Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wyspa Odrodzenia - rosyjska bomba biologiczna z opóźnionym zapłonem

180 164  
590   56  
Kantubek, Uzbekistan. Po dawnej Wyspie Odrodzenia nie zostało tu wiele śladów. Kiedy w okolicy rozbudowano systemy nawadniające, by zasilać uprawy bawełny, zmalały zasoby rzek, które doprowadzały wodę do Morza Aralskiego. Wraz z obniżaniem poziomu wody wyspa najpierw zwiększyła swoją powierzchnię, a następnie zniknęła, łącząc się z lądem.

Ale Wyspa Odrodzenia nigdy nie była zwyczajną wyspą. Położona na środku Morza Aralskiego, niegdyś 4. największego pod względem powierzchni jeziora świata, w latach 20. XX wieku znalazła się na liście tworzonej przez agentów Związku Radzieckiego. Szukano dogodnego miejsca - odizolowanego od ludzi i od granic państwa. Miejsca, w którym bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi można by kontynuować badania.

Wąglik i przyjaciele



Prowadzone przez Rosjan eksperymenty wymagały specjalnych warunków, nie co dzień bowiem pracuje się nad wąglikiem. Nie tylko wąglik zawędrował zresztą na Wyspę Odrodzenia. Rosjanie przywieźli tam również bakterie wywołujące dżumę, brucelozę czy tularemię, laseczki jadu kiełbasianego, wirus ospy czy końskiego zapalenia mózgu. W zupełności wystarczająco, by zmieść z powierzchni Ziemi dużą część ludzkiej populacji. Wystarczyło tylko, by coś poszło nie tak, a bakterie przedostały się do siedzib ludzkich. Z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać można, że bylibyśmy ugotowani. Żądza posiadania broni biologicznej była jednak większa niż obawy związane z ryzykiem wypadku.



W 1948 roku uruchomiono Aralsk-7 - laboratorium, w którym prowadzono najbardziej zaawansowane prace. W szczytowym okresie na wyspie i w jedynym znajdującym się na niej mieście mieszkało 1,5 tysiąca osób. Były tu domy, klubokawiarnia, szkoła, a nawet… stadion. W otoczeniu piękna przyroda i czysta woda. Wymarzone miejsce na wakacje. Życie toczyło się zwyczajnym rytmem - z jednym tylko zastrzeżeniem. Świadomością, że jeśli w laboratorium dojdzie do wypadku, śmierć na pewno nie będzie przyjemna.



W laboratorium na Wyspie Odrodzenia - jakże przewrotna była to nazwa - prowadzono badania nad najgroźniejszymi patogenami. Każdego roku przeprowadzano eksperymenty na 200-300 małpach. Umieszczano je w klatkach w bezpośrednim sąsiedztwie urządzenia mierzącego zawartość patogenów w powietrzu, zarażano i obserwowano rezultaty. Większość zwierząt umierała po kilku tygodniach. Ku radości naukowców, którzy mogli przeprowadzić sekcję i zdobyć jeszcze więcej informacji.

Wątpliwy prezent



Aralsk-7 zamknięto w 1991 roku. Związek Radziecki się rozpadł, Uzbekistan i Kazachstan uzyskały niepodległość. Naukowcy i agenci opuszczali laboratorium w pośpiechu, naprędce próbując zatrzeć ślady swojej działalności. Ogromne ilości wąglika zakopano w ziemi, w pojemnikach o dyskusyjnej szczelności. Nie chciano ujawnić faktu naruszenia postanowień konwencji z 1972 roku, zakazującej prac nad bronią biologiczną.



Nie dla wszystkich działalność Rosjan była tajemnicą. Przez lata rosyjskich naukowców próbowali podkupić między innymi Irańczycy, którzy oferowali pensje sięgające 5 tys. dolarów miesięcznie. Dla wielu ówczesnych naukowców była to kwota wprost niewyobrażalna - tak samo jednak można było określić plany i oczekiwania Irańczyków.

Po zamknięciu laboratorium w 1991 roku Rosjanie umyli ręce, zostawiając problem w rękach Uzbekistanu, na którego terytorium znalazło się Jezioro Aralskie i nieistniejąca już Wyspa Odrodzenia. Uzbekistan zwrócił się o pomoc do Stanów Zjednoczonych. W 2002 roku wyruszyła 114-osobowa ekspedycja. Trzymiesięczna operacja pochłonęła 5 milionów dolarów, ale udało się dzięki niej zneutralizować 100-200 ton wąglika. Zaproszenie do pomocy było Amerykanom szczególnie na rękę. W ekspedycji udział wzięli nie tylko naukowcy, ale również agenci pod przykrywką, których zadaniem było zdobycie jak największej ilości informacji o rosyjskich pracach.



Sęk w tym, że Amerykanie wcale nie byli na miejscu pierwsi. I nie chodzi nawet o ewentualne wrażliwe dane, które mogłyby wpaść w niewłaściwe ręce. Problem stanowią złodzieje - nawet zwyczajni złomiarze, którzy przedostali się na terytorium Wyspy Odrodzenia w latach 90. Rozkradziono i zniszczono wiele pozostawionych rzeczy, w tym sprzęt laboratoryjny. Jak wielkie szkody wyrządzono, nie wiadomo. Łatwo jednak przypuszczać, że szabrownicy nie posługiwali się specjalistycznym sprzętem ochronnym i mogli bez problemu zarazić się jedną z wielu badanych w Aralsku chorób. Następnie - roznieść ją wśród Bogu ducha winnych ludzi.

Ryzyko epidemii

Epidemię wywołać mogą też zwierzęta. Dawniej ryzyko stanowiły głównie ptaki, ale odkąd wyspa połączona jest z lądem, zagrożenie stwarzają też m.in. gryzonie. Przenoszą choroby z pokolenia na pokolenie. Niewiele potrzeba, aby zarażeniu ulegli również ludzie.



Czy nie wystarczyłoby niebezpieczne terytorium zalać betonem i odgrodzić żółtą taśmą? Nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Większość naukowców, którzy pracowali w tajnym laboratorium, nie żyje - lata przebywania w ekstremalnych warunkach odbiły się negatywnie na ich zdrowiu. Nie sposób przez to określić, co dokładnie i gdzie zakopano. Nie wiadomo, jak dużą część znajdującego się na Wyspie Odrodzenia wąglika udało się zneutralizować, a co czeka jeszcze w ukryciu - w pojemnikach mogących rozszczelnić się niemal dosłownie w każdym momencie.



Ryzyko wzrosło gwałtownie z chwilą, gdy w regionie rozpoczęto odwierty. Kazachstan liczy, że uda mu się dostać do złóż ropy znajdującej się pod Jeziorem Aralskim. Pytanie tylko, do czego jeszcze - na co wcale nie liczy - uda mu się dostać. Ewentualna niespodzianka może okazać się tragiczna w skutkach.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
11

Oglądany: 180164x | Komentarzy: 56 | Okejek: 590 osób
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało