Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych XII

22 605  
5   14  
Kliknij i zobacz więcejPrzy ognisku poznajemy masę ludzi, odprężeni słuchamy gry na gitarze, śpiewamy. Ale jak się okazuje nie wszyscy i dla co poniektórych ognisko to zabójcza broń. Dziś także poznamy młodego kanoniera oraz alternatywne sposoby pieczenia kiełbasy...

UWAGA: Tekst przeznaczone są dla ludzi mocnych psychicznie. Jeśli jesteś osobą wrażliwą - odpuść sobie. I nie waż się powtarzać błędów młodości...


Swego czasu urządziliśmy sobie na działce u znajomych ognisko - grilla. Spory skład się zjechał, browary leją się strumieniami, wszyscy są wyluzowani a niektórzy aż za bardzo i siedzimy sobie przy ognisku. Tym za bardzo wyluzowanym bowary w puszkach (co w tym przypadku jest ważne) walały się wokół nich. No i jeden (największy luzak) wpadł na pomysł,  na to, że chyba tych wszystkich browarów nie da rady wypić albo chciał sobie grzańca zrobić bo to już noc zapadła i chłodno się zrobiło, tak więc jedną puszkę wrzucił do ogniska.
Po paru minutach z ogniska zaczęło ostro syczeć tak więc doszedłem do wniosku że piwko się zagotowało i para sobie radośnie ucieka. Niestety to był błąd, piwko zagotowało się dopiero po chwili. Eksplozja była taka, jak by ktoś wrzucił do ogniska granat. Ognisko zniknęło a w ziemi została tylko dziura. Oprócz naszych twarzy i rąk czarnych od popiołu no i dziur w moim nowym i pierwszy raz założonym sweterku strat większych cudem nie było. Ognisko rozpalaliśmy od nowa.

by Hamster2000

* * * * * 

 Jak to bywa na ognisku, alkohol leje się niezgorzej ale przychodzi czas na spoczynek, zwłaszcza gdy pora jest późna a do domu się nie chce lub nie ma się siły wracać. Tak było i w tym przypadku a że noce są raczej chłodne to kolega położył się przy ognisku tak aby ogrzać zmarznięte nóżki w nowiutkich bajeranckich adidaskach. Tak też zasnął. O poranku okazało się, że zasnął trochę zbyt blisko ognia co przyniosło taki skutek, że podeszwy z adidasków wesoło sobie spłynęły na ziemię. Powrót do domu był dość uciążliwy.

by Hamster2000

* * * * * 

Dzieciństwo był to dla mnie czas wyzwań, nie wiedziałem co to niebezpieczeństwo (dopiero potem zrozumiałem). Wszystko zaczęło się od prezentu - rower marki "Smyk". Był to wielki postęp, przesiadka z 3-kołowca. Nauczyłem się na nim jeździć w 2 dni. Wspominam o nim do dziś z sentymentem gdyż straciłem dzięki niemu kilka mlecznych zębów no i przeżyłem pierwsze zjazdy rodem z BMX`owych pokazów. Tuż po opanowaniu jakże trudnego wsiadania na rower (przy moim imponującym wówczas wieku było to wielkie wyzwanie) pojechałem sam na przejażdżkę wokół bloku. Pech chciał, że szła moja moja sąsiadka i chciałem "zaszpanować". Zacząłem więc do niej machać jedną ręką. Efekt był taki, że straciłem panowanie i uderzyłem z impetem w latarnie tracąc przy tym 2 zęby mleczne. Płaczu i ryku nie było końca. Najważniejsze jednak, że rowerowi nic się nie stało. 

by Mistereq

* * * * * 

Trochę później posłużył on do innej zabawy. Ile można jeździć w bloku po korytarzu? Ja i moja starsza o rok koleżanka do znudzenia jeździliśmy tam  i z powrotem. Wpadłem więc na genialny pomysł - zjadę klatką schodową na parter (z 2 piętra). Koleżanka oczywiście nie dała się namówić i nawet nie próbowała mnie powstrzymać. Muszę się w tym miejscu usprawiedliwić - zjazd ten był fizycznie niemożliwy. Klatka schodowa zakręcała po drodze 3 razy a każdy z tych zakrętów był węższy od mojego roweru. Skończyło się na zjeździe po dwóch schodkach. Rower stanął w miejscu, ja wyleciałem przez kierownice i uderzyłem bokiem głowy o barierke. Przez kolejnych kilka lat było widać obok mojego prawego oka wgłębienie gdy się uśmiechałem. 

by Mistereq

* * * * * 

Ostatnia historia z rowerkiem o której pamiętam miała miejsce przy pewnym baraku. Moi koledzy bawili się tam kopiąc o niego piłkę. Stwierdziłem, że jeżeli przejadę szybko piłka nie ma szans mnie trafić. Myliłem się. Kilka sekund po tym błyskotliwym pomyśle leciałem już niczym Ikar lądujący awaryjnie pod koniec swojej egzystencji. Piłka trafiła w przednie koło, skręciło ono gwałtownie czego efektem było wyrzucenie mnie przez kierownice.

by Mistereq

* * * * * 

Pewnego pięknego dnia postanowiliśmy pojechać Pod namioty w okolice pięknych skałek. Jak to zwykle bywa po paru dniach zaczęło nam się nudzić. Poszedłem z kolegą pozbierać trochę drewna na ognicho i znaleźliśmy starą przerdzewiałą konserwę wojskową. Długo się nie namyślając rozpaliliśmy potężny ogień razem ze znalezioną puszką. Po 15 min. czajenia się w krzakach i oczekiwania efektu, jak pierdo***ło to się wszyscy z całej dolinki zlecieli. Straty: 1 namiot spalony 4 namioty pocięte kawałkami puszki. 

by 1piciu1

* * * * * 

Młodszym dziecięciem będąc przyuważyłem kiedyś ojca, jak przyniósł z pracy takie malutkie metalowe kuleczki od łożyska. Wyżebrałem parę i w myśl zasady ’grzeczne dziecko się byle czym pobawi’ poleciałem z nimi do kącika z zabawkami. Parę minut minęło, gdy ojciec na hasło "tatusiu, połknąłem kuleczkę" mało mnie ze skóry nie obdarł. Taaak. Matka trzy dni po każdej mojej wizycie na nocniku siedziała z wykałaczką i szukała kuleczki. Po trzech dniach udało nam się wreszcie dopchać do rentgena. Kuleczki nie odnaleziono.

by Hael

* * * * * 

Kiedyś i ja miałem czas zabaw pirotechnicznych. Raz dla draki podpaliłem kubeł na śmieci, taki na kółkach. Cały śmietnik był obudowany murem aby nie wywiewało zawartości. Nikt z całego podwórka nie może dojść do teraz co było w kuble wówczas. Zawartość kubła szybko się zaczęła mocno palić i dymić. I nagle pół podwórka stanęło na nogi. Cos tak pierdykło w środku ze ładny kawałek ściany się zawalił. Ogień sam się ugasił od wybuchu.

by Kayo

* * * * * 

Swego czasu, jakieś dobre "naście" lat temu jakem niekoniecznie jeszcze mądry był, odwiedziłem dziadków. Obiadek, deserek, kawka. Ale nie samym jedzeniem i rozmowami żyje człowiek. Będąc dzieckiem umiejącym znaleźć sobie zajęcie, trafiłem finalnie do kuchni. A w kuchni stał garnek pełen kompotu, zawierający w sobie mnóstwo nieco przymiękłych już owoców. Między innymi jabłka pokrojone w ćwiartki. Było lato, ciepło, więc i okno w kuchni otwarte. I tu wpadł mi do głowy pomysł iście szatański. A może by tak porzucać rzeczonymi jabłuszkami w samochody stojące pod blokiem? Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Za cel wybrałem ślicznego, bo pomarańczowego Żuka, stojącego idealnie pod oknem. Lecz trafić nie było łatwo, bo piętro dziesiąte to już wyższy level i umiejętności celowniczego posiadać należało. Postanowiłem te umiejętności nabyć. Nabywałem tak ochoczo, że po pewnym czasie jabłuszka się skończyły, lecz i Żuk nosił znamiona ostrzału. Chodnik pod blokiem tym bardziej. Wyglądało to jakby ktoś przeprowadził nalot dywanowy na Żuka i udekorował go "musem jabłkowym". Nieco zawiedziony, że czas kończyć tak pyszną zabawę powlokłem się przed telewizor. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie właściciel Żuka, który jakimś cudem doszedł skąd prowadzono "ogień" i pojawił się w drzwiach z pretensjami, efektem czego były solidne ślady od pasa na moim tyłku. Tak skończyła się moja przygoda z owocową     artylerią.

by Toff

* * * * * 

A na zakończenie mała trauma autora cyklu:

Były to czasy podstawówki tak może z 5-6 klasa. Byliśmy z kolesiem bardzo głodni. A byliśmy u niego w domu. Otwieramy lodówkę - jest kiełbasa. Ale zimnej rodzice zabronili mu jeść, żeby go brzuch nie rozbolał. A gotowanej nie lubiliśmy. Więc trzeba ją usmażyć. Do dziś nie wiem co nam odbiło, ale uwiązaliśmy do dwóch widelców (takich z plastikowymi rączkami) druty a drugie końce owych drutów wsadziliśmy do gniazdka. Widelce w kiełbasę. Po niespełna 3 sekundach była pięknie usmażona. Ale to była moja porcja. Jeszcze pozostała do usmażenie porcja kolegi. Była większa, więc postanowił potrzymać ją dłużej. Pech chciał, że na video Rambo czy tam inny Rocky zaczął mocno szaleć, a film wciągnął. I to na tyle, że do kuchni nie dało się wejść przez 2 dni (unosił się tam straszny fetor spalonego mięsa, jakby kogoś na krześle elektrycznym spalili).

Oczywiście wpiernicz dostaliśmy po równo za zniszczenie talerza i tak deficytowej rzeczy jaką była wtedy kiełbasa zwyczajna...

by Charakterek

Oglądany: 22605x | Komentarzy: 14 | Okejek: 5 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało