Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pokiosku, czyli Sambojkowy kącik wyznaniowy

52 664  
1055   117  
Sambojka pisze dalej: Czuję przymus wewnętrzny. Pejoratyw narratywny taki, że boli, gdy nie zapiszę. Próbowałam pisać gdzie indziej, wracam tu. To już nie Skiosku, więc poziom nieco niższy. Komentarze, że się skończyłam na killemall będą trafiać prosto w moje serce. Albo w dupę. To zależy od autora. Mi nie piszcie, że mam nie pisać, tylko nie czytajcie. No. Kto ma czas i chęć, ten czyta.

#1. Niezapinający

Przymierzalnia w sklepie z damską bielizną. Obie kabiny zajmują w tym samym czasie dwie kobiety. Obie z mocną nadwagą. Po sklepie między mną a ekspedientką pałęta się łysy facet, przyszedł z jedną z nich. Niby coś ogląda, ale niczego nie dotyka.
Zza zasłony dobiega sapanie, które kończy się zdenerwowanym:
- Tadek, chodź tu i mnie zapnij!
Posłuszny mężczyzna prędko odsuwa zasłonkę i naraz odskakuje, jak oparzony.
- Ja panią przepraszam, ja chciałem zapiąć... - zaczyna, ale zerkając na mnie i ekspedientkę nie traci rezonu i z uśmieszkiem dodaje - Panią też bym "zapiął"! - akcentuje wymownie, puszczając do nas oczko.
- No no! - śmieje się zalotnie nie-żona. - Co by na to żona powiedziała? Niech pan lepiej żonę zapnie!
Z drugiej kabiny żona odpowiada:
- Pan żony nie zapina od osiemdziesiątego czwartego, odkąd wrócił z kiłą z z wyjazdu służbowego. Niech się pani nie krępuje!

* * * * *

#2. Zainteresowany

Wchodząc prawie rozdeptał Poziomkę. Poziomka jest mało ogarnięta, nie zdążyła skumać, co się dzieje, ale instynkt zadziałał i zdążyła uciec spod ubłoconego buta rozmiar na oko 45.
- Tu są króliki? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia pełnego królików.
- Nie, to zające - zażartowała dziewczyna zgarniająca leżące na podłodze królicze bobki i inne nieczystości.
- Co ty mi tu... - zirytował się facet.
- To co się pan pyta? Głupie pytanie - głupia odpowiedź. W czym panu mogę pomóc?
- Te króliki tu do was trafiają, bo nikt ich nie chce?
- Czasami tak. Mamy też króliki odebrane właścicielom, którzy je krzywdzili. Albo znajdy. Na przykład ten został...
- Dobra, dobra, dobra - przerwał jej facet. - Jestem ZAINTERESOWANY... - tu zawiesił dramatycznie głos - i biorę dziesięć.
- Nooo... - dziewczyna z trudem ukryła rozbawienie - to tak nie działa. Adopcję trzeba załatwić...
- Po co panu dziesięć królików? - zapytałam przerywając dziewczynie.
- A co panią to? - obruszył się. - Potrzebne i już.
- Pani ma rację - powiedziała dziewczyna. - Przy adopcji to kluczowe pytanie.
- A jak bym wziął dwadzieścia, też będą pytać? - targował się facet.
- Jasne!
- Po co panu króliki? - nie ustępowałam.
- Po co, po co, po co?! - przedrzeźniał mnie facet, który powoli tracił nad sobą panowanie. - Na coś by się jeszcze przydały, a tak tylko tu żrą i srają! Psom bym wypuścił, by się nauczyły polować!
Wyszedł sam, zanim zdążyłyśmy się odezwać.

* imię królika zostało zmienione. Nie dyskryminujmy tych mniej ogarniętych futrzaków.

* * * * *

#3. Łysy, Gruby i Wiesiek

Siedzę w poczekalni u lekarza pierwszego kontaktu. Niewielką kolejkę zasilił właśnie nowy pacjent, zwyczajny typ, na oko po sześćdziesiątce, chociaż mocno łysy.
Od strony schodów słychać sapanie, które, jak się okazuje, zwiastowało kolejnego pacjenta. Łysy wstaje i z radością wita zasapanego, wyciągając rękę.
- Cześć, cześć! Jak żem cię ostatni raz widział, to miałeś więcej włosów, jo? Na zebraniu to było. Ale dobrze wyglądasz, dobrze! - cieszy się ze spotkania gruby facet w spodniach zaciągniętych wysoko za pępek, a gdy się tak cieszy, śmieje się i brzuch niebezpiecznie wychyla mu się zza paska, spodnie lekko opadają, opadają... Nie zdążyły opaść, bo usiadł i zaciągnął pasek z powrotem na miejsce.
- Wieśka widziałem, tu, w rejestracji. A ty słyszałeś, że dziadkiem został, jo?
- Nie. Dawnośmy się z Wieśkiem nie widzieli.
- No to słuuuchaaaj: najmłodsza córka mu z Erasmusa wróciła i hokus-pokus! Chłopiec podobno! - śmieje się Gruby.
- Zdarza się, czym tu się ekscytować? - machaniem ręki zbywa rozmówcę łysy.
- Aaaaa! Bo, słuchaj, on czarny jest! Nie, żeby Murzyn, ale może Arab jaki.
- Daj spokój, teraz świat to jedna wielka wioska, co to za problem jest? Dwudziesty pierwszy wiek mamy - Łysy uspokaja podekscytowanego Grubego, który wreszcie przestał sapać. Dodam, że jesteśmy na pierwszym piętrze.
Obaj panowie zamilkli na chwilę, bo do poczekalni wszedł trzeci mężczyzna. Szczupły, wysoki, wąsaty, zadbany.
- O wilku mowa! Wiesiek, cześć! - podaje rękę Gruby wstając z krzesła i drugą przytrzymując pasek od spodni. Wstaje też i Łysy.
Wiesiek wita się z obydwoma w milczeniu wymieniając uściski rąk, po czym siadają.
- O mnie żeście tu rozmawiali? - pyta Wiesiek.
- Tak. Się właśnie dowiedziałem, że zostałeś dziadkiem. Szczere gratulacje! - bez złośliwości mówi Łysy.
- Dziękuję. Adaś niedługo skończy roczek.
- Jak powiedziałeś? - dopytuje Gruby. - Adam? Ładne imię. Chłopiec też podobno ładny! - z krzywym uśmieszkiem mówi Gruby, puszczając Łysemu oczko.
- Ty jakiś problem, Zbysiu, masz? - pyta Wiesiek.
- A skąd! - tłumaczy się Gruby. - Tylko żem się nie spodziewał, że się twoja córka... Dzieci sobie, człowiek myśli, wychował, a tu się weźmie taka i jakiego Araba do łóżka wpuści. No, ale to nie twoja wina, nie twoja... - kończy Gruby.
Zapada niezręczna cisza.
- Pamiętasz, Zbysiu, jak cię wzięli do wojska?
- Jo, a co?
- A mnie nie wzięli.
- Nie wzięli.
- A ja ci wtedy regularnie żonę dymałem - powiedział Wiesiek i wyszedł bez pożegnania.

* * * * *

#4. Kazio

Zimny, deszczowy, listopadowy, poniedziałkowy wieczór. Czy może być gorzej?
Może. Stara zaniedbana kamienica przy ulicy pełnej takich kamienic. Tu nie ma domofonu, śmierdzi szczynami i starym, mokrym drewnem złożonym w prowizorycznej komórce na podwórku. Wystający daszek komórki udziela schronienia miejscowej żulerce.
Do wejścia zbliża się dziewczyna.
Na plecach futerał z wiolonczelą, z jednego ramienia zwisa jej torba z laptopem, z drugiego - wyładowany plecak i plastikowy organizer na nuty. Na przedramionach dyndają siatki z zakupami, z jednej z nich sałata niebezpiecznie wychyla głowę. W jednej dłoni dziewczyna trzyma kolejną siatkę, w drugiej parasolkę i puszkę piwa, która najwyraźniej nie zmieściła się w siatkach z zakupami.
Kiedy stoi tak pod drzwiami, nie mogąc ich otworzyć rękami, próbuje pociągnąć je ku sobie u dołu stopą. Pompa z nieba i błoto przed wejściem nie ułatwiają jej zadania.
I wtedy spod daszku doleciało:
- Kaziu, no otwórzże pani!
Z ciemności wyłonił się rzeczony Kazio i zanim do niego dotarło, co ma zrobić, a do niej - co się dzieje, Kazio wyjął dziewczynie z dłoni puszkę piwa, wprawnym ruchem otworzył i znieruchomiał podając puszkę z powrotem.
Rechot spod daszku niósł się po całej ulicy.

* * * * *

#5. Dzieciak

Dzieciak jest dziewczynką. Wskazują na to różowa kiecka i kitki dyndające przy uszach. Majta nogami siedząc przy oknie w autobusie. W łapce trzyma lizaka, coś tam plepla pod nosem do siebie komentując widoki i co jakiś czas literując głośno, po przedszkolnemu, nazwy mijanych sklepów. Obok matka. Zwyczajna taka. Gapi się w komórkę.
Jest siódma trzydzieści, korki na drogach. Autobus sunie niemiłosiernie wolno. Większość pasażerów zatopiona w myślach, w komórkach, w rozmowie czy tam w czymkolwiek da się zatopić o tej godzinie w autobusie komunikacji miejskiej w drodze do przedszkola/szkoły/pracy/lekarza/na cmentarz/czy-gdzie-tam-jeszcze.
- Mamaaa? - zagaja Dzieciak.
- Hmm? - nie odrywając oczu od komórki odpowiada matka.
- A co to kantor?
- Kantor to jest taki pan, co prowadzi śpiew w cerkwi. Widzisz, cerkiew to jest taki kościół, w którym ludzie dużo i ładnie śpiewają, ale żeby im dobrze szło, potrzebują kantora. Taki kantor to też śpiewa sam. Musi mieć dobry słuch i mocny głos. Byłam raz posłuchać takiego śpiewu i mi się podobało.
- Aha - lizak w dziób, chwila ciszy i kończy - A wymiany walut?

* * * * *

#6. Pedał

Farba na głowie, folia na ramionach, trochę tu posiedzę.
W tym czasie fryzjerka zaprasza na fotel jakiegoś gościa. Dzwonek telefonu, który niedawno rozbrzmiewał z tylnej kieszeni jego spodni, zdradza miłośnika disco polo. Złoty łańcuszek na szyi, z tych grubszych, zdaje się to potwierdzać. Taki typ szwagra spod miasta, wiecie o co chodzi. Facet siada z sapnięciem, na oko ma parę kilo nadwagi.
- To jak ścinamy? - pyta fryzjerka.
- Niech będzie, jak jest, tylko krócej - odpowiada.
Nożyczki i maszynka poszły w ruch. Podziwiam precyzję i wprawę w dłoniach specjalistki.
Na koniec pyta go:
- Brwi przycinamy?
- Że jak? - facet jest wyraźnie zaskoczony.
- Normalnie. Pytam, czy brwi panu przyciąć, bo są długie i się zawijają. To nieestetyczne. Niech się pan nie boi, nie będą za krótkie - tłumaczy fryzjerka.
Facet zrywa się z fotela, energicznym ruchem zdziera z siebie pelerynką, z której unoszą się resztki włosów lądując wszędzie dookoła i oburzony wykrzykuje:
- Czy ja wyglądam na pedała?!
Fryzjerka milknie, przechodzą do kasy, gość płaci i wychodzi.
Z kanapy podnosi się kolejny klient, siada na fotelu i mówi:
- Poproszę tak jak zwykle, pani Marto, a na koniec proszę przystrzyc brwi. My, pedały, musimy o siebie dbać.

* * * * *

#7. Menele

Przysłowia są mądrością internetu, stąd każdy średnio rozgarnięty użytkownik sieci wie, że "gdy menel jedzie autobusem, autobus jedzie menelem". Każdy użytkownik sieci wie, a użytkownicy komunikacji miejskiej wiedzę swoją dodatkowo popierają doświadczeniem. Pogodę mamy dzisiaj taką, że w południe słonko i 24 stopnie, ale nie jest to jeszcze czas na włączanie klimatyzacji w tramwaju.
Klimatyzacja nie była potrzebna na przystanku, w okolicach szpitala, gdzie na ławce rozmawiało dwóch (niegdyś pewnie) dżentelmenów, z których jeden miał nogę w świeżutkim gipsie po pachwinę, drugi za to dzielnie dzierżył toboły tego pierwszego i pewnie swoje. Obaj umilali sobie czas oczekiwania na tramwaj puszkami taniego piwa.
Spierali się o coś szeptem, w końcu ten niezagipsowany głośno rzekł:
- Nie rozumisz! Zaczynasz lewą ręką! Lewą!!! Jak nie umisz, możesz sobie pomagać prawą. Jak się lewa zmęczy, to też możesz prawą! Ale lewa! Lewa zaczyna! A kończyć możesz prawą! No!
Gdy nadjechał tramwaj (Swing) obaj panowie wsiedli jednymi ze środkowych drzwi i zajęli miejsca wytwarzając jakiegoś rodzaju barierę zapachową, jako że pozostali pasażerowie zgodnie i tłumnie ściskali się z przodu i z tyłu pojazdu.
Po sprzeczce między menelami zapadła cisza. Przerwał ją ten niezagipsowany:
- Ja to już wszystko w życiu widziałem.
- A ja nie - ponuro odparł menel w gipsie.
- No co? Co to takiego jest, czego ty, stary dziad, jeszcze nie widziałeś?
- Hołd pruski.
Wysiadłam.

* * * * *

#8. Kuchareczka

Jest tłuściutka i malutka, okrąglutka taka i pachnie smażoną rybą. Znaczy pewnie dziś tak pachnie, bo piątek. Barankową trwałą skrywa czepek, a korpus owity ma odzieżą służbową w postaci kuchennego fartucha. W palcach jak serdelki trzyma komórkę. Stoi za rogiem budynku szkoły, a ja siedzę na murku, niedaleko, czekam na koniec lekcji. Kuchareczka mnie nie widzi, wybiera połączenie i zaczyna:
- Wiesiaaa? Halo, kochana, ja ci coś muszę powiedzieć, bo aż mi ciśnienie skoczyło!
- ...
- Co się nie denerwuj, jak mnie telepie?! Ty lepiej słuchaj! Wiesz, co ten debil wymyślił?! Na szkolenie mnie posyła!
- ...
- Jakie-srakie! Że gotować nie umiem! To ja mu, że cztyrdzieści lat tu pracuję i nikt nie narzekał. A on na to, że tak gotować to na pewno nie umiem, bo od września szkoła ma codziennie wydawać wygańskie posiłki. Wyobrażasz sobie?! Wygańskie!!!
- ...
- Nie, te bezglutenowe to już wydajemy, taaak, wydziwianie. A teraz wygańskie! To co te dzieci bedo żryć?! Nie łatwiej to na trawę wypuścić, na stadion, bo zarasta?! Jak mnie się nerwy zrobiły!!!
Koniec lekcji, dzwonek zagłuszył resztę. Kuchareczka się rozłączyła, schowała telefon do kieszeni, otarła spoconą, czerwoną twarz rękawem fartucha i poszła w stronę drzwi na zaplecze coś mrucząc pod nosem.
29

Oglądany: 52664x | Komentarzy: 117 | Okejek: 1055 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało