Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Te wspaniałe maszyny latające. Zaległa część VII - myśliwce - tom 3

16 907  
90   16  
Tak się złożyło, że myśląc o lotnictwie I wojny światowej, wyobrażamy sobie przede wszystkim samoloty angielskie, francuskie bądź niemieckie.

Nie ma się co szczególnie dziwić, tak nas ukształtowała kultura masowa, rzeczywiście poza nimi możemy ewentualnie sobie wyobrazić lotnictwo amerykańskie – które tu jednak pominę, jako że w działaniach wojennych brały udział ich jednostki wyposażone w samoloty europejskie.

Ponadto pamiętamy głównie samoloty mające – w podsumowaniu – mniejsze (przynajmniej liczbowo) znaczenie w wojnie, jak właśnie Nieuporty czy Fokkery Dr.I. Jak kiedyś podliczyłem, wszelkie myśliwce z silnikami rotacyjnymi (poza Camelem) po którejkolwiek stronie były zbudowane w znacząco mniejszej liczbie (mniej więcej dwukrotnie!) niż – prawie nieznane powszechnie – samoloty z silnikami rzędowymi. Trójpłatowego Fokkera („Czerwony Baron”), Camele czy Nieuporty wymieni każdy kinoman, chociażby po filmach typu „Błękitny Maks” czy „Flyboys”. A kto pamięta o Albatrosach, SE.5a czy SPAD-ach? U mnie o nich będzie niebawem.


A jest tyle jeszcze maszyn innych państw, nieomal nieznanych. Są samoloty austro-węgierskie, wprawdzie często zamawiane w Niemczech, ale przez lotnictwo niemieckie nieużywane. Są włoskie i rosyjskie wodnosamoloty myśliwskie (o lotnictwie bombowym napiszę innym razem, i to raczej zbiorczo), są też ich samoloty lądowe – nieliczne, jako że te kraje bazowały na myśliwcach francuskich. Ale są. Będzie zbiorczo i skrótowo, siłą rzeczy.

Może niemodnie, ale zacznę od samolotów rosyjskich. Rosjanie latali głównie na Morane'ach N i I (modyfikacja N) i Nieuportach 11, 16 i 17, ale mieli i własne konstrukcje. Lądowy Sikorskij S.16 (tak, Sikorski, którego dziś znamy ze śmigłowców) nie wyróżniał się niczym istotnym, delikatny dwupłat z archaicznym wielokołowym podwoziem nie zachwycał osiągami.

Sikorskij S-16

Inną sprawą były latające łodzie myśliwskie. Konstrukcje Grigorowicza, lekkie dwupłaty z łodziowym kadłubem o pojedynczym redanie (redan - uskok dna, niwelujący efekt Coanda, który utrudniał odklejenie się samolotu od wody - efekt, nie uskok) i silnikiem ze śmigłem pchającym, zamocowanym między słupkami centropłatów, okazały się być trafioną koncepcją. Śmigło pchające w tym kontekście dawało tyle, że pilot mógł sam uruchomić silnik – korbą, po prostu wstając w kabinie.


Grigorowicz M-9

Ciekawe, że podobne koncepcyjnie do samolotów Grigorowicza były włoskie łodzie latające Macchi. W przypadku Włochów mniej się można dziwić ich popularności, niezwykle długa linia brzegowa kusiła wręcz, żeby samoloty mogły operować z morza. Lądowe samoloty włoskie nie były tak udane, Włosi i tak na ogół latali (znowu!) na francuskich Nieuportach i jedynym bardziej widocznym ich myśliwcem lądowym był Ansaldo A.1 „Balilla”. Samolot „mocno taki sobie”… Po wojnie budowaliśmy go na licencji (może niesłusznie, ale mocno mi się to kojarzy z licencją na samochody FIAT, a także z jakością transatlantyków budowanych dla Polski w stoczniach Monfalcone), był jaki był, nasze okazały się być o klasę solidniejsze od oryginalnych. „Za wojny” zanadto się nie zasłużył.

Ansaldo A.1

Macchi M-5

Ciekawie się działo w państwie Najjaśniejszego Pana – Franciszka Józefa. Austro-Węgry, dysponując raczej marnym przemysłem lotniczym, zamawiały samoloty w Niemczech. Najsłynniejszym chyba CK myśliwcem był Hansa-Branderburg D.I, zwarty, krępy dwupłat z górnym płatem leżącym na wysokim kadłubie i komorą płatów usztywnioną krzyżakami zamiast typowych rozpórek, za to bez linek naciągów. Niemcy nie udostępniali sojusznikowi synchronizatora, więc samolot – nb. konstrukcji samego Ernsta Heinkla – uzbrojony był w pojedynczy km Schwarzlose zamontowany nad płatem w szczelnej obudowie zwanej „trumienką” (jak się zaciął, to nie żyjesz). Drugi charakterystyczny myśliwiec to Aviatik-Berg D.I, wizualnie przywołujący niezdrowe skojarzenia z samolotami włoskimi; w każdym razie najsłynniejszy latający na nich pilot (Franciszek Linke-Crawford z Krakowa) zginął, gdy rozkleił się baldachim i na uszkodzonym samolocie nie mógł się bronić, gdy go dopadł myśliwiec Hanriot (o nim za chwilę) we włoskiej służbie. Były i myśliwce Phönix D.I i D.II, również ustępujące maszynom Ententy – przede wszystkim powolne, chociaż solidniejsze od Aviatików i cechujące się lepszym wznoszeniem od Albatrosów.


Hansa-Brandenburg D.I


Aviatik D.I Linke-Crawforda


Phönix D.I

Ostatecznie zakłady Oeffag zaczęły produkować własną odmianę Albatrosa D.III, opisanego w poprzednim odcinku. O ile niemieckie Albatrosy miały półkulisty kołpak śmigła, za którym była płaska deska, ale który nie było łatwo wtedy wytworzyć tak, żeby był idealnie wyważony, o tyle Oeffagi nie miały kołpaka, ale za śmigłem był ładnie opracowany aerodynamicznie przód kadłuba. Samolot ten nie ustępował niemieckiemu pierwowzorowi, a dla nas powinien być o tyle istotny, że na takich maszynach walczyło sporo pilotów polskiego pochodzenia, w tym „autor” naszego znaku rozpoznawczego – Stanisław Stefan Stec. Przyczynę cudzysłowu wyjaśniłem w niedawnym odcinku specjalnym, poświęconym genezie polskiej szachownicy lotniczej.


Oeffag (Albatros) D.III

I jeszcze jeden samolot, który trudno zaszufladkować. Francuskie zakłady Hanriot budowały na licencji angielski samolot bombowy Sopwith 1½ Strutter i wpływ tej konstrukcji widać w zbudowanym później tamże myśliwcu Hanriot HD.1. Był to samolot udany, ale nie przyjęto go do uzbrojenia armii francuskiej – po pierwsze już wprowadzono tam nowy typ myśliwców, po drugie HD.1 „podkradał” silniki już używanym Nieuportom. Ale samolotem zainteresowała się Belgia (gdzie stał się na pewien czas wręcz podstawowym typem) i Włochy, był nawet produkowany na licencji we Włoszech w fabrykach Macchi. Belgijski pilot, Willy Coppens, dokonał dość niezwykłego wyczynu: wylądował na grzbiecie niemieckiego balonu obserwacyjnego, a co więcej, udało mu się z niego powrócić – przy czym, jak twierdzą niektóre źródła, nie był to wyczyn celowy, Coppens po prostu podczas ataku zahaczył podwoziem o powłokę balonu i niejako na niego spadł, przy czym wyłączył silnik, żeby nie rozedrzeć balonetu i spłonąć w wodorowym ogniu; potem zsunął się z balonu i pomimo wyłączonego silnika rozpędził się podczas nurkowania na tyle, że odzyskał sterowność. Maszyna, jako inspirowana 1½ Strutterem, wykazywała pewne podobieństwo do Sopwitha Pup, o którym przeczytacie w kolejnym odcinku.


Hanriot HD.1

Będzie to kontynuacja tematu myśliwców brytyjskich. Tylko brytyjskich, jako że wtedy w Anglii zaczęło się w biurach projektowych więcej dziać, gdy Francuzi trzymali się już osiągniętych pozycyj, i połączony artykuł byłby po prostu rozpaczliwie długi. A i tak krótko nie będzie.

PS Wiem, sporo pominąłem. Samoloty poza głównym nurtem są, z jednej strony, prawie nieznane, a z drugiej - niezmiennie ciekawe. Ale planuję aneksy. I już widzę, że ta seria na 20 odcinkach się nie zakończy.

W poprzednim odcinku, który miał być odcinkiem następnym, ale redaktor się nie wykazał i zamotał w numeracji, którą autor dał i dlatego puścił go wcześniej, za co autora i czytelników przeprasza.

W następnych odcinkach:
Część VIII: myśliwce brytyjskie - cz. 2
Część IX: myśliwce brytyjskie - cz. 3
Część X: myśliwce francuskie - cz. 2

Oglądany: 16907x | Komentarzy: 16 | Okejek: 90 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało