Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Nowe przygody porypanego przedszkolaka cz. IV

16 054  
1   14  
Zobacz inne małe Monsterki!Ten tekst byłby idealny do reklamy producenta wyrobów lateksowych. Poczytaj, a przekonasz się, że od teraz będziesz zachowywać większą ostrożność... ;)

Dzień jedenasty
Doszliśmy z chłopakami do wniosku, że zbyt częste stanie w kącie zdecydowanie nie sprzyja naszemu rozwojowi. Postanowiliśmy coś z tym zrobić i po kilkudniowych obradach wymyśliliśmy, że będziemy udoskonalać nasze zdolności manualne. Każdy kto trafi do kąta będzie lepił z plasteliny bałwanka, a potem zorganizuje się jakąś wystawę. Tacy jesteśmy pracowici, że do obiadu zużyliśmy cały zapas plasteliny więc trzeba było znaleźć jakiś inny budulec. Gruby Artur stanowczo zaprotestował przeciwko lepieniu bałwanków z ziemniaków więc znów mieliśmy problem.

Siedliśmy sobie grzecznie przy stoliku i zaczęliśmy dumać. Aż się pani zdziwiła, że tak jakoś dziwnie się zachowujemy. Phi... od razu dziwnie... już dawno powinna się przyzwyczaić do tego, że jak Grześ Klapidupa intensywnie myśli to dłubie w nosie, a Letki Maniek robi zeza. Kiedyś nawet wylądował za zeza w kącie... właściwie to nie za zeza, a za kominiarza. No bo byliśmy z panią na spacerze i tak się nieszczęśliwie złożyło, że natknęliśmy się na kominiarza.

Maniek był wtedy w stanie głębokiego, zezowatego zamyślenia i nie pomyślał, że trzeba się wtedy złapać za swój guzik. No i capnął chłopa, tyle tylko, że gały miał tak rozbiegane, że trafił na rozporek... Ale kij z kominiarzem... przestraszył się Letkiego Mańka, za to pani tak się wkurzyła, że Maniek aż do obiadu stał w kącie. To były czasy... No dobra... tymczasem tak sobie siedzieliśmy i gapiliśmy się na siebie, a czachy to nam prawie dymić zaczęły i nawet nie zauważyliśmy jak Grześ ulepił bałwanka z tego, co wydłubał z nosa. Ha! Tego materiału to nam raczej nie powinno zabraknąć, a nawet gdyby, to sobie będziemy pożyczać.

Śliczny ten Grzesiowy bałwanek... już sobie stoi w kąciku... na razie jest samotny, ale jestem pewien, że jutro będzie ich całe stadko. My to jednak jesteśmy genialni... założę się, że żaden dorosły nie wpadłby na pomysł, żeby z kozy zrobić bałwana... Trzeba będzie pomyśleć o jakichś fajnych zaproszeniach na wystawę...


Dzień dwunasty
Dzisiaj miałem totalnie przechlapany dzień. Zaczęło się od tego, że tata zabrał mamę na jakąś imprezkę w pracy, no i musiałem dłużej zostać w przedszkolu. Nie byłoby tak strasznie, gdyby któryś z chłopaków dotrzymał mi towarzystwa, ale jak na złość wszyscy poszli wcześniej do domów. Została tylko Baśka Smalec. Siedzieliśmy jak te dwa mamucie wypierdki i zupełnie nie wiedzieliśmy co ze sobą mamy począć.

W końcu Baśka zaproponowała, żebyśmy pobawili się w doktora. Powiedziałem jej "peppa się", bo to zupełnie idiotyczny pomysł był. "Peppa się" to nasze nowe przekleństwo, które wymyślił młody Gałązka. Byłem u niego niedawno i bawiliśmy się w szpiegów. Schowaliśmy się w szafie i podsłuchiwaliśmy jego siostrę jak się uczyła angielskiego. No i przy okazji dowiedzieliśmy się, że na pieprz mówi się peppa, czy jakoś tak. Gałązka mówi, że jego sąsiad często wrzeszczy do swojej żony piep... o przepraszam... peppa się, a ona się wtedy wścieka - stąd wiemy, że to przekleństwo.

Teraz możemy sobie kląć do woli, a starzy sobie myślą, że my tak wspaniale znamy angielski...
Baśka nie zna obcych języków, więc nie wiedziała o co mi chodzi. No to wytłumaczyłem jej po polsku, żeby pobawiła się ze mną w wyścigi, albo w plucie do celu, ale ona nie i nie, tylko jakieś wózeczki, laleczki i takie tam pierdółeczki. Całe szczęście, że zaraz przyszła mama i uwolniła mnie od tej niedouczonej nudziary.

Nie dość, że się tyle nacierpiałem w przedszkolu, to jeszcze w domu mama kazała mi być cicho, bo tatuś się rozchorował. Mama powiedziała, że na imprezie popijał grzybki adwokatem i teraz mu się odbija jajkami. Hmmm... mnie się zawsze odbija buzią... no ale może z dorosłymi jest inaczej... musiałem iść do taty i sprawdzić jak to wygląda.

Mama zrobiła mi właśnie jajecznicę więc złapałem talerz i poszedłem do taty. Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie mógł na mnie patrzeć, bo jak tylko wszedłem do pokoju to się zerwał, jakbym wywalił na niego tą gorącą jajecznicę. Myślał, że się przede mną schowa, ale doskonale widziałem jak leciał do łazienki. No to poszedłem za nim, bo przecież musiałem opowiedzieć chłopakom jak to jest, jak się komuś odbija jajkami. Niestety... mój kochany tatuś zamknął się przede mną, a przez drzwi usłyszałem tylko jakieś "BŁE, BŁE!" Obraziłem się na niego... jak się mnie brzydzi i na mój widok mówi "BŁE", to sobie pomyślałem "PEPPA SIĘ" i poszedłem do swojego pokoju....



Dzień trzynasty
Mama mówi, że wczoraj znowu dałem popis, a ja nie bardzo wiem o co jej właściwie chodzi... o mój występ, czy o zęby dziadka... Ale zacznę od początku...

Kilka dni temu przyjechała do nas babcia Dziunia i dziadek Poldek. Przyjechali, żeby podziwiać mój aktorski talent, bo nasza pani wymyśliła, że zrobimy w przedszkolu przedstawienie. Mieliśmy mówić wierszyki i śpiewać jakieś porypane piosenki. Nie bardzo nam się podobało, że będziemy robić z siebie widowisko, ale niestety nie mieliśmy zbyt wiele do gadania. Trzeba było zacisnąć zęby i zgrywać gwiazdy...

Dla świętego spokoju wykułem swój wierszyk na blachę. Mama wystroiła mnie jak pajaca, ale się trochę uspokoiłem kiedy zobaczyłem, że chłopaki też mają na sobie garniturki i kurwatki. Kiedy już wszyscy goście zebrali się w sali gimnastycznej na scenę wkroczyliśmy my. Niedobrze mi się zrobiło, jak zobaczyłem te tłumy na widowni, ale jakoś wytrwałem. Nie mogłem przecież wyjść na największego cykora i zwiać, co - nie zaprzeczam - chętnie bym zrobił... No i zaczęła się ta cała szopka.

Dobrze, że ja swój wierszyk mówiłem prawie ostatni, bo w tym czasie kiedy inni pajacowali zacząłem się troszeczkę mniej bać, że będę gadał do takiej chmary ludzi. Ale i tak kurde frans nic to nie dało, bo jak przyszło co do czego, to zapomniałem, co miałem powiedzieć. Nasza pani, wstrętna małpa, zamiast mi podpowiedzieć, to zaczęła zakładać dziewczynom jakieś durne pelerynki do ostatniego numeru.
Zobaczyłem, że babcia Dziunia prawie płacze, więc żeby jej nie zrobić przykrości powiedziałem inny wierszyk...

"Bączek, bączek, bączek
Nie ma nóżek, ani rączek.
Po co trzymać bączka w dupie
Niech se lata po chałupie".

Nie mam pojęcia dlaczego babcia prawie spadła z krzesła, dziadkowi wypadły zęby, a mama - czerwona jak burak - wybiegła z sali... Reszta widzów zachowała się prawie prawidłowo - zaczęli bić brawo, tylko zastanawiam się, dlaczego przy tym rechotali...
Mamy o to nie zapytam, bo od wczoraj boję się do niej podejść, dziadka też nie, bo przeze mnie stracił zęby... Ha! Z tymi zębami to była niezła heca... ale o tym opowiem następnym razem...

Zobacz też poprzednie odcinki


Oglądany: 16054x | Komentarzy: 14 | Okejek: 1 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało