Mieszkanie w hotelu ma swoje plusy i minusy. Dla jednych to największa atrakcja wyjazdów, dla innych prawdziwa męka. Tyle że te obiekty wyłamują się ze wszystkich schematów.
Rzut oka na nowojorski The Mark Hotel nie zdradza bynajmniej, że mamy do czynienia z najdroższym hotelem na świecie. Nie bije po oczach arabski przepych, wokół nie stoją zacumowane luksusowe jachty… ale nie zmienia to faktu, że za noc w położonym najwyżej apartamencie The Mark Hotel życzy sobie aż 75–100 tys. dolarów. Pięć sypialni, sześć łazienek, jadalnie na 24 osoby, pokój dzienny z opcją przekształcenia w salę balową i prywatny taras z widokiem na miasto. W sumie… nic znowu tak kosmicznego. Niemniej jednak apartament jest wprost oblegany przez „celebrytów”.
Citadel Inn we Lwowie to dzisiaj 5-gwiazdkowy hotel słynący z wysokich standardów i charakterystycznej architektury. Owa architektura jest jednak powodem otaczających hotel kontrowersji. Fortecę wzniesiono w latach 50. XIX wieku, kiedy zdecydowano, że każde miasto ówczesnych Austro-Węgier powinno posiadać tego rodzaju budynek. Wzniesiono go, ale nie wykorzystano… aż do II wojny światowej, kiedy Niemcy urządzili w nim obóz koncentracyjny, w którym – według szacunków – zagłodzono nawet 100 tys. ludzi.
Pierwszy na świecie motel z prawdziwego zdarzenia powstał w 1925 roku w San Luis Obispo, miejscowości położonej na wybrzeżu Kalifornii, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Los Angeles a San Francisco. Na początku XX wieku jeszcze pokonanie ok. 600-kilometrowego dystansu zajmowało dwa dni, podróżni potrzebowali więc miejsca na nocleg. Tak powstał Milestone Mo-Tel, który w założeniu łączyć miał dogodne usytuowanie kempingu z wygodami hotelu.
Wbrew wiele obiecującej nazwie, to tylko jeden z hoteli należących do sieci Richarda Bransona. Mimo to całkiem interesujący, ponieważ sterowany w dużej mierze aplikacją. Hotel w Chicago nie posiada tradycyjnej recepcji. Zamiast tego w holu stoi automat do wydawania kluczy, obsługiwany oczywiście aplikacją w telefonie. Tak samo steruje się klimatyzacją i tak samo – żeby było zabawniej – goście mogą skontaktować się z żywą obsługą hotelu. Jak się okazuje, aplikacja nie potrafi jeszcze sama pościelić łóżka czy podać śniadania.
Hotel Arbez znajduje się na granicy Szwajcarii i Francji. Dosłownie na granicy, ponieważ klatka schodowa rozpoczynająca się po francuskiej stronie kończy się już po szwajcarskiej. Z tego względu hotel stanowił doskonałe schronienie dla członków francuskiego ruchu oporu (sprzeciwiającego się niemieckiej okupacji). Ponieważ nazistom nie wolno było przekroczyć granicy, hotel był całkowicie bezpieczny.
Japończycy to ludzie, którzy właściwie nieustannie są w pracy. Ich kultura sprawiła, że w zasadzie w ogóle zrezygnowali z życia prywatnego i rodzinnego… co negatywnie odbija się na ich zdrowiu psychicznym. W hotelu Mitsui Garden Yotsuya w Tokio stworzono nawet specjalne „pokoje płaczu”. Dostępne są dla pań, które sukcesy w pracy zawodowej okupują ekstremalnym poziomem stresu czy lęków. W terapeutycznym pokoju można się do woli wypłakać, dając sobie choć namiastkę ulgi.
Większość hoteli prześciga się (a przynajmniej próbuje…) w oferowaniu swoim gościom jak największych luksusów i wygód. Wiadomo – gość wyspany jest mniej awanturujący się i te sprawy. Ale są też wyjątki takie jak Shanty Town w Bloemfontein w Południowej Afryce. Urządzono go całkowicie na przekór trendom. Całkowicie umyślnie przypomina slumsy – a wszystko po to, by znudzeni dostatkiem bogacze mogli na własnej skórze zakosztować „prawdziwego życia”. Idea wzbudziła mnóstwo kontrowersji, a zewsząd napływają głosy, że Shanty Town jest „po prostu obraźliwe”.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6,
7
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą