To nie są normalne wsie. Każda wyróżnia się czymś szczególnym, co sprawia, że życie tu płynie zupełnie inaczej niż gdziekolwiek indziej.
#1. Asola-Fatehpur Beri
Asola i Fatehpur Beri to dwie niewielkie, sąsiadujące ze sobą wioski na przedmieściach Delhi. Czym zajmują się ich mieszkańcy? Wcale nie tym, czego można by się spodziewać – przez sześć godzin dziennie, od najmłodszych po najstarszych, trenują fizycznie, budując muskulaturę. Odżywiają się przy tym tylko jajkami, mlekiem i bananami. Po co to wszystko? A po to, by mieć szansę na wymarzoną karierę… bramkarza w nocnych klubach indyjskiej stolicy.
#2. Kamikatsu
W wielu miejscach w Polsce problemem nie do pokonania okazuje się posegregowanie śmieci na zaledwie trzy kategorie, a do recyklingu trzeba ludzi nakłaniać siłą. Tymczasem w japońskiej wiosce Kamikatsu już od dłuższego czasu bardzo sprawnie funkcjonuje system dzielenia odpadów na… 45 kategorii. Dzięki temu wioska praktycznie zbliżyła się już do zredukowania ilości generowanych śmieci do zera – który to cel mieszkańcy Kamikatsu zamierzają osiągnąć do 2020 roku.
#3. Oyotunji
Czego można spodziewać się w południowo-wschodnich Stanach Zjednoczonych? Raczej nie zachodnioafrykańskiej wioski… a jednak. Oyotunji stanowi wyjątek. To położona w Karolinie Południowej (przeniesiona tam zresztą z Georgii) wieś łącząca tradycje Jorubów z voodoo. Oyotunji deklaruje się jako terytorium niezależne od USA, nie ma prądu ani bieżącej wody, ma zaś króla i zakaz używania języka angielskiego przed południem. Jej mieszkańcy lubują się w popijaniu kurczęcej krwi… i nawet jeśli początkowo zamiary były inne, dzisiaj „afrykańskość” wioski objawia się głównie wtedy, kiedy jest okazja, by wyciągnąć od turystów trochę grosza.
#4. Bazoule
Ludzie i krokodyle zwykle za sobą nie przepadają i – żyjąc na podobnych terenach – zwykle zaczynają się ze sobą, ekhm, gryźć. Zdarzają się jednak, co prawda nieliczne, wyjątki takie jak Bazoule, niewielka wioska w Burkina Faso. Tam ludzie i krokodyle żyją w zgodzie już od 600 lat, podpisawszy swoisty pakt o nieagresji (i przypieczętowując go regularnie serwowanymi krokodylom kurczakami). Dzisiaj w Bazoule nie jest niczym szczególnym widok małych dzieci bawiących się spokojnie zaledwie kilka metrów od drapieżnych zwykle gadów.
#5. Monowi
Jeszcze w 2000 roku Monowi w Nebrasce miało dwukrotnie więcej mieszkańców niż obecnie… czyli dwóch. Kiedy Rudy Eiler zmarł, jego żona została zupełnie sama – a wraz z nią cała wieś, obszerna biblioteka i tawerna. W tak gęsto zaludnionej okolicy trudno o ręce do pracy, więc całym interesem Elsie Eiler zajmuje się sama. Można by sądzić, że nawału klientów także nie ma co się spodziewać – a jednak tych nie brakuje. Wytrwałość Elsie sprawia, że do jej restauracji zjeżdżają klienci mający 80 mil i kilkaset innych lokali po drodze.
#6. Biertan
Rozwód nawet nie wchodzi w grę, twierdzą w niewielkiej rumuńskiej wiosce Biertan w Transylwanii. I w sumie nawet mają rację. Miejscowy kościół posiada specjalne pomieszczenie do „terapii”. Chcący uzyskać rozwód małżonkowie zamykani są na dwa tygodnie w ciasnym pokoju z jednym łóżkiem, jednym stołem, jednym krzesłem, jednym talerzem i jedną łyżką… i mają się dogadać. Terapia okazuje się zaskakująco skuteczna, ponieważ przez 300 lat istnienia pomieszczenia zaledwie jedna para podtrzymała swoją decyzję o rozstaniu.
#7. De Hogeweyk
Z pozoru Hogewey – lub De Hogeweyk – nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot, typowa holenderska wieś zamieszkiwana głównie przez starszych ludzi. To nie do końca prawda. W rzeczywistości to bardziej kontrolowane środowisko niż prawdziwa wieś, choć jej mieszkańcy nie zdają sobie z tego sprawy. Większość cierpi na demencję o różnym nasileniu, zaś zameldowanie w Hogewey daje im szansę na normalne życie. Wszystko dzięki grupie „opiekunów incognito”, którzy – udając zwykłych mieszkańców – pomagają starszym w codziennych czynnościach.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą