Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Z życia działu blacharsko-lakiernicznego oczami naszej bojowniczki

57 798  
328   48  
Pamiętacie mój artykuł o infolinii towarzystwa ubezpieczeniowego? Zaraz po tej pracy trafiłam do działu blacharskiego ASO popularnej marki aut – klasyczne „z deszczu pod rynnę”.


Pracowałam tam dwa lata i dziś wiem, że spektrum klienckiego debilizmu nie ma granic. Warsztaty przejęły znaczną część procesu likwidacji szkody – wykonują oględziny, zbierają dokumentację, dopraszają się o uznanie oczywistych uszkodzeń, a później o pieniądze za naprawę. Te źle zarządzane jak „mój” - za darmo, te lepiej – za dobry hajs. Roboty jest mega dużo, masa papierologii i jeszcze więcej odbierania telefonów.

Pamiętacie, jak wkurzał mnie dialog:

- Co się stało?
- Kolizja.
- powtarzany 50 razy w ciągu dnia?

Blacharski odpowiednik tej rozmowy to w ASO (przykładowo) Forda:
- Jak tam idzie naprawa mojego forda?
- Którego?
- Srebrnego.

Od pracy na infolinii blacharnię odróżnia to, że twarzą w twarz klienci już nie są tacy krzykliwi i chętni do obrażania rozmówcy. Zdarzają się też bardzo mili (najczęściej) starsi ludzie, którzy jeszcze mają nawyk odwdzięczania się i przynoszą domowe nalewki, korniszony czy inne pączki, albo przedstawiciele handlowi, zostawiający kartony mrożonek albo zgrzewki piw.

Jako pracownik działu blacharsko-lakierniczego dowiesz się, że:

#1. Dla klienta propozycja jeżdżenia darmowym, nowszym od samochodu klienta autem zastępczym na czas naprawy (jakieś 3 dni) jest upokarzająca, ponieważ zastępczak jest... w kolorze czerwonym [tutaj ważną informacją jest, że auto zastępcze nie przysługuje w absolutnie każdym przypadku – jeśli naprawiasz pojazd z AC, to na 90% auto ci nie przysługuje i może dostaniesz od ASO grzecznościowo, chyba że zapłaciłeś za odpowiedni assistance].

#2. Dostałeś samochód zastępczy zatankowany i umyty, a oddajesz na rezerwie? Oczywiście, że nie musi pan tankować, przecież w blacharni ropa płynie z kranu jak Johnny Walker u Bolca z „Chłopaki nie płaczą”.

#3. Na samochodach znają się tylko faceci. Nie zliczę telefonów zaczynających się od „niech pani przełączy do jakiegoś kolegi” - to się chyba nigdy nie zmieni i kobiety w branży motoryzacyjnej nigdy nie będą na równi z mężczyznami.

#4. Zdarzają się klienci, którzy potrafią 20 minut stać z doradcą serwisowym nad autem i naciągać na dodatkowe naprawy niezwiązane ze szkodą. Najlepiej jeszcze jakby za darmoszkę dorzucić nowe wycieraczki, komplet opon i choinkę o zapachu kokosowym (i nie żartuję, bo sama obsługiwałam kilku cwaniaczków zaczynających tak rozmowę o naprawie ich auta, a pracowałam w ASO, które ma terminy napraw za 3-4 tygodnie, więc raczej nie musi się prosić o robotę). We własnym gronie nazywamy ich „żebrakami”.

#5. Wypełnienie dwustronnego druku zgłoszenia szkody, który składa się głównie z danych twoich, twojego samochodu i schematycznego rysunku zdarzenia to „za dużo roboty”.

#6. Facetom jest się mega trudno przyznać do obicia samochodu, mimo że ewidentnie wymusili pierwszeństwo (proszę pani, ale to ON uderzył WE MNIE!) albo przyjeżdżają trzeci raz w ciągu roku z identyczną obcierką o bramę garażową (zawsze wina nieobecnej żony).

#7. Z drugiej strony są takie asy, które mają szkody co 4-6 tygodni (mieliśmy takiego lidera tabeli, który w firmowym półtorarocznym samochodzie nie ma już chyba żadnych fabrycznych blach i ma z tym całkowity luz).

#8. Kamerki samochodowe bardzo się przydają – przynajmniej raz w miesiącu miałam zgłoszenie, w którym wina na 99% byłaby przypisana poszkodowanemu (klasyczna sytuacja - sprawca zaczyna nagle cofać i uderza specjalnie w pojazd bezpośrednio za sobą, albo wymusza pierwszeństwo zmieniając pas ruchu i nagle hamuje. Coś takiego:


Bez kamerki policja najprawdopodobniej stwierdzi winę pojazdu z tyłu.

#9. Wielu drobnych przedsiębiorców, albo co gorsza księgowych (!) nie ma pojęcia o podstawowych przepisach dot. odliczenia VAT-u i do tego mają problem z przeczytaniem jednozdaniowego pisma, w którym wzywamy ich do zapłaty 50% lub 100% VAT z FV za naprawę. Codziennie dostaję telefon typu:
- A bo pani mi wysłała pismo.
- I w czym mogę pomóc?
- No dlaczego ja dostałem to pismo?
- A co jest w nim napisane?
- „Proszę o uiszczenie 50% kwoty VAT za naprawę” [ewidentnie czyta to po raz pierwszy]
- Czy coś wymaga wyjaśnienia?
- Nie.

Wiadomo, że paliwko fajnie wrzucić w koszty, ale naprawę samochodu to już niekoniecznie.
- najbardziej zaradne i ogarnięte emocjonalnie kobiety to marynarzowe – zawsze z kompletem upoważnień, bez dramatycznych opisów wydarzenia, tylko konkret.

#10. A najgorsze są te maskotki, „z zawodu żony”, które potrafią mieć problem z wypełnieniem prostego druczku, ale modele BMW i mercedesa wymieniają na jednym wdechu.

#11. Jeśli jesteś pociotkiem właściciela, to nie ma żadnego problemu, żebyś łapał się na żart starszy niż węgiel pt. przynieś fazę w wiaderku, odkręcał koła bez lewarka i notorycznie psuł nowe, drogie i oryginalne części, a jednocześnie nazywał się blacharzem. I jest to pewnego rodzaju pokłosie braku porządnych szkoleń dla garstki chętnych do nauki praktykantów. W naszej blacharni średnia wieku blacharzy i lakierników to około 50 lat, więc i ta branża za chwilę zmierzy się z brakiem rąk do pracy.

#12. Warto sprawdzać auto z zagranicy w autodna.pl lub innej tego typu stronie - kolega został kiedyś uproszony przez starszego pana napalonego na furę z Niemiec o sprawdzenie w naszych systemach, czy coś miał robione. Cena była podejrzenie dobra, bo tylko 25 tysięcy. U nas nic nie pokazało, bo mamy tylko dane z Polski, ale kolega namówił go, żeby dziadek odżałował te 30 zł i zamówił ten raport VIN. Okazało się, że dziesięcioletni samochód miał 24 szkody.

#13. Żaden z blacharzy nie chciał się podjąć naprawy auta, którym zabito człowieka - zaproponowali kierownikowi blacharni, że nawet mogą po nim poskakać, żeby była całka, ale nie będą go rozbierać i naprawiać. Co ciekawe, leasingobiorcy również było to na rękę, bo żaden z kierowców w jego firmie również nie chciał tym busem jeździć.

#14. Auto z większym silnikiem wyjechało z salonu? No to blacharnia może już zamawiać pod niego części. Wszelkie Mustangi czy TT przyjeżdżają do nas po raz pierwszy mając na liczniku do 5 tysięcy kilometrów, a potrafią stać po kilka miesięcy, bo części są niedostępne. Rekordzista stał u nas 7 miesięcy - właściciel auta wchodził do blacharni jak do siebie, a z blacharzem, który zajmował się jego furą, przeszedł na „ty”.

#15. Możesz oddać auto do ASO i mieć złudne poczucie bezpieczeństwa (bo rzeczywiście większych wałków nie będzie), ale w ciągu dwóch lat sama rozwaliłam dwa auta klientów, a kierownik po prostu wrzucił naprawy w koszty, bo moja poprzedniczka roztrzaskała pięć.

Ostatnio zmieniłam branżę - widzimy się za dwa lata :)
10

Oglądany: 57798x | Komentarzy: 48 | Okejek: 328 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało