Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Paintballowa kara, szkolny podryw i inne anonimowe opowieści

68 738  
234   40  
Dziś przeczytacie także o pewnym rezolutnym chłopcu, wizycie brata, marzeniach sennych i zaginionym dziecku.


Wczoraj mój pięcioletni braciszek, Adaś, powiedział do mamy, że w swojej nowej sukience wygląda bardzo grubo. Nasza rodzicielka, która jest absolutną oazą niezmąconego spokoju, usiadła koło młodego, pogłaskała go po główce i zaczęła tłumaczyć, że nie można mówić takich rzeczy w ten sposób, bo to może zranić czyjeś uczucia.
Adaś przerwał jej wywód i powiedział: „To niemożliwe. Przecież brzydcy ludzie nie mają uczuć!”.


***

Przedwczoraj mój brat Maciek i jego dziewczyna wpadli do mnie z wizytą, aby poinformować mnie o czymś szalenie ważnym. Oczywiście przyjęłam ich z odpowiednimi honorami. Mimo że spotykają się od niedawna, to najwyraźniej jest w ich związku sporo chemii, więc naprawdę bardzo mocno im kibicuję.
Gdy tylko weszli, od razu przeszli do rzeczy: „Kaśka, usiądź. Weź głęboki oddech. Uwaga! Będziesz ciocią!” - powiedział Maciek. Szczęka mi opadła. Chwilę siedziałam w bezruchu, gapiąc się tępo w ścianę. Potem trzęsącymi się rękoma chwyciłam za paczkę fajek i zapaliłam jedną. Jąkając się powiedziałam, że gratuluję i takie tam, a następnie w nerwach odprawiłam ich.

Pewnie myślicie, że zachowałam się jak ostatni burak. Cóż, może warto, abyście dowiedzieli się czegoś o przeszłości mojego brata. Otóż kiedy mieliśmy po 10-12 lat, często graliśmy w „nogę”. Byłam od Maćka znacznie lepsza w tej dziedzinie, a siła z jaką kopałam piłkę zmiatała bramkarza razem z bramką! Podczas jednej z takich zabaw mój braciszek przyjął taki strzał prosto w krocze. Zwinął się w kulkę, zaczął płakać. Ból nie ustępował. Pogotowie. Szpital. Nerwy. Diagnoza: Maciek nigdy nie będzie mógł mieć dzieci.
Całe życie miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, mimo że przecież cios piłką w jaja wcale nie był żadnym zaplanowanym zamachem na płodność mojego braciszka. Rodzice stwierdzili, że powiedzą mu o tym w swoim czasie, jak dorośnie. Nie powiedzieli.
Teraz dowiedziałam się, że będzie ojcem. Nie mam pojęcia, co ciężej zniesie – informację, że jest bezpłodny, czy to, że jego ukochana go zdradza...

***

Kiedy byłem w liceum, chodziłem na niektóre zajęcia razem z pewną dziewczyną z równoległej klasy. Była ona tak onieśmielająco piękna, że bałem się otworzyć dziób w jej towarzystwie. Na sam jej widok robiłem się czerwony, a na myśl o zagadaniu do tej anielsko urodziwej niewiasty krew odpływała mi do stóp i niemalże omdlewałem.
Zbierałem się długo. Wiedziałem, że wreszcie muszę do niej się zbliżyć i odważyć się na ten pierwszy krok. Trudno – najwyżej polegnę w boju – myślałem sobie. Jako że zajęcia, w których ona uczestniczyła, miały miejsce tylko dwa razy w tygodniu, musiałem czekać pół roku na odpowiednią okazję. Bo wiecie – nie mogłem sobie do niej tak po prostu podejść. O, nie. Tu musiał być pretekst!
I wreszcie znalazł się. Kiedy zadzwonił dzwonek na koniec lekcji, obiekt moich westchnień spakował manele w torbę i skierował się w stronę drzwi, zostawiając na ławce telefon! Niczym gepard rzuciłem się po ten fant, aby nikt przede mną tego nie zrobił. Wziąłem głęboki oddech i dogoniłem ją.

- Hej! - pisnąłem czując, jak zalewam się potem, a moje kończyny zaczynają się trząść. Odwróciła się i rzuciła mi najbardziej seksowne, urzekające spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałem.
- Z-z-zostawiłaś swój te-te-te… - I wtedy telefon wyślizgnął się z moich, roztrzęsionych jak żelatynowy miś, rąk. Upadł na ziemię ekranem w dół.

Aparat zniszczył się. Pękł wyświetlacz. Była wściekła. Nakrzyczała na mnie przy całej klasie. Musiałem jej go odkupić. Nie wiem, co bardziej bolało – ten nieoczekiwany wydatek, czy wstyd, którego się najadłem.

***

Parę dni temu podczas porządków znalazłam w szpargałach mojego męża czerwone, koronkowe stringi w rozmiarze XL. Kiedy tylko wrócił z pracy, zrobiłam mu kosmiczną awanturę, że mnie zdradza, że pieprzy na boku jakieś tłuste baby, że chcę rozwodu, że moja mama miała rację, że wszyscy faceci to świnie…

Mój mąż zamknął się w sobie i zawstydzony siedział ze skruszoną miną. Coś mi nie pasowało, bo nawet nie miał siły się bronić. Wyglądał na bardzo zażenowanego. Aż za bardzo. Postanowiłam z nim porozmawiać i pociągnąć go trochę za język. W końcu przyznał się… że czasem czuje się kobietą i podnieca go paradowanie po domu w damskich stringach, gdy jestem w pracy.

Sama już nie wiem, czy mimo wszystko nie wolałabym, żeby mnie zdradzał...

***

Jestem typowym piwniczakiem, który nigdy nie odbył stosunku z kobietą. Dziewczyny mnie lubią – to fakt, ale jak pewnie możecie się domyślać – jako dobrego kumpla, dowcipnisia, z którym można podrzeć łacha. Seks widziałem tylko na ekranie monitora. Nigdy też nie trzymałem w rękach cycka (moja mama karmiła mnie butelką…).

Wczoraj miałem erotyczny sen. Mnóstwo ludzi, każdy grzmocił się z każdym. Aktorki porno, moi kumple z klasy, sąsiadka mojej babci – wszyscy tarmosili się bez żadnego skrępowania. Tylko ja jeden stałem pośrodku, w ubraniu i nie za bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić.
Nawet w snach nie mogę zaliczyć i skazany jestem na los wiecznej dziewicy.

***

Moja rodzina to prawdziwa, katolicka konserwa z patriotycznymi tradycjami i żelaznymi zasadami dyktowanymi wprost z kościelnej ambony. Kiedy miałam szesnaście lat, moi rodzice posadzili mnie przy stole w kuchni i postanowili zrobić mi wykład na temat dorosłości, odpowiedzialnego podejścia do podejmowanych przeze mnie decyzji i zła, które niesie ze sobą przedmałżeński seks.
Podczas gdy mama opowiadała mi o szatanie dybiącym na dusze grzeszników, ojciec walił pięścią w stół warcząc spod czarnego wąsa hasła w stylu: „Żadnego chędożenia aż do ślubu! Rozumiesz? Masz pozostać czysta! Nieskalana!”.

Ja, młoda, zbuntowana metalówa z ukrywanym przed rodzicielskim okiem kolczykiem w pępku, bezczelnie rechotałam będąc święcie przekonaną, że lada chwila odkryję ten zakazany świat wszelkiej maści cielesnych uciech. Większość z moich rówieśniczek miała już „to” za sobą, więc – jak to się mówi - „Natury nie oszukasz...”.

Dziś mam 36 lat. Mimo wielu starań, ani razu nie uprawiałam seksu. Nie mam też męża ani dzieci. Mam za to wrażenie, że te 20 lat temu, podczas pamiętnej rozmowy, moi rodzice rzucili na mnie klątwę.
Ostatnio podczas wspólnego obiadu ojciec warknął spod siwego wąsa: „Weź ty sobie, młoda, jakiego gacha wreszcie znajdź, na dyskotekę jaką pójdź, może kogoś wreszcie wyrwiesz...”.

***

Pracuję w centrum handlowym. Konkretnie – w biurze rzeczy zagubionych. Oprócz zawieruszonych parasolek, portfeli i kurtek trafiają też do nas… dzieci, którym podczas zakupowego szału zaginęli gdzieś rodzice. Wygląda to najczęściej tak, że jeden z ochroniarzy przyprowadza do nas zapłakanego gówniaka. Zazwyczaj po kilku minutach przybiegają zestresowane mamusie i odbierają swoją „zgubę”.

Dziś rano przyszła do nas utleniona blondyna z trzyletnim chłopczykiem i bez skrępowania zapytała, ile kosztuje „przechowanie” u nas swojej pociechy. Powiedziałam, że nic – jesteśmy przecież biurem rzeczy zagubionych, a nie przedszkolem, a naszym zadaniem jest opieka nad malcami, które się zagubiły. Poleciłam pani znajdujący się dwa piętra wyżej plac zabaw, gdzie można za odpowiednią opłatą zostawić dziecko na godzinkę-dwie pod czujnym okiem wykwalifikowanych pedagogów.

Dziesięć minut później przyszedł do nas ten sam chłopiec, tym razem bez mamy. Powiedział, że się „zgubił”. Mimo że trąbiliśmy przez głośnik, że maluszek czeka u nas i żeby rodzic jak najszybciej się po niego zgłosił, dopiero po trzech godzinach przyszła do nas objuczona zakupami, bezczelna mamusia. Wygląda na to, że babeczka skalkulowała, że oddanie dziecka pod opiekę specjalistów będzie ją dużo kosztować, więc celowo synka zgubiła. Tracę wiarę w ludzi...

***

Uwielbiam paintball. Od wielu lat kompletuję sprzęt i regularnie spotykam się z kumplami, aby sobie postrzelać. Mamy taką fajną miejscówkę, ukrytą głęboko w lesie. Do pewnego momentu da się tam dojechać autem. Potem maszerujemy ze dwa kilometry i dochodzimy do jakiejś opuszczonej stacji nadawczej fal radiowych. Jest tam sporo budynków, więc mamy gdzie się chować.
To była zima. Śniegu było sporo, lekki mróz, ale słońce ładnie świeciło, więc zebraliśmy się w czternaście osób, wzięliśmy klamoty i pojechaliśmy trochę się pobawić. Kiedy zajechaliśmy do miejsca, gdzie zwykle zostawiamy nasze wozy, zauważyliśmy stojące tam auto. To dziwne – zazwyczaj nikt, poza kilkoma zaprzyjaźnionymi grzybiarzami, nie zna tych okolic. Z daleka usłyszeliśmy szczekanie psa. Pewnie ktoś przyjechał wyprowadzić swojego czworonoga – pomyślałem.

Szliśmy sobie w głąb lasu szczęśliwi, że zaraz będziemy sobie radośnie strzelać, a tu nagle wyszedł nam na spotkanie jakiś gość, nerwowo obracając się za siebie. Niósł w ręce smycz i kaganiec. Wyraźnie zaskoczony naszą obecnością spłoszył się i dał dyla, jak jakiś pedofil złapany na częstowaniu krówkami dzieci w piaskownicy. Zarechotaliśmy chóralnie i ruszyliśmy dalej.
Nie uszliśmy nawet 50 metrów, kiedy naszym oczom ukazał się bardzo smutny widok – mały kundelek przywiązany sznurkiem do drzewa. Skurwiel wywiózł go tu, bo wiedział, że w tym miejscu nikt psiaka nie znajdzie i zwierzak szybko padnie z wyziębienia. Podczas gdy jeden z nas odwiązywał psa, my ruszyliśmy za facetem, który nas minął.
Dopadliśmy go przy samochodzie, w ostatniej chwili. Rzuciliśmy się na niego i zakneblowaliśmy mu usta. Następnie rozebraliśmy do naga i za pomocą plastikowych opasek zaciskowych przytwierdziliśmy go przodem do drzewa.
Tymczasem kumpel przyszedł z psem i stwierdził, że zabierze go do weterynarza, bo zwierzak wyglądał jak kupka nieszczęścia. Był odwodniony i miał pchły. Widok zaniedbanego psiaka tylko dodatkowo nas rozsierdził. W trzynastu stanęliśmy w odległości dziesięciu metrów od przymocowanego do drzewa mężczyzny i na znak jednocześnie zużyliśmy zawartość całych naszych magazynków. Po wszystkim gość był cały w farbie i siniakach.

Zostawiliśmy go tam na jakieś dwie-trzy godziny. Dopiero wracając z zabawy rozcięliśmy mu opaski. Na odchodnym dostał kopa w zad. Prosił o klucze do samochodu, ale ich nie dostał. Musiał na golasa, bez butów, zziębnięty, w środku zimy iść parę kilometrów do najbliższej wioski. Nie chciałbym być w jego skórze, ale i też absolutnie nie żałuję naszego występku.
Przypomniała mi się ta historia, bo parę tygodni temu minął piąty rok, odkąd mam psa! Kundelek szybko na nowo nabrał zaufania do ludzi i jest moim wiernym kompanem. Często zabieram go na paintball, chociaż od strzelania Bufon woli ganiać za wiewiórkami i zakopywać szyszki.
25

Oglądany: 68738x | Komentarzy: 40 | Okejek: 234 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało