Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Historia monet. Dziś o ich początku, czyli skąd i po co się wzięły?

63 167  
482   24  
„Panie kochany, dej mnie pisiąt groszy. Na bułkę!” - zapewnia, od czasu do czasu, niejeden „pasjonat piwa”. „Pisiąt groszy” - na skalę kraju jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele za tak niewiele. Czy jakoś tak.

Dziś te pięćdziesiąt groszy, jak i w ogóle cały koncept pieniądza, wydaje się absolutnie oczywisty. Jednak, jak każdy wynalazek, to jedynie wytwór ludzkiej pomysłowości i finalny (póki co) wynik ewolucji trwającej ponad dwa i pół tysiąca lat. To, co dziś trzymamy w portfelu, wzięło swój początek dawno temu w pewnym rejonie obecnej Turcji i rozlało się stamtąd na cały świat. Ale zacznijmy od początku.

Ludzie handlowali ze sobą od momentu kiedy zauważyli, że ta druga strona ma coś, co my chcielibyśmy mieć, jest gotowa oddać nam to coś za coś, co i my jesteśmy w stanie oddać oraz kiedy zrozumieli, że ci przyszli partnerzy handlowi mieli zbyt dużo dzid, aby zabrać im to coś siłą. Handel, siłą rzeczy, opierał się na bezpośredniej wymianie towarów - masz dorodne ryby, to daj mi je za moje wspaniałe lisie skórki. Taki sposób handlu jest naturalny - ale przysparza problemów. Nie zawsze bowiem ta druga strona będzie miała coś, co nas zainteresuje, tak samo jak i my nie zawsze będziemy mieli to coś, co interesować mogłoby ich. Drugą sprawą jest to, że wymiana taka jest trudniejsza w „doprecyzowaniu” - jeśli masz dwa gliniane garnki, a partner handlowy trzy łuki (jedynie przykład) - to nie zawsze uda się dogadać tak, aby transakcja zadowoliła wszystkich. Jedna strona będzie się upierać, że dwa garnki są warte więcej niż jeden łuk, druga z kolei, że mniej niż dwa. Nikt dzielić towaru nie zamierza, bo i sensu to nie miałoby zbyt wiele. I co wtedy?

Choć to oczywiście przykład - to jednak ten tak zwany „barter” był niedoskonały. I dlatego właśnie taką popularność zyskał nowy system, który pojawił się, aby wyeliminować podstawowe jego niedoskonałości. Zanim jednak pojawiły się monety, rolę takiego prymitywnego pieniądza przejmowały rozmaite inne przedmioty, które można tutaj podzielić na dwie kategorie: nieopierające się na kruszcu, jak muszelki, skórki, łupiny kokosowe czy zwykła sól, oraz te oparte na nim, jak sztabki (lub nawet wytopione, ale nie przetopione na żadne sztabki grudy) miedzi, brązu, srebra lub złota.

Pojawił się zatem ten „prymitywny pieniądz”. Ale i z nim były problemy. Posługiwanie się muszelkami w handlu jest całkiem fajne, o ile handlujesz w obrębie swojego „kręgu kulturowego”. Problemem okaże się jednak sytuacja, w której przyjdzie pohandlować z kimś, dla kogo muszelki te są, owszem, fajne, ale kompletnie bez wartości. Nawet sztabki czy grudy metali szlachetnych nie były doskonałe - ponieważ sztabki gorzej sprawdzają się przy transakcjach (zazwyczaj, dla uzyskania satysfakcjonującej obie strony wymiany, trzeba je było ciąć na mniejsze kawałki), jak i każdy taki większy handel najprawdopodobniej kończył się i tak sprawdzaniem, czy aby na pewno sztabka ta jest takiej jakości, jakiej być powinna. Ktoś bowiem mógł oferować za towar kawałek prawie czystego złota, a ktoś inny za ten sam towar mógł próbować wcisnąć niby taką samą sztabkę, ale składającą się ze stopu złota i miedzi, z czego miedź stanowiła w niej na przykład 1/3 całości. Do tego celu stosowano „kamienie lidyjskie”, które, po potarciu nim badanego kawałka złota, były w stanie pomóc w oszacowaniu próby lub też „ilości złota w złocie”. I bądź tu teraz mądry! Handel to od wieków sposób na zbicie majątku, ale gdy nie ma się odpowiednich narzędzi, wiedzy, doświadczenia i, przede wszystkim, systemu - potrafił zapewne nieraz przyprawiać o ból głowy. Dlatego też potrzebny był nowy system, nowy wynalazek, który miał to wszystko (przynajmniej na tyle, na ile było wtedy można) ułatwić.


Pierwsze monety w naszej części świata zaczęto wybijać w Lidii, najprawdopodobniej w mieście Sardis, stolicy tego królestwa. Wybór tego właśnie miejsca na „objawienie” tego wynalazku jest związany zapewne z dwoma kwestiami - po pierwsze Lidyjczycy byli narodem handlarzy. Pisano o nich, że byli na lądzie tym, czym na morzach Fenicjanie. Po drugie zaś przez ich państwo przepływały dwie rzeki, Paktol i Hermos, których wody znosiły z pobliskich gór elektron - naturalnie występujący stop głównie złota i srebra (nazwa wzięła się stąd, że stop ten był żółty, więc przylgnęło do niego greckie słowo, jakim określano wcześniej bursztyn).

Rzeczka Paktol, podobno do dziś można w jej korycie znaleźć drobinki elektronu.

Herodot zaś nazywał go „białym złotem”, w odróżnieniu od czystego złota, takiego bez domieszki srebra. Dziś wiemy, że po prostu obszar ten jest dość bogaty w ten cały naturalny elektron, wypłukiwany z pobliskich złóż znajdujących się w górze rzek, starożytni zaś „wyjaśnienia” szukali w historii, według której w rzekach tych miał się kąpać sam Midas szukający sposobu na „wyleczenie” z dotyku zamieniającego wszystko w złoto. Sam pomysł był prosty, ale przełomowy. Władca zbierał bowiem (rękami poddanych, rzecz jasna) ten elektron, przetapiał i formował z niego kulki o jednakowej wadze i jakości - tak zwane statery o wadze mniej więcej 14,15 g.
Te kulki były wygodne w użyciu, lecz życie wymusiło wprowadzenie nowych „nominałów” - ponieważ taka kulka z elektronu wciąż posiadała zbyt dużą wartość. To tak jakby pójść rano po bułki i mleko mając jedynie 200 zł w portfelu w systemie, w którym istnieją wyłącznie banknoty dwustuzłotowe, bez żadnych mniejszych nominałów - zostaje wtedy kupienie worka bułek i paru wiader mleka. Dlatego też pojawiły się mniejsze nominały - hemistater, czyli pół statera, najliczniejsza ze znalezisk trite - 1/3 statera (która i tak była wciąż zbyt cenna w codziennym handlu, jak się szacuje była ona wówczas warta mniej więcej 16 owiec), hecte - 1/6, hemihecte- 1/12 i mniejsze - aż do nawet mających po 0.08 g kulek stanowiących 1/192 statera.
Samo jednak opracowanie standardu wagowego i wyrabianie zbliżonych jakościowo kulek ze szlachetnego kruszcu nie było jedyną, rewolucyjną, innowacją. Aby bowiem zagwarantować jakość wyrobu i dać ludziom pewność (przynajmniej… teoretyczną), że oto faktycznie posiadają ten odpowiedniej jakości wyrób - postanowiono każdą taką kulkę potraktować… stemplem. I tak właśnie narodziła się moneta - czyli, zgodnie z encyklopedyczną definicją - „pieniądz metalowy, o unormowanym ciężarze, składzie, kształcie i wymiarach, opatrzony pieczęcią wydawcy (emitenta)”.

I to nie byle jaka moneta, bo piękna:


Pomysł się przyjął. Niedługo pojawiły się inne, regionalne wersje staterów. Pojawił się na przykład standard fokajski (wypracowany w miejscowości Fokaja w Anatolii), w którym stater ważył 16,6 g oraz taki używany na wyspie Samos, w którym stater ważył 17,4 g.
Aby odróżnić zarówno te standardy, oraz rozmaitych emitentów lokalnych, poszczególne mennice posiadały własne motywy. W Lidii takim motywem był na przykład lew - na większych nominałach (z tajemniczym „czymś” na swej głowie, typ opisywany w literaturze jako „lew z brodawką”), albo lwia łapa - na tych mniejszych, na których głowa lwa by się nie zmieściła. Ogólnie na tych pierwszych monetach prym wiodły zwierzęta - pojawiały się na nich, oprócz wspomnianych lwów, zarówno kozy, dziki, jelenie, barany, byki, konie, lisy, zające, psy, ptaki, żółwie, kraby, delfiny, ale zdarzały się i przedmioty, jak tarcze, czy istoty fantastyczne, jak pegazy czy gryfy.






Wspomniana frakcja statera z łapą lwa zamiast jego głowy.
Z drugiej zaś strony znajdowało się tak zwane incusum - wgłębienie (lub wgłębienia) tworzone podczas wybijania monety, różnego kształtu. Ich główny cel był jeden - w ten sposób każdy mógł sobie „zajrzeć” do środka monety i dzięki temu przekonać się, że jest ona w całości z elektronu i nie jest jakimś oszustwem.

Wiemy więc jak to się stało i dlaczego pojawiły się pierwsze monety. Pozostaje zatem pytanie - kiedy to się stało. I tutaj pojawia się pewien problem, ponieważ monety to, w gruncie rzeczy, jedynie kulki z metalu szlachetnego. Te lidyjskie nie zawierają też na sobie żadnych dat - ponieważ moda na to przyjdzie dopiero wiele wieków później. Nie ma też na nich żadnych odniesień do wydarzeń historycznych, które można by łatwo powiązać z danym rokiem na podstawie innych źródeł. Nie są też datowalne metodą radiowęglową. Ale na szczęście można, mimo to, datować je z dość dużą dokładnością - trzeba jedynie było mieć… odrobinę szczęścia.

A szczęście to przytrafiło się Dawidowi George’owi Hogarthowi, brytyjskiemu archeologowi nadzorującemu wykopaliska na terenie świątyni Artemidy w Efezie w latach 1904-1905. W trakcie tych wykopalisk udało się znaleźć depozyt takich właśnie staterów, na podstawie zaś kontekstu w jakim się znajdował wywnioskowano, że depozyt ten złożono w okolicy roku 630-620 p.n.e. Dzban gliniany, w którym monety się znajdowały, oszacowano również, ze względu na styl w jakim został wykonany, na okolice roku 625 p.n.e. W latach 1993-1994 odkopano kolejny depozyt zawierający statery tego typu, tym razem na podstawie kontekstu i warstwy, w której go znaleziono oszacowano, że został tam ukryty w okolicy lat 630-600 p.n.e. Znaleziono też pojedynczą monetę, 1/3 statera, która znajdowała się w warstwie pochodzącej z lat 630/620 p.n.e. Tych kilka osobnych przypadków sprawia, że początek mennictwa obecnie ustala się na lata 650-625 p.n.e., z możliwym odchyleniem wynoszącym jedną lub dwie dekady.

Monety z elektronu stanowiły jedyny przykład tego genialnego wynalazku przez mniej więcej 80 lat. Niestety, mimo rewolucyjności i ogromnej pożyteczności - nie zostały zbyt szeroko rozpowszechnione i nie przyjęły się w ościennych krainach. Głównym powodem było zapewne to, że duże ilości elektronu znajdowały się głównie w Anatolii, więc inne nacje nie miały po prostu z czego bić odpowiedniej ilości monet. Innym powodem mogło być to, że jednak, mimo wszystko, te monety wciąż nie były doskonałe, a stosunek złota do srebra w nich zawartego był różny i wahać się mógł od aż ponad 80% złota w monecie do nieco ponad 45%. Choć sam pomysł stworzenia monet był genialny - potrzebna była jeszcze jedna innowacja, która postawiła kropkę nad i na następnych kilkanaście stuleci i która trwała z powodzeniem aż do początków XX wieku.

Na pewno znacie określenie „krezus” (nie mylić z „rezusem”, które oznacza, o dziwo, coś zupełnie innego). To jest rezus, tutaj akurat przed lotem w kosmos:


A krezus to na przykład taki Bill Gates. Ogólnie mówiąc - osoba tak bogata, jak każdy z nas w swych marzeniach. Określenie zaś wzięło się od Krezusa (albo Krizasa, jeśli wierzyć interpretacjom językoznawców), ostatniego króla Lidii, który na tron wstąpił w okolicy roku 560 p.n.e. Była to postać obrzydliwie bogata. Miał ów król jednak problem, ponieważ do jego granic zapukała potęga perskiego imperium. Krezus pragnął dowiedzieć się od jakiejś wyroczni, czy powinien na nią uderzyć zbrojnie, ale bał się, że żadna z wyroczni działających w ówczesnym świecie nie poda mu prawdziwej odpowiedzi. Dlatego wymyślił pewien test - rozesłał do wszystkich znanych wyroczni swoich posłańców z prostym zadaniem - mieli oni odliczać dni od swojego wyruszenia i zadać, w dokładnie setnym dniu po opuszczeniu Sardis, wyroczniom to samo pytanie - mianowicie co też król Krezus teraz właśnie robi. Posłańcy mieli zapisać odpowiedź i powrócić do króla. Tak też uczynili, a gdy przybyli z powrotem do pałacu, Krezus zabrał się za odczytywanie przepowiedni. Gdy przeczytał tę delficką - zaniemówił z wrażenia, ponieważ brzmiała:

Liczbę zaiste ziaren piasku poznałam i morza wymiary,
także niemego rozumiem i słyszę głos tego, co milczy.
Zapach owiewa mnie właśnie, jak gdyby wraz z mięsem jagnięcym
w kotle gotował się żółw opancerzony swą twardą skorupą;
Pod nim jest brąz podłożony i w brąz on otulony jest cały.

A on specjalnie postanowił, w ten setny dzień, zrobić coś, co trudno byłoby odgadnąć - pokroił więc jagnię i mięso żółwie i ugotował je w kotle z brązu, przykrywając go równie brązową pokrywką. Uznał, że wyrocznia ta mówi prawdę, więc wysłał do niej kolejne poselstwo, tym razem z właściwym pytaniem o wyprawę na Persów. Aby zaś zapewnić sobie przychylność, jako dar dla kapłanów dołączył cztery sztabki szczerego złota o rozmiarach mniej więcej 18 na 9 cali, 117 takich samych sztabek z elektronu i statuetkę złotego lwa. W odpowiedzi usłyszał, że „jeśli wyprawi się na Persów, to zniweczy wielkie państwo”. Ucieszony z tak dobrego omenu Krezus nie byłby sobą, gdyby nie kazał rozdać każdemu z mieszkańców Delf po dwa statery, sam zaś zabrał się za przygotowania wojenne. Niestety, koniec końców, wielkie państwo zostało zniweczone, lecz było to jego własne państwo. Wojnę przegrał i skończył jako poddany perskiego króla (lub, za innymi historykami, po prostu został tradycyjnie ukatrupiony) - pewnie był na sam koniec strasznie zły na samego siebie, że nie dopytał wyroczni czyje konkretnie państwo zostanie zniweczone. A przynajmniej tak tę historię prezentuje w swojej księdze Herodot.

Nas jednak, przynajmniej jeśli idzie o tematykę tego artykułu, bardziej interesuje inna sprawa z Krezusem związana. Otóż (gdy jeszcze żył i panował) jako pierwszy wprowadził on tak zwany system bimetaliczny - to znaczy opierający się na dwóch metalach. W miejsce monet z elektronu wprowadził osobno monety złote oraz srebrne. Z okresu jego panowania udało się nawet odkopać w Sardis pozostałości dużego warsztatu, datowanego na okolice lat 560-550 p.n.e., w którym przetapiano elektron i produkowano z niego czyste złoto i srebro, dokładna zaś analiza kawałeczków tych metali znalezionych w tym miejscu wykazała, że są one identyczne (tak piszą naukowcy, w jaki sposób to zbadali - już nie wiem, ale wierzę, że swoje sposoby na to mają) z metalem w srebrnych i złotych monetach Krezusa.


Złoty stater Krezusa. Lew i byk mają ponoć symbolizować system bimetaliczny - lew oznaczający złoto, byk - srebro.



A to już srebrna moneta Krezusa - pół statera lub tak zwany siglos.

I choć Krezus skończył dość marnie, tak pomysł wprowadzony za jego panowania przyjął się doskonale i ostatecznie rozpowszechnił się na całym świecie. Głównie dlatego, że srebro i złoto w przeciwieństwie do elektronu było dużo bardziej powszechne w rejonie Morza Śródziemnego i wiele innych krain mogło zacząć naśladować Lidyjczyków i tworzyć własne monety. Ale o tym, być może, jeśli artykuł się spodoba, już następnym razem.
1

Oglądany: 63167x | Komentarzy: 24 | Okejek: 482 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało