Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych XVI

19 820  
5   23  
Polak przekorny i tak kliknie...W czym wyprać dywan nie mając proszku do prania pod ręką? Jakie są substytuty wiertarki? Tudzież czym w końcu okazała się dziwna śruba? Jak zawsze mali ciekawscy świata odkrywają go w swój sposób. Całkowicie doświadczalny. Lepiej, gorzej, ale zawsze do przodu. Niestety dla niektórych nie kończy się jedynie na klasycznym laniu... 

UWAGA: Nie powtarzajcie tego nigdy, oraz uważajcie na swe pociechy...

Kiedyś spędzałem wakacje na wsi. Diabli wiedzą ile mogłem mieć wtedy lat, a boję się zapytać starszej bo znów będzie miała powód do śmiechu. Zobaczyłem gdzieś w sklepie samochód zabawkę którego mamuśka za nic nie chciała mi kupić, więc najpierw był płacz, potem wrzask, kłótnia, etc, aż w końcu zdecydowałem... uciekam z domu! Decyzja została podjęta. Wziąłem swój plecaczek, czapeczkę (żeby udaru nie dostać i żeby przed deszczem chroniła), spakowałem w plecak suchego chleba i butelkę kranówy i zwiałem... pod las (jakieś 200 metrów) i tam siedząc i chlipiąc przesiedziałem ponoć caaały dzień. Muszę jeszcze dodać że nie odniosło to skutku i auta nie dostałem.

by eXkudłaTy

* * * * * 

Mając troszkę więcej lat lubowałem się w sprawdzaniu palności różnych substancji chemicznych. Nasączyłem bandaż elastyczny smarem do nart i trzymając w ręku podpaliłem. W sumie nic by może nie było, ale to draństwo zajęło się całe w sekundę więc rzuciłem płonącą ścierę na... plecak!
 Rodzice niczego nie świadomi spali smacznie w drugim pokoju. Kawałek płonącego bandaża został zagaszony na dywanie klapkiem, a plecak albo oblałem herbatą, albo też zgasiłem kapciem. Starsza dowiedziała się po tygodniu bo skrzętnie ukrywałem wypaloną w plecaku dziurę. Do tej pory zastanawia mnie co by było gdybym tego nie zdążył zgasić.

by eXkudłaTy

* * * * * 

Swego czasu gdy miałem 2 latka i mieszkałem w domku jednorodzinnym w Kołobrzegu nadeszło niezwykle upalne lato. Ja jako mały brzdąc ciekawy świata postanowiłem wyjść na taras. Posiedziałem na tym tarasie jakiś czas a że gorąco to i pić się chce... Podczas rekonesansu znalazłem jakąś butelkę po oranżadzie w której był jakiś płyn, no to chlup w ten głupi dziub... Okazało się że nasz gospodarz wlał tam sobie cudem zdobyty rozpuszczalnik! Podobno przez cały dzień po moich beknięciach w całej chacie śmierdziało owym specyfikiem

by Detlef8

* * * * * 

Z kolega Rafałem, w głębokiej podstawówce postanowiłam zrobić "ELIKSIR". Tak to się właśnie nazywało, a składało się z wielu rzeczy, organicznych i nieorganicznych, m.in. owoców, atramentu, ligniny w litrowym słoiku. Robiliśmy to w bliżej nieokreślonym celu, dorzucając, co komu do głowy przyszło. Była zima, więc najlepszym miejscem, gdzie można przechowywać eliksir był kąt za zasłoną przy kaloryferze. Co tydzień była zmiana przechowującego - dla bezpieczeństwa. Wybuchnąć nie wybuchło, ale cuchnęło naprawdę zdrowo ( słoik bez zakrętki, przykryty folią, nie wiem, dlaczego, ale na pewno był ważny powód). W końcu mój ojciec poprawiając zasłonę kopnął nasz słoik i ku mojej rozpaczy rozlał zawartość. Mama musiała kupić nowy dywan, a okna mimo stycznia były długo otwarte.

by Amiel

* * * * * 

Mama kolegi Rafała miała na honorowym miejscu w dużym pokoju kilka lalek, pewnie z dzieciństwa. pewnego dnia postanowiliśmy zmienić im nieco image. Rafał ściął im włosy a ja świecowymi kredkami zrobiłam makijaż, poprawiając tu i ówdzie lakierem do paznokci. Następnego dnia lalek nie było, a Rafał był jakiś niewyraźny.

by Amiel

* * * * * 

Miałem wtedy może 2 może 3 lata i byłem osobnikiem bardzo ciekawym świata. Opisanej historii nie pamiętam, ale rodzice nazbyt często mi ją przypominali... Otóż pewnego pięknego dnia tata postanowił powiesić w łazience suszarkę na bieliznę. W tym celu skorzystał z pomocy narzędzia, które niezmiernie mnie fascynowało – WIERTARKI. Bardzo chciałem mu pomóc jednak na moje usilne prośby aby dał mi trochę powiercić zupełnie nie reagował. Postanowiłem więc wziąć sprawy w swoje ręce. A ponieważ w domu nie było drugiej wiertarki musiałem posłużyć się wyobraźnią. Z wieszaka w kuchni zdjąłem grzałkę do gotowania wody (jako substytut wiertarki), zaniosłem ją do salonu i włączyłem ją do kontaktu. Wszystko to odbyło się za plecami mamy która była zajęta gotowaniem obiadu. Po kilku minutach zabawa „wiertarką” znudziła mi się więc zostawiłem ją na dywanie. Całe szczęście ze mama poczuła woń palącego się dywanu i w porę go ugasiła. Oczywiście dostałem w dupę, a rodzice musieli przemeblować pokój żeby zasłonić dziurę w dywanie. Do dziś mam w sobie smykałkę do majsterkowania.

by Karol

* * * * * 

Miałam może ze 3 lata. Chciałam pomóc mamie w sprzątaniu i uprać dywan. Wiedziałam, że dywan się pierze białym proszkiem. Niestety z białych proszków była mi dostępna mąka i cukier (proszek do prania był przede mną schowany, żebym go nie zjadła i się nie struła). Mama zastała mnie w trakcie odklejania się do dywanu - wszędzie były rozłożone kawałki waty, bo inaczej nie dało się chodzić. Lania nie dostałam, bo intencje miałam dobre...

by Maja_72

* * * * * 

Kiedyś chciałam pomoc siostrze w przygotowaniu jakiś form przestrzennych czy jakiegoś tam innego dziadostwa i co mi przyszło za me dobre serce? Starsza siostrzyczka wkurzyła się, że jej nic nie wychodzi, wbiła mi cyrkiel w udo i przebiła mi jakąś tętnicę. Krew tryskała jak fontanna. Więcej już jej nie chciałam pomagać.

by Mr.Hahn

* * * * * 

Którejś pięknej wiosny pojechałam z moim ciotecznym rodzeństwem (brat i siostra) do rodziny na wieś. Poszliśmy sobie połazić po lesie i wszystko byłoby dobrze, gdybym nie zaczęła marudzić, że jestem głodna. Mieliśmy wtedy po 6-8 lat. Moja cioteczna siostra nakarmiła mnie zawilcami - zżarłam dwa bukiety, taka byłam głodna. I nic mi nie było, nawet biegunki nie dostałam (dzieci mają żołądki, jak strusie).

by Maja_72

* * * * * 

UWAGA! Tekst drastyczny, jeśli jesteś osobą wrażliwą odpuść sobie go, a zamieszczony jest ku przestrodze...

Rzecz się działa lat temu kilka... Jako smyk często byłem zawożony przez matulę na jakiś okres czasu do dziadków na Roztocze. Tam przebywałem z reguły tydzień lub dwa, dając rodzicielce trochę czasu, aby mogła sobie ode mnie odpocząć. Nieszczęśliwym trafem babuleńka moja mieszkała niedaleko torów kolejowych i w okolicy, gdzie toczyły się jakieś walki partyzanckie w okresie II wojny światowej. (Było nie było, Roztocze to w końcu lasy...). Wracając do tematu. Z moim starszym bratem ciotecznym mieliśmy taką zabawę, że rozbijaliśmy czymś ciężkim rudę żelaza (jak wspomniałem babcia mieszkała przy torach i tam jeździły sobie transporty
na wschód). Zabawa była przednia, bo ruda uderzona iskrzyła i "strzelała". Do pewnego niefortunnego momentu, gdy bracik mój będąc na grzybach znalazł dużą "śrubę". Śruba była spora i ciężka więc do rozbijania rudy nadawała się prawie idealnie. Mieliśmy radochy co niemiara, aż do momentu gdy po jednym z uderzeń jak nie pie*dolnęło!!! Po paru sekundach ocknąłem się cały w krwi. Biegiem do babci. Telefon na pogotowie i do szpitala... Okazało się, że rzeczona "śruba" była zapalnikiem od moździerza! Finał historii nie jest dzięki Bogu najgorszy. Mnie wypisano po tygodniu, kuzyn poleżał trochę dłużej. Obydwaj byliśmy trochę poszatkowani odłamkami, ale ponieważ był to tylko zapalnik (gdyby była dołączona głowica to flaki z nas by pewnie zbierali w promieniu 20m) przeżyliśmy. Ja dalej nosze w klatce piersiowej 2 kawałki żelastwa z tego ustrojstwa a bratu z prawej ręki zostały 3 palce... Do dzisiaj ma ksywę "Saper"... I naprawdę nie wiem jakim cudem nie skończyło się gorzej...

by Danielus


Chcesz zaistnieć w serialu? Nic prostszego! Przypomnij sobie traumę, podpisz się nickiem i ślij śmiało...


Oglądany: 19820x | Komentarzy: 23 | Okejek: 5 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało