Wydaje się, że mecze, w których brylowali Zinedine Zidane (Real Madryt, Juventus Turyn), Pep Guardiola (legenda FC Barcelony) czy Diego Simeone (Atletico Madryt, Inter Mediolan) odbywały się całkiem niedawno. Tymczasem od piłkarskich sukcesów wymienionych przed chwilą gwiazdorów minęła już sportowa epoka i dzisiaj ci wybitni zawodnicy przez młodsze pokolenia kojarzeni są głównie z ławką trenerską.
Nie ma jednak żadnej zasady co do talentu futbolowego i późniejszego przełożenia go na sukcesy szkoleniowe. Zbigniew Boniek, jeden z najlepszych polskich piłkarzy (zawodnik Romy i Juventusu, z którym wygrał Puchar Europy) odbił się od biało-czerwonej kadry, rezygnując z dowodzenia nią po zaledwie pięciu meczach. Nawet boski Diego Maradona w swoim kraju na trenerskiej ławce nie zdziałał cudów – prowadzona przez niego reprezentacja Argentyny z Leo Messim i Carlosem Tevezem w składzie w koszmarnym stylu (0:4 z Niemcami w ćwierćfinale) odpadła z mundialu w RPA, a aktualnie jest szkoleniowcem meksykańskiego Dorados.
Odwracając nieco proporcje można spytać – czy da się rządzić i dzielić w szatni, nie znając jej specyfiki od tej drugiej, zawodniczej strony? Okazuje się, że nie ma z tym większego problemu – wśród znanych trenerów, którzy w ostatnich latach odnosili sukcesy i byli charakterystycznymi przedstawicielami swojej profesji, jest przecież całkiem spore grono niespełnionych piłkarzy lub nawet takich jegomościów, którzy karierę w sporcie rozpoczęli właśnie od trenerki.
José Mourinho
„Proszę, nie nazywajcie mnie aroganckim, ale jestem zwycięzcą Ligi Mistrzów i myślę, że jestem tym wyjątkowym” – ta wypowiedź dobrze obrazuje charakter urodzonego w 1963 roku szkoleniowca Manchesteru United. „The Special One” to postać bardzo kontrowersyjna – część zawodników stoi za nim murem, jak chociażby Zlatan Ibrahimović, dla innych (szczególnie w Katalonii) jest natomiast kimś na miarę filmowego antagonisty. Mourinho nie robi sobie z tego zbyt wiele: „Jeśli nienawidzą mnie w Barcelonie, to ich problem – nie mój. W moim słowniku piłkarskim nie ma słowa strach” – stwierdził buńczucznie.
Metody szkoleniowe Portugalczyka od lat budzą dyskusje, jednak lista jego trofeów wygląda całkiem imponująco – Liga Mistrzów wygrana z Porto (2004) i Interem (2010), do tego liczne zwycięstwa w rozgrywkach krajowych – oprócz czempionatów zdobywanych z wymienionymi wcześniej drużynami, triumfował w lidze z Chelsea Londyn i Realem Madryt. Ostatnim sukcesem José, tym razem prowadzącym Manchester United, była Liga Europy, która padła jego łupem w sezonie 2016/17. Mourinho jako grający w pomocy zawodnik był jednak bardzo przeciętny. Nigdy nie wyszedł poza swój rodzinny kraj, w którym zaliczył takie „potęgi” jak Rio Ave, Belenenses, Sesimbra i zakończył przygodę z piłką w wieku 24 lat.
Arsčne Wenger
Doświadczony Francuz aż 22 lata spędził na ławce Arsenalu, z czego kilka ostatnich sezonów kojarzy się głównie z wielkimi rozczarowaniami i szyderą związaną z czwartym miejscem, tak często zajmowanym przez londyński klub. Wenger w trakcie tych dwóch dekad nieraz jednak potrafił udowodnić swoją charyzmę i talent – w rozgrywkach 2003/04 prowadzeni przez niego „Kanonierzy” zdeklasowali resztę stawki w Premier League, kończąc sezon na szczycie tabeli bez nawet jednej porażki. Ciekawostka – jeszcze przed objęciem Arsenalu, Wenger trenował japońską drużynę Nagoya Grampus Eight, w której składzie znalazł się przyszły czterokrotny król strzelców Ekstraklasy i reprezentant Polski – Tomasz Frankowski.
Arsčne jako zawodnik reprezentował barwy kiepskich drużyn (Mutzig, Mulhouse, ASPV) i właściwie nigdy nie był materiałem na gwiazdę futbolu. Urodzony w 1949 roku szkoleniowiec raczej nie traktował sportu w kategoriach inwestycji w przyszłość – jeszcze w trakcie mało owocnej kariery skończył studia ekonomiczne. Granie zakończył jako piłkarz Strasbourga, który w sezonie 1978/79 wygrał nawet ligę francuską, jednak rola Wengera w zwycięstwie była marginalna – występował głównie w drużynie rezerw, a w trakcie mistrzowskiej fety zajęty już był pracą z młodzieżą.
Julian Nagelsmann
To szkoleniowiec zdecydowanie na dorobku, jednak bez wątpienia należy umieścić go w tym zestawieniu – chociażby dlatego, że ma na koncie kilka rekordów związanych ze swoim wiekiem. Urodzony 23 lipca 1987 roku i trenujący 1899 Hoffenheim Nagelsmann został pierwszym tak młodym trenerem w Bundeslidze (pracę rozpoczął 11 lutego 2016 roku) oraz w Lidze Mistrzów (miał 31 lat i 58 dni w meczu z Szachtarem Donieck, który odbył się 19 września 2018 roku).
W młodości Julian grał wyłącznie w juniorskich drużynach FC Augsburg i TSV 1860 Monachium (otarł się też o rezerwy tych klubów), a „karierę” zakończył na poziomie U19 z powodu kontuzji kolana. Od przyszłego sezonu Nagelsmann, który zrezygnował z propozycji wielkiego Realu Madryt, obejmie drużynę RB Lipsk, więc na tytuł najmłodszego trenera wygrywającego Champions League pewnie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Orest Lenczyk
Sanoczanka Sanok, Stal Sanok, Stomil Poznań, Ślęza Wrocław, Moto Jelcz Oława – podobnie wyglądające piłkarskie CV to raczej średni powód do dumy, jednak w przypadku Oresta Lenczyka poznanie okręgówki w roli zawodnika było prologiem do długiej i bogatej kariery szkoleniowej. Jego przygoda piłkarska dobiegła końca z powodu kontuzji kolana, a studia na Akademii Wychowania Fizycznego miały być przygotowaniem do życia bez piłki. W wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Sanockiemu” Lenczyk bronił jednak swoich futbolowych umiejętności: „Jako młody chłopak z Sanoka dostałem się do kadry województwa w czasie, gdy Stal Mielec i Stal Rzeszów grały w I lidze. Więc chyba coś musiałem umieć, prawda? Zresztą, w Moto Jelcz Oława grałem w I lidze”.
Urodzony w 1942 roku nestor polskiej szkoły trenerskiej dziś jest już emerytem, jednak na krajowym podwórku osiągnął całkiem sporo – wygrał ligę polską z Wisłą Kraków (1978) i Śląskiem Wrocław (2012), dość niespodziewanie zdobył wicemistrzostwo z drużyną GKS Bełchatów (2007) i triumfował w Superpucharze Polski z GKS Katowice (1996) i Śląskiem (2012). Lenczyk znany jest z ciętego języka (na konferencji prasowej powiedział kiedyś „Po obejrzeniu pięknego meczu Real – Barcelona postanowiłem, że skoro Mourinho może wstawić do bramki autobus, to my możemy wstawić przegubowiec”), a większość piłkarzy bardzo ceniła sobie współpracę z tym doświadczonym trenerem.
Maciej Skorża
Wkurzony Maciej Skorża w trakcie meczu prowadzonej przez niego Legii z Lechem
Kolejny z kiepsko grających w nogę trenerów dał się szerzej poznać szerszemu gronu kibiców w 2003 roku jako asystent Pawła Janasa, z którym zaczął współpracować znacznie wcześniej – miał zaledwie 25 lat, gdy został specjalistą od banku informacji w prowadzonej przez „Janosika” kadrze olimpijskiej. Po rozstaniu z reprezentacją nadszedł czas na samodzielne prowadzenie drużyn – w kilka lat młodemu szkoleniowcowi udało się osiągnąć imponujące wyniki: Puchar Polski i Puchar Ekstraklasy z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski (2007), dwukrotny krajowy czempionat z Wisłą Kraków (2008, 2009), dwa Puchary Polski z Legią Warszawa (2011, 2012) i mistrzostwo oraz Superpuchar Polski z Lechem Poznań (2015).
W obecnym sezonie Skorża wybrał dość oryginalny kierunek i... prowadzi olimpijską reprezentację Zjednoczonych Emiratów Arabskich; to dla niego jednak nic nowego – w sezonie 2012/13 był trenerem drużyny Ettifaq FC z Arabii Saudyjskiej. Jego boiskowe doświadczenia były jednak niewielkie i skończyły się bardzo szybko – bo tak należy potraktować epizod w barwach Radomiaka Radom i AZS-AWF Warszawa, drużyny z uczelni, której absolwentem był Skorża. Przyszły szkoleniowiec zawiesił buty na kołku w wieku 22 lat i od razu po tym rozpoczął pracę z młodzieżą w Legii.
Carlos Alberto Parreira
Parreira to rekordzista w ilości trenerskich występów na mundialach (pojawił się aż na sześciu turniejach) i zdobywca mistrzostwa świata z 1994 roku. Doświadczony Brazylijczyk w długiej i bogatej karierze, oprócz narodowej kadry swojego kraju, prowadził między innymi reprezentacje Kuwejtu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii Saudyjskiej i Republiki Południowej Afryki oraz drużyny Valencii, Fenerbahçe czy Santosu. Praw rządzących piłkarską szatnią urodzony w 1943 roku szkoleniowiec musiał uczyć się całkowicie od podstaw – wcześniej z sukcesami zajmował się fizjoterapią (był członkiem reprezentacji, która w 1970 roku była najlepsza na świecie i to właśnie wtedy zainspirował się do zmiany profesji), a swoją pierwszą profesjonalną robotę jako trener dostał w wieku trzydziestu jeden lat (prowadził wtedy swoje ukochane Fluminese; jeszcze wcześniej, bo w 1967 roku, miał krótką wprawkę w kadrze Ghany, dokąd pojechał zdobywać doświadczenie).
Parreira jednak nigdy nie zajmował się, choćby amatorsko, grą w piłkę. Co ciekawe, w finale amerykańskiego mundialu prowadzona przez niego reprezentacja Canarinhos pokonała w rzutach karnych kadrę Włoch, którą dowodził Ariggo Sacchi, który w młodości nie wyszedł poza amatorski poziom futbolu, a na życie zarabiał sprzedawaniem butów. Selekcjoner Italii, komentując zarzuty o brak boiskowego doświadczenia, prześmiewczo odpowiadał: „Nie wiedziałem, że żeby zostać dżokejem najpierw trzeba być koniem”.
André Villas-Boas
Urodzony w 1977 roku Portugalczyk nie mógł uciec od porównań z Mourinho – podobnie jak starszy rodak, którego był asystentem zarówno w rodzinnym kraju, jak i w Chelsea oraz Interze, wybił się w ekipie FC Porto, z którą w sezonie 2009/10 zdobył mistrzostwo Portugalii (jego drużyna nie przegrała ani jednego meczu), puchar tego kraju oraz wygrał Ligę Europy. Następnym przystankiem na drodze trenerskiej Villasa-Boasa była... Chelsea, w której po raz kolejny przecięły się jego drogi z „The Special One”.
Podobnie jak José, także i jego młodszy kolega nie miał okazji rozkoszować się smakiem piłkarskich triumfów; co więcej, nigdy nawet na dobrą sprawę nie powąchał murawy – od razu wiedział, że chce być szkoleniowcem. Zaczęło się od rozmów z sąsiadem, którym okazał się sir Bobby Robson – legendarny angielski zawodnik i ówczesny trener Porto. Zainspirowany gwiazdą futbolu Andre szybko zaczął działać w kierunku spełniania marzeń – Licencję UEFA A zdobył już jako dziewiętnastolatek i w kolejnych latach doskonalił swój warsztat, czego potwierdzeniem była Licencja UEFA Pro. W ostatnich latach kariera Villasa-Boasa jednak mocno wyhamowała – po zwolnieniu z „The Blues” zanotował niezbyt udaną przygodę z Tottenhamem Hotspur, przez krótko trenował też Zenit Sankt Petersburg i chiński Shanghai SIPG.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą