Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak zabić nudę w szkole III

35 586  
9   24  
Szkolne wygłupy - część pożegnalna... Tym razem także nauczyciele okazują się być ludźmi. I nierzadko z ogrooomnym poczuciem humoru. Tak więc w dzisiejszym ostatnim odcinku serii chylimy głowy przed niektórymi z nich. Oprócz tego jeszcze standardowa część zabawy, czyli my - uczniowie i studenci byli, obecni czy też przyszli...

Kumpel opowiadał mi zdarzenie z technikum.

W ww. szkole uczył jeden nauczyciel, który miał tylko jedno oko, zamiast drugiego szklane, czy coś takiego. No i jeden koleś kiedyś na którejś przerwie podszedł do profesora, stanął na przeciw niego i oznajmił:
- Panie profesorze, porozmawiajmy w TRZY oczy. 

* * * * * 

Kiedyś na lekcji z mikroskopami nasza profesorka rzuca taki tekst:
 "Dzisiaj będziemy oglądać krew pod mikroskopami, tu macie żyletki..."

* * * * * 

U nas w technikum sytuacja wyglądała tak:
Wychowawca wpada do klasy naładowany adrenaliną, tak ze mu uszami cieknie siada za biurkiem, a z racji tego że straszny rozgardiasz był w klasie nie wytrzymał nerwowo. I zaczyna swoją litanię : Ja nigdy k..wa nie uwierzę że wy matoły je...ne będziecie do czegoś zdolni, jesteście k...wa przegrani na starcie. Momentalnie cisza zapadła, wszyscy w szoku a ten dalej swoje. Ja się ku..wa meczę flaki sobie wypruwam żeby takich matołów jak wy czegoś nauczyć a wy ku..wa co? A wy ku..wa nic! W pewnym momencie kolega nie wytrzymał ze śmiechu i wybuchł. 
Wychowawca do niego: A ty co sie k..wa śmiejesz ku..sie za...any!? 
J nastała cisza po czym przeprowadził lekcje. Kilka dni później znowu lekcja i znów rozgardiasz lecz tym razem wychowawca zachował zimną krew i mówi: zamknąć się dzięcioły. 
Na to wyżej wymieniony kolega podnosi rękę i mówi: przepraszam ale ja nie jestem dzięciołem.
Wychowawca: To kim jesteś?
Kolega z uśmiechem na ustach: Jestem ku..sem za...nym. 
Wychowawca również uśmiechnięty: a skoro tak to przepraszam.

* * * * * 

Historia - piękny przedmiot, który wszyscy, jako klasa humanistyczna, zgodnie olewaliśmy, nie wyłączając z tej jednomyślności, także naszego pana psora, który robił wszystko, żeby sobie nie utrudniać pracy... Lubił sobie między innymi pogadać z nami i były to raczej rozmowy o tematyce światopoglądowej niż czysto historycznej. 
Np. Zrobił nam kiedyś przydługawy dosyć wywód o szkodliwości palenia jako że na przerwie właśnie zdybał połowę klasy za garażami, ćmiących radośnie i beztrosko, no i tak gada i gada, już przynudza z lekka i już wydawałoby się, że nie ma nadziei, kiedy w gorliwości swojej machnął szeroko ręką, tak że mu poła od marynarki podfrunęła do góry i z wewnętrznej kieszeni wypadła paczka Westów... Kiedy pacnęła już o podłogę, psor nie tracąc werwy podniósł ją, obejrzał i przyznał :
- Ale co ja wam będę mówił, i tak wszyscy wiemy, że to są pierdoły... 


Albo po wręczeniu mu bombonierki czekoladek nadziewanych nota bene alkoholem, w zamian za przełożenie sprawdzianu:
-Wasza propozycja łapówkarska... została przyjęta ze smakiem!! 


Lubował się także w opisach średniowiecznych tortur, kiedyś przez całą lekcję opowiadał nam jak należy wbić człowieka na pal, żeby mu tenże pal nie wyszedł żebrami i żeby umierał długo ku uciesze gawiedzi, wykład ów poparł nawet rysunkami anatomicznymi delikwenta na palu.. W ogóle lekcja przeszła do historii, bo moi pocieszni koledzy, którym nie pomogły nawet odręcznie wykonywane rysunki wbijania na pal, rżnęli sobie w ostatniej ławce w karciochy aż ziemia drżała. Gdy to tylko psor zoczył, podszedł do nich zamyślony, wytarł ręce o marynarkę i rzucił:
- No i jak grasz, baranie, no jak! Daj mi to, nieuku, ja ci pokażę... Po czym rozdał do pokera i przez pozostałe piętnaście minut, jakie dzieliły nas od dzwonka pouczał karciarzy jak grać, żeby wygrać... 

Jeden z tych właśnie karciarzy, dorwał skądś czarno - białe zdjęcia z suto zakrapianej imprezy, o czym świadczyły i dowody rzeczowe - czyli zgrabne flaszeczki na stolikach, i stan fotografowanych. Na paru zdjęciach na pierwszym planie widać było naszego uchachanego historyka w czapeczce malarskiej na głowie, którą nie wiadomo skąd wytrzasnął... Kolega, nie kryjąc obaw, postanowił z tymi zdjęciami pójść do psora, głównie dlatego, żeby nam lekcja zleciała. Jakież było nasze zdziwienie, gdy psor zaczął je przeglądać i komentować, a już zupełnie zbił nas z nóg, kiedy patrząc na jedną fotografię rzekł:
- O, tego pamiętam...!! Ależ on się wtedy spił, świnia jedna!! - opatrzywszy ową uwagę głupawym rechotem, zaś za chwilę spojrzał na drugą (na której obejmował mocno a namiętnie, jakąś podstarzałą już lekko panienkę) i w zadumie podrapawszy się po głowie, cichutko mruknął:
- No... Ale tego to już nie pamiętam...

* * * * * 

Ja niestety nie mam zbyt dużo czasu na rozpisywanie się o wielu przekrętach, które robiliśmy w liceum i na studiach więc pokażę co robili studenci 2 roku informatyki na jakże ważnych wykładach z bezprzewodowych sieci telekomunikacyjnych 


* * * * * 

Kolejna historyjka związana jest z innym kierunkiem studiów, co akurat w tym miejscu nie jest najistotniejsze. Istotny jest natomiast magister P., który prowadził z nami ćwiczenia z pewnego przedmiotu. Usilnie domagał się podczas każdych zajęć sporządzenia tzw. listy obecności. Listę ową otrzymywał od nas przeważnie dopiero pod koniec zajęć i oprócz osób z naszego kierunku, które rzeczywiście były na ćwiczeniach obecne, "zwyczajowo" i "grzecznościowo" wpisywaliśmy także osoby nieobecne, które nas o taką przysługę poprosiły. Mało tego. Oprócz bowiem osób z roku na liście obecności pojawiali się także np. Jerzey Buzek, Aleksander Kwaśniewski, Monika Lewinsky, Reksio the Dog itp. Służyło to oczywiście stworzeniu wirtualnego "sztucznego tłoku", dzięki któremu nasi nieobecni koledzy mogli bezkarnie opuszczać ćwiczenia z tego przedmiotu.
W stałej obsadzie "martwych dusz" tworzących "sztuczny tłok" na liście obecności był nijaki Marian Koniuszko (dla niezorientowanych - bohater serialu "Zmiennicy", alter ego Katarzyny Pióreckiej). Zasada była jedna - inni mogą się zmieniać, ale Marian Koniuszko musi być na każdej liście.
Tak też się stało. Dzięki temu Marian Koniuszko stał się najaktywniejszym i najbardziej zaangażowanym studentem (nie miał bowiem żadnej nieobecności), dzięki temu został zwolniony przez magistra P. z obowiązku pisania kolokwium zaliczeniowego, a nawet został zarekomendowany profesorowi prowadzącemu wykład z tegoż przedmiotu, do zwolnienia z konieczności zdawania egzaminu.
Doprawdy dziwnymi ścieżkami błąka się sprawiedliwe ocenianie studentów...

* * * * * 

Klasa maturalna w liceum. Wycieczka do Częstochowy, miały być jakieśtam modły w intencji udanego egzaminu itepe. Ale wycieczka jest wycieczka, pojechało 40 jakichś dziewuch i 4 kolesi bynajmniej nie dewotów w tym ja.
W połowie drogi autobus zatrzymuje się, dewotki lecą na siusiu, część męska wygramala się przed autobus i pali. Wychodzi za nami nasz ulubiony wicedyrektor i mówi: "Moglibyście chociaż się gdzieś schować". No to stanęliśmy wszyscy za znakiem drogowym 

Ta sama wycieczka.
Częstochowa ma to do siebie, że w promieniu kilometra od Jasnej Góry nawet piweczka nie kupisz. Na domiar złego zakwaterowani byliśmy w jakimś klasztorze...
Stoimy więc przed bramą, palimy itp... Nasz ulubiony wicedyrektor wyskakuje z bramy i pewnym krokiem zmierza w sobie tylko znanym kierunku - to my za nim!
Po jakichś 500 metrach w końcu zatrzymuje się i wrzeszczy: "Czego wy tak za mną łazicie???"
A my: "Bo pan profesor to na pewno wie, gdzie tu piwo sprzedają..." 

* * * * * 

A na zakończenie już zupełne kilka postów, które dominowały niestety na forum... Ale ma to na celu ukazanie jak trudno jest zrobić coś z niczego. Redakcja przestrzega: Wrażliwi i ci, co chcą pozostać w dobrym nastroju mogą sobie dalszą część spokojnie darować.

Podstawówka ma się rozumieć akcja się dzieje, kultowe lekcje religii z księdzem Klecha miał nawyk siadania na ławce przy której siedzieli uczniowie.... i zemściło się, pewien koleś napisał księdzu z tyłu na pasku od sutanny delikatnie kredą "Ch.." Ksiądz wstał odwrócił się do tablicy a klasa wykonała klasyczny rotfl.

Nie licealne co w podstawówkowe. Przed jedną z lekcji angielskiego wyrwaliśmy a właściwie wyciągnęliśmy klamkę z zewnętrznej strony drzwi czekali aż babka przyjdzie. Ona nie umiała wejść, wszyscy cisza. Nie do śmiechu było jak się sekretarka wydarła na nas przez.... okno. Sala na parterze.

* * * * * 

Inna lekcja. Kolega przyniósł w worku zdechłego kota. Jak mu się zaczęło nudzić to wywalił go na ławkę. Oczywiście z lekcji został wywalony w celu urządzenia kotu pogrzebu 

Podziękowania dla: Zecia, DonKlekote, Sqnx, Nephre,  Kot_behemot16, Puch83,  Nimradil, Pajonk1818, Marlon_KTP - tu redakcja chce Cię przeprosić z zeszłotygodniowe niedopatrzenie - jakiś chochlik złośliwy...
Być może jeszcze kiedyś wrócimy do tematu...



Oglądany: 35586x | Komentarzy: 24 | Okejek: 9 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało