Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Zapomniane wynalazki, które mogły zmienić świat... a może celowo zdławiona rewolucja?

207 947  
389   182  
Kiedy na rynek wprowadza się nowe technologie? Wtedy, kiedy poprzednie zdążą na siebie zarobić. Czasem oznacza to, że naprawdę genialne projekty nigdy nie wychodzą na światło dzienne.

Najsłynniejszym z pomysłów, które nigdy naprawdę nie zdołały się przebić, jest tzw. wolna energia. Darmowy prąd dla całego świata, na dodatek transmitowany bezprzewodowo. Większą rewolucję trudno nawet sobie wyobrazić, sam pomysł brzmi zaś dość nierealnie. A może jedynie chodzi o to, by tak brzmiał?

Można by zarzucić, że wolna energia to niesprawdzona koncepcja jakiegoś szalonego amatora garażowego majsterkowania… tyle że za pomysłem stoi prawdopodobnie najgenialniejszy wynalazca w historii, Nikola Tesla [1, 2]. Autor wielu pomysłów, które w jego czasach uważano za zwariowane, a które po latach okazywały się jak najbardziej wykonalne. Czy z wolną energią byłoby podobnie?


Trudno powiedzieć. Sam Tesla był w 100% przekonany o istnieniu możliwości. Sprawę komplikuje też nagle ograniczone finansowanie i nieszczęśliwy wypadek - laboratorium Tesli spłonęło doszczętnie, a w nim wszystkie plany, w tym te dotyczące wolnej energii. Czy faktycznie był to wypadek, czy ktoś „dopomógł szczęściu” - pozostają jedynie dywagacje. Tak jak w sferze dywagacji pozostaje istnienie wolnej energii, tak wiele innych, bardziej współczesnych wynalazków, mimo całego swojego geniuszu, nie znalazło jak dotąd drogi do powszechnego wykorzystania. Przyjrzyjmy się kilku z nich…

Samochód na wodę


Rosnące ceny paliw, coraz wymyślniejsze opłaty paliwowe, a w tle kwestie ochrony środowiska, wzrastającego zanieczyszczenia i malejących zasobów ropy. Problem zasilania pojazdów nie jest niczym nowym - od dobrych kilkudziesięciu lat wiadomo, że nie da się wiecznie korzystać z benzyny i oleju napędowego. Dlaczego więc przez tyle czasu nic nie udało się w tej kwestii zmienić? Dlaczego dopiero teraz samochody hybrydowe (wciąż jednak hybrydowe, a nie np. wyłącznie elektryczne) zaczynają mieć rynkowe znaczenie, z szansą, by w przyszłości być może wyprzeć „diesle”?

Utrzymanie obecnego stanu rzeczy jest dla wielu światowych firm korzystne na tyle, że opłaca się bardziej walczyć ze wszelkimi innowacjami, niż samemu zacząć nad nimi pracę. Gdyby było inaczej, czy samochody elektryczne w dalszym ciągu wyglądałyby jak rysunek autystycznego przedszkolaka i kosztowały tyle co Bentley? Czy nie udałoby się dopracować technologii zasilania samochodów wodą?

Jak w wielu podobnych przypadkach, tak i w kwestii zasilania samochodów wodą więcej jest znaków zapytania i kontrowersji niż jasnych odpowiedzi. Stan Meyer, zmarły w 1998 roku wynalazca, twierdził, że udało mu się zbudować silnik, który w efektywny sposób wykorzystywałby wodę zamiast tradycyjnego paliwa [3]. Zbudował nawet samochód - nieduży łazik będący ponoć w stanie pokonać 43 kilometry na jednym litrze wody. To oczywiste, że taki wynalazek nie mógłby przypaść do gustu koncernom paliwowym… aczkolwiek nie sposób wykluczyć, że kontrowersje, którymi otoczył się Meyer, wyszły ostatecznie branży paliwowej na dobre. Wynalazki Meyera nie zostały nigdy wcielone w życie, skończyło się na prototypach, po czym konstruktor uwikłał się w dziwne rozgrywki z przedstawicielami firm zainteresowanych kupnem patentu. Zmarł nagle, w wieku 58 lat - według niektórych z powodu otrucia. Jednak i na to nie znaleziono jednoznacznych dowodów.


Nie zmienia to faktu, że kilka firm na świecie, niezależnie od siebie, zdołało zaprezentować jeżdżące prototypy samochodów zasilanych wyłącznie wodą [4]. Jednak problemem w ich przypadku wcale nie jest to, że do baku wlewa się litr wody za kilka groszy zamiast 40 litrów benzyny za dwie stówy - a tragicznie niska póki co wydajność. Wciąż produkuje się zbyt mało energii, by gra warta była świeczki. A czy można byłoby nad tym popracować? Oczywiście, że tak - najprawdopodobniej z doskonałymi rezultatami. Problem jedynie w tym, że nikomu się to nie opłaca. Samochody na wodę prawdopodobnie nigdy nie pojawią się masowo na ulicach, jednak nie w wyniku spisku globalnej grupy rządzącej światem, tylko zwyczajnego rachunku zysków i strat.

Działo przeciwnowotworowe

Zwolennicy teorii spiskowych powtarzają często, że niemożliwe jest, aby pomimo tylu lat wytężonej pracy naukowców na całym świecie, wciąż jeszcze nie udało się opracować skutecznego lekarstwa na raka. Spiskowej argumentacji daleko oczywiście do rzetelnych i naukowych analiz, niemniej jednak może w tym wypadku „spiskowcom” należałoby przyznać trochę racji?


W 1934 roku amerykański wynalazca Royal Raymond Rife (uchodzący za jednego z pionierów filmu poklatkowego) zaprezentował tzw. działo Rife’a - generator częstotliwości mający niszczyć komórki nowotworowe [5]. Rife i jego zwolennicy (a ich poglądy utrzymywane są po dziś dzień m.in. w bioenergoterapii) uważali, że każde schorzenie ma specyficzną dla siebie częstotliwość elektromagnetyczną. W związku z tym podanie impulsów o tej samej częstotliwości powinno zabić lub przynajmniej unieszkodliwić zarażone komórki, nie wyrządzając przy tym szkody reszcie organizmu.

Barry Lynes w opracowaniu „The cancer cure that worked: 50 years of supperssion” opisuje 14 przypadków osób chorych na złośliwy nowotwór, którym lekarze nie dawali żadnych szans na wyzdrowienie, a którym działo Rife’a zdołało skutecznie pomóc. Czy oznacza to, że faktycznie dysponujemy skutecznym lekarstwem na raka?

Z jakiegoś powodu - pozostają tylko domysły jakiego - Rife nie zgodził się na współpracę z Amerykańskim Towarzystwem Medycznym. Jego wynalazek nie został poddany klasycznym testom, jakie przechodzą wszystkie wyroby o sugerowanym działaniu leczniczym. Spuszczone na drzewo, Towarzystwo Medyczne zrobiło ponoć wszystko, by wynalazek Rife’a zdyskredytować. Co zresztą udało się doskonale - dzisiaj cierpiący na nowotwory to ogromny i niezwykle dochodowy rynek i wiele jest firm, którym opłaca się przedłużanie choroby, niż faktyczne leczenie pacjentów. Co do tego nie ma wątpliwości. Czy byłoby inaczej, gdyby współpraca w sprawie działa Rife’a przebiegła inaczej? To pytanie pozostaje otwarte.


Warto jednak wiedzieć, że na rynku dostępnych jest coraz więcej „generatorów częstotliwości”, mających działać na zasadzie opracowanej przez Rife’a [6]. Służyć mają do leczenia wszystkiego - począwszy od kataru, a skończywszy na nieuleczalnych nowotworach. Kosztują od kilkuset do kilku tysięcy złotych i nie brakuje chętnych pokładających w nich wielkie nadzieje. Póki co jednak FDA przestrzega przed nabywaniem produktów, których działanie nie zostało udokumentowane.

Elektrownia jądrowa pod strzechy

Elektrownie jądrowe kojarzą się zwykle z wielkimi budowlami, siejącymi grozę reaktorami i potencjalnym skażeniem środowiska, które sprawiłoby, że ludziom powyrastałyby trzecie i czwarte nogi. Pomysł, by postawić gdzieś nową elektrownię, zazwyczaj spotyka się z licznymi protestami pod hasłem „nie o takie elektrownie walczyłem!”. Tym bardziej zaskakujący może więc być fakt, że prowadzono zaawansowane prace nad tym, by mały reaktor dosłownie każdy mógł postawić sobie we własnym ogródku…


Toshiba opracowała reaktor o niedużych rozmiarach, ale sporej wydajności [7]. Urządzenie mające zaledwie kilka metrów byłoby w stanie zaspokoić zapotrzebowanie zakładu produkcyjnego albo niedużej dzielnicy mieszkalnej. Wszystko to przy cenie energii na bardzo niskim poziomie - jeśli wręcz nie zerowym. Co poszło nie tak?

Zupełnie znienacka, gdy niewiele brakowało, aby rozpocząć produkcję, inwestorzy stracili zainteresowanie i wycofali finansowanie. Cała technologia, dzień wcześniej jeszcze rewolucyjna, nagle stała się przeżytkiem. Zapomnianym, porzuconym gdzieś w najciemniejszym kącie szuflady. Dlaczego tak się stało - nie do końca wiadomo. Niektórzy sugerują problemy techniczne, na przykład taki, że do schłodzenia każdego z tych „kieszonkowych” reaktorów potrzebne byłoby jezioro zimnej wody. Inni z kolei powtarzają to, o czym mówi się zawsze w przypadku sensacyjnych wynalazków, które ostatecznie nie trafiają do produkcji - że ci, którym wynalazek się nie opłacał, mieli większą siłę przebicia niż ci, którzy mogliby na nim skorzystać.


Oczywiście w każdym z powyższych przypadków powodem, dla którego genialnego pomysłu nie udało się wcielić w życie, może być to, że sam pomysł w rzeczywistości okazał się wcale nie tak genialny, jak zakładał jego autor. Warto jednak wiedzieć, że „nie da się” w dzisiejszym świecie oznacza zazwyczaj „nie opłaca się”. Komu - to inna sprawa. Fakt, że wraz z rozwojem technologii granice tego co niemożliwe zostały przesunięte daleko poza zakres dotychczasowych wyobrażeń. Nie sposób przewidzieć, co przyniesie jutro!
103

Oglądany: 207947x | Komentarzy: 182 | Okejek: 389 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało