".
Lunch (ostatni posiłek) - około 2 godzin przed zatrzymaniem.
Ewentualnie coś jeszcze - pacjentka straciła przytomność oglądając telewizję.

Syn na moją prośbę przygotował leki, które pacjentka przyjmuje i ostatnie wypisy ze szpitala. My nie mieliśmy czasu, żeby w nie spojrzeć, ale lekarz, który przybył na miejsce, jako że jest więcej rąk do pracy, może zająć się papierami. My dalej w 3 osoby manualnie walczymy o życie pacjentki.

Z wywiadu podejrzewamy zawał serca, który doprowadził do zatrzymania. Ekipa HEMS-u również tak myśli. Musimy pacjentkę wyciągnąć z drugiego świata, żeby jej pomóc, na miejscu nic innego nie zrobimy.

Po 30 minutach na miejscu zdarzenia i utrzymującej się asystolii lekarz stwierdza zgon. Ciężka sytuacja. Wstajemy, ocieramy pot z czoła i zbieramy sprzęt, dokładnie patrząc, czy nie zostawiamy nic ostrego (igły, wenflony, ampułki). Staramy się zostawić porządek, zabieramy wszystkie rzeczy, które po nas zostają. Żeby wśród tej tragedii rodzina nie przypominała sobie tej reanimacji. Nie jest to "ładny" widok, gdy staramy się uratować osobę. Staramy się robić co możemy. Nie zawsze się udaje.

Wychodzimy z domu, dziękujemy sobie za pomoc z ekipą HEMS-u. My wchodzimy do karetki, oni idą do śmigła.

Szybki debrif w karetce co mogliśmy zrobić lepiej, czy wszystko zrobiliśmy jak powinniśmy. No i mówimy co myślimy. Jest to dla mnie ważne, ciągle jestem młody. Chcę wiedzieć, co mogłem zrobić lepiej. Kolega z 6-letnim doświadczeniem swoje już widział. Mówi, że dobrze mu się ze mną współpracowało. Muszę więcej uwagi zwracać na ostre rzeczy. Żebym składował je w jedno miejsce albo najlepiej chował od razu do pojemnika na ostre rzeczy. Jak igły były schowane, tak ampułki po lekach leżały w kilku miejscach. Podobało mu się, jak zdałem pacjenta HEMS-owi. I jak przygotowałem sprzęt do "pierwszego rzutu w NZK".
Ja również mówię, co mi się podobało, a co nie. Adrenalina powoli schodzi z ciała. Zaczynam czuć zmęczenie.

Medycznie zrobiliśmy wszystko co mogliśmy jako zespół 2-osobowy. Ciężko jest trzymać się idealnie schematu ERC (Europejska Rada Resuscytacji). Szczególnie pierwsze 5 minut w zatrzymaniu jest ciężkie do ogarnięcia. Trzeba zrobić kilka rzeczy. A rąk brakuje. Ale podejmujemy decyzję, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, żeby pacjentkę uratować. Po prostu nie każdego da się uratować.

Staramy się porozmawiać, aby zamknąć tę sytuacje tam na miejscu, zamykając kartę wyjazdu chcemy zamknąć swoje emocje, zostawić tragedię na miejscu i jechać dalej. Niestety chyba nigdy się to nie uda i każdy ciężki wyjazd zostanie mocniej lub mniej mocniej w głowie.

Gdy jeszcze myślę o tym zatrzymaniu, zauważam jedną ciekawą zależność.
Nie pamiętam twarzy osób, które reanimowałem. Pamiętam sytuacje, które miały miejsce dookoła, w jakim miejscu to było, co się działo dookoła. Z tego zatrzymania pamiętam rudego kota, który siedział obok telewizora i ciągle na nas patrzył. Z innego pamiętam policjanta, który przyjechał na miejsce zdarzenia. Jak się okazało, nie był tam służbowo... to był jego ojciec.

Tak ciężkie sytuacje zostawiają ślad na głowie. Może to lepiej, że nie pamiętam tych twarzy? Słyszałem już zdanie, że potrafią się one przyśnić po nocach. Wiem jedno, jak długo będę starał się zrobić wszystko, co w mojej mocy, tak długo nie powinienem miewać takich snów. Walczymy o życie, nie tylko pacjenta, ale też o swoje normalne życie. A przykładanie się do swojej pracy, niezaniechanie obowiązków, zapewni - moim zdaniem - spokojne noce.
Ale przyjdą te zdarzenia, które mimo wszystko będą się śnić... Oby jak najpóźniej.

* * *

Następny artykuł postaram się napisać szybciej. Życie przyszykowało kilka historii, jak na przykład wezwanie "Dostał nożem w tętnice udową". Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie Sierżanta Bagietę i ekipę z discorda czy grupy Piekarnia Sierżanta. Dzięki!

Poprzedni odcinek z tej serii tutaj!

4

Oglądany: 55474x | Komentarzy: 44 | Okejek: 345 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało