Czyli historia o tym, jak pewna grupa przegrywów zbudowała sobie historyczny statek i nie zawahają się go użyć.
Tak, byliśmy jednymi z tych, którzy jako bajtle marzyli o pirackich przygodach, kiedy rolka po srajtaśmie imitowała lunetę, gotowi do abordażu z najwyższego drzewa wypatrywaliśmy wrogi statek. Jako nieco starsi marzyliśmy o prawdziwej paczce kamratów, braterstwie krwi, gdzie wszyscy za wszystkich, jeden... na jednym raczej nie kończyło się w barze, w którym wyobrażenia te nabierały coraz mocniejszego kolorytu.
To może wreszcie to zrobimy? Zapytał po latach łysiejący przegryw po trzydziestce. Zrobimy, zrobimy - odpowiedziało mu echo. Bo jego kamraci swoje największe przygody mają już zawsze w kieszeni, w postaci karty multisportu, którą co miesiąc zasila korporacja. Dźwięk odbijającej się piłeczki do squasha i smak bezglutenowych pierożków skutecznie zagłuszają wyrzuty sumienia o niespełnionych przygodach i nieodkrytych lądach.
Dlaczego jednak nie uderzyć do tych, którzy wciąż wierzą w pirackie braterstwo krwi, a ich jajka nie zdążyły zmiażdżyć przyciasne rurki? I tak odnaleźliśmy młody narybek, którego jeszcze każdy dzień jest przygodą, a nie odliczaniem do utęsknionego piątunia.
Napisaliśmy projekt, zdobyliśmy kasę, rozpoczęliśmy budowę - wszystko udało się jakieś pięć razy szybciej niż planowaliśmy, jakby obrót spraw miał nam zwrócić stracony czas oczekiwań na przygodę, która mogła nigdy nie nadejść.
Zbudowaliśmy galar - czyli statek, jakim niegdyś spławiano towary rzekami w kierunku morza. Zamontowaliśmy żagiel, uzbroiliśmy w armatę i tarcze i wciąż wykańczamy jednostkę.
Czujesz mrowienie na samą myśl o takiej przygodzie?
Dobrze, bo właśnie rekrutujemy do załogi na nadchodzący sezon!
Znajdź nas i miej jaja, aby dołączyć.
Tu jesteśmy
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą