Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Skrajne oblicza wojny oczami dwóch ostatnich żyjących kamikaze

56 865  
225   88  
Kim naprawdę byli kamikaze, japońscy piloci gotowi oddać życie walcząc z wrogiem w najtrudniejszy możliwy sposób? Jak wyglądała II wojna światowa z perspektywy walecznej armii zepchniętej do coraz głębszej defensywy? Żyje już tylko dwóch członków słynnych oddziałów kamikaze - a ich opowieści ogromnie się różnią.

Skończyliśmy szkolenie, po czym wręczono nam białe kartki papieru, na których znajdowały się trzy opcje”, opowiada 92-letni dzisiaj Hisao Horiyama. „Mogliśmy albo wyrazić żywą chęć, albo po prostu się zgodzić, albo odmówić”.

Łatwo można domyślić się, którego wyboru spodziewali się przełożeni. Był rok 1944, wojna nieuchronnie zbliżała się ku końcowi. Wojska amerykańskie nacierały coraz mocniej, a szanse na odwrócenie sytuacji malały z każdym dniem. Przeciwników było zbyt wielu - a Japończycy, zdziesiątkowani i wycieńczeni oblężeniem, tracili resztki nadziei. Sformowanie oddziałów kamikaze, pilotów gotowych rozbić się o amerykańskie statki, było krzykiem rozpaczy. Wielu żołnierzy naprawdę wolało zginąć z honorem niż przyznać do porażki.

Kiedy kończyliśmy przeszkolenie, cesarz Hirohito wjechał do naszej jednostki na białym koniu. Pomyślałem, że to znak, że osobiście prosi o naszą służbę. Wiedziałem, że nie mam innego wyboru jak zginąć za niego”, tłumaczy Horiyama. „Wierzyliśmy wówczas, że cesarz i naród to jedność”.

Ale nie wszyscy wychodzili z tego założenia.


Kiedy nadszedł rozkaz, krew dosłownie odpłynęła z mojej twarzy”, mówi drugi z ostatnich żyjących kamikaze, również 92-letni Takehiko Ena. „Ja i inni piloci pogratulowaliśmy sobie, że zostaliśmy wybrani… Co teraz wydaje się dziwne, wziąwszy pod uwagę, że zupełnie nie było czego świętować”.

Gdy otrzymał powołanie, Ena miał zaledwie 20 lat. Studiował ekonomię na jednej z prestiżowych uczelni w Tokio. Miał dołączyć do szwadronu na Kiusiu, najdalej wysuniętej na południe japońskiej wyspie. W kwietniu 1945 roku ataków kamikaze było najwięcej, ale już do stycznia w samobójcze misje wysłano ponad 500 samolotów.


Z pozoru wszystkim nam wydawało się, że robimy to dla kraju”, opowiada Takehiko Ena. „Zmusiliśmy się, by wierzyć, że zostaliśmy specjalnie wybrani do tego poświęcenia, zaszczytu. Ja chciałem tylko bronić matki i ojca, których kochałem. Wszyscy byliśmy przerażeni!”.

Takehiko Ena wraz z drugim pilotem i oficerem odpowiedzialnym za łączność miał poprowadzić samolot z ważącą 800 kilogramów bombą przytroczoną do podwozia. Paliwa miało wystarczyć tylko na lot w jedną stronę. Więcej miało nie być potrzebne.

Hisao Horiyama wspomina ogromne emocje, które targały żołnierzami w oddziałach kamikaze.

Nie myśleliśmy zbyt wiele o umieraniu. Byliśmy szkoleni, by powstrzymywać emocje. Nawet jeśli mieliśmy zginąć, wiedzieliśmy, że robimy to w słusznym celu. Śmierć była ostatecznym spełnieniem naszych obowiązków wobec Japonii, mieliśmy rozkaz nie wracać. Wiedzieliśmy, że gdybyśmy zawrócili, rozzłościłoby to naszych przełożonych”, opowiada Horiyama.

Każdy kamikaze przed udaniem się w misję miał obowiązek spisania testamentu i pożegnalnego listu do rodziców, który miał im zostać przekazany po zakończeniu wojny.

Byłem niegrzecznym dzieckiem i dostawałem złe oceny”, wyznaje Horiyama. „W liście napisałem do ojca, że przepraszam za to jakim nędznym byłem studentem… i za rozbicie trzech samolotów podczas lotów treningowych. I że mi przykro za to, że wojna odwraca się przeciw Japonii. Chciałem się wykazać [przed ojcem] i wtedy zgłosiłem się na ochotnika do kamikaze. (…) Ale moja matka była zła. Krótko przed tym jak umarła, zapowiedziała, że nigdy nie wybaczyłaby mojemu ojcu, gdybym zginął w ataku kamikaze”.

Takehiko Ena przekazał rodzinie swoje zdjęcie, pożegnalny list spisał dzień przed wyruszeniem w misję.


Wiedząc, że będą to czytać inni, nie mogłem napisać czegoś, co byłoby niemęskie. Dlatego mój list wypadł jak oschła notka”.

28 kwietnia 1945 roku nadszedł dla Eny sądny dzień. Gotowy do startu samolot czekał na lotnisku w Kagoshimie. Z przyczyn technicznych maszyna nie zdołała wzbić się w powietrze. Choć wśród kamikaze znajdowali się głównie młodzi piloci w pełni sił, samoloty, którymi się posługiwali, miały swoje lata. Często były uszkodzone do tego stopnia, że właściwie należało je zezłomować. Lub rozbić.

Drugie podejście także zostało przerwane przed czasem. Problem z silnikiem zmusił Enę do zawrócenia i awaryjnego lądowania w japońskiej bazie, co było podwójnie ryzykowne wziąwszy pod uwagę fakt, że do samolotu wciąż przyczepiona była przygotowana do detonacji bomba.


Do trzech razy sztuka, głosi powiedzenie. Podczas trzeciego podejścia, 11 maja, cała trzyosobowa załoga samolotu znalazła się w oceanie. Znowu zawinił silnik. Mężczyźni przeżyli upadek i wpław dopłynęli do pobliskiej wyspy Kuroshima, gdzie spędzili dwa i pół miesiąca, zanim przypłynął po nich okręt podwodny.

Hisao Horiyama nie doczekał się swojej misji. Nim nadszedł właściwy czas, 15 sierpnia 1945 roku cesarz Hirohito ogłosił kapitulację. Było to wkrótce po atakach nuklearnych na Hiroszimę i Nagasaki. Wstrząsnęły one Japonią, a części ich skutków nie udało się usunąć po dziś dzień. Mimo to żołnierze chcieli walczyć dalej, dowódcy mobilizowali oddziały, kolejni kamikaze byli gotowi oddać życie. Tylko szacunek do cesarza i jego mądrości zatrzymały rozlew krwi na tym etapie. Wojnę uznano za zakończoną.

***


Ponad 3800 pilotów oddało życie, część odnosząc spektakularne sukcesy. Zatopiono wiele amerykańskich lotniskowców, jednak liczby pozostają nieubłagane. Kamikaze częściej ginęli zanim zdołali osiągnąć cel. Niektórzy rozbijali się już wkrótce po starcie. Inni nie byli w stanie dolecieć do miejsca przeznaczenia. Wreszcie wielu ginęło pod ostrzałem - a stan maszyn i liczebna przewaga Amerykanów nie pozwalały podjąć walki.

Historia kamikaze to opowieść o wielkiej miłości do ojczyzny. Ale też opowieść o desperacji i beznadziei wojny pochłaniającej tysiące niewinnych ofiar. Cześć poległym!

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
18

Oglądany: 56865x | Komentarzy: 88 | Okejek: 225 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało