Obywatele radzieccy doskonale wiedzieli, że w ZSRR nie ma i nie może być gangsterów, a więc nie ma też napadów na banki. O obrabowaniu skarbca Gosbanku nikt nawet nie ważył się pomarzyć. A jednak, w 1977 roku stało się coś nie do pomyślenia - przestępcy wkroczyli na święty teren siedziby radzieckiego systemu finansowego...
Utalentowany przestępca
Kuzyni Nikołaj i Feliks Kałaczjan byli bardzo różni. Nikołaj w czwartej klasie uciekł z domu, w którym umęczona matka wydawała ostatnie pieniądze na leczenie ojca, umierającego na raka. Chłopiec przystał do taboru cygańskiego, gdzie handlował narkotykami, a potem pracował jako śmieciarz. W rezultacie całe wykształcenie Nikołaja Kałaczjana ograniczało się do szkoły podstawowej, a później uzyskania zawodu tokarza. Jednocześnie posiadał on niezwykłe zdolności intelektualne i był w stanie podporządkować sobie ludzi.
Po zebraniu grupy rówieśników Kałaczjan namówił ich do obrabowania kasy oszczędnościowej. Dokonano tego w dość oryginalny sposób - przestępcy weszli do lokalu poza godzinami pracy, wykonując dziurę w ścianie. Udało się ukraść kilka tysięcy rubli, a milicja nie była w stanie znaleźć złodziei.
Najważniejszy obowiązek milicji - wiernie służyć narodowi
Nikołaj szybko przehulał pieniądze w restauracjach i postanowił sobie, że nie będzie już więcej pracować za grosze. W jego głowie pojawiały się nowe pomysły na zdobycie pieniędzy, ale dawni wspólnicy Nikołaja niezbyt do nich pasowali: do ich realizacji potrzebował człowieka fizycznie silnego, zdolnego wykonać to, co dla innych było ponad siły.
"Czy nie chcesz, aby twoja rodzina wydostała się z ubóstwa?"
Takim człowiekiem był jego kuzyn, Feliks Kałaczjan. Feliks kompletnie nie wyglądał na spokrewnionego z Nikołajem. Skromny i pracowity facet nawet nie myślał, by zboczyć ze ścieżki prawości. Wcześnie ożenił się, miał dwoje dzieci i mieszkał z rodziną w Leninakanie.
Nikołaj i Feliks Kałaczjan, Władimir Kuzniecow (poniżej)
Niestety, pieniędzy na normalne życie, pomimo wysiłków Feliksa, nie wystarczało. Od czasu do czasu jeździł do pracy do Erewania. Pewnego razu kuzyn Nikołaj zaprosił go na poważną rozmowę.
Wiedział, że natura szczodrze obdarzyła Feliksa warunkami fizycznymi - był niezwykle silny i gibki. Niektóre sztuczki, które Feliks Kałaczjan wykonywał z łatwością, były poza możliwościami nawet artystów cyrkowych. Czasami, dla zakładu, potrafił wisieć na jednej ręce ponad godzinę.
Takie przymioty kuzyna były bardzo na rękę Nikołajowi. Początkowo Feliks z przerażeniem odrzucił propozycję kradzieży, ale Nikołaj wiedział, jak go podejść: "Czy nie chcesz, aby twoja rodzina wydostała się z ubóstwa?". Słysząc ten argument, Feliks Kałaczjan zgodził się.
Kradzież wcześniej ukradzionego
Pierwszą robotą kryminalnego duetu rodzinnego był dom towarowy. Nikołaj był mózgiem operacji, a Feliks - wykonawcą. Po wykonaniu dziury w ścianie ukradli ze sklepu deficytowe magnetofony, wywożąc łupy na wózku. Pomimo że towary trzeba było sprzedać po obniżonej cenie, udało im się zarobić 15 tysięcy rubli - w tym czasie za te pieniądze można było kupić dwa samochody "Żiguli" po cenie państwowej. Najbardziej zaskakujące było to, że nikt nie szukał złodziei - sklep działał jak dotychczas i nikt nigdzie nie mówił o poważnej kradzieży. Nikołaj Kałaczjan zdał sobie sprawę, że skradzione magnetofony były "lewe", a kierownik sklepu obawiał się, że jeśli sprawa zostanie upubliczniona, nie tylko złodzieje, ale i on trafi do więzienia.
Żona i dzieci Feliksa
Feliks Kałaczian był szczęśliwy - spełniało się to, co mu obiecał kuzyn. Wysłał część pieniędzy swojej rodzinie w Leninakanie, a sam pojechał z kuzynem do Moskwy. Luksusowe życie "zjadło" pieniądze bardzo szybko i wkrótce Nikołaj zaczął obmyślać większą sprawę - postanowił obrabować Bank Narodowy - Gosbank.
Moralnie niestabilny komsomolec
Obecnie skarbce Gosbanku to fortece nie do zdobycia, z dziesiątkami poziomów ochrony, z czujnikami sejsmicznymi. W ZSRR nie było prawie żadnych zabezpieczeń, ponieważ sądzono, że nie ma takiej potrzeby.
Skarbiec Gosbanku
Oczywiście milicyjna ochrona w budynku Gosbanku Armeńskiej SRR w Erewaniu była, jednak jak się okazało, można ją było swobodnie obejść.
O szczegółach systemu ochrony i gdzie trzymane są pieniądze poinformował Nikołaja pracownik owej instytucji - Zawen Bagdasarian. Ten dotychczas pozytywnie oceniany działacz Komsomołu najwyraźniej stracił rozum po wizycie w skarbcu banku, do którego został wpuszczony jako członek komisji ds. przeliczania banknotów.
Jak twierdził Bagdasarian, w depozycie w tym czasie były banknoty na sumę 100 milionów sowieckich rubli. Zestawienie tej niesamowitej góry pieniędzy z pensją w wysokości 85 rubli miesięcznie okazało się pokusą nie do pogardzenia dla Bagdasariana i zaczął on myśleć o kradzieży. W tym celu spotkał się z Nikołajem Kałaczjanem.
Skarbiec Gosbanku znajdował się na drugiej kondygnacji, gdzie w pokoju bez okien ułożono banknoty na zwykłych półkach - uznano, że nie ma potrzeby używania sejfów. Ale jak dostać się do tego pokoju? Okazało się, że bezpośrednio nad nim znajduje się pomieszczenie dla pracowników, a z kolei do niego przylega budynek mieszkalny.
Plan superkradzieży opracowywano przez 5 miesięcy
Plan włamania Nikołaj opracowywał kilka miesięcy, rozmyślając o wszystkim w najdrobniejszych szczegółach. Feliks, który tradycyjnie pełnił rolę wykonawcy, musiał przeniknąć do budynku w piątek, aby upłynęło jak najwięcej czasu, zanim kradzież zostanie wykryta. Założono, że Feliks najpierw przebije się przez wspólną ścianę budynków, wejdzie do środka, a potem przebije się przez podłogę z pomieszczenia dla pracowników, zejdzie do skarbca i wyniesie stamtąd maksymalnie możliwą kwotę. Na wyposażeniu złodzieja znajdował się między innymi parasol. Po zrobieniu dziury do skarbca, Feliks miał w niej umieścić parasol i otworzyć go, aby kawałki cementu wpadały doń, nie powodując hałasu i nie przyciągając uwagi strażników. Tydzień przed planowanym skokiem Nikołaj miał wypadek i trafił do szpitala. Jednak oznajmił kuzynowi, że sprawę należy doprowadzić do końca.
Niesamowita sztuczka
Wieczorem 5 sierpnia 1977 r. Feliks Kałaczjan wszedł na strych budynku obok Gosbanku i przystąpił do przebijania ściany. Okazało się, że ściana jest wyjątkowo gruba, a Feliks nie będzie miał dość siły ani czasu, aby ją przebić. Zaczął szukać innego sposobu dostania się do banku. Feliks wspiął się na dach i zauważył, że okna w pomieszczeniu dla pracowników nie były zamknięte, lecz były pokryte folią polietylenową - zaczęto tam remont. Teoretycznie z dachu można było "wskoczyć" w okno, ale w praktyce był to czyn ryzykowny.
Niemniej jednak Feliks zdecydował się i skok zakończył się sukcesem. Kiedy znalazł się w pomieszczeniu, zaczął przebijać się przez podłogę. Tutaj wszystko potoczyło się zgodnie z planem Nikołaja. Po wykonaniu w podłodze otworu o średnicy 34 centymetrów i przymocowaniu liny Feliks zszedł do skarbca, skąd wydostał się z ponad 30 kilogramami pieniędzy. Śledczy początkowo nie wierzyli w taką ilość, ale podczas wizji lokalnej Feliks pokazał, w jaki sposób wszystko wykonał. Z plecakiem pełnym pieniędzy Feliks udał się do kuzyna do szpitala. Stamtąd pojechali razem do wynajętego mieszkania, gdzie tymczasowo ukryli łup.
Stan wyjątkowy
Poniedziałkowy poranek, kiedy odkryto kradzież, był naprawdę czarny dla pracowników Gosbanku Armeńskiej SRR. Zniknęło ponad 1 500 000 rubli - kosmiczna suma wg standardów ZSRR. Był to wówczas ekwiwalent 2 milionów dolarów. Sprawa zuchwałej kradzieży znalazła się pod specjalnym nadzorem czołowych przywódców ZSRR. Leonid Breżniew kazał, by osobiście informowano go o postępach w śledztwie. Początkowo postępy były zerowe, milicjanci nie mieli żadnego punktu zaczepienia, a przedstawiciele lokalnego półświatka sami zgłaszali się na milicję z wyjaśnieniami, że nie maja pojęcia, kto zdecydował się na taka zuchwałość.
Ślad serii AI
Śledczy mieli tylko jeden punkt zaczepienia - większa część skradzionej sumy składała się z banknotów sturublowych serii AI. Sturublówki tej serii dopiero wchodziły do obiegu i jeszcze nie zdążyły się rozprzestrzenić po kraju. Aby wpaść na ślad złoczyńców, specjalnym rozporządzeniem Breżniewa obrót banknotów tej serii został zamrożony w całym ZSRR - zostały pozostawione w bankach na czas nieokreślony. W ten sposób pojawienie się banknotów tej serii mogło pomóc wpaść na ślad przestępców. Nikołaj, który sam nakazał Feliksowi brać sturublówki, szybko zrozumiał swój błąd. Dlatego na początku przestępcy wydawali banknoty niższych nominałów, a następnie Nikołaj obmyślił sposób "zalegalizowania" kapitału. Planował skupować za nie obligacje 3-procentowej pożyczki państwowej, które później można było sprzedać, otrzymując już "czyste" ruble. Zadanie przekraczało siły dwóch Kałaczjanów, ponadto obawiali się wpadki.
Przydatna narzeczona
Podczas jednej z podróży do Moskwy Nikołaj poznał Ludmiłę Aksjonową. Zawrócił dziewczynie w głowie, obiecał ją poślubić i całkowicie ją sobie podporządkował. Ludmiła wiedziała, że pan młody ma dużo pieniędzy, ale nie była świadoma pochodzenia kapitału. Nikołaj wyjaśnił, że udało mu się wygrać bardzo dużą sumę pieniędzy, ale ponieważ hazard w ZSRR nie jest mile widziany, muszą być zalegalizowane. Ludmiła przedstawiła Mikołaja i Feliksa swemu bratu, Władimirowi Kuzniecowowi, który pracował jako taksówkarz. Nikołaj oznajmił Władimirowi, że chce zorganizować wspaniały ślub z jego siostrą i ten obiecał pomóc w kupnie obligacji 3-procentowej pożyczki. Około 100 000 rubli przestępcom udało się rozmienić lub wymienić na obligacje pożyczkowe w Taszkiencie. W stolicy Uzbekistanu ostrzeżenia o banknotach serii AI potraktowano dość niefrasobliwie, dlatego kiedy zorientowano się i wezwano milicję, po przestępcach nie było już śladu.
Nikołaj Kałaczjan
Słabe nerwy vs. dobra pamięć
Władimir Kuzniecow skupował obligacje w Moskwie. Najpierw kupował po 1-2 obligacjach, ale potem postanowił od razu wymienić 6000 rubli w banknotach z felernej serii. Pracownica banku miała w kasie obligacje tylko za 3000 rubli. Prosząc klienta, by zaczekał, wyszła po brakujące obligacje do skarbca, gdzie pozostawała przez kilka minut. Kuzniecowowi puściły nerwy - zostawił 3000 rubli w banku i uciekł. Oczywiście ten incydent przyciągnął uwagę śledczych. Na nieszczęście dla Władimira dziewczyna z banku miała doskonałą pamięć wzrokową i sporządziła dokładny portret pamięciowy Kuzniecowa. Tymczasem Nikołaj Kałaczjan, obawiając się najgorszego, zamierzał przenieść się z Moskwy do Soczi. W tym celu kupił samochód za 13 tysięcy rubli, a w zapasowym kole zrobił skrytkę na skradzione pieniądze, które nie zostały jeszcze zalegalizowane. Kałaczjan zamierzał uciec tylko z bratem - narzeczona stała się dla niego ciężarem i był zdecydowany z nią zerwać.
Feliks Kałaczjan
Rozstrzelać czy ułaskawić
Plan ten nie doszedł do skutku. Funkcjonariusze ustalili tożsamość Władimira Kuzniecowa, jego miejsce pracy i adres domowy. Potem dowiedzieli się, że siostra Władimira ma bogatego kochanka z Armenii. W nocy z 6 na 7 czerwca 1978 r. aresztowano Kałaczjanów i Władimira Kuzniecowa. Podczas rozprawy kuzyni przyjęli inną postawę. Cyniczny Nikołaj, mimo trudnego dzieciństwa, nie wzbudzał sympatii - zbyt otwarcie manipulował ludźmi, wielu złamał życie. Zupełnie inna sprawa z Feliksem - skromny, głowa rodziny, wkroczył na zbrodniczą ścieżkę pod wpływem swego brata z chęci pomocy krewnym. Będąc w areszcie i zdając sobie sprawę, co na niego czeka, Feliks napisał do swojej żony list z prośbą o wybaczenie. Poprosił o jedno - o wychowywanie dzieci na godnych ludzi. Orzeczenie sądu było zgodne z przewidywaniem - Nikołaja i Feliksa Kałaczjanów skazano na śmierć przez rozstrzelanie. Babken Sarkisow, przewodniczący Prezydium Rady Najwyższej Armeńskiej SRR, próbował ich ratować. Napisał prośbę o ułaskawienie. Sarkisow zwracał uwagę na na młody wiek przestępców (obaj nie mieli nawet 30 lat), że nikogo nie zabili i nie okaleczyli, a Feliks Kałaczjan ma małe dzieci. Rada Najwyższa ZSRR wydała zgodę na ułaskawienie, ale odpowiednie dokumenty z Moskwy przyszły o dzień za późno - wyrok już został wykonany.